piątek, 30 maja 2014

Rozdział 35 - W Poszukiwaniu Wspomnień



ROZDZIAŁ 35

W POSZUKIWANIU WSPOMNIEŃ


   - Nelly, choć na kolację! - usłyszałam krzyk z kuchni. Westchnęłam. Nie miałam ochoty mieć nic wspólnego z moją mamą. Wcale się tak nie zachowała. Nic ją nie obchodziło. Całymi dniami znikała na zakupach, lub ploteczkach z sąsiadkami. Albo bezczynnie leżała na leżaku w ogrodzie, podczas gdy sprzątaczka odwalała całą robotę.
   Siedziałam tak na podłodze rozmyślając o tym, co się zdarzyło.
   Tydzień temu, gdy spotkałam Peter'a... To było dziwne. Czułam, że go znam, ale go nie pamiętałam. Kojarzyłam tylko te jego oczy. Ciemne. Piękne. Gdy obudziłam się rano, chłopaka nie było. Może to i lepiej? Zostawił mi tylko wiadomość, że się spotkamy. I tak było. Spotkaliśmy się następnego dnia w Miami. Poszliśmy na plaże i gadaliśmy.
   To dziwne (chociaż ostatnio dzieją się same dziwne rzeczy). Wieczorem bawiliśmy się w łóżku, a dzień później jak gdyby nigdy nic gadaliśmy sobie, spacerując po plaży.
   - Nie chciałem tego - zaczął od razu.
   - Ja chyba też nie - przyznałam. Strasznie krępowała mnie ta rozmowa, ale... Była konieczna.
   - To był taki seks bez zobowiązań - stwierdził jakby było to dla niego normalne. - Dalej jesteśmy przyjaciółmi?
   - Tak...
   - Ale przyznaj... Podobało ci się - rzucił, szczerząc swoje białe zęby. Teatralnie przewróciłam oczami.
   - Powiedzmy...
   - Kłamiesz! Podobało ci się.
   - Peter...!
   - No co? Chciałaś być bliżej. To znak, że ci się podobało.
   - Skończmy już tą rozmowę, co? - zaproponowałam poirytowana. Peter jednak dalej wpatrywał się we mnie swoimi ciemnymi oczami. Czułam, jakby wiercił mi dziurę w boku. - No dobra! Podobało mi się! - rzuciłam w końcu, nie mogąc wytrzymać tego wzroku. Chłopak uśmiechnął się, jakby było to coś oczywistego.
   - Po co tu przyjechałeś? - spytałam po dłuższej chwili ciszy.
   - Do ciebie. Martwiłem się.
   - I kiedy wracasz?
   - Jutro. Więc mamy czas, żeby jeszcze raz...
   - Peter do cholery!
   Chłopak objął mnie ramieniem. Nic do niego nie czułam, a się z nim kochałam. Uległam mu. Chociaż... Podobało mi się, to musiałam mu przyznać. Znał się na rzeczy.
   - Nelly! - usłyszałam znowu. Niechętnie podniosłam się z podłogi, ostatni raz spoglądając na okno, jakby nagle miał się tam pojawić różany ogród, ale oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Skąd w ogóle przyszedł mi do głowy?
   Weszłam do kuchni i od razu podeszła do mnie Jean.
   - Musimy pogadać - powiedziała poważnym tonem, co mnie speszyło. Milczałam, chcąc, by mówiła dalej. Moja matka wzięła głęboki oddech. - Nie możesz tu zostać. I widzę, że nie chcesz.
   Na te słowa zmarszczyłam brwi. Wyrzuca mnie? Co sobie wymyśliła?
   - Pojedziesz do LA, do cioci Mag - oznajmiła. Położyła bilet na stół. Patrzyłam na nią zszokowana. Pamiętam, że powrót tam był dla mnie bardzo ważny, ale nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego.
   - Kiedy?
   - Dzisiaj, o drugiej w nocy - po tych słowach zapadła cisza, którą szybko przerwałam.
   - Dlaczego?
   - Bo sobie nie radzę!
   - Nie radzisz sobie? - nie mogłam w to uwierzyć. - Nie radzisz - powtórzyłam z ironią. - Może gdybyś poświęciła mi więcej czasu, to by było lepiej, nie sądzisz? Może gdybyś zainteresowała się mną chociaż raz i spędziła kilka chwil, żeby chociaż pogadać, spytać co u mnie, jak moja pamięć, zamiast latać na durnowate plotki do sąsiadek, to byłoby dobrze. Gdybyś ruszyła dupę z leżaczka i przyszła do mnie chociaż raz, RAZ, byłoby łatwiej. Ale ty sobie nie radzisz! - mówiłam z kpiną w głosie. Nie mogłam się pohamować. NIE CHCIAŁAM się pohamować.
   W oczach Jean zabłysły łzy, ale nie obchodziło mnie to.
   - Nie dziwię się, dlaczego taty nie ma w domu! Pewnie obchodzi cię tak samo, jak ja, czyli wcale! Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ja też jestem człowiekiem i też potrzebuję miłości! Rodziców! A co mam? Zero! Mam rodziców, których za nich nie uważam. Mam matkę, która ma mnie w dupie i ja ją też! Mam ojca, którego nie pamiętam i chyba nawet lepiej. Dziękuję, za takich rodziców!
   - Ja... Cię przepraszam - powiedziała roztrzęsionym głosem Jean. Parsknęłam śmiechem.
   - A ja mam to w dupie.
   Nie czekając na nic więcej, chwyciłam bilet ze stołu i wróciłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i od razu rzuciłam się na walizkę, szybko wpakowałam do niej potrzebne rzeczy, składające się w większości z miniówek, które teraz nosiłam codziennie i krótkich spodenek. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Tachając za sobą walizkę, wróciłam do kuchni.
   - Odwieź mnie na lotnisko - rozkazałam siedzącej w bezruchu Jean.
   - Masz jeszcze dużo czasu.
   - Trudno. Nie mam ochoty ani zamiaru tutaj dłużej być - rzuciłam z wyrzutem. Jean powoli wstała z krzesła. Wpakowałam walizkę do bagażnika i po chwili byłyśmy już w drodze. Patrzyłam za okno, na dom, w którym byłam. Miałam dziwne wrażenie, że to już było.
   Jechałyśmy w ciszy, przytłaczającej dla Jean, dobrej dla mnie. Czułam, że targały nią liczne emocje, ale byłam pewna, że i tak zaraz jej przejdzie. I tak nigdy się mną nie przejmowała...
   To już się skończy. Będę wolna.


_________________

Cześć! Macie rozdzialik! Ostatnio nie miałam za bardzo czasu na pisanie, bo ciągle próby, to śpiewu, to tańca... Ale w końcu mi się udało! Komentujcie ^^

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 34 - Klub I Nieoczekiwane Zdarzenie

ROZDZIAŁ 35

KLUB I NIEOCZEKIWANE ZDARZENIE

   Zbiegłam po schodach, a moja granatowa miniówka radośnie podskakiwała, jakby żyła własnym życiem. Założyłam do niej zwykłą, czerwoną bluzkę, co tworzyło fajny kolorystyczny kontrast. Do tego czarne koturny.
   - Wychodzę! - krzyknęłam, lecz Jean się nawet nie obejrzała. To tak jej na mnie zależało? Nie robiła nic? Nie pytała, dokąd idę, co będę robiła...? Może dlatego jestem, jaka jestem, a właściwie byłam, jaka byłam, bo teraz cała moja osobowość kształtuje się na nowo. 
   - Tylko nie wróć późno! - rzuciła moja 'mama', gdy byłam już przy drzwiach. Przewróciłam oczami. Jak idę na imprezę, to chyba wiadomo, że wrócę późno! Ale ona nie wiedziała, gdzie wychodzę, skoro się tym nie interesowała... 
   Wskoczyłam do samochodu, w którym czekała już Natalie. Uścisnęłam blondynkę, a ona po chwili ruszyła z miejsca. Czarne audi lśniło w blasku ulicznych latarni, gdy dojeżdżałyśmy do centrum Miami. Czułam się...wolna? Nie wiem, czy to dobre słowo, ale coś podobnego.
   Podniosłam się z siedzenia, a moje włosy rozwiał wiatr. Roześmiałam się, wyrzucając ręce do góry. Natalie też się roześmiała. Czułam się przy niej swobodnie.
   Gdy blondynka zatrzymała samochód, wyskoczyłam z niego, nie otwierając drzwi. Weszłyśmy do środka, gdzie roiło się od młodych, tańczących ludzi, lub siedzących przy barku. Po chwili wkręciłyśmy się pomiędzy tłum tańczących. Wiłyśmy się miedzy imprezowiczami, a klub drżał od głośnej muzyki. Po jakimś czasie podeszłyśmy do baru i zamówiłyśmy sobie drinka i jeszcze jednego. Szybko ktoś porwał Natalie, a ta nie protestując ruszyła za chłopakiem. Mimo że zostałam tylko ja, to nie czułam się samotna, pośród tylu ludzi.
   Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. Gwałtownie się odwróciłam, zauważając chłopaka. Próbowałam się szarpać, wyrwać nieznajomemu. On jednak był silniejszy. Ogarnął mnie strach.
   - Puszczaj! - krzyknęłam, próbując przebić się przez głośną muzykę. Chłopak odwrócił się do mnie. Próbowałam dojrzeć jego twarz, ale przez migające, kolorowe światła było to trudne. Jeszcze raz spróbowałam się wyrwać. On jednak mocniej chwycił mnie za nadgarstek, przyciągając bliżej do siebie. Stanęliśmy w rogu sali.
   - Nelly! Uspokój się!
   - Kim ty jesteś? Skąd mnie znasz? - speszyłam się.
   - Nie pamiętasz mnie? - spytał chłopak. Potrząsnęłam głową. ''Nieznajomy'' miał ciemne włosy i jasne oczy. - Jestem Peter! Twój przyjaciel. Z LA - wyjaśnił. - Co ci się stało?
   - Ja... Nic nie pamiętam. Miałam mały wypadek i od tamtego momentu... - powiedziałam po chwili ciszy, załamującym się głosem. Równie dobrze mógł mnie okłamywać. Mogliśmy się nie znać. Może chciał wykorzystać tylko sytuację? Nie byłam pewna, ale w chłopaku było coś... przyciągającego? Czułam, że go znam. Peter przyciągnął mnie bliżej. Przytulił, a po chwili puścił. Był to delikatny, nieśmiały uścisk. Nagle dołączyła do nas Natalie.
   - Kto to? - spytała, mierząc chłopaka lubieżnym wzrokiem.
   - Mój przyjaciel - rzuciłam.
   - Natalie - przedstawiła się dziewczyna, podchodząc bliżej do chłopaka, kładąc rękę na jego ramieniu. Po tym zjechała niżej i niżej, aż zatrzymała się przy pasku od spodni. Stanęła tak, jakby miała to z nim zrobić tu i teraz. Zachowywała się tak seksownie. Peter złapał ją w biodrach. Po chwili Natalie powoli się odsunęła.
   Nie trwało to jednak długo, bo blondynkę znowu odciągnął jakiś chłopak, z którym bez sprzeciwu poszła. Była ładną blondynką, którą natura przyzwoicie obdarzyła, poza tym lubiła się bawić, więc nie dziwiłam się, dlaczego była taka ''rozchwytywana''. Peter odprowadzał ją wzrokiem.
   - Musimy pogadać - rzucił po chwili ciszy, gdy Natalie zniknęła pomiędzy ludźmi. Znowu złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął z klubu.
   - Chodź do mnie - zaproponowałam i ruszyliśmy w odpowiednią stronę. Doszliśmy bardzo szybko, mimo że do domu miałam dość daleko. Pchnęłam drzwi i po chwili znaleźliśmy się w środku. Jean musiała wyjść, bo w pomieszczeniach panowała ciemność i cisza. Rozejrzałam się na wszelki wypadek, lecz byliśmy sami. Zaprowadziłam go do pokoju.
   - To co się dokładnie stało? - spytał w końcu.
   - Ja naprawdę nie pamiętam. Miałam wypadek i po tym straciłam pamięć. Lekarz mi mówił, że to może potrwać z tydzień, dzień, albo bardzo długo. To zależy od ludzi - westchnęłam, przypominając sobie słowa doktora. Peter chodził w tą i z powrotem, po czym usiadł obok mnie i przytulił.
   Nagle odwrócił moją twarz do swojej i mocno, namiętnie pocałował. Nie byłam pewna, jak zareagować. Chciał tego, lecz robił to tak ostrożnie.
   Chwycił moją bluzkę, podciągając do góry i szybko ściągając. Zaczął całować mnie po całym brzuchu i piersiach. Chciałam się bronić, odepchnąć go... Nie pamiętałam Peter'a. Ale... podobało mi się. Nie dałam rady mu się oprzeć.
   Peter zsunął mi ramionka od stanika, a po chwili szybko go ze mnie zrzucił. Nie zostałam mu dłużna i też zdjęłam z niego koszulkę. On szybko ściągnął z siebie spodnie, zostając w samych bokserkach. Zrobił to samo z moją miniówką, sprawnie dotykając palcami moich nóg. Chłopak zaczął całować mnie po udach, na co zrobiło mi się gorąco. Po krótkiej chwili leżeliśmy na łóżku nadzy. Jeździł swoimi rękoma po moim ciele. Dotykał mojej gołej skóry na brzuchu, plecach, udach, okrążając palcami moje piersi.
   Peter przewrócił się na plecy, ciągnąc przy okazji mnie. Usiadłam na nim okrakiem. Bardzo mu się to spodobało. Również całowałam go po całej klatce piersiowej i jego umięśnionym brzuchy. Oblizałam powoli wargę, jak miała zwyczaj robić Natalie. Wyprężyłam się przed nim, prezentując swoje piersi. Dotknął mojego brzucha. Peter podniósł się, znowu kładąc mnie na łóżku, a serce mi przyśpieszyło, gdy chłopak przygotowywał swojego ''kolegę''. Rozsunął mi nogi, szybko we mnie wchodząc. Jęknęłam z rozkoszy, przyciągając Peter'a bliżej do siebie. Zaczął poruszać się we mnie okrężnymi ruchami, co wręcz wbiło mnie w poduszki. Zacisnęłam ręce na karku chłopaka, co mu nie przeszkadzało. Potem zjechałam w dół, łapiąc go za umięśnione ramiona. Przysunęłam się do niego, chcąc być bliżej. Ocierałam się piersiami o brzuch chłopaka.
   Peter poruszał się coraz szybciej i w końcu poczułam, że dochodzę. Krzyknęłam, na co Peter się uśmiechnął. Zwolnił tempa i ze mnie wyszedł. Spuścił mi się na brzuch, ostatni raz pocałował moje piersi i ułożył się obok mnie. Owinęłam sobie pasmo jego ciemnych włosów wokół palca. Ten gest coś mi przypominał, ale nie byłam pewna co.  Jakby ktoś kiedyś tak robił u mnie.
   Machinalnie złapałam w drugą rękę kilka pasm włosów.
   Leżeliśmy tak, ciężko oddychając. W końcu ostatni raz pocałowałam Peter'a i zasnęłam.
 

_________________

Cześć ;*
Mamy rozdzialik! Ciężko mi się go pisało, serio,  ale stwierdziłam, że już czas dać taką scenę. Zaskoczeni? Piszcie komenty ;)

środa, 21 maja 2014

Rozdział 33 - Pamięć i Strach cz. 2



ROZDZIAŁ 33

PAMIĘĆ I STRACH CZ. 2


   Po tym, co powiedział mi doktor byłam cała podenerwowana. Miałam tylko nadzieję, że to nie będzie trwało długo. Tylko tyle. Próbowałam zrobić wszystko, by coś sobie przypomnieć, cokolwiek! Cały czas przeczesywałam pamięć, wspomnienia, które mi zostały. Z minuty na minutę załamywałam ręce. Co ja miałam zrobić? 
   Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a ja spięta odwróciłam się w ich stronę. Do pomieszczenia szybkim krokiem weszła jakaś kobieta w towarzystwie jednej z pielęgniarek. Farbowana rudowłosa kobieta stanęła przede mną i złapała moją twarz w dłonie, na co się wzdrygnęłam. Odsunęłam się ostrożnie na sam koniec łóżka.
   - To jest Jean - przedstawiła pielęgniarka kobietę. Jean, Jean... Przyjrzałam się uważniej rudowłosej. Jej delikatny uśmiech jak z okładki magazynu o modzie coś mi przypominał. Kobieta miała proste włosy, a jej oczy przysłaniały ciemne okulary. Jeszcze raz uważnie przeanalizowałam wszystkie wspomnienia, później jeszcze raz i jeszcze raz. Nagle sobie przypomniałam, jak lekarz podawał mi informacje o mnie. 'Nelly Moran, 19 lat. Miami. Jean i Ksawery Moran.' 
   Mama.
   Próbowałam dojrzeć oczy kobiety przez jej okulary, ale mi się nie udało. Po chwili zobaczyłam spływającą po jej policzku łzę. Było mi żal Jean, ale... pamiętałam tylko, że jest moją matką. Chciałam ją pocieszyć, przytulić, ale czułam jakby to była obca kobieta. Miałam wrażenie, jakbym spotkała ją pierwszy raz, chociaż pojawiała się w moich myślach.
   Westchnęłam.
   - Nie ma sensu jej tutaj trzymać - odezwała się pielęgniarka. - Wypiszemy ją dzisiaj, a pani niech nas informuje o dalszym rozwoju - skierowała się do Jean, po czym wyszła. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, a po kilku minutach pielęgniarka wróciła, niosąc moje ubrania. Poszłam się przebrać, a Jean zajęła się wypisaniem mnie ze szpitala.
   Nakładając na siebie skąpe ciuszki dziwnie się czułam, ale miałam tylko to. Mimo początkowej niewygody, szybko się przyzwyczaiłam i nawet mi się spodobały.
   Ruszyłam za Jean na parking. Miałam wrażenie, jakbym szła za obcą osobą. Jak te biedne dzieci z domu dziecka, które wbrew swojej woli trafiają do nowych domów, do nowych ludzi. I nie mają nic do powiedzenia. Czułam się tak samo i na tą myśl, łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko się ich pozbyłam. To była moja matka. To zupełnie coś innego, niż te dzieci.
   Otworzyła przede mną drzwi, a ja wsiadłam do srebrnego samochodu, czując się bardziej niekomfortowo, niż w tych ubraniach, które miałam na sobie. Przez całą drogę wpatrywałam się w szybę. Miasto szybko umykało mi przed oczami, tworząc delikatną, kolorową plamę. Kręciło mi się w głowie, a to tylko pogarszało sprawę.
   Weszłyśmy do domu, a ja od razu pobiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie wiem, ile tak leżałam. Dziwnie się czułam. Pamiętam ten pokój, ale miałam wrażenie, jakbym była w obcym domu. Usiadłam skrępowana przy ścianie, opierając się o nią plecami. Po chwili jednak coś sobie przypomniałam. Wstałam i podeszłam do okna. To dziwne. Nie było tutaj różanego ogrodu? 
   Cisze przerwał dzwonek telefonu. Nie od razu zorientowałam się, że to mój. Odebrałam telefon.
   - Tak?
   - Nelly! - rozległ się od razu męski głos w telefonie. - Dlaczego się nie odzywałaś? Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałaś.
   - Kto mówi? - spytałam, marszcząc brwi.
   - Nie poznajesz mnie? Przecież to ja! Tylko zmieniłem numer. Jakieś dziewczyny dostały mój... - westchnął chłopak trochę załamany. Dalej jednak miał wesoły głos.
   - Ja... Nie pamiętam - szepnęłam, lecz chyba rozmówca nie usłyszał. - Cześć! - rzuciłam szybko, trochę przestraszona. Kto to był? Mogłam się spytać, ale nie mam pewności, że go znam. Wzdrygnęłam się.
   Nagle drzwi się otworzyły i wpadła do pokoju Jean.
   - Jak się czujesz? - spytała, siadając na łóżku.
   - Dobrze... Chyba - dodałam szeptem po chwili. Odgarnęłam włosy do tyłu. Jak ja chciałam sobie wszystko przypomnieć! - Opowiedz trochę o mnie. Co się działo.
   - Przez kilka miesięcy mieszkałaś teraz z ciocią Mag w Los Angeles. Masz tam też kuzynkę. Od małego się tobą zajmowałam. Podobno poznałaś kilka nowych osób. I masz przyjaciela w LA, Peter'a - Jean zastanawiała się chwilkę, ale chyba nic więcej nie przychodziło jej do głowy. Westchnęłam. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Kobieta szybko się podniosła i poszła odtworzyć. Po chwili do pokoju wpadła dziewczyna. Brunetka ze smutkiem, pomieszanym z radością spoglądała na mnie i po chwili usiadła obok, na co ja się odsunęłam.
   - Co się stało? - spytała.
   - Ja nie pamiętam - powtórzyłam któryś raz to samo. - Nic nie pamiętam. Was nie pamiętam, swojego przyjaciela, ani nawet mojej mamy. Niczego - powiedziałam zrozpaczonym głosem.
   - Postaram ci się siebie przypomnieć. Jestem Sophie. Chodziłyśmy razem do podstawówki, później wyjechałam do Chicago. Spotkałyśmy się po latach kilka dni temu, a ty na mnie nakrzyczałaś. Byłaś w mocnym szoku i mnie nie pamiętałaś. Później wszystko się wyjaśniło. Byłyśmy razem na zakupach tydzień temu i zachęciłam cię, do kupienia granatowej miniówki - mówiła, lecz mi nic się nie przypominało. Pokręciłam głową, dając jej znak, że dalej nie pamiętam. Ona zastanowiła się chwilę. - Wiem! - krzyknęła nagle. - Robiłyśmy razem babeczki na dzień ciasteczkowy i zrobiłyśmy sobie wojnę na mąkę! Całe byłyśmy białe - roześmiała się brunetka. Coś mi się powoli przypominało, ale to dalej nie zapełniało wszystkich luk, które miałam w pamięci.
   - Coś sobie przypominam! - powiedziałam do niej, zatapiając się w myślach. Ona patrzała na mnie z nadzieją. Ale to nie moja wina. Nie straciłam pamięci specjalnie. 
   Nagle drzwi znowu się otworzyły i do pokoju wbiegła skąpo ubrana blondynka. Od razu przypomniałam sobie, jak szłyśmy w stronę Sophie, w sklepie w miniówkach.
   - Słyszałam, że już jesteś w domu, więc przyszłam - wyjaśniła. Uśmiechnęłam się do niej, choć słabo pamiętałam kim jest. - Czy ty... Straciłaś pamięć? - spytała ostrożnie, a ja pokiwałam głową. Blondynka miała dziwny wyraz twarzy. - Zostawisz nas same? Na chwilkę? - skierowała się do Sophie, która od razu wstała i wyszła z pokoju. Blondynka zaś usiadła naprzeciwko mnie. - Naprawdę mnie nie pamiętasz? - spytała, a ja ponownie pokręciłam głową. - Jestem Natalie. Przyjaźnimy się - mówiła ze łzami w oczach. Zrobiło mi się jej żal. Przysunęłam się do niej i mocno przytuliłam.
   - Nie pamiętam. Ale ci wierzę - dodałam szybko, widząc jej zasmucony wyraz twarzy. Uśmiechnęła się delikatnie przez łzy.
   - Chcesz wyjść dzisiaj do klubu? Pobawimy się trochę, wypijemy. Będzie tak, jak wcześniej! - zaproponowała. Do klubu? Taką jestem dziewczyną?
   Nagle przypomniało mi się, jak wkładałam papierosa do ust i wypuściłam dym. Później chwyciłam butelkę stojącą przy moich stopach i pociągnęłam duży łyk. No i patrząc na ubrania, które na sobie miałam... To możliwe... 
   - Jasne - zgodziłam się bez dłuższego namysłu. Natalie uśmiechnęła się tajemniczo.
   - Przyjdę po ciebie po dwudziestej - zapowiedziała, uścisnęła mnie ostatni raz i wyszła z pokoju. Nagle jednak się wróciła. - Mam nadzieję, że cię odzyskam taką, jaka byłaś... - westchnęła i poszła, a po chwili do pokoju wkroczyła Sophie.
   - I co? - spytała zaniepokojona.
   - My... Znaczy ja i Natalie się przyjaźnimy. Wydaje się... - zaczęłam i nie wiedziałam jak skończyć. Brunetka pokiwała głową. Zastanowiła się przez chwilę.
   - Natalie jest wariatką i wiele osób uważa ją za zdzirę, ale ja myślę, że czasami można się pobawić - wzruszyła ramionami Sophie, kończąc zaczętą przeze mnie myśl. Pokiwałam głową.
   - Dokładnie tak - zgodziłam się.
   - Musisz odzyskać pamięć - odezwała się nagle Sophie, po chwili ciszy. Miała błagalny ton głosu.
   - Przypomnę sobie. A przynajmniej większość... Mam nadzieję.
   Spojrzałam na zegarek.
   - Dobra ja spadam. Musisz trochę pobyć sama - stwierdziła brunetka i podniosła się. Mocno mnie przytuliła, jakby to miało mi pomóc przywołać wszystkie wspomnienia. Po tym wyszła, zostawiając mnie samą. Do umówionego wyjścia zostały mi dwie godziny. Nie miałam co robić, więc zaczęłam przeszukiwać szafkę i biurko. Znalazłam tam kilka starych zdjęć, lecz żadnych nie rozpoznałam. Niczego.
   Wzdrygnęłam się.
   Zobaczyłam także trochę kartek ze szkoły, z których wynikało, że dość dobrze się uczyłam. Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Na jednej z szafek znajdowało się dużo książek, ale to zupełnie nie pasowało do mojego stroju i tego, co mówiła Natalie.
   Opadłam na łóżko.
   - Wracaj szybciej, o pamięci... - westchnęłam do siebie.

_________________


Cześć <33
Przepraszam was, że tak długo nie dodaję, ale ja teraz 13 godz spędzam w szkole, idę na 7, wracam o 20, nie wyrabiam z niczym... ;// Można powiedzieć, że szkoła to serio mój dom! Ale macie rozdział. Nie wiem, czy wam się spodoba i czy w ogóle ktoś czyta, bo nie komentujecie, a to... No mam wrażenie, jakbym pisała, wstawiała, a ludzie i tak mięliby to gdzieś. No ale macie i liczę na komentarze.

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 33 - Pamięć i strach



ROZDZIAŁ 33

PAMIĘĆ I STRACH


   Usiadłam tak gwałtownie, że kręcący się obok młody lekarz odskoczył w tył. Na ten widok chciało mi się śmiać, ale nie miałam siły. Spojrzałam w jego błękitne, spokojne oczy i od razu zwolniłam oddechu.
   Było ciemno, a salę oświetlała jedynie mała lampka stojąca na szafeczce, przy łóżku. Miałam wrażenie, że to wszystko już się działo, ale nie pamiętam kiedy i dlaczego.
   - Jestem doktor Steward. Jak się czujesz? - zaczął od razu przesłuchanie młody doktor. Spojrzałam na niego, jak na kosmitę. Jak się czuje? To pytanie było tak przyziemne i w ogóle nie pasowało do tej krainy, w którą przeniosłam się, gdy spałam.
   - Nie wiem. Dobrze. Chyba... - jąkałam się. - Tylko głowa...
   - Panno Nelly, proszę się skupić - doktor postukał długopisem w czarną podkładkę, dając znak, że potrzebuje tego do badań. Po tych słowach jeszcze bardziej zdziwiona spojrzałam na doktora. Miałam pustkę w głowie. Nelly, Nelly, Nelly... O co w tym wszystkim chodziło? 
   - Nelly? - spytałam na głos. Wtedy mi się przypomniało. - Już wiem! Ja!
   - Tak, ty - westchnął. Chyba spodziewał się tego. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Człowiek się budzi i od razu musi wszystko pamiętać? Dajcie mi żyć! - Więc? Jak się czujesz? Boli cię łopatka? A głowa? - zadawał mi pytania doktor, a ja z trudem nadążałam z myślami. Gdy wymieniał poszczególne części ciała, zaczynałam czuć w nich ból. Skrzywiłam się na to.
   - Dobrze. Boli i też boli - odpowiedziałam krótko na pytania.
   - Próbowaliśmy się dodzwonić do pani matki, ale nie odbierała. Ojciec też nie. Była tutaj panna Sophie i Natalie, ale już musiały iść. Niestety nie wiedziały wszystkiego, dlatego zadam kilka niezbędnych pytań - wyjaśnił, a ja pokiwałam głową, po czym zmarszczyłam brwi. Sophie i Natalie... Coś mi to mówiło, ale co...? 
   - Imiona rodziców? Wiek? Adres zamieszkania? Numer telefonu? - pytał po kolei. Patrzyłam na niego, robiąc jeszcze większe oczy.
   - Ja... Ja... - jąkałam się, nie mogąc wydusić z siebie słowa. - Ja nie pamiętam - stwierdziłam. Sama się przeraziłam. Cokolwiek bym nie robiła, to w głowie miałam pustkę, kilka zamazanych wspomnień, jakieś drobne informacje, ale... Nic z tego, co mówił lekarz. Doktor był chyba na to przygotowany, bo tylko pokiwał głową i ruszył w stronę drzwi. Po kilku minutach wrócił i podał mi torebkę, która pewnie należała do mnie. Chwyciłam ją i uważnie przeszukałam. W środku był portfel, jakiś materiał i telefon. Chwyciłam go w ręce i weszłam w kontakty. Jak zapamiętałam, zapisałam swój i kilka innych numerów jako pierwsze. Zobaczyłam napis 'tata' i 'mama' i weszłam najpierw w jeden, a później w drugi. Podyktowałam je lekarzowi, a później mój. Na kilku pierwszych miejscach ustawione były numery typu: 'Sarah', 'Ross', czy 'Delly', ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć o kogo chodzi. Przeanalizowałam każde wspomnienie, przeszukałam najciemniejsze zakamarki mojego mózgu, lecz dalej nie wiedziałam, o kogo chodzi.
   Spojrzałam przerażona na doktora.
   - Podaj mi dowód. Powinien być w portfelu - zakomendował lekarz. Posłuchałam go i po chwili zaczął coś spisywać z prostokątnego dokumentu. - Więc... - zaczął po kilku minutach. - Nazywasz się Nelly Moran, masz 19 lat. Mieszkasz w Miami, a twoi rodzice to Jean i Ksawery Moran - mówił.
   - Ale... Dlaczego ja tego nie pamiętam? Takich oczywistych rzeczy... - mówiłam zrozpaczonym głosem. Miałam ochotę się rozpłakać. Nie wiedziałam, co mam myśleć o całej tej sytuacji. I mimo że domyślałam się, co powie doktor, to nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
   Zaczęłam szybciej oddychać. Bałam się. Bałam się tego, co będzie dalej.
   - Ile czasu była nieprzytomna? - spytałam, gdy doktor chciał się odezwać.
   - Tydzień.
   - Wie pan, co się stało? Dlaczego tutaj trafiłam?
   - Dwie młode panny, które wezwały pogotowie powiedziały nam, jak było - już chciałam się odezwać, lecz lekarz przerwał mi ruchem dłoni. - Pozwól, że ci opowiem. Mówiły, że po tym, jak wyszłaś ze sklepu nie mogły cię znaleźć. Jedna z nich, blondynka, znalazła cię w uliczce, nieprzytomną. Od razu wezwały pomoc - wyjaśnił. Chciałam zadać kolejne pytanie, ale lekarz mnie wyprzedził. - Nie wiadomo, jak to się stało, bo ich przy tym nie było.
   Po plecach przebiegł mi dreszcz. Jak mogłam tego nie pamiętać? Pamiętam ból, gorąco, upadek, moją bezwładność kończyn, ale... Jak? 
   - Więc co się ze mną teraz stało? - zadałam pytanie, na które odpowiedź chyba już znałam. Wpatrywałam się w doktora z nadzieją.
   - Nie wiesz, jak się nazywać, ani jak mają na imię twoi rodzice. Nie znasz daty własnych urodzin, wieku... Adres zamieszkania, to już nie wspomnę - wyliczał lekarz. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Przecież dopiero co się obudziłam, a byłam nieprzytomna tydzień! To chyba normalne... 
   - Więc...?
   - To może być chwilowe. Nie wiemy, ile będzie trwać. Może tylko dzisiaj, może tydzień, a później już dobrze. To też zależy od samych osób i tego, co będziesz robiła... Ludzie są różni, więc różnie to bywa...
   - Ale co się stało? Ja chyba wiem, ale... Chce to usłyszeć od kogoś innego - powiedziałam zrozpaczonym głosem. Nie chciałam tego. Miałam ochotę cofnąć czas, żeby to się nie zdarzyło. Ale przecież to niemożliwe. Co mogłam w tej sytuacji zrobić? Niewiele... 
   Do moich myśl wróciło kilka imion, które zobaczyłam w telefonie: Ross, Delly, Sarah... Były też nazwy takie jak Peter, Ama, czy Mag. Ja jednak nie mogłam sobie przypomnieć, o kogo chodzi. A po tym, co powiedział mi doktor, miałam nadzieję, że nie potrwa to rok, czy więcej...
   - Straciłaś pamięć.

_________________ 

Cześć <3 Więc mamy rozdzialik! Wiem, że krótki, ale trochę kiepsko z czasem ;// Piszcie komentarze ^^ no i wpadajcie - http://badgirlrydellynch.blogspot.com/ ;) 

środa, 14 maja 2014

Rozdział 32 - Sophie i Natalie cz. 2



ROZDZIAŁ 32

SOPHIE I NATALIE CZ. 2


   Szłyśmy sobie we trzy przez miasto, w stronę promenady przy plaży. Starałam się nie patrzeć w stronę Natalie, ale czasami wbrew woli musiałam. Ona też od czasu do czasu na mnie zerkała. Gdy nasze spojrzenia się krzyżowały, od razu któraś z nas odwracała wzrok. To było... dziwne. Ja nienawidziłam jej, ona mnie, ale obie lubiłyśmy Sophie, chociaż ja teraz bardziej jak znajomą, bo dawno jej nie widziałam a Natalie... Nie wierzyłam w jej przyjaźń. Była pewnie tak pusta, jak sama blondynka.
   Teraz zastanawiało mnie też to, że Sophie mi wybaczyła. Bo w końcu na nią nakrzyczałam, obrażałam ją, mówiła, że jest dla mnie nikim... Bo jej nie pamiętałam. Ale Podejrzewałam, że zrozumiałam moje zachowanie. W końcu wiele straciłam tak z dnia na dzień i byłam w mocnym szoku. Dalej jestem.
   Skręciłyśmy w uliczkę. Ja nie orientowałam się, gdzie byłyśmy. Kilka miesięcy nie byłam w Miami, a LA wyglądało trochę inaczej. Zapamiętałam dużo dzielnic, ale te, gdzie chodziłam bardzo rzadko, już prawie wcale nie pamiętam.
   Sophie chyba nie zauważała napięcia między mną a Natalie. Od razu, jak przerwałam jej, gdy nas sobie przedstawiała, była zadowolona.
   - To wy się znacie? - spytała zdziwiona.
   - Chodziłyśmy razem do liceum... - rzuciłam, wpatrując się w Natalie.
   - Naprawdę? My z Nat poznałyśmy się, gdy wróciłam do Miami z Chicago - wyjaśniła Sophie.
   - Nie wiedziałam, że się znacie - wtrąciła się blondynka.
   - Ja też nie wiedziałam, że wy się znacie - rzuciłam.
   - Ale się porobiło - zaśmiała się Sophie. Mi nie było do śmiechu. Chciałam się wycofać, ale było za późno, poza tym co bym powiedziała Sophie? Nie, sorry, ale nienawidzę tej pustej Barbie? Po prostu uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłyśmy z domu. Poza tym Natalie też nagle zaczęła nalegać, żebym poszła, gdy zobaczyła moją niezdecydowaną minę. Nie wiedziałam, co jej chodzi po głowie, ale zgodziłam się. Nie chciałam okazać słabości. W środku przez chwilę piszczałam jak mała dziewczyna, co Natalie wymyśliła, ale szybko się opanowałam.
   Jesteśmy już dorosłe. Nic mi nie zrobi - cały czas powtarzałam sobie w myślach. Poza tym nie mogłam dawać tak sobą pomiatać do końca życia!
   - Patrzcie! - krzyknęła Natalie, wskazując najkrótszą na wystawie miniówkę czerwonego koloru. Mimo że się zmieniłam, to nigdy nie włożyłabym czegoś aż tak krótkiego! Nie zmieniłam się aż tak! - Chodźcie zobaczymy - zachęciła blondi, otwierając przed nami drzwi. Zarzuciła swoimi długimi włosami i z gracją weszła do środka, na co ja przewróciłam oczami. Zachowywała się jak wielka gwiazda! Nawet Lynch'owie się tak nie zachowują, no a oni są znani...
   Na tą myśl, przypomniało mi się ognisko nad jeziorem, za nim dowiedziałam się, że jadą w trasę. Było tak fajnie! Na luzie... Albo jak poznałam Riker'a. Jak chciał mnie zabrać do jakiejś ekskluzywnej restauracji w centrum miasta razem z resztą R5 i Ryland'em, a ja zaproponowałam pizze. To był jeden z najlepszych wieczorów. I później niespodzianka na plaży... Ross wtedy pierwszy raz złapał mnie za rękę... Dalej nie wyobrażałam sobie spotykania się ze sławną osobą, ale to się przecież zdarzyło. Pamiętałam wszystko, co się wydarzyło w ciągu tych kilku miesięcy. I tak nagle się to skończyło. Taki gwałtowny powrót do rzeczywistości. Wrócą, a mnie nie będzie.
   Z zamyślenia wyrwała mnie Natalie, która rozemocjonowana przeglądała miniówki rozwieszone na wieszakach. Chwyciła kilka i ruszyła do przymierzalni. Wtedy mi też rzuciła się w oczy jedna miniówka, lecz trochę dłuższa od pozostałych. Była w granatowym kolorze, ze srebrnym zameczkiem z tyłu, oraz dwoma mniejszymi z przodu po bokach, zamykające kieszenie. Bardzo mi się spodobała, chociaż normalnie nie chodziłabym w czymś takim.
   - Przymierz - rzuciła Sophie, stając przy moim ramieniu. Spojrzałam na nią zaskoczona. - Jak ci się podoba, to przymierz. Niech Natalie będzie zazdrosna - zaśmiała się. Chyba wyczuła spinę między nami, choć do końca się do tego nie przyznawała. Tak samo jak ja przed nią.
   Czując na sobie świdrujące spojrzenie Sophie, chwyciłam niebieską spódniczkę i weszłam do przymierzalni. Szybko ją na siebie włożyłam i spojrzałam na swoje odbicie. Granatowa miniówka sięgała mi kilka centymetrów za tyłek, nawet nie do połowy ud. Mimo to, czułam się w niej komfortowo, może to dlatego, że zaczęłam coraz częściej nosić krótkie spodenki, które nie były lepsze od tej spódniczki.
   Przyjrzałam się sobie uważniej w lustrze. Moje włosy bardzo pojaśniały od słońca. Wyglądało też trochę, jakbym zrobiła sobie pasemka, co było nieprawdą. Stałam się bardziej szczuplejsza, niż wcześniej. To pewnie od tych wszystkich wydarzeń. Ciągle się coś działo i co chwile traciłam apetyt, przez co mało jadłam. No i zmienił się też mój styl. Nigdy wcześniej nie założyłabym takiej miniówy, krótkich spodenek, czy koszulki z tak wielkim dekoltem, chociaż to ostatnie to i tak było nic, w porównaniu do Natalie.
   Sophie mnie zawołała, żebym się pokazała, więc nie zwlekając, wyszłam z przymierzalni, akurat w tym samym czasie, co Natalie. Spojrzałyśmy po sobie. Chyba ją zamurowało, że włożyłam na siebie coś takiego, bo nie mogła oderwać wzroku od granatowej miniówki, którą miałam na sobie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i z taką samą gracją jak ona wcześniej, ruszyłam w stronę Sophie. Natalie podążała za mną, mając na sobie czerwoną miniówkę, krótszą od mojej z taką samą gracją. Czułam się jak w jednym z tych filmów, gdzie popularne dziewczyny idą przez środek korytarza pewnym krokiem, a wszyscy się za nimi oglądają. O dziwo dobrze się z tym czułam i nawet towarzystwo Natalie mi w tym nie przeszkadzało!
   - Laski, wyglądacie sexy! - rzuciła Sophie, nie mogą się na nas na patrzyć. - Bierzcie! Wszyscy chłopacy będą wasi, bez dwóch zdań - zapewniła, kiwając głową. Dopiero teraz rzuciło mi się w oczy, że brunetka sama trzyma w rękach przynajmniej dwie spódniczki, na co się uśmiechnęłam. W ich towarzystwie czułam się... Pewnie? Sexy? W każdym razie, czułam się kimś. Mocno mnie to zaskoczyło, bo w końcu nienawidziłam Natalie, ale teraz miałam wrażenie, że w pewnym sensie jesteśmy równe. Że nie różnie się tak bardzo od niej.
   Kiedyś uznałabym to za obrazę, ale teraz... Oczywiście ja nie dawałam dupy każdemu, jak ta lalunia no i miałam mózg. Ale jeśli chodzi o styl, byłyśmy podobne.
   No i obelgi...  Kiedyś bym tak nie powiedziała, jak zrobiłam to dzisiaj. Ale się zmieniłam.
   Zapłaciłam za spódniczkę, tak samo jak Natalie, a później czekałyśmy na Sophie, która jeszcze rozglądała się po sklepie. Stanęła w kolejce do kasy, a ja wskazałam na drzwi i ruszyłam w ich kierunku. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego sklepu, zanim kupię sobie coś jeszcze tak skąpego.
   Słońce już prawie zaszło. Wyszłyśmy późno z domu no i trochę czasu przesiedziałyśmy w sklepie.
   Nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za rękę. Gwałtownie się odwróciłam. Za sobą ujrzałam Natalie z dziwnym uśmieszkiem. Dobrze wiedziałam, co on oznacza.
   - Musimy pogadać - rzuciła tylko, wciągając mnie w uliczkę kawałek dalej. Stanęłyśmy przy jakiś śmietnikach, co mnie trochę obrzydziło, ale dalej skupiałam całą uwagę na Natalie, która krążyła w kółko.
   - Czego chcesz? - spytałam. Ona tylko się uśmiechnęła.
   - Zmieniłaś się - stwierdziła. - Ale to nie zmienia tego, że mam do ciebie urazę, za to, co powiedziałaś mi wcześniej - przeszła od razu do rzeczy. Okrążyła mnie niczym lwica, polująca na ofiarę, po czym złapała za ramię od tyłu. Stałam nieruchomo, bojąc się zrobić jakiś krok. - Nie miej mi tego za złe. Jesteś teraz zajebista. Zmieniłaś się na lepsze. Mogłybyśmy się przyjaźnić. Ale... Rewanż musi być - powiedziała mi do ucha. Później poczułam mocną falę bólu, rozchodząca się od głowy, po całym ciele. Gorące pieczenie.
   Upadłam na ziemię, wypuszczając torbę z rąk i patrząc, jak czyjaś zgrabna sylwetka odchodzi, zanosząc się śmiechem. Natalie. Suka. Pusta Barbie. Ona nic się nie zmieniła. Chociaż muszę przyznać, że podobała mi się jej mina, gdy zobaczyła mnie w tamtej miniówce.
   To była moja ostatnia myśl. Po tym zemdlałam.


_________________

Cześć <3 
Więc... Mamy kolejny rozdział! Ale... Wasza aktywność mnie załamuje ;// Niby czytacie, a komentarzy brak. 

Poza tym mam 2 bloga, niedawno założonego, jest 1 rozdział i zapraszam was na niego: http://badgirlrydellynch.blogspot.com/ Wpadajcie i komentujcie ^^ 

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 32 - Sophie i Natalie



ROZDZIAŁ 32

SOPHIE I NATALIE


  Odwróciłam się na pięcie, stając przodem do dziewczyny. Nie wiem, czy było można ją nazwać człowiekiem, bo bardziej przypominała Barbie, lecz w bardziej... skąpej wersji. No ale przyjmijmy, że to naprawdę człowiek.
   - Cześć - rzuciłam przez zaciśnięte zęby, lecz od razu postawiłam się do pionu i uśmiechnęłam się lekko. Nie był to szczery uśmiech, ale blondi chyba tego nie zauważyła, albo po prostu ją to nie obchodziło. Cieszyłam się w tym momencie, że wcześniej zdążyłam się przebrać w podarte, długie, szare jeansy i zwykłą, czarną koszulkę. Nie wyglądałam jak kiedyś. Bardziej pewnie.
   - Co ty tutaj robisz? Miałam nadzieję, że już ciebie nigdy nie zobaczę - zaśmiała się. Przewróciłam oczami.
   - A ja myślałam, że jestem ci zupełnie obojętna, tak jak ty mnie. Najwyraźniej obie się pomyliłyśmy - rzuciłam z kpiącym uśmiechem. Natalie zmierzyła mnie wzrokiem.
   - Zmieniłaś się, Moran.
   - A ty jesteś cały czas taka sama. Pusta - odwróciłam się tyłem do dziewczyny, chcąc już odejść. Nie miałam dzisiaj dobrego humoru, a ta lalunia jeszcze bardziej mi go psuła. Natalie nie uważała jednak rozmowy za skończoną. Chwyciła mnie za ramie i obróciła przodem do siebie. Szybko mnie jednak puściła i wytarła dłoń w króciutką spódniczkę, jakby miała na ręce jakieś zarazki. Zmierzyłam ją wzrokiem, po czym znowu przewróciłam oczami. Ale ona mnie denerwowała! Uważała się za lepszą od innych. A to przecież tylko pusta Barbie! 
   - Za kogo ty się uważasz? Jesteś na samym końcu! Dziwię się, że ciocia ciebie chciała tam w LA! Może dlatego wysłała ciebie sportem tutaj? Ale że matka z powrotem cię wzięła. Myślałam, że chce się ciebie pozbyć - powiedziała zdenerwowana. Już nie miałam siły się kłócić. I tak było mi ciężko. Patrzyłam na nią znudzona. Dziewczyna chyba jeszcze bardziej się zdenerwowała. Że mnie to nie rusza. Mogłaby po prostu dać sobie spokój... 
   - Nie obchodzi mnie, co ty sobie o mnie myślisz - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że to da jej tylko satysfakcję. - Nie jesteś dla mnie ważna. Po prostu obojętna. W moim życiu jesteś nikim - rzuciłam. Nie wierzę, że to powiedziałam. Od zawsze miałam ochotę to z siebie wyrzucić, ale nigdy nie dawałam rady. Byłam nieśmiała. Wszystko się zmieniło od pobytu w Los Angeles. Sama siebie nie poznawałam. Mam tutaj na myśli moją pewność siebie, chociaż nie tylko. Kiedyś nie powiedziałabym czegoś takiego do nikogo, chociaż nie raz bardzo mnie kusiło. Najbardziej miałam ochotę wygarnąć wszystko Natalie i reszcie tych laleczek, na których czele stała. I w końcu to zrobiłam.
   - A myślisz, że dla mnie jesteś coś warta? Bo jeśli tak, to się mylisz - zaśmiała się ironicznie. Przewróciłam oczami. Jej opinia wcale mnie nie obchodziła.
   - Daj sobie spokój. Ty mnie nie obchodzisz, a ja ciebie.
   - Jesteś w błędzie - rzuciła Natalie, jakby to było coś oczywistego. - Jeśli myślisz, że teraz będziesz miała łatwo, to nie licz na to.
   - A jeśli ty myślisz, że mnie to coś obchodzi, to też na to nie licz.
   - Jesteś zwykłą suką! Wracasz sobie do naszego Miami i myślisz, że ci wszystko wolno. Chyba zapomniałaś, gdzie jest twoje miejsce - syknęła blondynka.
   - Nie jesteśmy już w szkole - przypomniałam jej. - Co mi zrobisz? Nic! Może w szkole byłaś kimś ważnym, ale w prawdziwym życiu jesteś zerem, którym zawsze byłaś.
   - Jeszcze zobaczysz. Nie myśl, że będzie łatwo - syknęła ostrzegawczo Natalie, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swoich ulubionych sklepów. Wiedziałam, że nie żartuje. W końcu ją znałam i wiedziałam, że do wszystkiego jest zdolna. Wkopałaś się Nel! Nie... Co mi może zrobić? Wcześniej miała jakieś pole do popisu. Ośmieszanie mnie, czy 'przypadkowe' popchnięcie na korytarzu, ale teraz... Oczywiście wcześniej mnie to nie obchodziło, bo i tak w szkole nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nie wiem, co teraz ona wymyśli.
   Nelly ogarnij się! Przecież to nie podstawówka! Jesteś dorosła i ona też. 
   Ale ona nie zachowuje się jak dorosła, tylko jak zwykła dziwka.
   Westchnęłam i ruszyłam z powrotem do domu. Musiałam pogadać z matką, ale jej nie było. Pewnie pobiegła na zakupy do swoich ulubionych butików, tak samo jak Natalie. Jakby zapomniała, że ma córkę! Nigdy nie zwracała na mnie uwagi, a ja odpłacałam się tym samym, chociaż często pomagałam rodzicom w domu, a teraz... 
   Gwałtownie otworzyłam drzwi i mocno nimi trzasnęłam. Od razu podbiegła do mnie Sophie, ale była teraz bardziej nieśmiała. Ona się mnie bała - stwierdziłam z niedowierzaniem, po czym powtórzyłam to kpiąco w myśli. Wiedziałam, że Jean jeszcze nie wróciła, dlatego przeszłam przez pokój i ułożyłam się wygodnie na kanapie, zarzucając nogi na stolik. Sophie podążała za mną, jak cień, co mnie trochę irytowało, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Włączyłam telewizor i zaczęłam przerzucać kanały.
   - Co ci się stało? - spytała nagle Sophie. Powoli przeniosłam na nią wzrok, zastanawiając się, o co jej chodzi. - Że tak wyglądasz... - dopowiedziała dziewczyna.
   - To moja sprawa... - rzuciłam tylko. Czułam jednak na sobie natarczywe spojrzenie brunetki. Przewróciłam oczami. - Mały wypadek na spotkaniu z przyjaciółmi - '...i Tally', dopowiedziałam w myślach. Odpowiedź była na tyle wymijająca, żeby Sophie się niczego nie domyśliła.
   - Wyglądasz, jakby ci 'przyjaciele' cię pobili... - stwierdziła nieufnym tonem.
   - Do czego zmierzasz? Moi przyjaciele, to moi przyjaciele i ja ich wybieram. A to, co mi się stało, to tylko moja sprawa - prychnęłam, jeszcze bardziej poirytowana. - Właściwie po co mnie o to pytasz? Jesteś tylko sąsiadką.
   - Więc teraz jestem tylko sąsiadką... - westchnęła Sophie. Nie miała ochoty, ani siły jej odpowiadać, więc tylko pokiwałam wolno głową. - Naprawdę mnie nie pamiętasz? - spytała dla upewnienia, a ja znowu tylko skinęłam głową. - Przecież to ja! Sophie! Chodziłyśmy razem do podstawówki, zanim przeniosłaś się do innej szkoły!
   Lustrowałam dziewczynę wzrokiem, jakby była jakaś nawiedzona. Nie pamiętałam jej... Ale podstawówka była dawno. Wydawało mi się, jakby od tamtych czasów minęły wieki! Mogłam o niej zapomnieć. Po chwili namysłu, spojrzałam w oczy dziewczyny, chcąc się odezwać, ale wtedy zobaczyłam ten blask. Jej czekoladowe oczy zabłyszczały z nadzieją, że jednak ją pamiętam.
   I sobie przypomniałam! 
   Kiedyś była to niska Sophie, jedna z niewielu dziewczyn, które chciały się ze mną przyjaźnić. W podstawówce miała też proste, trochę jaśniejsze niż teraz włosy. W tej chwili były ciemno brązowe, lekko falowane no i mocno urosła. Przypomniało mi się, jak piekłyśmy razem babeczki w piątej klasie na dzień ciasteczkowy w szkole. Jak się przy tym wygłupiałyśmy. I bitwa na mąkę... Cała kuchnia i my byłyśmy białe, a moja mama... Już wtedy się mną nie przejmowała.
   - Sophie... - powiedziałam głośno jej imię, jakbym w ten sposób mogła jej powiedzieć, że pamiętam. Ruszałam ustami jak ryba, po czym wzięłam się w garść. - Już pamiętam... - rzuciłam tylko. Szkoda, że podstawówka była tak dawno. Kiedyś się bardzo lubiłyśmy, a teraz... - Co się z tobą stało? - spytałam, mając na myśli czasy po podstawówce, jak przestałyśmy się kontaktować. Sophie załapała o co chodzi.
   - Przeniosłam się do Chicago. Wróciłam jakiś miesiąc temu i wtedy spotkałam twoją mamę. Nie od razu ją poznałam i ona mnie też, ale później... Mieszkam dwa domy dalej! - krzyknęła uradowana. Zmierzyłam ją ponownie wzrokiem. Z wyglądu się zmieniła, ale z charakteru w ogóle. Ciągle była tą optymistycznie nastawioną na świat dziewczyną. Ja już chyba nie... 
   - Miło... - rzuciłam tylko, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Sophie chyba się tym nie przejęła, bo cały czas opowiadała, co się później stało. Po jakiś 20 minutach skończyła, a ja nic nie zapamiętałam.
   - Teraz muszę iść. Spotykam się z przyjaciółką - westchnęła, spoglądając na zegarek. - Możesz iść z nami, jeśli chcesz - zaproponowała.
   - Właściwie czemu nie - wzruszyłam ramionami, po chwili zastanowienia. Musiałam mieć jakieś znajomości, bo nie wiadomo, czy uda mi się wrócić do LA.
   Nie! Nawet tak nie myśl! Wrócisz do Los Angeles, do Ross'a, do reszty R5, do Peter'a, Amy i do swojej kuzynki, które pewnie w tym momencie dalej mnie nienawidzi. 
   Stop! Nie, do Peter'a nie. Sam mnie tutaj wysłał. Nie mogę udawać, że nic się nie stało. 
   Poszłam do swojego pokoju. Wydawał mi się obcy. Jakby to nie był już mój dom. Tak też się czułam. Że nie należę do Miami, tylko do LA.
   Ignorując to dziwne uczucie i chęć płaczu, podeszłam do walizki z moimi rzeczami i szybko się przebrałam. Był bardzo ciepły dzień, więc założyłam krótkie szorty, pod które wciągnęłam poszarpane, szare rajstopy, by zakryć większość ran, a czarną koszulkę, którą miałam na sobie zostawiłam. Związałam włosy w wysokiego, lekko rozczochranego koka i wróciłam do Sophie. Przypatrywała mi się zaintrygowana.
   - Myślałam, że jesteś zupełnie inna... - stwierdziła. Delikatnie uniosłam kąciki ust w uśmiechu.
   - To było kiedyś.
   Wyszłyśmy i od razu skierowałyśmy się w stronę domu Sophie. Ona też się przebrała. Ubrała się podobnie jak ja, lecz oszczędziła sobie rajstop.
   - Widzę, że ty też nie jesteś taką grzeczną dziewczyną - zaśmiałam się, a brunetka puściła do mnie oko. Wtedy zadzwonił dzwonek. Sophie poszła otworzyć, przywitała się (jak zgadywałam) z przyjaciółką, po czym zawołała mnie. Szybkim krokiem weszłam do korytarza i na progu stanęłam jak wryta.
   - Nel, przedstawiam ci moją przyjaciółkę,...
   - ...Natalie - dokończyłam ze sztucznym uśmiechem.

_________________

Cześć kotki!
Przepraszam, że teraz tak rzadko dodaję rozdziały, ale nie mam kiedy. Mamy ważne próby, więc przez cały tydzień kończę o 19-20 lekcje i nie jest mi łatwo. I nic dodać... Po prostu KOMENTARZE proszę ;*

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 31 - Powrót


ROZDZIAŁ 31

POWRÓT


   Usiadłam gwałtownie, z kubkiem herbaty w dłoniach. Była już zimna. Tak długo kręciłam się w kółko. Tak bardzo pragnęłam obudzić się z tego koszmaru. Żeby się okazało, że to sen. Kolejny. Tak bardzo tego chciałam. Długo chodziłam w tą i z powrotem, starając się opanować. Sophie po półgodziny zdenerwowała się i wrzasnęła, żebym usiadłam i się uspokoiła. Zrobiłam to, ale cały czas kiwałam nogą, albo stukałam w podłogę. Ją to tylko denerwowało, a mnie uspokajało.
   Nie, nie, nie... To nie może być prawda! - krzyknęłam w duchu.
   Gdy R5 wróci do LA, a mnie tam nie będzie... Przecież to było tak nagle. Najpierw spokojnie szłam sobie ulicami miasta, później ten zbok chciał mnie zgwałcić, a na koniec budzę się w Miami. Jak po jakimś grubym 'melanżu', o którym wszyscy gadają później przez miesiąc.
   Schowałam twarz w dłoniach.
   Dotarło do mnie, że tutaj jestem, chociaż bardzo tego nie chciałam. Nie pamiętałam dalej jak tutaj trafiłam, ale Sophie wszystko mi wyjaśniła, a przynajmniej powiedziała mi to, czego dowiedziała się od mojej mamy - Jean.
   No właśnie... Matka... Przyjęła mnie, jak jakiś łaskawca. I nie została, żeby się przywitać. Żeby mi pomóc. Idę o zakład, że Mag zadzwoniła do Jean i poinformowała ją o sytuacji, a ta przekonała ją, żeby odesłała mnie do domu. Nawet nie wiedziała, jak dobrze mi się wszystko układa! Przecież w końcu otrzymałam to, czego nie miałam - przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, miłość... A ona mi to wszystko odebrała! Najpierw się mną nie interesuje, a później, gdy przychodzi co do czego, niszczy wszystko! 
   Gdy dotarło to do mnie, nie powstrzymywałam się od płaczu. Chciałam płakać. I jak na zawołanie, po policzkach spłynęły mi słone łzy. Czułam, jakby płacz miał oczyścić mnie od problemów. Wiedziałam, że tak nie jest, ale łudziłam się przez chwilkę, że wszystkie moje dotychczasowe ciężary znikną.
   Upuściłam bezwładnie kubek herbaty na podłogę, po której potoczył się, wylewając zawartość. Sophie od razu go podniosła i nie przejmując się bałaganem, usiadła obok mnie i ostrożnie, jakby bojąc się mojego odrzucenia, objęła mnie ramieniem. Miałam ochotę się kpiąco roześmiać. Nie potrzebowałam jej litości. Mogę sobie sama poradzić, a jej łaska nie była mi potrzebna.
   Najbardziej jednak martwił mnie teraz Ross. Przecież wróci do LA, zadowolony, a mnie... Mnie tam nie będzie. Dowie się, że wyjechałam do Miami i... Nie wiem, co zrobi. Ale martwiłam się o niego. Ciężko przeżywałam te kilka dni, jego wyjazd, ten początek, ale wytrzymać bez niego już na zawsze...
   - Wrócę - powiedziałam po długiej chwili ciszy. Sophie spojrzała na mnie jak na idiotkę. - Do Los Angeles. Muszę! - rzuciłam, podnosząc się z podłogi.
   - Ale teraz? Czyś ty zwariowała?! - spytała, a ja tylko spojrzałam się na nią krytycznie.
   - Jestem pełnoletnia i sama decyduje o swoim życiu. I ani Jean, ani Mag nie mogą tego zmienić! - krzyknęłam, wybiegając z pokoju. Po tak długiej nieobecności w domu miałam małe problemy co do rozmieszczenia pomieszczeń, ale szybko sobie przypomniałam. Skierowałam się do drzwi, prowadzących z korytarzyka do salonu. Gwałtownie je otworzyłam, zapominając zupełnie, jak niewiele trzeba siły, by je pchnąć.
   - Ale teraz jesteś w Miami! Twoja mama tak postanowiła. O co ci właściwie chodzi?
   - Nie! - krzyknęłam, gwałtownie się odwracając. Narastał we mnie gniew. - O co tobie chodzi? Przychodzisz sobie do mojego domu, niby się mną zajmujesz, ale rządzisz się, jakbyś była moją matką! A nie, przepraszam. Ona jakoś nigdy nie zwracała na mnie uwagi, tylko teraz jej się coś ubzdurało i stara się zachować jak odpowiedzialna dorosła osoba, którą jest. Problem w tym, że trochę za późno się obudziła!
   - To twoja mama... - szepnęła Sophie, trochę tracąc pewność siebie, lecz szybko ją odzyskała. - Ty zachowujesz się jak dziecko! A podobno nigdy nie miałaś dobrych kontaktów z ludzimi. Byłaś zamknięta w sobie... A może to tylko jakieś plotki?
   - To prawda. Ale dobrze powiedziałaś. BYŁAM zamknięta w sobie. Przez to parę miesięcy trochę się zmieniło! Ja mam tam życie! Mam przyjaciół, którzy tutaj mnie olewali. Mam, jak każdy człowiek, normalne problemy, które nigdy się u mnie nie pojawiały, bo siedziałam sama z nosem w książkach. Mam chłopaka, którego nigdy nie miałam! - wykrzyczałam prosto w twarz dziewczynie. - A teraz zostawcie moje życie w spokoju! Zostawcie je mnie!
   - Wszyscy chcą dla ciebie dobrze! Tylko ty tego nie widzisz! - odkrzyknęła Sophie, gdy zbliżałam się już do drzwi.
   - Nikt nic nie wie, o moim życiu, więc jak chcą mi pomóc?! Wymyślając absurdalne historyjki, że czyjś ojciec zabił mojego wujka? Zabraniając mi podejmować własne decyzje, a których inni nie mają najmniejszego pojęcia? No jak? - spytałam ironicznie, z kpiącym uśmiechem na ustach. - A ty... - zaczęłam, zbliżając się do dziewczyny, jak tygrys do swojej ofiary. - Jesteś zwykłą sąsiadką! Nie masz prawa mi rozkazywać, ani mną pomiatać! Jesteś dla mnie nikim! - krzyknęłam jej prosto w twarz, odwróciłam się na pięcie i wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Widziałam, jak bardzo ją to zabolało, ale w jej oczach kryło się też zrozumienie.
   Taaa... Ciekawe co rozumie? Wtrąca się do mojego życia, jakby była moją matką! A poznałyśmy się dzisiaj... 
   Zezłoszczona wyciągnęłam telefon z kieszeni. Szybko wybrałam numer. Musiałam pogadać z Peter'em, bo wiedziałam, że to jego wina. Że się tutaj znalazłam.
   - Cześć, Nelly... - powiedział śmiało, gdy odebrał po dwóch sygnałach. W jego głosie wyczułam jednak niepewność. Próbowałam się opanować, ale nie potrafiłam. To przez niego straciłam wszystko!
   - Ty wiesz, co mi zrobiłeś? Zniszczyłeś mi życie! Miałam tam przyjaciół, rodzinę i Ross'a, a ty po prostu odesłałeś mnie do Miami! I po tym słyszę jedynie 'Cześć'?! - krzyczałam do słuchawki, a ludzie przechodzący obok oglądali się za mną. Nie obchodziło mnie to.
   - To ciocia odesłała cię do Miami, a właściwie twoja mama - sprostował. Gdyby teraz tu był, zmierzyłabym go groźnym spojrzeniem. - Jesteś idiotką! Jak mogłaś wybiec z domu? Nathan próbował ciebie zatrzymać, a ty...? Co w ciebie wstąpiło! - nie mogłam uwierzyć w to, co mówi. Nathan próbował mnie zatrzymać? On perfidnie miał jakiś popęd seksualny, a Peter o tym nie wiedział?
   - Co on ci powiedział? Próbował mnie zatrzymać? - zakpiłam. - Próba gwałtu to nie to samo, co próba zatrzymania! - krzyknęłam, a łzy napłynęły mi do oczu. Cieszyłam się, że chłopak mnie nie widział. Czekałam, aż coś odpowie.
   - Znam Nathan'a... - zaczął ostrożnie. - Zawsze lubił popatrzeć sobie na co nieco, ale nigdy nie zgwałciłby dziewczyny!
   - To chyba słabo go znasz! - krzyknęłam jeszcze bardziej zła. Głos drżał mi od emocji. Peter chyba wyczuł, że jestem bliska płaczu. - Zniszczyłeś mi życie! Ale ja i tak wrócę do LA, nie martw się!
   - Ty sama sobie je zniszczyłaś! - podniósł głos Peter. - Po co się z nami zadawałaś?
   - Dobra, może zniszczyłam je sobie sama, ale ty gdybyś był prawdziwym przyjacielem, broniłbyś mnie przed Mag, a nie po prostu powiedział prawdę, sam do końca jej nie znając! A może coś jeszcze nawymyślałeś, żeby odesłała mnie do Miami? - spytałam jadowitym tonem. Nie obchodziło mnie teraz, co czuje Peter. Stałam się samolubna, ale... W tym przypadku, nie potrafiłam inaczej.
   - Jestem twoim przyjacielem. Nic nie powiedziałem Mag. Tylko tyle, że znalazłem ciebie na chodniku przy parku.
   - Jasne - prychnęłam. - Nie wiesz, co się stało i mi nie ufasz. Przecież nie okłamałabym cię, jeśli chodzi o gwałt - powiedziałam spokojniej, wyrównując oddech. Poczułam, jak do moich oczu ponownie napływały łzy. Z bólem przełknęłam ślinę. - Nie jesteś już moim przyjacielem... - szepnęłam z trudem i się rozłączyłam. Od razu wyłączyłam telefon i ruszyłam przed siebie. Byłam trochę niepewna, co do miasta przez moją nieobecność, ale teraz... Nie obchodziło mnie, gdzie dojdę. Potrzebowałam ruchu. Uspokoić się.
   Doszłam do zakrętu, gdzie nasza ulica się kończyła i wtedy zobaczyłam dziewczynę. Westchnęłam i już chciałam zawrócić, lecz było za późno.
   - Nelly wróciła do miasta. Witamy - rzuciła jadowitym głosem znienawidzona przeze mnie blondynka.

_________________

Czeeeść :**
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale nie chciał mi się rozdział dodać. Znowu coś mi się blog psuje ;// No ale macie! Komentujcie... Co do drugiego bloga, to ciągle się zastanawiam, ponieważ nie wiem, jak wyjdzie mi z czasem i z pisaniem. I to tyle ;) Do napisania!

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 30 - Pamięć



ROZDZIAŁ 30

PAMIĘĆ

   Ostrożnie otworzyłam zaspane oczy, lecz szybko je zamknęłam, gdy jasne światło padło mi na twarz. Ziewnęłam, bardziej na znak wyspania, niż zmęczenia. Mimo tylu ran, mniejszych i większych, dobrze mi się spało. Zupełnie inaczej, niż u Peter'a. Przejechałam dłońmi po pościeli. Była taka miękka. Dookoła roztaczał się znajomy zapach jaśminu. Jak miło być w domu... 
   Zaraz! 
   Gwałtownie usiadłam, rozglądając się dookoła. Byłam w swoim pokoju, w domu. Jednak coś mi nie pasowało. Zsunęłam nogi z łóżka i podbiegłam do okna. Było to dla mnie ciężkie. Stopy miałam lekko opuchnięte i zdarte od spodu, chociaż nie bolały mnie tak bardzo, jak wcześniej. Mogłabym przysiąc, że rany na nich już prawie się zagoiły. Nie ma to jak bieganie po mieście na bosaka... 
   Wyjrzałam spanikowana przez okno. Z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Nie wiem, czy to przez te wszystkie wydarzenia, czy ból. Usiadłam na parapecie, chowając głowę w dłonie. Jak ja się tutaj znalazłam? No jak?! 
   Chciałam krzyczeć. Miałam taką ochotę. Ledwo się powstrzymywałam. To nie był jednak dobry pomysł. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony się bałam, a z drugiej byłam zła. Czyli ciocia o tym wiedziała? O tym wszystkim? 
   Nagle drzwi się otworzyły. Słyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju, lecz nie miałam ochoty nawet sprawdzać, kto. Domyślałam się, kto to może być. Bo niby jaki był wybór? Nie podniosłam więc głowy, tylko siedziałam taka skulona przy oknie. Targały mną dreszcze. Miałam wrażenie, że wszystko mi się posypało.
   - Już wstałaś? - spytał mnie obcy głos. Zdziwiłam się. Odsłoniłam oczy, a przede mną ukazała się jakaś dziewczyna. Byłam pewna, że skądś ją znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd.
   - Jak widać... - rzuciłam, z powrotem chowając twarz w dłoniach. O dziwo, mój głos brzmiał w miarę normalnie, jak na osobę stojącą nad przepaścią załamania. Zadrżałam. - Ja... Skąd... Jak ja się tutaj znalazłam? - wydukałam po chwili.
   - Nie pamiętasz? - spytała mnie dziewczyna. Byłam pewna, że patrzy na mnie zdziwiona. Pokręciłam tylko głową. Próbowałam sobie przypomnieć, ale nic z tego. Pamiętam tylko jak Peter wyszedł z domu z Amą i zostawił mnie z Nathan'em, który lekko się zapędził. Pamiętam, jak się przed nim broniłam i jak w pośpiechu wybiegłam bez butów. I jak biegłam przez miasto. Pamiętam wszystko, do momentu zemdlenia. Ale później...
   - Kim ty jesteś? - spytałam po chwili.
   - Nie pamiętasz mnie? - zdziwiła się ponownie dziewczyna. - Sophie - rzuciła brunetka. Sophie, Sophie, Sophie... Nie pamiętałam żadnej Sophie! Jedynie lalunię z mojej szkoły, ale ta wyglądała zupełnie inaczej. - Długo się nie widziałyśmy, może to dlatego... - mrunknęła pod nosem dziewczyna. Przyjrzałam się jej uważnie. Byłam pewna, że gdzieś ją widziałam. Może to była stewardesa? Nie, wygląda za młodo, a poza tym jedna miała blond włosy, a druga proste. Tej Sophie ciemnie, brązowe włosy sięgające do łopatek układały się w delikatne fale. Kontrastowały z nimi ciemne, prawie czarne oczy. Jej usta były lekko podkreślone różowym błyszczykiem. Przez jej bladą skórę, wyglądała niemal jak wyjęta z filmu. Przecież to Kalifornia! Tutaj jest gorąco, więc to niemożliwe, żeby być tak bladym! Może to wampir... 
   Zaraz, zaraz... Kalifornia... 
   W każdym razie, Sophie, którą znałam ze szkoły była pustym plastikiem, z cyckami na wierzchu i blond włoskami, które zawsze były perfekcyjnie ułożone. Chociaż miały jakieś podobieństwo. Może to trochę z wyglądu? Albo przynajmniej  wyraz twarzy. No nie wiem... Ale było w nich coś podobnego. 
   - Zaraz! Ale... - zaczęłam. - Co ja tu robię? I co ty tutaj robisz?
   - Ty pewnie tu mieszkasz - zaśmiała się Sophie. - A ja... Tylko ciebie pilnuje. Hmmm... Opiekuję się tobą. Poproszono mnie. Mieszkam obok - wzruszyła ramionami dziewczyna. Przyglądałam jej się z jeszcze większym zdziwieniem. Jak mogę jej nie pamiętać? No i dalej nie odpowiedziała na najważniejsze pytanie: Jak ja się tu znalazłam? Może ona sama nie wiedziała? W końcu jest tylko sąsiadką... 
   Spojrzałam na telefon. 9 nieodebranych połączeń.
   No tak! Ross! Miał zadzwonić... 
   Szybko wybrałam numer blondyna, kompletnie ignorując Sophie. Czekałam, lecz w końcu odezwała się poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze raz, ale znowu to samo. Poza chłopakiem dzwoniła do mnie ciocia i Peter. I Tristan... Byłam ciekawa, czego chciał, ale teraz nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Teraz musiałam dowiedzieć się paru rzeczy.
   - A ciocia Mag... Moja ciocia. Ona wie? O wszystkim? - spytałam lekko chaotycznie, ale byłam zbyt przejęta całą sytuacją.
   - Tak, wie - przytaknęła Sophie. - Przecież to twoja ciocia.
   - Miałam jednak nadzieję, że nie wie... No ale to byłoby bezsensu, bo mnie by tutaj nie było... - stwierdziłam. Mówiłam sama do siebie, ale brunetka uważnie słuchała, kiwając tylko głową. Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie irytowała.
   - Właściwie co się stało, że wyglądasz... - urwała pytanie Sophie. - ...tak - zmarszczyła brwi. Spojrzałam w dół, na swoje odsłonięte kolana. Dopiero teraz zorientowałam się, że mam na sobie pidżamę, chociaż mogłabym przysiąc, że wcześniej spodnie sięgały mi do kostki, nie do połowy ud.
   - Długa historia... - westchnęłam. Nagle coś rzuciło mi się w oczy. Moje łokcie były już w dużo lepszym stanie. Zrobiły się na nich strupy, które lekko pobladły. Również zmarszczyłam brwi. Kolana też nie wyglądały tak źle. Szybko pomacałam ranę na łopatce i syknęłam. Ona się w ogóle nie poprawiła.
   - Wyglądasz strasznie - stwierdziła Sophie.
   - Było gorzej... - burknęłam, myślami będąc już gdzie indziej. Pomyślałam o moim blondynie, o Rossie. Martwi się? Teraz będzie się martwił jeszcze bardziej... Nie, nie, nie! Jak to możliwe? Pamiętam, jak zemdlałam na chodniku, po moim szaleńczym biegu, po tym całym strachu, że Nathan mnie znajdzie. I nagle BUM! Budzę się w domu, w swoim łóżku, z jakąś dziewczyną, której nie pamiętam, chociaż wiem, że gdzieś już ją widziałam. Chce mu to wszystko powiedzieć, wygadać się, przytulić... Poczuć, że jestem bezpieczna. W ramionach Rossa. Tym czasem on jest w trasie, a ja... Daleko od niego. Źle się z tym czułam. Peter miał rację, że muszę uważać. Nie chce, żeby Ross się o mnie martwił. Jakby zobaczył mnie w takim stanie...
   Do oczu napłynęły mi łzy. Chciałam płakać. Teraz. Tutaj. Nie miałam jednak ochoty pokazywać tego Sophie. Niestety nie udało mi się powstrzymać tej fali smutku, tęsknoty. Po policzkach spłynęły mi łzy.
   Dopiero wyjechał, a ja już pakuję się w kłopoty. Lepiej, żeby się o tym nie dowiedział. 
   - Hej! Nelly! - krzyknęła nagle Sophie, lekko szturchając mnie w bok. Obraz rozmył mi się przed oczami, lecz po chwili wszystko wróciło do normy. - Spokojnie.
   - Posłuchaj... Skup się, na chwilkę! - rzuciłam do dziewczyny, sama przytomniejąc. - Proszę... - z moich ust wydobył się błagalny jęk. - Zadam ci jedno, ważne pytanie - powiedziałam, patrząc w oczy dziewczynie. Ta pokiwała głową, na znak zrozumienia.
   - Dawaj - zachęciła mnie brunetka, z uśmiechem na ustach. Wzięłam głęboki oddech i wydusiłam.
   - Jak ja znalazłam się w Miami?

_________________

Cześć kotki ♥
Macie kolejny rozdział! Ciekawa jestem, czy wam się podoba i co o nim myślicie. No i oczywiście jakie są wasze podejrzenia, co do następnego?? Miałam dobrą wenę, więc daje wam go już dzisiaj, a następny będzie może jutro, ale bardziej prawdopodobne, że w sobotę. Wypatrujcie ;)

PS Słuchajcie... Tak się zastanawiałam, o rozpoczęciu pisania 2 bloga. Opowiadanie będzie mocno się różniło od tego i opierało głównie na Rikerze. Co o tym myślicie?? Piszcie ^^