Cześć! Dość szybko napisałam ten rozdział, ale strasznie mi się w domu nudzi, bo jestem chora i siedzę sama cały dzień, ale to pomaga mi się skupić na wymyślaniu nowych historii. Chociaż ostatnio przychodzi mi to bardzo łatwo. Tak jak obiecałam - rozdział jest troszkę dłuższy niż normalnie piszę, ale teraz to będzie normą. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
ROZDZIAŁ 13
MAŁA NIESPODZIANKA
Tamtego dnia całkiem nieźle się z Rossem dogadywaliśmy. Poszliśmy do miasta, żebym mogła zacząć się lepiej orientować. Nie będę ukrywać - było to całkiem fajne. Mijający nas ludzie oglądali się za nami, a młode dziewczyny podchodziły do Rossa i prosiły go o autograf lub zdjęcie. Zwykle przypatrywały mi się i zawsze, gdy je na tym przyłapywałam, rozmyślałam, co im może chodzić po głowie. Blondyn nie miał nic przeciwko, że co chwilę przystawaliśmy i spełnialiśmy cząstkę marzenia każdej fanki. Zwykle śledziłam go wzrokiem i wyraźnie widziałam, że sprawia mu dużą przyjemność uszczęśliwianie napotkanych fanek. Gdy podchodziła do niego jakaś młodziutka dziewczyna z mamą, i pytała, czy może autograf, odpowiadał tylko ,,Dla R5Family wszystko''. Podziwiałam go za cierpliwość. Przed kamerami był wariatem i podejrzewałam, że normalnie też jest, ale okazywał dobroć. Wpatrywałam się w to, lecz cały czas rozmyślałam jednak o tym, po co Ross przyszedł do mojego domu. Miałam wrażenie, że tak na prawdę nie po to, żeby pokazać mi miasto. Kilkakrotnie chciałam go o to zapytać, lecz nie miałam odwagi. Zrobiłam to tylko raz, lecz tylko wzruszał ramionami. Po tym zapytał mnie, co się u mnie stało. Nie miałam ochoty mu o tym teraz mówić. Chłopak wieczorem odprowadził mnie do domu i umówiliśmy się na sobotę.
- Chce ci coś pokazać - powiedział tylko, gdy zapytałam się o sobotę. - To niespodzianka.
Po tym pożegnaliśmy się, a Ross odszedł. Patrzyłam za nim, aż zniknął, skręciwszy w jakąś uliczkę. Weszłam do domu, przywitałam się z ciocią i od razu poszłam do łazienki. Tamtego dnia szybko zasnęłam, nie mogąc doczekać się soboty, choć była dopiero środa. Obudziłam się w środku nocy, męczona koszmarami. Cały czas widziałam kuzynkę wybiegającą z pokoju. Jej oczy. Najpierw siedziałyśmy w ogrodzie. Roześmiana Sarah, a później... ból. W jej brązowych oczach. I ogień. Wtedy się obudziłam. Gdy już zasnęłam, miałam do samego rana pusty, czarny obraz przed oczami.
Następne dni minęły mi bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, była już sobota. Rydel przełożyła nasze spotkanie. Trochę mnie to zasmuciło. Miałam pójść do Lynchów i zobaczyć ich próbę. Rydel obiecała, że spotkamy się w poniedziałek, jeśli będę chciała.
Dużo razy próbowałam dodzwonić się do kuzynki, ale nie odbierała. Chodziłam przybita przez te trzy dni. Ciocia próbowała mnie przekonać, że wszystko będzie dobrze, ponieważ zna własną córkę i wie, że długo nie pociągnie bez swojej przyjaciółki, a szczególnie, gdy to jej rodzina. Zawsze po tych słowach miałam nadzieję, że Sarah mi wybaczy ten cały tydzień kłamstw. Cieszył mnie też fakt, że Mag nie zdenerwowała się na mnie i nie wysłała do Miami, do domu. Wspierała mnie. Była ze mną, chociaż wiedziałam, że bardzo wspiera również swoją córkę. Może przekonywała ją, żeby ze mną pogadała, jak robiła ciocia ze mną? Oczywiście ja próbowałam to zrobić bez namawiania Mag, ale to było miłe, że się o mnie troszczyła.
Umówiłam się z Rossem w parku, gdzie pierwszy raz rozmawiałam z Rikerem. Był dzisiaj bardzo ciepły dzień, więc założyłam krótkie spodenki, które sięgały mi do połowy ud, czarne, lekko zniszczone trampki, białą koszulkę na ramiączkach, na którą zarzuciłam brązową bluzę. Włosy związałam w luźny kucyk. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, po czym chwyciłam swoją torbę i wyszłam z domu. Pożegnałam się też z ciocią, która podlewała kwiaty przed domem, rozmawiając przy tym z sąsiadką. Pomachała mi tylko przelotnie, a ja ruszyłam w kierunku parku.
Doszłam bardzo szybko. Przystanęłam i rozejrzałam się. Nagle dostrzegłam blondyna w żółtych okularach przeciwsłonecznych z ciemnymi szybkami siedzącego na ławce pod drzewem, w tym samym miejscu co ja, gdy pokłóciłam się z kuzynką. Ruszyłam do niego. Ross zobaczył mnie od razu.
- Cześć - rzuciłam, siadając obok chłopaka.
- Cześć - odpowiedział. - Idziemy? Mamy trochę do przejścia, a nie chce się spóźnić.
- Spóźnić? - spytałam zdziwiona. - Na co?
Ross tylko uśmiechnął się tajemniczo, po czym wstał. Zrobiłam to samo. Ruszył w stronę drogi, a ja próbowałam za nim nadążyć.
Przeszliśmy się z Rossem kawałek, nie odzywając się ani słowem. Chciałam zadać mu kilka pytań, lecz nie wiedziałam, jak zacząć, a moje myśli wędrowały w stronę mojej rodziny i tego, co się stało przez ten prawie miesiąc. Głowiłam się całą drogę, którą przeszliśmy. Miałam jednak świadomość, że i tak do niczego nie dojdę, więc to nie ma najmniejszego sensu.
Spojrzałam na Rossa kontem oka. Ciekawość mnie zżerała. Chciałam wiedzieć, dlaczego przyszedł do mnie do domu i dlaczego ciocia mnie okłamywała. To były dwie główne sprawy, do których nie mogłam znaleźć odpowiedzi, a oczywiście bardzo mi na tym zależało. Za tym ciągnął się sznur innych pytań i podejrzeń, lecz nie zwracałam teraz na nie uwagi. Nie miałam też odwagi spytać o to cioci.
Podniosłam głowę i rozejrzałam się. Nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie jesteśmy. Nie orientowałam się tutaj za dobrze. Nie zobaczyłam wystarczającej części miasta siedząc nad książkami albo krążąc bez sensu po osiedlu tylko po to, żeby mieć co robić lub pobyć w samotności.
Nagle przy drodze zatrzymała się taksówka, a Ross błyskawicznie otworzył jej drzwi. Spojrzałam na niego zaskoczona. Chłopak tylko uniósł brwi, po czym gestem dłoni poprosił, żebym wsiadła. Nic nie mówiłam. Dalej zdziwiona i lekko poirytowana tą sytuacją, wskoczyłam na tylne siedzenie taksówki, a Ross zrobił to samo. Rzucił do kierowcy jakiś adres, po czym ruszyliśmy z miejsca. Wpatrywałam się w blondyna z wyraźną ciekawością. On tylko mrugnął do mnie szybko i zapatrzył się w okno. Ciszę przerwał mój dzwonek telefonu. I Want You Bad. Spojrzałam na wyświetlacz, rumieniąc się, przypominając sobie tekst pierwszej zwrotki. Ross widząc to, uśmiechnął się i znów przeniósł wzrok na szybę.
- Gdzie jesteś? - spytała mnie od razu Tally, gdy tylko odebrałam telefon.
- Cześć. Właśnie wyszłam, a co?
- Ach... No dobra. Chciałam się z tobą spotkać - wyjaśniła. - Mogłybyśmy pogadać, przejść się do miasta...
- To nie dzisiaj. Może jakoś w środę? Albo w czwartek? - spytałam.
- No dobrze... - powiedziała w końcu Tally, po krótkiej chwili ciszy. - Na razie. Jeszcze się zdzwonimy - pożegnawszy się, od razu się rozłączyła. Po tej rozmowie znowu zapadła cisza.
Po chwili dotarliśmy na miejsce. Wyskoczyłam z taksówki. Ross zapłacił i zrobił to samo. Uważnie śledziłam go wzrokiem. Nie miałam pojęcia, gdzie jesteśmy, ani dokąd idziemy. Podszedł po woli i delikatnie chwycił mnie za rękę. Spojrzałam na niego, po czym oblałam się rumieńcem. Wysunęłam swoją dłoń z jego. Ross rzucił mi przepraszające spojrzenie i wlepił wzrok w chodnik.
- Uznajmy, że tego nie było - odezwałam się cichym głosem po chwili.
- Tak - przytaknął. Zapadła chwila ciszy, która przerwał Ross. - To co? Idziemy? - spytał.
- Jasne. Tylko gdzie?
Blondyn znów uśmiechnął się tajemniczo. Ruszyliśmy przez skąpaną w słońcu drogę. Po chwili chłopak stanął.
- Nie patrz - powiedział, stając za mną i zasłaniając mi oczy dłońmi. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Ross prowadził mnie w tylko sobie znanym kierunku. Z trudem powstrzymywałam się od pytań typu ,,Daleko jeszcze'', albo ,,Powiedz, gdzie idziemy?''. Podświadomie czułam, że i tak czy inaczej mi nie powie. Przygryzłam wargę, ostrożnie stawiając kroki. Nagle poczułam, że moje nogi się lekko zapadają, a powierzchnia sprawia mi trudność w chodzeniu. Usłyszałam szum wody, dochodzący z pewnej odległości. Musieliśmy być na plaży. Ross jednak się nie zatrzymywał. Szliśmy dalej, coraz ciężej stawiając nogi. Miałam na stopach stare, lekko zniszczone trampki, a piasek wsypywał się do nich niemiłosiernie. Po krótkiej chwili blondyn zatrzymał się gwałtownie. Ostrożnie odsłonił mi oczy. Oślepiający błysk słońca sprawił, że przez pewien moment miałam mroczki przed oczami. Mrugałam szybko, by się ich pozbyć i wtedy to zobaczyłam. Koc rozłożony na piasku, duży koszyk, gitara i ułożone z kamieni miejsce na ognisko, a obok stosik drewna. Patrzyłam, zaskoczona, na całą tą scenerię. Nagle usłyszałam głośne krzyki, a kilka osób wpadło na mnie z impetem, zwalając mnie z nóg. Wylądowałam na piasku, przygnieciona przez trzy osoby. Zaczęłam się śmiać, uświadamiając sobie, że to nie kto inny jak Rocky, Ratliff i Riker. Rydel stanęła obok Rossa. Oboje z wielkim trudem zdjął ze mnie wygłupiających się chłopaków i pomogli mi wstać.
- Co to miało być? - spytałam, zanosząc się śmiechem.
- Niespodzianka! - krzyknęli zgodnie.
- Co? - wydusiłam zaskoczona.
- Wiesz... Pomyśleliśmy, że skoro wcześniej się całkiem fajnie bawiliśmy, to moglibyśmy to powtórzyć - odpowiedziała szybko Rydel.
- Znaczy ,,my'' w sensie że j a - wtrącił Rocky. Spojrzałam na niego zaskoczona. Brunet uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dziękuję - powiedziałam po chwili.
- Za co? - spytał Riker.
- Za to - powiedziałam tylko, zataczając łuk ręką.
- Spoko - odezwał się Rocky. - Przecież nie ma za co. To takie podziękowanie, że nie podałaś Rikera do sądu i nie siedzi teraz w pace a my nie krzątamy się po posterunkach policji. Tak mogło być...
Przewróciłam oczami.
- Przecież już wam mówiłam, że bym tego nie zrobiła. Nie wałkujcie tematu!
- No dobra - przerwał nam Ross. - My tu gadu, gadu, a sześcioosobową zabawę na plaży czas zacząć.
Na te słowa wszyscy wydali okrzyki zadowolenia. Rocky zdjął koszulkę przez głowę i chwycił leżącą obok koca piłkę do siatkówki, której wcześniej nie zauważyłam. Spojrzałam na jego opalony tors i od razu się odwróciłam. Reszta chłopaków zrobiła to samo, a ja unikałam patrzenia na nich. Oblałam się rumieńcem. To był u mnie wielki minus. Chłopacy pobiegli grać w siatkę kawałek dalej, gdzie rozciągnięta była siatka. Ja i Rydel rozsiadłyśmy się na kocu.
- To... - zaczęła po chwili. - Mów. Co się stało?
- Właśnie to - powiedziałam. Dziewczyna nic z tego nie zrozumiała. - Chodzi o to, że moja kuzynka was uwielbia. Jest waszą fanką - zaczęłam wyjaśniać. - Ja jej nic nie powiedziałam... O naszym wyjściu... Okłamywałam ją. Nie chciałam jej zranić, ale i tak to zrobiłam - skończyłam, a w moich oczach zaszkliły się łzy.
Rydel przytuliła mnie.
- Nie martw się - powiedziała tylko. - Mam pomysł - rzuciła, puszczając mnie. - Ale powiem ci dopiero we wtorek. No może w poniedziałek zobaczymy jak się spotkamy. Tylko obiecaj, że teraz się rozchmurzysz.
- Obiecuję - powiedziałam, przecierając oczy.
- Hej! - krzyknął Ross. - Idziecie pływać?
Rydel zerwała się na równe nogi. Zdjęła koszulkę, pod którą krył się w białe paski, zielony strój dwuczęściowy.
- Ja nie mam stroju... - mruknęłam.
- Ach... Zapomniałam. Choć - rzuciła tylko, pomagając mi wstać. Po chwili doszliśmy do małej, plażowej przebieralni. Rydel mnie do niej wepchnęła i podała mi mały pakunek. - To dla ciebie - powiedziała tylko. Odpakowałam go i aż nie mogła uwierzyć własnym oczom. Chciałam się odezwać, ale dziewczyna mnie uprzedziła. - Przebieraj się i nie marudź.
Po chwili wyszłam w podobnym do Rydel, dwuczęściowym stroju, lecz z dużo szerszymi, białymi i ,zamiast zielonych, ciemnoniebieskimi paskami. Krój był jednak taki sam.
- Wyglądasz świetnie! - krzyknęła, gdy tylko mnie zobaczyła. Czułam się dziwnie w podarowanym stroju. Pobiegłyśmy z powrotem. Rzuciłam swoje na szybko złożone rzeczy na koc. - Idziesz? - spytała.
Pokiwałam tylko głową. Rzuciłyśmy się biegiem do wody, zanosząc się śmiechem.
________________
I jak? Podobało się? Mam nadzieję, że tak. Piszcie komentarze - one bardzo motywują. Zarówno te pozytywne jak negatywne. Jak coś jest nie jasne, lub ogólnie macie jakieś pytania, to pytajcie. Jeszcze raz powtarzam - ja nie gryzę ;) A teraz... Do zobaczenia!
Superowy. Nie no przeszlaś samą siebie. Częściej muszą być takie długie rozdziały bo naprawdę fajnie piszesz. Zapraszam do siebie r5-love-stories.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper rozdział nie mogę się doczekać next i zapraszam do mnie http://historia-taka-jak-wszystkie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńEkstra. Naprawdę masz niesamowity talent do pisania, podziwiania Cię za to.
OdpowiedzUsuńJuż czekam na kolejny rozdział.