środa, 27 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 6 - MYŚLAŁAM, ŻE MOJE ŻYCIE SIĘ USPOKOI, LECZ ONO JESZCZE BARDZIEJ SIĘ PLĄTAŁO




   Po raz setny dzwoniło do mnie któreś z Lynch'ów, lub Ratliff. Tym razem był to Riker. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ani z nikim innym z R5. To byłoby dla mnie zbyt bolesne. Nie mogli tego zrozumieć? Rozmowa z nimi byłaby trochę jakbym sama sobie wbijała nóż w serce, które i tak mocno już krwawi. I jeszcze ta ciąża... Nie mogłam się z tym pogodzić.
   Gdy już zjadłam śniadanie i się ubrałam, postanowiłam wyjść na krótki spacer, by ponownie uspokoić myśli. Jednak moje plany szybko się zmieniły, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zaskoczona, kto może być tak wczesną porą, otworzyłam drzwi i wtedy to, co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Moje oczy otworzyły się szerzej, a nogi ugięły się pode mną, jakby były z waty. Chciałam zatrzasnąć drzwi, w panice, ale nie mogłam. Nie dałam rady ruszyć się z miejsca. Myślałam, że moje życie się uspokoi, lecz ono jeszcze bardziej się plątało. Najpierw ciąża, później gwałt, teraz to...
   - Czego tu chcesz? - odezwałam się w końcu.
   - Dokończyć to, co zacząłem - usłyszałam w odpowiedzi, a ochrypły głos jeszcze długo dzwonił mi w uszach. Zaczęłam cofać się do tyłu i wtedy gwałtownym ruchem chciałam zatrzasnąć drzwi, lecz mężczyzna je zatrzymał i wszedł za mną do środka. Odwróciłam się i uciekłam. Schowałam się do łazienki i zakluczyłam od środka, ale facet nie dawał za wygraną. - Zapłacisz mi za to, co zrobiłaś, suko - usłyszałam przez drzwi i po chwili ostre walenie.
   Gwałciciel. Tutaj. W moim domu. Jak on mnie znalazł?!
   Drżącymi rękoma wyciągnęłam telefon z kieszeni i wtedy to, co zobaczyłam zupełnie zwaliło mnie z nóg.
   - Szlag! Jak to nie ma baterii?
   I nagle drzwi poruszyły się. W górę i w dół. I jeszcze raz. A po chwili nie było ich już w zawiasach. Wpadłam na umywalkę, a mężczyzna szybko się do mnie zbliżył. Zaczął gwałtownie rozbierać, całować mnie. Waliło od niego alkoholem i aż zakręciło mi się w głowie.
   I wtedy, gdy próbowałam się uwolnić, mężczyzna popchnął mnie, a ja uderzyłam głową w umywalkę. Poczułam, jak ulatuje ze mnie życie. Zamknęłam oczy. Ciemność.


   Podniosłam się tak gwałtownie, że zakręciło mi się w głowie. Sen. To był sen. Tylko i wyłącznie sen.
   Chciało mi się wymiotować i to nie było związane z ciążą, lecz tym mężczyzną. Nie wiem, jak mnie znalazł. To było nie do pomyślenia. Chociaż od początku można było się domyślić, że to nie prawda. Nie byłam w swoim domu, lecz mieszkaniu Nick'a. Dlaczego wcześniej nie zwróciłam na to uwagi?
   Miałam dzisiaj iść do kawiarni, ale napisałam Sophie, że rezygnuje. Była tym załamana i zaskoczona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Ja jednak wiedziałam, jak jest.
   Nick obiecał mi, że wszystko wyjaśni szefowej. Oczywiście nie zgodnie z prawdą, tylko coś nazmyśla, dlaczego zrezygnowałaś. Poprosiłam go o to. Poinformowałam go również o tym, że przenoszę się do niego. Nie miał nic przeciwko. Cieszyłam się, że go poznałam.
   Gdy schodziłam na dół, jak zwykle byłam sama. Nie przeszkadzało mi to. Jak tylko weszłam do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie, przypomniał mi się wesoły wyraz twarzy Jean, gdy dowiedziała się, że się wyprowadzam. Ojciec zareagował trochę inaczej, ale i tak podejrzewałam, że się cieszy, chociaż bardziej to ukrywał.
   W ciszy zjadłam śniadanie, po czym ubrałam się i zasiadłam przed telewizorem. Nie chciałam wychodzić z domu. Nie po tym, co się stało. I po moim śnie... To było straszne.
   Nagle, tak jak w śnie, rozległ się dzwonek do drzwi. Serce zabiło mi mocniej, gdy powoli zbliżałam się do drzwi. Tym razem nie popełniłam tego samego błędu. Spojrzałam ostrożnie przez okno i zobaczyłam dwóch umundurowanych mężczyzn.
   - Policja? - mruknęłam do siebie i przekręciłam klucz w zamku. Ostrożnie otworzyłam drzwi, a dwóch mężczyzn szybko przeszło do rzeczy.
   - Pani Nelly Moran? - zapytał jeden.
   - Tak, to ja - pokiwałam głową.
   - Jesteśmy z policji.
   - O co chodzi?
   - Mamy kilka pytań odnośnie mężczyzny imieniem Lewis Ray. Podobno pani go widziała.
   - Nie wiem, o kim mówicie - zmarszczyłam brwi. Próbując przypomnieć sobie takie nazwisko.
   - To gwałciciel. Zaatakował już nie jedną osobę - wyjaśnił jeden z policjantów, pokazując mi jego portret. Na te słowa dreszcz przeszedł mi po plecach. Na pewno chodzi o tego mężczyznę, który zaatakował również mnie. Nick musiał pójść na policję. Nie widzę innego wyjaśnienia.
   - Tak. Widziałam go. Do mnie też próbował się zabrać - powiedziałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Wpuściłam policjantów do środka i przez pół godziny wypytywali mnie o tego Ray'a. Powiedziałam im wszystko z nadzieją, że go złapią. Gdy już poszli, po polikach dalej spływały mi łzy, mimo że wyszli dobre dwadzieścia minut temu.
   Powoli przysypiałam na kanapie, lecz znowu rozległ się dzwonek do drzwi.
   - Czy oni nie mogą dać mi dzisiaj świętego spokoju? - mruknęłam do siebie, podnosząc się z kanapy. Otarłam lekko łzy z policzków i poszłam do korytarza. Nie myśląc długo, po prostu otworzyłam drzwi, a to, co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Poczułam się dokładnie tak samo, jak w śnie. Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia, a serce zaczęło walić mi jak szalone. Nie wiedziałam, co mam robić. Po prostu stałam tak, wpatrzona w osobę przed drzwiami.

__________________

Mamy kolejny rozdział ^^ Jak wam się podoba?? Zostawiajcie komentarze.

środa, 20 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 5 - PO PROSTU BĄDŹ



   - Twoi rodzice wiedzą?
   - Nie - odpowiedziałam tępo.
   - Jakaś... przyjaciółka?
   - Nie.
   - Ktokolwiek o tym wie?
   - Nie - powtórzyłam po raz trzeci. - Tylko ty.
   - Co teraz zrobisz?
   - Nie wiem... Nie chciałam tego. Nie wiem, jak to się stało... To zrujnuje mi życie! Ja... naprawdę tego nie chciałam! - powiedziałam, a do oczu napłynęły mi łzy. - Myślałam, że po prostu się czymś zatrułam, a tutaj... Boję się powiedzieć o tym rodzicom. Nie chce wracać do domu. Nie chce, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. No i nie chce mieć tego dziecka - schowałam twarz w dłoniach, a nowa fala łez zaczęła płynąć mi po policzkach. - Pomożesz mi? - spytałam, podnosząc wzrok na chłopaka, który chodził w tą i z powrotem po pokoju.
   - Jak?
   - Po prostu bądź. Chociaż ty. Proszę.
   - Postaram się - westchnął chłopak.
   - Moje życie jest do dupy. Nie mam nikogo. Wszyscy zostali w LA.
   - Słuchaj... Wszystkich życie jest do dupy, ale tylko ci najsilniejsi przetrwają. Musisz wierzyć, że będzie dobrze.
   - Dzięki. To było pomocne - uśmiechnęłam się słabo. - Muszę wracać do domu - rzuciłam i wstałam z kanapy, na której spałam. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, a w telefonie miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń. Musiałam wrócić do domu.
   - Podwiozę cię - zaproponował Nick, a ja bez sprzeciwu wsiadłam do samochodu i już po chwili byłam pod domem. Już miałam naciskać na klamkę, kiedy chłopak mnie zatrzymał. - Słuchaj... Jak chcesz, możesz zamieszkać u mnie. Jeśli twoi rodzice...
   - Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Przemyślę i jak coś, to będę dzwonić. Za dużo dla mnie robisz.
   - Po prostu jestem - przypomniał mi to, co niedawno powiedziałam. Wysiadłam z samochodu i nieśmiało weszłam do domu. Było pusto. No tak... Rodzice pewnie sobie gdzieś poszli. Tata w pracy, a mama...
   Nick był dla mnie za dobry, ale pomysł z wyprowadzką od rodziców nie był taki głupi. Szczególnie, że nie chce, żeby fakt, że jestem w ciąży wyszedł na jaw. Musiałam się na razie ukrywać. Jeśli im powiem, na pewno byłyby pytania gdzie, z kim i dlaczego to zrobiłam. Chciałam tego uniknąć.
   Nie czekając, aż rodzice wrócą, zaczęłam się pakować. Gdy pojawią się w domu powiem im, że chce się wyprowadzić i po sprawie. Nie powinni się tym przejąć, chociaż ojciec ostatnio zaczął zwracać na mnie uwagę.
   Zaczęłam więc pakować wszystkie potrzebne rzeczy do walizki, zaczynając od ubrań i kończąc na pluszowym pingwinie, którego dostałam od Rocky'ego. Chciałam go schować w najgłębszy zakamarek szuflady, ale nie dałam rady. Byłam do niego zbyt przywiązana. Oczywiście chciałam pozbyć się bruneta z głowy, ale nie mogłam. Jeszcze ten miś... on mi o nim przypominał.
   Akurat skończyłam pakować ostatnią rzecz do jednego z kartonów, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi i stukot obcasów matki na kafelkach. Wynurzyłam się z pokoju i zobaczyłam jak Jean i tata rozkładają zakupy na stole. Musiałam z nimi pogadać.
   - Wyprowadzam się - rzuciłam od razu, gdy weszłam do kuchni. Jakbym nie powiedziała tego teraz, nie zebrałabym się pewnie na odwagę.
   - Co? Jak to? - ojciec podniósł na mnie wzrok.
   - Po prostu... Stwierdziłam, że mam wystarczającą ilość lat, żeby zacząć samodzielne życie - skłamałam. Musiałam coś powiedzieć.
   - Ale kiedy? - wtrąciła się matka.
   - Za jakiś... tydzień? - wzruszyłam ramionami. Rodzice wymienili ze sobą spojrzenia. Najwyraźniej nie spodziewali się takiej informacji, ale nie wyglądali na złych czy zasmuconych. Wręcz przeciwnie. Mogłabym przysiąc, że się cieszą.
   - Jeśli tego chcesz, to zgoda - Jean wróciła do rozpakowywania zakupów.
   - A jak u lekarza? - odezwał się ojciec, a ja aż zamarłam. Nie spodziewałam się, że o to zapytają.
   - Dobrze. Powiedział, że to tylko zatrucie pokarmowe, ale nic poważnego - wzruszyłam ramionami. Znowu kłamałam...
   Ojciec również wrócił do swoich obowiązków. Znowu poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła, lecz tym razem obyło się bez wymiotów, na co odetchnęłam z ulgą. Musiałam się jak najszybciej wynieść.
   To wszystko nie było łatwe. Miałam nadzieję, że w tamtym momencie to jedyna rzecz, która utrudni mi życie. Bardzo, ale to bardzo się myliłam. Wtedy jednak o tym nie wiedziałam. Obok czekała jeszcze jedna tajemnica, jeszcze jeden problem, z którym musiałam się zmierzyć. 
   Rozległ się dźwięk telefonu. To Rocky. Nie chciałam z nim gadać, ale nie mogłam tak uciekać całe życie. W końcu trzeba było odebrać tą cholerną komórkę i jak normalna, szczęśliwa dziewczyna pogadać ze swoim chłopakiem, za którego już go nie uważam. Mieszkamy od siebie za daleko. No i pewnie i tak teraz nie może odpędzić się od dziewczyn. W końcu jest sławny. 
   - Cześć - przywitałam się, gdy odebrałam telefon. 
   - Nel! Już myślałem, że nie odbierzesz! Jak tam? 
   - Jakoś leci - rzuciłam niby od niechcenia. Chłopak musiał wyczuć, że coś jest nie tak, bo zamilkł na kilka chwil. - A jak u ciebie?
   - Ciągle próby... Fanki nie dają nam żyć. Czyli jak zawsze - Rocky lekko się roześmiał, żeby złagodzić atmosferę, ale nie udało mu się to za bardzo. - Jesteś w domu? Jak Miami? 
   - Cały czas siedzę w domu. No ostatnio zaczęłam pracę, ale to chyba był średni pomysł... - gdy tylko to powiedziałam, znowu poczułam, że chce mi się wymiotować. - Muszę kończyć, cześć! - rzuciłam szybko i pobiegłam do łazienki. 
   Jeden błąd, chęć zaszalenia. Zawsze byłam spokojna i gdy akurat raz chciałam zrobić coś innego, musiałam za to zapłacić. Raz poszłam z kimkolwiek do łóżka i musiało coś pójść nie tak. Musiałam zajść w ciąże. Takiego pecha mogłam mieć tylko ja.
   Schowałam twarz w dłonie.
   Miałam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. W szczególność Rocky i Peter.

_________________

Cześć koty <3 jak u was wakacje mijają? Ja mam strasznie zabiegane, ale może to i lepiej?? No cóż... Jak podobał wam się rozdział?? Zostawiajcie komentarze ^^


środa, 13 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 4 - JESTEM TU



   Powoli szłam ulicami Miami, wręcz ciągnąc nogi po chodniku. Miałam zadzwonić do taty lub mamy, lecz tego nie zrobiłam. Miałam ochotę się przejść, uporządkować rozbiegane myśli, trochę odpocząć. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział mi lekarz. Na wszelki wypadek odwiedziłam też aptekę. Teraz wszystko złożyło się w jedną, koszmarną całość. Raz chciałam zaszaleć i ostro za to zapłaciłam. Tak to jest, gdy jest się przez całe życie grzeczną dziewczynką i nagle chce się zmienić. Gdy zaczęłam zadawać się z przyjaciółmi Tally było tak samo. Na początku dość fajnie, a później... musiałam schodzić z dachu, przez co trafiłam do szpitala. Miałam takiego pecha, ale nie spodziewałam się tego.
   Jedno było pewne - nie mogłam powiedzieć rodzicom. Wręcz nie chciałam. Nie wiedziałam jak. Bałam się. Ale co miałam teraz zrobić?
   Skręciłam w jedną z głównych ulic.
   To dziwne, że miasto tak nagle opustoszało. Zwykle o tej godzinie jest mnóstwo ludzi i samochodów, a dzisiaj... pojedyncze osoby kręcące się gdzieniegdzie, dźwigające ciężar całego dnia, pełnego większych, lub mniejszych wrażeń. Ciekawe, czy ktoś przeżył dzisiaj to samo, co ja.
   Nagle poczułam dłoń na nadgarstku. Gwałtownie otworzyłam szerzej oczy, a serce zabiło mi mocniej, prawie że wyrywając się z piersi. Odwróciłam się w stronę mężczyzny, który zaczął ciągnąć mnie w przeciwną stronę, niż zmierzałam. Zaczęłam się wyrywać, szarpać i krzyczeć. Facet od razu zareagował. Mocno walnął mnie w brzuch, a ja momentalnie zwinęłam się z bólu. Mężczyzna złapał mnie od tyłu, blokując ręce i pociągnął w jedną z ciemnych, brudnych uliczek. Dosłownie rzucił mną o ziemię. Zwinęłam się w kłębek, a chłodny wiatr owiał mi ramiona.
   - Co taka ładna dziewczyna robi sama w mieście o tej godzinie? - usłyszałam ochrypnięty głos przebijający się przez szum w moich uszach.
   - Zostaw mnie - wydusiłam, gdy mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać. Brutalnie podciągnął mnie do góry, stawiając na nogi i popchnął na ścianę.
   - To nie będzie bolało. Zajmie tylko chwilkę. Obiecuję - szepnął mi do ucha, a dreszcz przeszedł mi po plecach, później kolejny i kolejny. Ze strachu cała zesztywniałam, zaczęłam się trząść, gdy mężczyzna wręcz zdarł ze mnie bluzkę, zostawiając mnie w staniku. Patrzyłam na niego, ciężko dysząc. Nie wiedziałam, co mam robić.
   Mężczyzna przycisnął mnie do ściany budynku i zaczął całować i pieścić moje piersi, które po chwili uwolnił ze stanika. Zaczęłam krzyczeć. Miałam jednak wrażenie, że mój głos nie przebija się przez mgłę panującą w uliczce. Że zamiera, wtapia się w zgiełk ulicznego życia.
   Facet momentalnie skończył swoją zabawę i złapał mnie mocno za gardło, drugą ręką wyciągając nóż i mierząc nim prosto we mnie, powiedział:
   - Jeszcze raz krzykniesz, a to będzie ostatnia rzecz, którą zrobisz w życiu. Rozumiesz? - ostry ton mężczyzny znowu przyprawił mnie o dreszcze. Niezdolna nic powiedzieć, tylko pokiwałam gwałtownie głową. Ten od razu zaczął mnie rozbierać, a ja z całej siły starałam się nie krzyczeć, na dotyk jego szorstkich dłoni na mojej skórze.
   Mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać. Chciał jednego. Mnie. A co ja mogłam zrobić? Nie obronię się. Jest ode mnie dwa razy większy i silniejszy.
   Poczułam, jak zaczyna na mnie napierać, chcąc dostać się do mnie. I nagle... Odsunął się, odwrócił tyłem. I nie wiem, co dokładnie się stało. Po prostu po chwili leżał na ziemi, skulony. Ja w tym czasie osunęłam się na ziemię po zimnej ścianie i zwinęłam w kłębek, jakby to miało mnie ochronić, pomóc mi. Słyszałam jęki. Nie byłam pewna, czy moje, czy tego mężczyzny. Podniosłam na niego wzrok i od razu go odwróciłam. Po twarzy gwałciciela spływała krew.
   - Nic ci nie jest? - usłyszałam niewyraźny głos. - Nelly?
   Podniosłam wzrok na dźwięk mojego imienia.
   - Nick?
   - Jestem tu - poczułam, jak chłopak łapie mnie w pasie i po chwili stałam na nogach. Wtuliłam się w niego, a łzy zaczęły spływać po moich polikach strumieniami. Tak niewiele brakowało. Gdyby nie on, nie wiem, jakby się to skończyło. - Chodź, zabiorę cię do siebie - powiedział i poprowadził mnie w stronę drogi, na której zaparkowany był samochód. - Masz. Załóż na siebie - chłopak podał mi koszulkę. Nie obchodziło mnie to, że byłam pół naga. Chciałam tylko oddalić się od tego miejsca, zapomnieć. Ale czy takie zdarzenie da się wyrzucić z pamięci?
   Nie mówiąc nic przyjęłam koszulkę i wciągnęłam ją na siebie. Nick pomógł wsiąść mi do samochodu i po chwili byliśmy pod blokiem chłopaka. Poprowadził mnie do mieszkania, a w środku usadził na kanapie i okrył kocem. Po kilku minutach siedzieliśmy razem z kubkami herbaty w dłoni, a ja wpatrywałam się tępo przed siebie.
   - Jak ty się tam znalazłeś? - odezwałam się po jakimś czasie milczenia. Nie byłam pewna, ile minęło, ale około godziny na pewno.
   - Usłyszałem krzyk. Musiałem sprawdzić, co się dzieje.
   - Uratowałeś mnie. Nie wiem, jak ci dziękować - powiedziałam, a łzy ponownie spłynęły mi po policzkach.
   - Nie musisz.
   - Po prostu... dziękuję.
   - Chcesz przenocować u mnie? - zaproponował chłopak.
   - Jakbym mogła. Nie chce wracać teraz do domu, do rodziców...
   - Rozumiem...
   - Dlaczego to akurat musiało przydarzyć się mi? To najgorszy dzień w życiu - załkałam i schowałam twarz w dłoniach. - Gwałt i... lekarz... - jąkałam się.
   - Coś się jeszcze stało?
   - Ja... Nie. Nie ważne - powiedziałam. - Wszystko mi się sypie!
   - Nelly, co się stało?
   - Byłam dzisiaj u lekarza i... Źle się czułam, ale nie chciałam być chora, bo dopiero co zaczęłam pracować. Nie spodziewałam się jednak tego...
   - Czego, Nelly?
   - Nie wiem, czy powinnam ci to mówić... Przecież się nie znamy. Co sobie o mnie pomyślisz?
   - Chce ci jakoś pomóc - Nick uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
   - To mi zrujnuje życie...
   - Nelly, wysłów się. Chce ci pomóc. Może coś sobie pomyślę, ale nie wiem, jak było dokładnie, więc...
   - Do czego zmierzasz?
   - Nie! Nie do czego ja zmierza, tylko do czego ty zmierzasz - chłopak wpatrywał się we mnie, co wręcz doprowadzało mnie do szału, łącznie z tym jego ciągłym naciskaniem. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. Zaczęłam ciężej oddychać, a łzy zaszkliły mi oczy.
   - Jestem w ciąży! - wrzasnęłam, a przed oczami znowu mi pociemniało i jedyne co zobaczyłam to zszokowany wyraz twarzy Nick'a.
________________
Cześć! Wtacam do życia! Byłam na obozie i nie miałam jak dodać rozdziału no ale teraz już macie ;) komentujcie ^^