niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 39 - Telefon


ROZDZIAŁ 39

TELEFON


   Siedziałam przy łóżku Rocky'ego trzymając go za rękę. Wpatrywałam się w jego profil. Chłopak spał już od jakiegoś czasu. Było z nim dobrze. Ross siedział na korytarzu, ponownie przeczesując nerwowo ręką włosy, od czego stały już na wszystkie strony.
   Wczoraj oznajmiłam mu, że wszystko sobie przypomniałam. Gdy zapytał, jak, zaczęły się trudności. Nie wiedziałam, co zrobić. W końcu zdecydowałam się powiedzieć prawdę, bo i tak by się o tym dowiedział. Gdy zaczęłam mówić i byłam już przy tym, jak Rocky przewiesił mi gitarę przez ramię, wiedział jak to się potoczy.
   - Ross... bardzo cię przepraszam. Strasznie mi głupio - powiedziałam ze łzami w oczach, gdy chłopak mi przerwał.
   - Jestem idiotą... - wydukał w końcu blondyn.
   - Nie. Nie jesteś. To ja zawiniłam - westchnęłam.
   - Nie bierz na siebie winy. Podświadomie wiedziałem, że go kochasz, a mimo wszystko chciałem ciebie od niego odsunąć. Złamałem kodeks braci i dostałem za swoje - Ross schował twarz w dłonie.
   - Ja cię kocham, bardziej jak przyjaciela, ale...
   - ... mniej niż Rocky'ego - dokończył za mnie. - I to jest w tym najgorsze. Może gdyby Rocky'ego nie było, byłabyś moja.
   - Nawet tak nie myśl! Jesteście braćmi - skarciłam blondyna.
   - Tylko ja zawsze dorastałem w ich cieniu! I głupi myślałem, że teraz będzie inaczej.
   - Nie wolno ci tak myśleć! Jesteś utalentowanym, młodym chłopakiem, którego jeszcze wiele czeka. Może los chciał, żebyś jeszcze trochę poczekał na swoją miłość - starałam się pocieszyć chłopaka i chwyciłam go za rękę.
   - Dzięki - rzucił tylko i mocniej chwycił moją dłoń.
   - Niech pani się przesunie, proszę - głos pielęgniarki wyrwał mnie z zamyślenia. Rocky leżał w szpitalu tylko jeden dzień. Mimo iż zabrali go tutaj całego zakrwawionego, to jego obrażenia nie były takie wielkie. Dzisiaj miał już wychodzić.
   Brunet otworzył gwałtownie oczy, patrząc prosto na mnie. Przeciągnął się leniwie.
   - Wstawaj. Jak przyjdzie lekarz przebada cię i wracasz do domu - uśmiechnęłam się do bruneta. Już dawno nie byłam taka szczęśliwa. Nie czułam się tak lekko. A teraz...
   - Mogę wychodzić już teraz. Tylko pomóż mi wstać - jęknął Rocky, próbując usiąść. Sprawiało mu to trudność, ponieważ całe plecy miał obite.
   Zaśmiałam się, widząc komiczne wręcz próby wstania i pomogłam chłopakowi usiąść. Wtedy do pokoju wpadł Ross wraz z doktorem. Blondyn przystanął obok mnie, obserwując uważnie brata. Lekarz zabrał się za badanie chłopaka.
   - Chce, żebyś była szczęśliwa - szepnął mi Ross do ucha.
   - Nawet, gdy będę z Rocky'm?
   - Tak - westchnął blondyn. - Może za bardzo się pospieszyłem?
   - Może - pokiwałam powoli głową.
    Po dwudziestu minutach bezczynnego stania, Rocky'ego wypisali ze szpitala i ruszyliśmy na parking, gdzie czekał już na nas Riker. Zgarnął naszą trójkę i już po chwili byliśmy w domu. Oczywiście wszyscy już wiedzieli, co się stało i że odzyskałam pamięć.
   - A co z Tally? - spytałam, ponieważ ta jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
   - Zamknęli ją. Ją i Nathan'a za handel narkotykami - wyjaśnił Ross.
   - Może to i lepiej... - westchnęłam, mając nadzieję, że już więcej nie spotkam tej dziewczyny. Było mi też ciężko z powodu czekającej mnie wizyty z Riker'em. Załatwiał od Tally narkotyki. Ale dlaczego? Czy to nie przekraczało jakiejś granicy? Pewnie tak...
   Dotarliśmy pod dom i Rocky od razu wyskoczył z samochodu. Ross też i gdy tylko blondyn zatrzasnął drzwi od auta, brunet od razu wskoczył mu na plecy.
   - Do domu, mój rumaku! - krzyknął Rocky, rzucając się po plecach brata. Ten zarżał jak koń i ruszył biegiem w stronę drzwi. Gdy tylko je przekroczył, słuchać było głos Stormie, denerwującą się o dziecinne zachowanie synów w tak poważnej sytuacji.
   Ja i Riker zostaliśmy na zewnątrz, ponieważ chciałam z nim pogadać na osobności o tym, co się stało.
   - Dlaczego chciałeś ćpać? - przeszłam od razu do rzeczy.
   - Po prostu... spróbować czegoś nowego - westchnął blondyn. - To mnie nie usprawiedliwia, wiem, ale... Wiem, że popełniłem błąd, Nelly, tylko co mogę w związku z tym zrobić?
   - Są ważniejsze osoby, które potrzebują twoich wyjaśnień. Pokaż, że naprawdę żałujesz. I ciesz się, że dziennikarze o niczym nie wiedzą.
   - Przynajmniej jakieś plusy - westchnął chłopak. Popchnęłam go w stronę drzwi. Ten powoli wszedł do środka, gdzie od razu zjawiła się przed nim matka. Riker zaczął jej wszystko wyjaśniać i widać było, że jest na niego bardzo zła. Jednak tak naprawdę nie mogła nic zrobić.
   Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w biodrach. Odwróciłam się powoli twarzą do Rocky'ego, który od razu złożył na mych ustach delikatny pocałunek.
   - Tęskniłem za tym - westchnął chłopak.
   - Ja też - powiedziałam szczerze i spojrzałam mu prosto w oczy. Staliśmy tak kilka minut, aż w końcu nie przerwał tego głos Rydel i błysk flesza.
   - To słodkie - skomentowała, patrząc na zrobione zdjęcie. Wyrwałam jej aparat z ręki i spojrzałam na fotografię. Na zdjęciu widać było mnie i Rocky'ego od pasa w górę, mocno się obejmujących i patrzących sobie w oczy. Jedynie nie pasowała sceneria - korytarz w domu Lynch'ów, cały zawalony gratami, których jeszcze nikt nie rozpakował po powrocie z trasy.
   - Nie mam z wami żadnych zdjęć - uświadomiłam sobie.
   - Ja mam kilka naszych na telefonie. Mogę ci wywołać - zaproponowała Rydel. Pokiwałam tylko głową. Po chwili Delly chwyciła mnie za rękaw i odciągnęła na bok. - To znowu jesteście razem? - zapytała blondynka, wskazując głową na bruneta. Pokiwałam z uśmiechem głową.
   - A co z tobą i Peter'em? - rzuciłam.
   - Nie chce go na razie widzieć - westchnęła Rydel. - On chyba nie był dla mnie.
   Wtedy podszedł do nas brunet i ponownie chwycił mnie w biodrach.
   - Już nie puszczę - powiedział, przybliżając swoje usta do mojego obojczyka. Odchyliłam głowę do tyłu i wtedy zadzwonił mój telefon. Niechętnie odsunęłam się od Rocky'ego i weszłam do jednego z pokoi. Szybko odebrałam, widząc, kto dzwoni.
   - Cześć córuś - przywitała mnie Jean.
   - Co jest?
   - Już niedługo święta. Wiesz co to oznacza? - zadała mi pytanie matka. Trochę się nad nim głowiłam, aż w końcu doszłam do czego zmierza Jean.
   - Już? - spytałam a głos lekko mi zadrżał. Jean mruknęła tylko niejasną odpowiedź, pożegnała się i rozłączyła. Usiadłam na kanapie w pokoju i schowałam twarz w dłoniach.
   - Hej! Co jest?  - do pokoju wszedł Ell, siadając obok mnie. Objął mnie przyjacielsko ramieniem, a zapach jego wody kolońskiej wymieszanej z... zapachem truskawki owiał mnie i wypełnił płuca.
   - Ratliff... - zaczęłam nieśmiało. - Dlaczego pachniesz truskawką? - zaśmiałam się.
   - Ehh to płyn pod prysznic Rydel... Myślałem, że jak psiknę się wodą kolońską to jakoś zamaskuję ten zapach, ale nic... - Ell westchnął, a ja znowu się roześmiałam. - A wracając do tematu, co jest? Nie jest ci dobrze z Rocky'm i chciałaś umówić się ze mną, ale nie wiesz, jak odmówić Rocky'emu? Klasyczny przypadek... - Ell szturchnął mnie ramieniem, a ja znowu się roześmiałam.
   - Muszę cię zawieść, bo nie o to chodzi. Dzwoniła moja mama. Ale naprawdę nie ważne. Jak będę chciała to powiem, a to nic ważnego, więc nie widzę teraz potrzeby.
   - Jesteś pewna?
   - Jak nigdy - wydusiłam z siebie i wymusiłam uśmiech. - A tak przy okazji - zaczęłam, przypominając coś sobie. - Nie mam żadnych zdjęć z tobą, więc może...
   - Dwa razy nie trzeba powtarzać! - rzucił rozentuzjazmowany Ell. Wyciągnęłam telefon i zaczęliśmy robić sobie zdjęcia.
   Nagle zrobiło mi się ciężko na sercu, gdy tylko widziałam rozweseloną twarz Ell'a.

_________________

Cześć! Tak na początek... WA-KA-CJE! <33 Wreszcie! Świetnie u mnie zaczęte ;3 I tak jak na drugim blogu ostrzegam was - Jest niby wolne, lecz ja zaczynam próby do występu we wrześniu i nie będę miała za bardzo czasu na pisanie rozdziałów, ale postaram się dodawać ich najwięcej, jak tylko będę mogła. I to tyle ^^ Komentujcie miśki!


wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 38 - Początki cz. 2


ROZDZIAŁ 38

POCZĄTKI CZ.2


   Wszystko, całe życie w Los Angeles przemknęło mi przed oczami. Gdy tutaj przyjechałam, gdy poznałam swoją kuzynkę, jak trafiłam do szpitala przez Riker'a, gdy zabrał mnie na pizzę, jak dzisiaj,  gdy zrobił mi niespodziankę na plaży i wtedy Ross po raz pierwszy wziął mnie za rękę. Gdy Rocky tak samo jak teraz chciał nauczyć mnie gdy na gitarze i zrobił dokładnie to, co teraz. Jak Rydel próbowała nauczyć mnie grać na pianinie piosenki R5, gdy poznałam Tally, jak Riker trafił do szpitala i po tym ostrzegał mnie przed Tally. Gdy poznałam jej przyjaciół i jej drugie oblicze. I gdy zerwałam z Rocky'm po części przez Ell'a. Wtedy okazało się też, że zaczął spotykać się z Tally. I gdy zaczęłam chodzić z Rossem, lecz cały czas myślałam o Rocky'm. Później poznałam Peter'a, który mnie pocieszał i chciał wybić z głowy moją zmianę. I o moich nie udanych urodzinach. Później Ross zabrał mnie do domku nad jeziorem i prawie się kochaliśmy. Później mój ból, gdy wyjeżdżali w trasę. Jak zostałam zmuszona do zejścia z dachu, z wysokości 4 piętra na dół, trzymając jedynie linę. I wróciłam do Miami. A teraz jestem znowu z Rocky'm, który ponownie całuje mnie tak, jak wtedy, gdy się poznaliśmy.
   To, co rzuciło mi się w oczy, to fakt, że nigdy nie byłam taka, jak teraz. I nagle poczułam się źle w ubraniach, które miałam na sobie. Zdałam też sobie sprawę, że tak naprawdę większość rzeczy robiłam pod wpływem Rocky'ego, lub były z nim związane. Tally, Ross, urodziny, Peter...
   Szybko odwzajemniłam pocałunek chłopaka, który zaczął go pogłębiać. Złapałam go w pasie i przyciągnęłam jeszcze bliżej. W tamtym momencie wiedziałam, że Ross nie jest dla mnie. Że to Rocky jest jedynym chłopakiem, którego potrzebowałam. Próbowałam się tego wyprzeć, co nie miało sensu, bo prawda i tak wyszłaby na jaw.
   - To Rocky chce tą prze... - Ell wparował do środka i przerwał, gdy tylko nas zobaczył. Wydał z siebie cichy gwizd, a my od razu od siebie odskoczyliśmy. Oboje zarumienieni to ze wstydu, to z namiętności tego pocałunku wpatrywaliśmy się w podłogę. - To może ja nie będę przeszkadzał - Ratliff puścił oczko do swojego przyjaciela i z tajemniczym uśmiechem wyszedł z pokoju, zostawiając nas z powrotem samych.
   - Dziękuję - szepnęłam po chwili.
   - Za co? - zdziwił się Rocky.
   - Już pamiętam. Wszystko.
   - Jak to? - brunet wytrzeszczył na mnie oczy, a ja uśmiechnęłam się zawstydzona.
   - Wszystkie moje wspomnienia, wszystko to, ci się działo... - zaczęłam nieśmiało. Po chwili zdobyłam się na odwagę i spojrzałam prosto w oczy chłopaka. - Wszystko było powiązane z tobą.
   - Jak to? - powtórzył chłopak, jeszcze bardziej wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.
   - Zawsze gdy byłam z Ross'em myślałam o tobie - zamknęłam oczy, przypominając sobie wszystko. - Gdy spotkałam mojego przyjaciela, też gadałam z nim w pewnym sensie o tobie. Tally, moja była przyjaciółka, twoja dziewczyna... To ty mi byłeś potrzebny. I teraz zrozumiałam, jaki błąd popełniłam, tyle że... Jest za późno, żeby to naprawić.
   - Nie jest za późno - powiedział pewnie Rocky. Podszedł do mnie i chwycił za podbródek, zmuszając, bym na niego spojrzała. - Nie po tym, co mi powiedziałaś - brunet ponownie mnie pocałował, tym razem namiętniej, odważniej, niż wcześniej. Nie wiem, ile to trwało, ale gdy się od siebie odsunęliśmy, dyszeliśmy oboje.
   - A co z Tally?
   - Szczerze... Umawiałem się z nią tylko po to, żebyś była zazdrosna...
   - Ona coś ukrywa - zignorowałam odpowiedź Rocky'ego, która w głębi duszy bardzo mnie ucieszyła i aż się uśmiechnęłam na ułamek sekundy. On chciał, żebym była zazdrosna.
   - Co?
   - Poznałam ją od zupełnie innej strony. Pije, pali, zabawia się z Nathan'em... - wyliczałam, a Rocky był jeszcze bardziej zdziwiony, niż przed chwilą. - Riker też coś podejrzewa... Mówił mi, że to chyba ją widział, gdy go zaatakowano.
   - Nic mi nie mówił... Muszę z nią pogadać! - Rocky gwałtownie poderwał się z miejsca. Zaskoczona stałam bezruchu, w czasie gdy on wyszedł z pokoju. Po chwili zrzuciłam z siebie gitarę i wybiegłam za brunetem.
   - Ej a wy gdzie? - Ell wychylił się z kuchni.
   - Tally. To wredna... dziewczyna. Nie wiem, co chce Rocky zrobić - powiedziałam nieco chaotycznie i wyszłam z domu. Biegłam za brunetem aż w końcu go dogoniłam.
   - Gdzie ona jest? - zapytał po chwili cichego, niespokojnego marszu.
   - Chyba wiem gdzie... Rocky, błagam, bądź rozsądny.
   - Ona skrzywdziła mojego brata i ciebie też - warknął chłopak. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
   Wkroczyliśmy do miasta i w zaskakującym tempie dotarliśmy do wejścia na dach, gdzie spotykali się przyjaciele Tally i kiedyś moi, zanim nie uswiadomiłam sobie, co ze sobą robiłam. Rocky jak burza wpadł na dach i podbiegł do grupki ludzi, którzy właśnie się bawili, zaciągając się po kolei papierosem.
   - Jesteś wredną, kłamliwą suką! - Rocky chwycił Tally i odciągnął od reszty. Wszyscy patrzyli na to osłupiali.
   - Rocky... Co się stało? Jakich bzdur naopowiadała ci ta zdzira?
   - Prawdę. Powiedziała mi prawdę. Jesteś zakłamana. Jak mogłaś zrobić coś takiego mojemu bratu? Przez ciebie trafił do szpitala! - Rocky podniósł głos i chwycił koszulkę dziewczyny, niemiłosiernie ją za nią szarpiąc. - Co on wam zrobił? 
   - Twój braciszek też nie jest taki święty - Tally uśmiechnęła się jadowicie. - Załatwiliśmy mu dobry towar, długo nas o niego prosił.
   - Jaki towar? - wtrąciłam się, zszokowana tak samo jak Rocky.
   - Kokainę, jeśli się nie mylę - szatynka rzuciła niby od niechcenia. - Nie zapłacił. Upominaliśmy się nie raz, aż w końcu musieliśmy interweniować. Zapłacił dopiero, gdy wyszedł ze szpitala. To była dla niego dobra lekcja.
   - Kłamiesz. Riker nie zrobiłby czegoś takiego.
   - To prawda, Rocky. Nic nie zmieni prawdy - Tally uśmiechnęła się jadowicie. Brunet pod wpływem emocji zaczął szarpać ją na wszystkie strony, aż w końcu nie wytrzymał i mocno zamachnął się na Tally. Po chwili słuchać było chrzęst i szatynka złapała się za krwawiący nos.
   - Zostaw ją! - krzyknął ktoś, chyba Nathan, lecz nie byłam pewna, ponieważ przed moimi oczami pojawiły się czarne mroczki, i podbiegł do Rocky'ego. Wyskoczył na niego z pięściami i brunet również się zamachnął. Nathan mocnym ciosem walnął chłopaka w brzuch, na co ten się skulił, lecz nie został mu dłużny i już po chwili walka trwała w najlepsze. Nikt z towarzystwa nic nie robił, tylko stali i patrzyli po sobie. Peter'a wśród nich nie było.
   Chłopacy zaczęli się przemieszczać po dachu, a jęki i odgłosy walki trafiały do mnie z podwójną siłą. Chciałam to zakończyć, tylko co ja mogłam zrobić?
   Nagle jakby świat zwolnił. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Nathan puścił Rocky'ego i mocno popchnął, a ten chwiejnie cofnął się pod sam murek. Rzuciłam się w jego stronę, wiedząc już, że coś się wydarzy. I miałam rację.
   Nathan chwycił jakiś kamień leżący na dachu i zamachnął się na Rocky'ego. Ten przechylił się do tyłu i wypadł za murek. Serce mi stanęło. Gwałtownie odepchnęłam Nathan'a, który bez sprzeciwu odszedł na bok i bezwiednie wypuścił kamień z ręki. Tally patrzyła na to wszystko i powoli do jej oczu napływały łzy. Ja z przepełniającym mnie strachem wyjrzałam za krawędź murka.
   Wtedy moje oczy napotkały oczy Rocky'ego, patrzącego z przerażeniem w górę, trzymając się na ostatkach sił krawędzi. Jego głos zamarł ze strachu.
   - Pomóżcie mu - odwróciłam się do tyłu. - Błagam! - do oczu napłynęła mi nowa fala łez. Wszyscy rzucili się do miejsca w którym stałam i złapali ręce Rocky'ego, wciągając go na górę. Serce waliło mi tak mocno , że nie słyszałam nic poza jego biciem.
   Po chwili brunet leżał przede mną cały zakrwawiony. Rzuciłam się na kolana przy nim, mocno go przytulając i szepcząc pocieszające słowa w jego kark. Ktoś zadzwonił po karetkę, ponieważ już po chwili zabrali chłopaka ratownicy, a ja poszłam z nimi. Nathan'a też chcieli wziąć, lecz ten stanowczo odmówił.
  Tamtej nocy nie spałam, myśląc nad fatalnym początkiem powrotu mojej pamięci.

_________________

Cześć Wam! Mamy rozdzialik ;3 Powiem wam, że już nie mogę doczekać się wakacji *-* Tak blisko... No i komentujcie!

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 38 - Początki


ROZDZIAŁ 38

POCZĄTKI


   Kolejne męczące dni, lecz tym razem było trochę przyjemności. Lynch'owie opowiadali mi dużo rzeczy o sobie, próbując mi ich przypomnieć. Zabierali mnie przy tym w różne miejsca, w których bywaliśmy. Powoli mi się one przypominały, ale nie pamiętałam wszystkich sytuacji, które miały tam miejsce. Zrozumiałam jednak, że musiało nas dużo łączyć.
   Rocky siedział cicho i reszta też nie dużo o nim opowiadała, więc wywnioskowałam, że nie byliśmy ze sobą bardzo blisko. Za to wiele słyszałam sytuacji, które miały miejsce z Ross'em i przypomniałam sobie w trakcie jednej z nich, że blondyn uwielbiał wrzucać mnie do wody.
   Czasami zostawaliśmy sami, bo Ross chciał powoli wprowadzać w życie bardziej... prywatne i intymne historie, o których rodzeństwo nie miało pojęcia. Na początku nie mogłam w nie uwierzyć, wręcz nie chciałam słuchać, ale później... zaczęłam wierzyć, że to miało miejsce,  gdy tylko widziałam nadzieję w jego oczach.
   Mimo wszystko nie zbliżyłam się do niego wystarczająco, żebym czuła się jak jego dziewczyna. Traktowałam go bardziej po przyjacielsku.
   Tak minął mi cały następny tydzień i gdy mieliśmy znowu ruszać w jakieś ważne miejsce, nie obyło się bez moich protestów.
   - Dajmy sobie dzisiaj spokój! - jęknęłam.
   - Nelly, to bardzo fajne miejsce, jedno z ważniejszych - mówił Riker z wystudiowanym spokojem, jakby przemawiał do dziecka.
   - Ta ławka w waszym ogródku też wygląda zachęcająco - wskazałam palcem na wspomniane miejsce. Wszyscy jak jeden mąż westchnęli. Przewróciłam oczami.
   Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie ciągali mnie cały czas, 24h na dobę nie wiadomo właściwie gdzie. Miałam też innych przyjaciół, z którymi chciałam spędzić czas.
   Jedna rozmowa z Riker'em mocno jednak dała mi do myślenia.
   - Chodzi o twoje palenie... - zaczął chłopak, gdy reszta na jego prośbę się rozeszła. - Paliłaś, ale czasami. Oni o tym nie wiedzą, tylko ja i ty. Miałaś z tym skończyć - mówił tak poważnym tonem, że aż zrobiło mi się głupio.
   Nie zdążyłam wtedy nic powiedzieć, bo do środka wpadła Rydel, którą jednak zbyłam błagającym spojrzeniem. Musiałam pogadać z Riker'em o jednej rzeczy.
   - Mam do ciebie pytanie - zaczęłam śmiało, gdy znowu zostaliśmy sami. - Dlaczego mnie pocałowałeś? Wtedy w nocy? Przecież nie jesteśmy razem... To był delikatny pocałunek, prawda, ale jednak w usta.
   - Tak naprawdę tego nie chciałem... - Riker zaczął bawić się palcami. - Chyba za bardzo mnie poniosło. Dawno się nie widzieliśmy - mówił zawstydzony. Pokiwałam tylko głową.
   - Was facetów to wszystkich ostatnio za bardzo nosi - rzuciłam zirytowana, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co powiedziałam. Szybko jednak sobie to uświadomiłam i aż zamarłam, czekając co zrobi Riker. Wpatrywał się we mnie zdziwiony. Nie chciałam, żeby dowiedzieli się o moim seksie z Peter'em. W końcu okazało się, że chodziłam w tym czasie z Ross'em, mimo że tego nie pamiętam.
   - Dobra, Nelly, wstawaj z tej kanapy i jedziemy! - głos Ell'a przebił się przez moje myśli. Niechętnie podniosłam się z mebla i ruszyłam za przyjaciółmi. Rodzeństwo wyraźnie usatysfakcjonowane poprowadziło mnie do auta, a ja czułam się, jakbym szła na ścięcie. 
   - Spodoba ci się! - zapewniła Rydel. - I nie będziemy musieli jeść dzisiaj niczego, co jest ugotowane przez Rocky'ego - dodała szeptem, na co zachichotałam. Od kilku dni Rocky zmaga się z kuchnią, co nie za bardzo mu wychodzi. Wszyscy boją się tego jeść. Właściwie nigdy nie wiadomo, co ugotował, bo wszystko ma odwrotny efekt, niż ten pożądany.
   Nim się obejrzałam, byliśmy na miejscu. Rozpoznałam tutaj część osiedla, w którym mieszkam.
   Riker wręcz wyciągnął mnie siłą z samochodu i razem z rodzeństwem i Ell'em poprowadzili mnie do jednego z budynków.
   - Ta daaam! - krzyknął Ratliff, wymachując rękoma. Zmarszczyłam brwi.
   - Pizzeria? - zdziwiłam się. Wszyscy ochoczo pokiwali głowami i weszliśmy do środka. Było pusto. Już chciałam zajmować miejsce, gdy Ross zatrzymał mnie i poprowadził do jednego ze stolików pod oknem.
   - Tu będzie dobrze - stwierdził, uśmiechając się z satysfakcją.
   - Co to za różnica?
   - Bo tutaj jedliśmy pizzę, gdy się poznaliśmy! Właściwie to tutaj się poznaliśmy! - mówił ochoczo Ell. Rozejrzałam się po wnętrzu budynku, które jakby nabrało nagle blasku. Rzeczywiście jakbym znała to miejsce.
   - To co? - przerwał chwilę ciszy Riker. - Zamawiamy? - spytał, na co wszyscy ochoczo pokiwaliśmy głowami.


   - I wtedy zamiast do drogiej restauracji wyciągnęłaś nas na pizze - zaśmiał się Riker, gdy wracaliśmy do domu.
   - Jestem zdolna do takich rzeczy - przytaknęłam. - Muszę przyznać, że to był jeden z najlepszych wypadów z wami.
   - Bo mogłaś objeść się pizzą? - zaśmiał się Ratliff.
   - Może... - również zachichotałam.
   - Dobra my musimy jechać jeszcze do sklepu, to wy zostańcie w domu, a my zaraz przyjedziemy - przerwał nam rozmowy Riker. Zatrzymał się pod domem. Ja, Rocky i Ell od razu wyskoczyliśmy z auta, które już po chwili zniknęło za zakrętem.
   Weszliśmy do domu, a Ratliff od razu rzucił się na kanapę. Rocky zaś szybko zniknął w jednym z pokoi. Nie wiedziałam, co robić, więc kręciłam się bezsensownie po domu, to siedząc w kuchni, to gadając z Ell'em.
   - Zrobię jakaś przekąskę, co? - zaproponował brunet, podnosząc się z kanapy. - Zapytaj Rocky'ego, czy też chce!
   Na te słowa dreszcz przeszedł mi po plecach, lecz bez sprzeciwu poszłam do pokoju, gdzie zniknął chłopak. Ostrożnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Chłopak stał na środku pokoju i zapatrzony w okno grał coś na swojej zielonej gitarze.
   - Chciałam zapytać.. . - zaczęłam, a brunet błyskawicznie przeniósł na mnie wzrok. - Chciałam zapytać, czy chcesz coś zjeść. Ell coś tam robi.
   - Jasne - rzucił tylko, wracając do swojego zajęcia. Już miałam wychodzić, gdy nagle chłopak mnie zatrzymał. - Pamiętasz, że grałaś na gitarze?
   - Nie - pokiwałam przecząco głową. Rocky przywołał mnie do siebie gestem dłoni, a ja nieśmiało podeszłam. Chłopak szybkim ruchem zdjął gitarę i przewiesił ją przez moje ramię. - Ale ja nie umiem! - zaprotestowałam. Miałam wrażenie, że to już się działo. To śmieszne uczucie wypełniało mnie w środku.
   - Umiesz - powiedział z taką pewnością Rocky, że przez chwilę sama w to uwierzyłam. - No dalej - ponaglił mnie. - Złap jakiś akord.
   Nieśmiało ułożyłam palce na stronach gitary i przejechałam po nich drugą ręką. Dookoła rozbrzmiał niegrający ze sobą akord. Od razu zdjęłam gitarę i oddałam ją Rocky'emu.
   - Widzisz - wzruszyłam ramionami.
   - Musisz po prostu pewniej łapać akordy - brunet pokazał mi, jak należy to zrobić. Po chwili znowu przewiesił mi przez ramię gitarę. Nieśmiało złapał moją rękę i ułożył ją na strunach. Miałam wrażenie, że to już się działo. To dziwne uczucie rozlewało się po mnie, dając mi do myślenia. - I wtedy jest dobrze - rzucił, przeciągając moją drugą ręką po strunach. Zerknęłam na niego kątem oka. Nasze spojrzenia się skrzyżowały dosłownie na ułamek sekundy, bo brunet szybko odwrócił wzrok.
   - Dzięki, że mi pomagasz, ale gitara chyba nie jest dla mnie - westchnęłam, odsuwając się od chłopaka, który z powrotem błyskawicznie się do mnie przysunął. Zdziwiłam się, bo w końcu myślałam, że nic nas nie łączyło. Nie rozmawiał ze mną, ani reszta wcale o nim nie wspominała.
   - Ty mnie nie pamiętasz, ale ja ciebie tak - powiedział szeptem, pochylając się nade mną. Wplótł ręce w moje włosy, patrząc mi przy tym w oczy. One mnie zahipnotyzowały.
   I wtedy Rocky szybko złączył nasze usta w pocałunku.

_________________

Cześć! Mamy rozdzialik ^^ Mam nadzieję, że wam się podobał. Komentujcie ;*

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 37 - Lynch'owie


ROZDZIAŁ 37

LYNCH'OWIE


   Ten jeden krótki wpis nie dawał mi spokoju. Oczywiście, że był skierowany do tysięcy osób, ale ja odczułam to... inaczej. Musiałam znaleźć Riker'a i wszystko wyjaśnić. Może się pomyliłam? Może mam go zapisanego w telefonie, tylko jakoś inaczej?
   Zaczęłam dokładnie przeglądać telefon.
   No nie ma! Jak?
   Nagle coś przyszło mi do głowy. W końcu Riker jest w R5, a tam jest kilka osób, do których na pewno mam numer! To jest jakiś pomysł. Zadzwonię do kogoś z nich i o wszystko zapytam.
   Tak też zrobiłam. Od razu weszłam w kontakty i wybrałam pierwszy zapisany numer - do Ross'a. Bałam się tej rozmowy. Bardzo. Serce zaczęło walić mi jak szalone, jakbym miałam zmierzyć się z prawdziwym atakującym mnie zboczeńcem. Jednak nie wiadomo, czy Riker serio jest taki świetny. Nie pamiętałam go. Tylko jego platynową grzywkę i muzykę jaką grał w R5.
   - Nelly! - rozległo się od razu. - Już jesteśmy w LA! Tęskniłem i...
   - Poczekaj! Musimy się spotkać. Z Riker'em też. I... z wszystkimi właściwie - przerwałam mu.
   - Dobrze, ale co się stało? - zmartwił się chłopak.
   - Też bym chciała wiedzieć... - westchnęłam.
   - To może przyjdziesz do nas? Teraz jesteśmy wszyscy, bo po trasie nie chce nam się ruszać z domu. Większość śpi, bo przyjechaliśmy w nocy.
   - Przyjdziesz po mnie? - spytałam. Nie trafiłabym do nich. Nie pamiętałam drogi. Nie pamiętałam ich. To musi się jakoś zmienić! Tylko co mogę zrobić? Próbowałam sobie przypomnieć przeróżnymi sposobami. To oglądając zdjęcia, to rozmawiając z ludźmi, których znam i nic. I takie jedno spotkanie miało mi teraz coś tak nagle przypomnieć? Wątpię... Ale jest nadzieja.
   - Jasne! Będę za dwadzieścia minut - rzucił wesoły Ross i się rozłączył. Zwlokłam się z łóżka i szybko przebrałam w krótkie szorty i biały T-shirt. Było dzisiaj wyjątkowo gorąco. Zgarnęłam też torbę i po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć.
   - Cześć - uśmiechnęłam się nieśmiało do blondyna. Miał tak samo jasne włosy, jak Riker.
   - Nie widzieliśmy się cały miesiąc, a ty mówisz mi tylko ''cześć''? - zdziwił się chłopak, podchodząc bliżej. Chwycił mnie rękoma w biodrach i przyciągnął do siebie. Pocałował delikatnie mnie w szyję, a ja ostrożnie go odepchnęłam, na co chłopak się speszył.
   - Musimy poważnie porozmawiać.
   - Nel, nie strasz mnie, proszę - Ross był wyraźnie zmartwiony. Po tych słowach ruszyliśmy w stronę domu Ross'a. Nie pamiętałam, gdzie to. Całą drogę szliśmy w milczeniu. Chłopak trzymał się na dystans, lecz widziałam cierpienie w jego oczach, gdy czasami na mnie zerkał. O co mu chodziło? Chociaż to, jak zareagował na mój widok trochę mnie zastanowiło. Czyżbyśmy byli razem? To możliwe. Poza tym skoro chodziłam z Ross'em, to co wczoraj odwaliło Riker'owi, że mnie pocałował? Ale ja go nie pamiętałam! To musiałam powiedzieć im wszystkim. Tylko jak? ''Cześć, nie pamiętam was. Straciłam pamięć. Nie jesteście jakimiś psycholami przypadkiem?''. Wzdrygnęłam się.
   Doszliśmy do ładnego domu, przed którym stał duży, biały samochód, mieszczący przynajmniej 8 osób. Ross otworzył przede mną drzwi, nie patrząc mi w oczy. Zastanawiałam się, co mu chodzi po głowie. On chyba też głowił się nad moimi myślami.
   - Zwołasz wszystkich? - poprosiłam, a Ross tylko pokiwał głową. Już po chwili wszyscy niechętnie zwlekli się z łóżek i przyszli do salonu. Gdy tylko mnie zobaczyli, podbiegli do mnie i wzięli w ramiona. Nasz group hug trwał kilka minut, podczas których stałam sztywno, nie wiedząc, co zrobić. Tylko Riker, którego poznałam w nocy stał na boku, przypatrując mi się uważnie. Po jakimś czasie odsunęli się ode mnie, a ja od razu wzięłam głęboki oddech, nie wiedząc, od czego zacząć.
   - Słuchajcie! - podniosłam głos, gdy wszyscy na raz zaczęli opowiadać mi, jak było. Ross w tym czasie dołączył do Riker'a i oboje stali oddaleni o kilka metrów, dyskutując pomiędzy sobą, zezując przy tym na mnie od czasu do czasu. - To może dziwnie zabrzmi, ale ja... Nie pamiętam was - wydusiłam z siebie. Wszyscy osłupiali i nawet dwaj platynowi zamilkli. - Miałam wypadek - zaczęłam wyjaśniać. - Straciłam pamięć. Przepraszam - dodałam. Nikt nic nie mówił. Zapanowała między nami niezręczna cisza.
   - Nic? - upewnił się brunet, mierzwiąc swoją grzywkę.
   - Nic - potwierdziłam, wpatrując się w ręce. - Tylko jakieś drobne, pojedyncze rzeczy - dodałam szybko. - Na przykład pamiętałam tylko Riker'a włosy - zaśmiałam się i reszta też się roześmiała, lecz trochę nieśmiało, jakby nie wiedzieli, co zrobić z tą informacją. - Przepraszam - zwróciłam się do Riker'a i Ross'a, stojących na boku.
   - Nie wiedzieliśmy... Nie ma sprawy - odezwał się szybko Riker.
   - Jak to się stało? Że miałaś wypadek? - spytała nagle Rydel.
   - Nie pamiętam. Tylko mocny ból w czaszce. I tyle - wzruszyłam ramionami.
   - Możecie zostawić nas samych? - rozległ się nagle głos Ross'a i wszystkie ciche rozmówki zamilkły. Nikt się nie poruszył, lecz po chwili Riker się opanował i zgarnął rodzeństwo do kuchni. Zostaliśmy sami. - To dlatego tak zareagowałaś? - spytał, gdy zostaliśmy sami. Pokiwałam tylko głową. - Nie pamiętasz mnie? Przecież ze sobą chodzimy! Byliśmy blisko... Nie pamiętasz jak zabrałem cię nad jezioro? Jak ukrywaliśmy się przed twoją ciocią?
   - Chciałabym pamiętać - powiedziałam szybko, zrozpaczonym głosem. - Pamiętam jezioro, ale nie pamiętam ciebie...
   Do oczu chłopaka napłynęły łzy, lecz szybko się ich pozbył.
   - Przepraszam - powtórzyłam jeszcze raz i szybko podeszłam do chłopaka. Nim się obejrzał, złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku, który chłopak tylko zaczął pogłębiać. Złapałam go mocno za kark, a on objął mnie w pasie. Pamiętałam już takie pocałunki. Pamiętałam jego usta. Jakiś krok do przodu.
   Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Ross patrzył mi w oczy, dalej stojąc bardzo blisko mnie. Złapał pasmo moich włosów i zaczął owijać je w okół swojego palca.
   Już wiem, skąd to pamiętałam! Ja robiłam tak Peter'owi, a mi robił tak Ross!
   - I jak? - spytał. Wiedziałam, o co mu chodzi.
   - Nic.
_________________

Cześć! Mamy kolejny rozdzialik ^^ Miałam dodać wcześniej, ale byłam na wycieczce i po prostu nie miałam jak. Jak dla mnie jest taki sobie. Nie miałam weny ;P No ale zostawiajcie komentarze!

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 36 - Atak cz. 2



ROZDZIAŁ 36

ATAK CZ. 2


   - Puszczaj mnie! - wrzasnęłam, odskakując od chłopaka. Dalej trzymał mnie za ramię.
   Próbowałam dojrzeć jego twarz w lekkim półmroku, ale przez kaptur nie było jej widać. Bandyta i zbok. Co ja mam zrobić! - krzyknęłam do siebie w duchu.
   - Nie szarp się - rzucił mężczyzna, gdy znowu zaczęłam się wyrywać. - Uspokój się!
   - Nie weźmiesz mnie tak łatwo! - wrzasnęłam, mocniej się szarpiąc. Mówiłam pewnie i głośno. Byłam zaskoczona spokojnym tonem swojego głosu. W jednej chwili otrzeźwiałam. Alkohol jakby nagle ze mnie wyparował.
   Nagle chłopak przyciągnął mnie z powrotem do siebie i objął ramionami. Wciągnęłam zapach jego wody kolońskiej do płuc. Bałam się. Starałam się opanować tą wewnętrzną panikę ale nie mogłam. Chciałam krzyczeć, ale głos jakby zamarł mi w krtani, nie chciał się wydobyć. Ciężko oddychałam.
   - Nie poznajesz mnie? - spytał nagle, a w ustach chłopaka brzmiało to prawie jak groźba. Nie mogłam tak po prostu stać. Musiałam podjąć szybką decyzję i tak też zrobiłam. Mocno uderzyłam chłopaka łokciem w brzuch, na co mnie od razu puścił. Stanęłam obcasem na jego palcach u stóp i zaczęłam biec, co było trudne. Na szczęście do domu miałam blisko. Szybko wbiegłam po trzech stopniach. Drżącymi rękoma wyciągnęłam kluczyki i próbowałam znaleźć zamek do drzwi. Miałam mało czasu. Zimny pot spływał mi po plecach.
   Szybko przekroczyłam próg domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy to zrobiłam, usłyszałam z ulicy głośny krzyk i aż się przeraziłam.
   - Nelly! - doszło do mnie tylko to jedno słowo.


   Nie mogłam zasnąć. Leżałam nieruchomo na łóżku, a dreszcze co chwilę przebiegały mi po plecach. Wpatrywałam się w sufit i nasłuchiwałam jakichkolwiek oznak czyjeś obecności w domu. Kogoś innego niż ciocia. Co chwilę sprawdzałam czy chłopak kręci się pod domem, wyglądając przez okno. Ciągle tam był. Na początku chodził w kółko. Teraz siedział bezczynnie na krawężniku, chowając głowę między nogi.
   Gwałtownie odchylił głowę do tyłu, przez co spadł mu kaptur, odsłaniając platynowe włosy chłopaka. Jakbym już go gdzieś widziała. Tą bujną grzywę jasnych włosów, ułożonych w lekkim nieładzie.
   Co miałam teraz zrobić? Mogłabym pójść i spytać, kim jest i czego chce, co może być bardzo ryzykowne, bo w końcu nie pamiętam go o ile w ogóle znam. Mogę też go zignorować i poczekać aż sobie pójdzie, co jest bezpieczniejsze. Albo zadzwonić na policję. Też była jakaś opcja, ale nie chciałam robić dużego zamieszania.
   Stałam nieruchomo, oparta o framugę okna. Chłopak nagle się podniósł. Znowu zaczął chodzić w kółko. O co mu chodziło?
   Nagle usłyszałam walenie do drzwi. To pewnie on. Obudzi ciocię. Wzdrygnęłam się. Nie wiedziałam, co w tej chwili jest gorsze - otworzyć temu chłopakowi, którego chyba znam (a przynajmniej on zna mnie), czy spierać się z Mag w środku nocy, kim jest ten blondyn i dlaczego śmierdzę alkoholem.
   Coraz głośniejsze walenie w drzwi.
   Powoli zeszłam na dół, a przechodząc przez kuchnię chwyciłam pierwszą rzecz, jaka wpadła mi w ręce. Coś, czym mogłabym się w razie potrzeby obronić. Ostrożnie, powoli otworzyłam drzwi.
   Nelly jaka ty jesteś głupia! Może po prostu wpuść go do środka, niech cię przeleci i sobie pójdzie!
   - Kim ty jesteś? - spytałam przez minimalną szparę w drzwiach. Serce waliło mi jak szalone.
   - Jak możesz mnie nie poznawać - zdziwił się chłopak. Jego głos był znacznie spokojniejszy.
   - Kim ty jesteś? - powtórzyłam.
   - Riker. Nie poznajesz mnie? I po co ci ta patelnia?
   - Kłamiesz! - krzyknęłam z rozpaczą w głosie, nie zwracając uwagi na jego drugie pytanie. Nie pamiętam, żebym miała kogoś takiego w kontaktach. Zawsze poznanych ludzi porównuje z tym, co mam zapisane w telefonie. Teraz też tak było. I nie miałam tam żadnego Riker'a. - Zostaw mnie w spokoju! - mówiąc to zatrzasnęłam chłopakowi drzwi przed nosem.
   Wbiegłam na górę i rzuciłam się po telefon. Drżącymi rękoma wybrałam kontakty i zaczęłam przeglądać listę. Tak jak mówiłam - żadnego Riker'a.


   - Spokojnie. Nic ci nie zrobię - usłyszałam, gdy tylko moje i blondyna spojrzenie się skrzyżowało. Staliśmy na obrzeżu miasta. Drogi ciągnęły się tutaj, gnając w nieznane i znikając w lesie. Mój spacer doprowadził mnie aż tutaj. Oczywiście musiałam spotkać Riker'a. Miałam wrażenie, że mnie śledził. I tak chyba było.
   - Skąd mam to wiedzieć? Nie znam cię - rzuciłam, krzyżując ręce na piersiach.
   - Przejdziemy się? - spytał i nie czekając na odpowiedź ruszył wzdłuż drogi. Przez chwilę wahałam się, co zrobić, lecz po kilku minutach ruszyłam za nim.
   - Czego ode mnie chcesz?
   - Ty serio mnie nie pamiętasz! - zauważył chłopak.
   - Może dlatego, że ciebie nie znam? - podsunęłam. Cień rzucany przez drzewa lekko mnie schłodził, lecz spowodował także lekki dreszcz strachu.
   - Przestań! Nie wmówisz mi tego! W co ty grasz?
   - W nic! - zmarszczyłam brwi, a chłopak przyglądał mi się uważnie. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Nagle zatrzymał się i chwycił mnie za dłoń, zmuszając, bym ja też stanęła. Szybko przysunął się bliżej i zbliżył swoje usta do moich. Serce zaczęło mi mocniej bić. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, pocałował mnie. Delikatnie. Lecz zaraz ta delikatność zmieniła się w namiętność. Jeździł swoimi rękoma po moich plecach, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
   I nagle ból. Mocny. Obezwładniający. Pomiędzy łopatkami.
   Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Opuściłam ręce, starając się sprawdzić, co się dokładnie stało. Riker odsunął się ode mnie. Natrafiłam na to, co sprawiło mi ból. Coś dość sporego, zimnego. Może nóż?
   Blondyn podszedł do mnie, a ja się cofnęłam. Nie chciałam, żeby był blisko mnie. Miał wzrok szaleńca. Wytarł dwoma palcami krew z mojej ubrudzonej dłoni, po czym gwałtownie mnie popchnął, wpychając w jakiś rów przy drodze. Pociemniało mi przed oczami.
   - Przykro mi, Nelly. Twój czas dobiegł końca - rzucił i dalej nie było już nic.


   Obudziłam się cała spocona i zdyszana, jakbym dopiero co przebiegła maraton. Tak też się czułam. Gardło paliło mnie żywym ogniem.
   Nienawidziłam koszmarów. Nigdy nie mogłam się z nich wybudzić. Jeszcze ten gość... Nie wiem, kim on jest, lecz... Jak się głębiej zastanowię, coś mi świta. Już na pewno widziałam tą platynową grzywkę, tylko gdzie? To nie dawało mi spokoju.
   Żeby się odstresować wyciągnęłam telefon i weszłam na TT. Tak dawno go nie sprawdzałam...
   I wtedy coś mnie oświeciło, coś zobaczyłam. Riker jest członkiem R5. Pamiętam muzykę R5. To mój ulubiony zespół.
   Zaczęłam przeglądać wpisy na TT Riker'a i nagle natknęłam się na jeden, niby tak prosty, ale i tak przeczytałam go kilkakrotnie.

    Już w LA. Tęskniłem! 

   Dlaczego poczułam, że było to skierowane do mnie?

________________

Macie rozdzialik miśki ;) Nie jest najlepszy, ponieważ nie miałam weny, ale pomyślałam, że i tak go wam wstawię. Może wam przypadnie do gustu?? Komentujcie ^^


wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 36 - Atak



ROZDZIAŁ 36

ATAK


   Wracałam do domu, z papierosem w ustach i niedopitym piwem w dłoni. Było mi tak lekko. Podśpiewywałam sobie jakieś piosenki pod nosem, to usłyszane w radiu, to jakieś z dzieciństwa.
   - To teraz co? - spytałam łapiąc ręką latarnię. Nogi pode mną się ugięły, lecz śmiało ruszyłam dalej.
   - A na co masz ochotę? - spytał mnie chłopak, łapiąc w pasie. Zachichotałam, bo podświadomie wiedziałam, że nie chodzi mu o piosenki. Odwrócił moją głowę w swoją stronę i mocno pocałował. Wypuściłam papierosa z dłoni, zaskoczona tak nagłym całusem. Oderwaliśmy się od siebie po jakimś czasie, ciężko oddychając. Ponownie zachichotałam. - Więc? - szepnął mi do ucha. W jego oddechu czuć było mocną woń alkoholu, podobnie jak w moim.
   Pociągnęłam z butelki łyk piwa. Gestem zaproponowałam mu alkohol, a chłopak od razu wziął butelkę do rąk. Zatoczyłam się delikatnie.
   Szliśmy tak w nieokreślonym kierunku. Myślałam, że zmierzam do domu, ale tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, gdzie jestem.
   Nagle obok nas zatrzymał się samochód.
   - Co wy tutaj wyczyniacie, do cholery? - spytał chłopak w środku. Nie było widać jego twarzy, więc skupiłam się, próbując coś zobaczyć. Nagle po prostu wysiadł z auta, wręcz wyszarpał mnie z ramion drugiego chłopaka i wepchnął do samochodu. Byłam tak zaskoczona, że nie zdążyłam zareagować. Po plecach przeszedł mi dreszcz.
   Chłopak wsiadł z powrotem do auta i gwałtownie ruszył.
   - Peter! Idioto, co ci odbiło? - warknęłam, widząc swojego ''porywacza''.
   - Nathan? Serio?! - podniósł głos.
   - Co ty do niego masz?! To twój przyjaciel! - prychnęłam. - Nie możemy go tam zostawić! Ma moje piwo! - krzyknęłam, odwracając się za siebie.
   - Dziecko, co ty z sobą robisz?
   - Nic - odparłam od razu. - Nie to nie, ale za piwo mi oddajesz - założyłam ręce na piersi. - Ale i tak nie możemy go tam zostawić! Jest pijany, jeszcze coś mu się stanie! - mówiłam spanikowanym głosem. Peter się zatrzymał. Widać było, że targają nim emocje, lecz po chwili zawrócił.
   - Nie wierzę, że to robię! I że ty coś takiego robisz!
   - Wymyślasz! - rzuciłam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak głośno mówię i jak bardzo bełkoczę. - Masz szlugi?
   - Jezu, Nel! - Peter był wyraźnie zniecierpliwiony. Stukał palcami w kierownicę.
   - Nie mów do mnie Nel! Nie jestem dzieckiem! - warknęłam. - Nelly.
    Peter zatrzymał się przy swoim przyjacielu i również zgarnął go do samochodu.
   - Mój wybawca! Powiedz, że masz szlugi! - odwróciłam się w stronę Nathan'a. Wyciągnął paczkę z kieszeni i przybliżył do mnie. Złapał moją koszulkę, po czym odsłonił biust i wrzucił opakowanie za bluzkę. Zachichotałam i zanurkowałam ręką, by wydobyć papierosy z dekoltu.
   - Uspokójcie się! I żadnego palenia w samochodzie! - krzyknął Peter, wyrywając mi szluga z ręki. Zmierzyłam go wzrokiem.
   - Oczywiście - warknęłam, zapadając się w fotel.


   - Wchodźcie! - krzyknął Peter, a ja z Nathan'em powłócząc nogami przekroczyliśmy próg domu. Gdy pochyliłam się, żeby ściągnąć buty, chłopak złapał mnie za tyłek, na co odepchnęłam go żartobliwie. Peter widząc to przewrócił oczami. - Ty idziesz tutaj - pokierował Nathan'a do pokoju. Ten nie protestując wszedł do środka.
   - Ale wyślesz do mnie jeszcze kociaka na dobranoc, co? - spytał chłopak, z błyskiem w oku. Wpatrywał się prosto w mój dekolt. Peter go zignorował. Popchnął przyjaciela na łóżko, zgasił światło w pokoju, po czym zamknął za sobą drzwi.
   - A ty idziesz ze mną - rozkazał, ciągnąc mnie za sobą. Usiadłam sobie na kanapie w salonie. Peter jednak szybko zgonił mnie ruchem ręki i zaczął ją rozkładać. Korzystając z okazji wróciłam się po szlugi, które zostawiłam w kieszeni kurtki i wróciłam do szatyna. Wyszłam na taras zapalając jednego.
   - O co ci chodzi? - spytałam, gdy dołączył do mnie Peter, wpatrując się w mój profil.
   - O nic. Dobrze, że się odnajdujesz, ale Nathan nie jest dla ciebie.
   - Jesteś zazdrosny, czy jak? - spytałam zbliżając się do szatyna. Chłopak chciał się odsunąć, lecz złapałam go jedną ręką za koszulkę i obróciłam, by był tyłem do ściany domu. Oparłam się ciałem o jego brzuch i strzepnęłam popiół na ziemię.
   Staliśmy tak kilka minut, wpatrując się w siebie. Zdążyłam wypalić swojego szluga.
   - Więc? - spytałam Peter'a.
   - Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Jak mógłbym być zazdrosny - prychnął chłopak.
   - Niby tak, ale po tym, co się stało w Miami... - podsunęłam, szczerząc się do Peter'a.
   - Przerabialiśmy to, tak?
   Przewróciłam oczami. Wspięłam się na palcach, a moje usta znalazły się na poziomie ust chłopaka. Stałam tak kilka chwil, po czym gwałtownie pocałowałam Peter'a. Nie był zaskoczony. Złapał mnie w biodrach, a ja zarzuciłam swoje nogi na jego biodra. Oplotłam go, a szatyn zaniósł mnie do środka, nie przestając całować. Położył na łóżku i zawisnął nade mną, podpierając się rękoma koło mojej głowy. Nie wiem, ile tak się całowaliśmy. Z małymi przerwami, na pieszczoty. To on zjeżdżał niżej, do moich piersi i brzucha, to ja badałam jego rysy mięśni. Leżałam pod nim, oplatając go nogami w pasie, od czasu do czasu je ściągając, gdy było nam niewygodnie. Unosiłam brzuch, gdy mnie dotykał.
   Po nie wiadomo ile trwającej chwili, ułożyliśmy się obok siebie. Leżeliśmy tak, dopóki nasze oddechy się uspokoiły. W końcu pomału przeniosłam wzrok na Peter'a. Spał. To była moja szansa.
   Zsunęłam się z łóżka, ubrałam buty i cicho wyszłam przed dom. Jak przez mgłę pamiętałam drogę stąd do domu. Z trudem szłam chodnikiem, lekko się zataczając. W głowie strasznie mi się kręciło.
   Gdy zobaczyłam swoją ulicę, odetchnęłam z ulgą. Jednak to tutaj.
   Nagle ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął w przeciwną stronę. Zaskoczona odwróciłam się do chłopaka. Chciałam krzyczeć, lecz w panice nie chciał wydobyć się ze mnie żaden dźwięk. Zaczęłam ciężko oddychać.
   Próbowałam się wyrwać, szarpać, lecz chłopak był wysoki i dobrze zbudowany, silniejszy ode mnie. Tylko tyle potrafiłam o nim powiedzieć.
   - Puszczaj! - krzyknęłam w końcu. Od razu jednak tego pożałowałam. Uścisk dłoni na moim przedramieniu nie zelżał, lecz chłopak stanął. Na myśl, co się teraz stanie, zesztywniałam, a włoski na plecach stanęły dęba.
   Chłopak powoli się odwrócił, spoglądając mi w oczy. Przyciągnął mnie bliżej siebie, na co się wzdrygnęłam.
   Nagle zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. On mnie... Pocałował.

_________________

Cześć! Mamy rozdzialik! Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zostawiajcie komentarze ^^

PS Słyszeliście Rock That Rock?? Kocham! <3

https://www.youtube.com/watch?v=IeVVLq9NDTU  

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 35 - W Poszukiwaniu Wspomnień cz. 2



ROZDZIAŁ 35

W POSZUKIWANIU WSPOMNIEŃ CZ.2


   Na lotnisko dotarłyśmy tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy. Od razu wyskoczyłam z samochodu, wyszarpałam walizkę i udałam się do budynku. Jean szła za mną i coś do mnie mówiła, ale jej nie słuchałam. Powinna sobie wszystko przemyśleć. Może kiedyś się zmieni. Może.
   Siedziałam na słońcu na lotnisku, które bardzo szybko zachodziło. Po kilku godzinach bezczynnego siedzenia, podniosłam się, prostując nogi. Później byłam już w samolocie. O niczym nie myślałam. Wszystko robiłam jak robot. W końcu dolecieliśmy do LA. Stanęłam na boku z moją walizką, czekając.
   Nagle ktoś wziął mnie w ramiona, na co zesztywniałam.
   - Jesteś! Nie chciałam, żebyś wracała do Miami - mówiła wysokim głosem w moje ramię. - Jak usłyszałam, co się stało... Ale ty pewnie mnie nie pamiętasz!
   - Więc kim jesteś? - spytałam, odsuwając się od dziewczyny. Spojrzałam na nią wyniośle, jak robiła to Natalie.
   - Sarah! Twoja kuzynka! Ale się zmieniłaś! - krzyknęła moja kuzynka, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. - Choć zabieram cię stąd - chwyciła mnie za rękę i pociągnęła. Ja jednak szłam swoim wolnym krokiem, z gracją stawiając nogi i ciągnąc za sobą walizkę. Blondynka zmarszczyła brwi i mnie puściła.
   Dotarłyśmy do samochodu, w którym siedziała jakaś kobieta. Podejrzewałam, że to musiała być ciocia. Wsiadła do auta, a cała droga przebiegła w milczeniu. Trochę krępująca cisza panowała pomiędzy nami. Szybko jednak dotarłyśmy do domu. Ciocia zaprowadziła mnie do pokoju, a Sarah już nie zawracała głowy i poszła zmęczona do swojego mieszkania. Również wypompowana wydarzeniami całego dnia, poszłam spać.


   Gdy poczułam delikatny pocałunek na dłoni, od razu się obudziłam. Zamrugałam kilkakrotnie oczyma, oślepiona słońcem. Przede mną stał szatyn. Nie chwila! To był blondyn. Wysoki, przystojny, z czekoladowymi oczami.
   - W końcu jesteś! - krzyknął, biorąc mnie w ramiona. Wzdrygnęłam się. Nagle do pokoju wbiegł następny chłopak, tym razem brunet, również o brązowych oczach.
   - Odwal się od niej - warknął pod nosem, po czym jak gdyby nigdy nic, usiadł z uśmiechem obok blondyna. - Martwiliśmy się!
   - Ale dlaczego?
   - Nie było cię! Zniknęłaś... - ostatnie słowo blondyn powiedział z takim wyrzutem, jakby to była moja wina. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Mierzyłam spojrzeniem najpierw jednego chłopaka, później drugiego. Nie wiedziałam, co robić. Wołać ciocię? Może dać im wszystko wyjaśnić?
   - Kim jesteście?! - krzyknęłam, zeskakując z łóżka na równe nogi. Chłopacy spojrzeli po sobie. Już mieli się odzywać, lecz do pokoju wpadł Peter. Co tu od rana taki ruch?! 
   - Odsuńcie się od niej! - wrzasnął. Byłam ciekawa, co myśli o tym wszystkim Mag. A może nie wie? Może jej nie ma? 
   - Jak wy, cholera, dostaliście się do domu?! - przerwałam im pytaniem, gdy zaczęli zawzięcie ze sobą dyskutować. Wszyscy mnie zignorowali. ''Rozmowa'' przerodziła się w krzyk. Miałam wrażenie, że zaraz się pobiją. - Kim wy w ogóle jesteście?! - spytałam i od razu wszyscy zamilkli. Brunet i blondyn wpatrywali się we mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, a Peter objął mnie ramieniem. Podprowadził mnie z powrotem do łóżka i gwałtownie na nie popchnął. Spadłam na kołdrę, którą po chwili Peter mnie okrył.
   - Śpij. Ja im wszystko wyjaśnię - powiedział, pocałował w czoło, a od tego w głowie mi się zakręciło. Nagle dwaj chłopacy jakby rozmyli się w powietrzu, a szatyn ułożył wygodnie obok mnie, wręcz przyklejając się do moich pleców. - Śpij - rozkazał i od razu po tym słowie, zalała mnie ciemność.


   Obudziłam się, po południu. I to naprawdę się obudziłam! Nie zrozumiałam sensu swojego snu. Ci dwaj chłopacy... Kim byli? Skąd mi przyszli do głowy? Może ich znam? Pewnie tak, ale ich nie pamiętam... Muszę się czegoś o nich dowiedzieć. 
   Zsunęłam się z łóżka. Plecy mnie strasznie bolały. I to nie Peter wtulał mi się w plecy, tylko po prostu położyłam się na... misiu? Misiu w kształcie pingwina konkretnie. Przebranego za... Hello Kitty? Skąd ja to mam? - pomyślałam, rzucając go pod łóżko.
   Szybko się przebrałam. Nie zamierzałam siedzieć dzisiaj w domu. Chciałam ''poszukać'' swoich wspomnień. Czegoś, co przypomni mi chociaż ćwiartkę mojego życia.
   Cioci Mag już nie było. Wyszłam z domu i skierowałam się do miasta. Nagle zadzwonił mój telefon, więc nie wahając się, odebrałam.
   - Słyszałam, że wróciłaś do Miami! Jak tam?
   - Sorry, ale... Z kim rozmawiam? - spytałam.
   - O matko, a jednak to prawda! Może nawet lepiej... - dodała szeptem. Zmarszczyłam brwi. - Tally! Musimy się spotkać! Nathan o ciebie pyta cały czas! Nie mówiąc o Tristanie... - westchnęła.
   - Ale ja nie wiem nawet, jak wyglądasz. Jak oni wyglądają!
   - To właśnie dlatego musimy się spotkać! Wróci ci pamięć, zobaczysz. A przynajmniej skrawek! - obiecała dziewczyna z przekonaniem w głosie.
   - To gdzie i kiedy?
   - Dzisiaj! Teraz! Tam gdzie zawsze.
   - Czyli...? - spytałam zniecierpliwiona.
   - A no tak! Gdzie jesteś?
   - Przy kawiarni. Na osiedlu, przy parku - wyjaśniłam najlepiej, jak potrafię.
   - Tam, gdzie mieszkasz?
   - Tak - potwierdziłam.
   - Dobra, czekaj na mnie w kawiarni! Będę za kilka minut! - rozkazała Tally i się rozłączyła. Zrobiłam jak kazała. Dziewczyna mówiła prawdę. Po kilku krótkich minutach już przy mnie była. Nie rozpoznałam jej, chociaż burza czarnych, kręconych włosów coś mi mówiła. I jej oczy. Jasne, błękitne... - Siema!
   - Cześć - przywitałam się. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, pogwizdując pod nosem z zachwytem na mój widok. Miałam na sobie skórzaną, brązową miniówkę i do tego granatową bluzkę z dość sporym dekoltem, co zupełnie mi nie przeszkadzało. Rzęsy przejechałam tuszem, a usta lekko zaznaczyłam błyszczykiem.
   Po chwili ruszyłyśmy w stronę centrum LA. Nie minęło dużo czasu, jak wjeżdżałyśmy windą na górę.
   - Patrzcie, kto do nas wrócił! - krzyknęła Tally na wejściu. Grupka osób obejrzała się w naszą stronę. Od razu wypatrzyłam Peter'a. Chciał do mnie podejść, lecz jakiś inny chłopak go wyprzedził.
   - Widzę, że idziesz na całość - mruknął, łapiąc mnie w pasie i przyciągając do siebie bliżej. Po chwili zjechał palcami w dół, łapiąc mnie za tyłek, przez krótką spódniczkę. Zachichotałam. Przypominało mi to moją sytuację z Peter'em. Takie spontaniczne. I tak bardzo mi się podobało.
   - To jest właśnie Nathan. Ten, który tak bardzo za tobą tęsknił - szepnęła do mnie Tally. Oderwałam się powoli od chłopaka, który pociągnął mnie do reszty. Po chwili wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i podał mi ją. Wyjęłam z niej szluga i włożyłam do ust.
   - Nelly wróciła do żywych! - krzyknął Nathan, a wszyscy się roześmiali. Ja również.
   - Witaj z powrotem w swoich szeregach - szepnęła mi na ucho Tally. ''W swoich szeregach''... Te słowa jeszcze długo odbijały mi się w myślach.

_________________

Cześć <3
Od razu na wstępie - totalny brak weniska i czasu ;-; Cały zawalony tydzień. jakiś kosmos. Ale macie rozdzialik ^^ I Komentujcie.