poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 19 - Komplikacje

Cześć! Nie dawno wróciłam z ferii (z Austrii konkretnie). Napisałam ten rozdział w dwa dni, ale pomysły zbierałam przez cały tydzień, gdy tylko miałam wolną chwilkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba.



ROZDZIAŁ 19

KOMPLIKACJE


   - Musisz w końcu z nią pogadać! - upierał się przy swoim Rocky.
   - Ale nie chce - odpowiedziałam. - Dziwię się, że jeszcze do mnie nie zadzwoniła mówiąc: ,,Pakuj walizki. Wracasz do Miami''.
   Brunet westchnął.
   Dzień zapowiadał się zwyczajnie, chociaż inaczej się zaczął. Obudziłam się w ramionach Rocky'ego. Z wielkim trudem mieściliśmy się na jego łóżku, ale nie przeszkadzało nam to. Mimo zmęczenia gadaliśmy jeszcze z dwie godziny zanim zasnęliśmy. Oczywiście nie tylko... Na początku dziwnie się czułam tylko w koszulce bruneta, ale szybko się przyzwyczaiłam.
   Rano Stormie zagoniła nas do robienia śniadania. Pomagaliśmy jej. Wróciła razem z Markiem od Rikera bardzo wcześnie. Później poszłam z Rocky'm do sali muzycznej, a on starał się mnie nauczyć grać kilka piosenek R5 na pianinie, a po jakimś czasie na gitarze. Przyszła też Rydel. Po południu wpadł Ratliff, więc Rocky nie mógł się już powstrzymać i żartował praktycznie ze wszystkiego. Nie przeszkadzało mi to. Odstawiliśmy instrumenty na bok, a ja przyłączyłam się do żartów. Próbowałam wciągnąć też Rydel, ale ona nie była chętna. Powiedziała, że dzisiaj idzie odwiedzić Rikera i musi się już zbierać, po czym wyszła. Zdawało mi się to dziwne.
   - Ona ciebie kocham, Nel - stwierdził Rocky, wyrywając mnie z zamyślenia. - Przecież jesteście rodziną.
   - Wiem... Czasami mam wrażenie, że... Że jednak tak nie jest - westchnęłam. Byliśmy w drodze do mojego domu. Chłopak z trudem mnie namówił. W sumie to dalej nie byłam do tego chętna, ale miał rację i kiedyś i tak musiałam pogadać z Mag.
   - Hej! Patrz! - wykrzyknął nagle. Wskazał palcem na witrynę sklepu. Wystawę można było określić jako ,,wszystko i nic''. Za szybą ustawione były przeróżne kolorowe dekoracje, zaczynając od szklanych zwierzaków i kończąc na pluszowych pingwinach różnych wielkościach, poprzebieranych za przeróżne postacie z bajek. Na widok tego ostatniego, zaczęłam się szaleńczo śmiać. Rocky razem ze mną. - Poczekaj chwilę - powiedział w końcu przez śmiech. Przystanęłam przed sklepem, a po dziesięciu minutach wyszedł z niego brunet. - Prezent dla ciebie - powiedział, wręczając mi na szybko zapakowane pudełko. Ponownie zaczęliśmy się śmiać, dyskutując, które przebranie było najlepsze.
   Naszą rozmowę przerwał dźwięk sms'a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni.

                 Musimy pogadać.

   To była wiadomość od kuzynki. Nie wahając się odpisałam.

                                Jasne! Gdzie??

                 W parku. Na osiedlu. 

   - Mała zmiana planów - powiedziałam do Rocky'ego. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
   - Kto to? - spytał. - I o co chodzi?
   - Nie musisz się martwić.
   - Co? Nie chcesz spędzić jeszcze trochę czasu z tak przystojnym, utalentowanym i w ogóle super gościem jak ja? - spytał, a ja wybuchnęłam śmiechem.
   - Chce, ale nie wiem, gdzie ten gość się podziewa, bo jak na razie jesteś tutaj tylko ty  - odpowiedziałam, kręcąc głową. Rocky zrobił naburmuszoną minę, na co znowu zaczęłam się śmiać. - Sarah. Nie gadała ze mną... nawet nie jestem pewna ile - zaczęłam wyjaśniać. - Chce się spotkać, a ja muszę dowiedzieć się paru rzeczy.
   Rocky westchnął.
   - No dobra. Mam ciebie odprowadzić?
   - Nie trzeba. Dam sobie radę - odpowiedziałam, po czym wspięłam się na palce, pocałowałam szybko Rocky'ego w policzek i ruszyłam w stronę umówionego miejsca.


   Dwadzieścia minut później byłam w parku. Czekałam na kuzynkę, chodziłam, szukałam, lecz jej nie było. Nie umawiałyśmy się na konkretną godzinę, więc siedziałam tam, bo nie chciałam stracić szansy na wyjaśnienia. Gdy miałam już iść, zrezygnowana, usłyszałam głos starszej dziewczyny.
   - Nelly!
   Odwróciłam się i zobaczyłam kuzynkę. Jej blond włosy związane były w kitkę, a czarne oprawki okularów podskakiwały jej na nosie, gdy szybkim krokiem przemierzała ścieżkę.
   - Cześć... - powiedziałam nieśmiało. Wlepiłam wzrok w buty. Wcześniej byłam taka pewna, ale jak doszło do zadawania pytań, totalnie wymiękłam. Tak często się w moim przypadku zdarza...
   - Słuchaj... - zaczęła Sarah, lecz urwała. - Chciałam cię przeprosić...
   Wytrzeszczyłam na kuzynkę oczy.
   - Ale... Przecież... - jąkałam się. Zamilkłam, wściekła sama na siebie. - Co się stało? - spytałam. Zabrzmiało to głupio, lecz Sarah domyśliła się o co chodzi.
   - Nie lubię Tally, to fakt... - zaczęłam powoli. - Nie chciałam, żebyś po prostu przechodziła to, co ja. Też kiedyś się z nią przyjaźniłam... Kiedyś - podkreśliła.
   - Dlaczego tak uważasz? Że jest taka wredna? Dla mnie jest na prawdę bardzo sympatyczna...
   - Dla mnie też była, ale ona... Ciężko powiedzieć - westchnęła.
   - Wyjaśnisz mi chociaż, dlaczego tak jej teraz nie lubisz? - spytałam, przerywając chwilę ciszy.
   - To dość... skomplikowane...
   - Jeszcze ty? - oburzyłam się. - Mag też nie chce mi niczego powiedzieć. Co się stało, że jak nie chce, bym spotykała się z którymkolwiek z Lynch'ów, a oni przecież są...
   - Mag ma rację - przerwała mi Sarah. Otworzyłam usta ze zdziwienia, lecz szybko je zamknęłam. - Też się już z nimi nie spotykam.
   - Dlaczego? Nie chce mi nic powiedzieć i ty tak samo...
   - Oni są przecież sławni, Nelly! A my...? R5 to...
   - Uważasz, że jeśli jesteśmy nikim, to nie możemy być z kimś, kto coś osiągnął? - przerwałam jej. Sarah spojrzała na mnie z bólem w oczach. Pokręciłam przecząco głową. - Nie wiem, dlaczego i ty, i ciocia tam uważacie, ale to jest...
   - To jest prawda! - dokończyła za mnie Sarah.
   - Posłuchaj... - zaczęłam i wzięłam głęboki oddech. - Rób co chcesz, ale ja nie mam zamiaru skończyć z...
   - To ty mnie posłuchaj - przerwała mi znowu kuzynka. - Lynch'owie nie są wcale tacy niewinni, jak ci się zdaje. Ja już to wiem.
   - Ty to wiesz, ale mi nie powiesz. Tak samo jak Mag - zaczynałam tracić cierpliwość, stopniowo podnosząc głos. - I jak ja mam niby powiedzieć im ,,Nie'', skoro nie wiem nawet dlaczego mam to zrobić? Bo takie macie swoje widzimisię?
   - Nie! To dlatego, że właśnie przez Lynch'ów, mojego taty nie ma! - wykrzyknęła Sarah, tracąc nad sobą panowanie.
   - Co? - zdziwiłam się.
   Sarah milczała. Wlepiła wzrok w chodnik i starała się uspokoić. Nie wychodziło jej to za bardzo. Podniosła na mnie wzrok, a jej oczy były przepełnione łzami.
   - Pojechał razem z Markiem do Nowego Yorku - zaczęła wyjaśniać. - I nie wrócił... Nie wiem, co się z nim stało. Nikt tego nie wie... Tylko Mark.
   - I ty, i Mag myślicie, że co...?
   - Mówiłam ci, że to skomplikowane. Nie wiem, co się stało podczas ich wyjazdu, ale Sam już nie wrócił... Nawet nie wiem, czy żyje - podsumowała drżącym od emocji głosem Sarah.
   Pokręciłam przecząco głową.
   - Rozumiem, co czujesz... - zaczęłam. - Tylko to... To wszystko nie ma sensu - zakończyłam, odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zostawiając kuzynkę samą.


   Dni mijały bardzo szybko. Zwykle spędzałam je w swoim pokoju, rysując coś w notesie, lub wychodząc na miasto. Z ciocią nie rozmawiałam. Znowu była pomiędzy nami spina. Teraz było gorzej niż wcześniej. Nawet nie mówiłyśmy do siebie ,,Cześć'', czy ,,Wychodzę''. Mag ciężko było usiedzieć w jednym pomieszczeniu w takiej ciszy, więc najczęściej jadłam sama. Znowu czułam się jak małe dziecko. Dorosłe, ale nie potrafią się dogadać. Chociaż... Kto by się dogadał w takiej sytuacji. Przecież ciocia zabrania mi spotykania się z ludźmi, na których mi zależy i wmawia, że przez nich nie ma Sama - męża Mag. Ale to bezsensu!
   Wczoraj widziałam się z Tally. Rozmawiałam z nią, ale ona nic nie chciała mi powiedzieć.
   - Nic sobie takiego nie przypominam - rzuciła tylko. - Przyjaźniłam się z twoją kuzynką, ale... - przyznała, wzruszając ramionami.
   Później już o tym nie myślałam, a przynajmniej starałam się nie myśleć. Cały czas wracała do mnie ta myśl - gdy chodziłyśmy po sklepach (co nie sprawiało mi wiele frajdy), gdy poszłyśmy coś zjeść, lub po prostu siedziałyśmy na ławce, zawzięcie dyskutując.
   Wcześniej dzwoniłam do Rocky'ego, lecz nie odbierał. Później on do mnie oddzwaniał, lecz zobaczyłam to dopiero, gdy wróciłam do domu. Na mieście miałam wyciszony telefon i nic nie słyszałam. Gdy chciałam zadzwonić do bruneta, on znowu nie odbierał. Dzisiaj postanowiłam się do niego przejść.
   Był to jeden z chłodniejszych dni, lecz słońce i tak świeciło jasno na niebie. Szybko dotarłam pod dom. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Czekałam chwilę, po czym znowu zapukałam, lecz nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę. Drzwi otworzyły się bez oporu, więc weszłam do środka. Pierwsze, co do mnie dotarło, to rozmowa i dźwięk gitary. Podeszłam bliżej.
   - Rocky... Co się z tobą dzieje? - spytał ktoś bezsilnie. Rozpoznałam, że głos należał do Ratliffa. - Gdzie się podział chłopak, który nigdy nie myślał o związku na poważnie?
   - Przecież tutaj jestem - odpowiedział znudzony chłopak. - Przecież wiesz, że nie dam się ograniczyć. Jestem Rocky, który jest niezależny - mruknął poirytowany.
   - A co z Nelly? - spytał po chwili. Zamarłam, usłyszawszy swoje imię.
   - Co z Nelly? - powtórzył po koledze Rocky. - Nelly... Sam nie wiem. Ona jest naprawdę fajną dziewczyną.
   - Widzę, że ją kochasz, ale wy jesteście zupełnie różni. Jesteś do siebie nie podobny. Nigdy nie chciałeś mieć takiej dziewczyny na poważnie. Nigdy w ogóle nie myślałeś zbytnio o dziewczynach - przypomniał Rocky'emu Ratliff. Do moich oczu napłynęły łzy, które szybko zbyłam kilkakrotnym mruganiem.
   - Ale Nelly jest inna - zaprzeczył. - Chociaż masz rację... - dodał po chwili ciszy.
   - Przecież zawsze mówiłeś, że chcesz się wyszaleć, a związki ciebie nie dotyczą - kontynuował Ellington. - A tutaj zjawia się pierwsza lepsza dziewczyna, a ty co? Zaczynasz bawić się w związek. Brachu... Nie poznaję.
   - Masz trochę racji - przyznał Rocky, brzdąkając coś na gitarze. - Ale ja nie wiem, czy to taka ,,pierwsza lepsza''. W Nelly na prawdę jest coś takiego... innego.
   - Rocky... - powtórzył bezsilnie Ratliff.
   - No słucham? - przerwał mu. - Wiem, że się zmieniłem, ale...
   - Zmieniłeś się przez dziewczynę - wciął się starszy brunet akcentując ostatnie słowo. - A mówiłeś, że nikt nie będzie ciebie ograniczał i zostaniesz sobą - wypomniał. - Poważny związek nie jest dla mnie - zacytował Ellington, zmieniając głos, by brzmieć podobnie jak przyjaciel.
   Zapanowała gęsta cisza. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
   - Masz rację - przytaknął przyjacielowi młodszy.
   Poczułam, że coś we mnie pęka. Gorące łzy popłynęły mi po policzkach. Pustka. To co czułam, to pustka. Wycofałam się po cichu do drzwi i wyszłam, nawet ich nie zamykając. Ruszyłam przed siebie chodnikiem. Nie wiedziałam, gdzie idę. Po prostu przed siebie.
   Szłam tak kilka minut. Po tym zeszłam z chodnika i ścieżką ruszyłam przez mały park. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale byłam pewna, że nie było to na naszym osiedlu. Osunęłam się ciężko na ławeczkę. W okół panowała cisza, chociaż było tutaj trochę ludzi. Byłam skupiona na tym, co się stało. ,,Rocky zamierzał ze mną zerwać?''. Na to wychodziło. ,,Ciocia miała rację?''. Na to też wskazywało. Ale ja byłam głupia.
   Mój skok z uczuciowego klifu skończył się upadkiem na ostre skały.


   Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Zbierało mi się na płacz. Nienawidzę swojej wrażliwości, chociaż w tym przypadku... Kręciłam się po mieście bez celu, czasami przystając, by pooglądać wystawy, czy zamówić sobie mocną kawę, w nadziei, że to coś pomoże. Gdy natknęłam się na sklep, gdzie w witrynie stały pluszowe, poprzebierane pingwiny, znowu zebrało mi się na płacz.
   Dzwoniłam do Rocky'ego, ale chłopak nie odbierał. Podejrzewałam, że jest u Rikera albo cały czas siedzi w domu z przyjacielem. Ratliff też nie dawał znaku życia, chociaż z nim nie miałam najmniejszej ochoty teraz gadać. Rozumiałam, że Ellington lubi Rocky'ego i traktuje go jak brata. Że chce go... no nie wiem... Odzyskać? Takiego, jakim był wcześniej, nie teraz, gdy zjawiłam się ja. Rydel poszła do centrum, by poszukać sobie jakiś fajnych ciuchów. Poszłabym z nią, ale chodzenie po sklepach nie było moim ulubionym zajęciem. Zresztą... Miałam się chyba odizolować od Lynch'ów, prawda? Ale dlaczego? Bo moja ciocia i kuzyneczka coś sobie ubzdurały?
   I miały rację, co do jednej kwestii...?
   Westchnęłam ciężko.
   Został mi tylko Ross, do którego też nie miałam najmniejszej ochoty dzwonić. Byłam zakochana (a przynajmniej zauroczona) w Rocky'm, a Ross... Nie wiem, czy on mnie kocha, czy nie. Wskazywało na to, że tak, ale... Nie miałam pewności i, szczerze mówiąc, nie chciałam się tego dowiedzieć. Nie teraz.
   Mogłam jeszcze wrócić do domu i pogadać z Mag, ale na to też się nie odważyłam. Po tym co dzisiaj usłyszałam, nic nie miało sensu.
   Zamyślona wpadłam na grupkę osób.
   - Przepraszam... - mruknęłam, podnosząc wzrok. Kilka dziewczyn (plastików konkretniej) minęło mnie z miną typu ,,To coś mnie dotknęło''. Wkurzały mnie takiego typu laski z toną tapety na twarzy. Jeśli miałabym im coś dać, to betoniarka i szpachla.
   Za nimi przeszli jacyś dwaj chłopacy. Spojrzeli na mnie kątem oka, uśmiechnęli się kpiąco i razem z dziewczynami poszli dalej. Spuściłam wzrok i ruszyłam przed siebie. Jeszcze raz się o kogoś obiłam.
   - Przepraszam - powtórzyłam trochę głośniej i spojrzałam przed siebie.
   - Rien n'est arrivé (Nic się nie stało) - powiedział chłopak. Był to wysoki, dobrze zbudowany szatyn. - Jestem Peter.
   - Nelly - przywitałam się nieśmiało, podając rękę i spoglądając w ciemne oczy chłopaka. - Francais? (francuz?)
   - Oui (tak) - potwierdził, uśmiechając się przy tym uroczo. - Jesteś strasznie zamyślona. I smutna - zauważył. - Que s'est-il passé? (co się stało?)
   - Długa historia - mruknęłam tylko. Łzy znowu napłynęły mi do oczu, ale pomrugałam szybko kilkakrotnie, by się ich pozbyć. ,,Nie teraz dziewczyno!''.
   - Hej, hej! Vous serez bien! (Będzie dobrze!). Ten twój chłopak to pewnie straszny dupek skoro doprowadził cię do takiego stanu - powiedział. Mimo woli uśmiechnęłam się. - I widzisz? Od razu lepiej - uśmiechnął się ponownie Peter.
  - Problem w tym, że sama doprowadziłam się do takiego stanu. No może z małą pomocą... - mruknęłam. Peter położył mi rękę na ramieniu, w geście pocieszenia.
  - Chcesz się czegoś napić? Niedaleko jest świetna kawiarnia. Ja stawiam - zaproponował.
   Wzruszyłam ramionami.
   - W sumie... Czemu nie...? - odpowiedziałam. Chłopak ponownie uśmiechnął się. Rozmawiając, ruszyliśmy w stronę kawiarni.


   Na chwilę udało mi się oderwać od szarych myśli, a szczególnie na spotkaniu z nowo poznanym chłopakiem. Peter zaprowadził mnie do kawiarni i tam przesiedzieliśmy z dwie godziny. Kelnerka nie miała nic przeciwko, chociaż było widać, że tak długa nasza obecność trochę ją irytuje. Nie zwracałam na nią żadnej szczególnej uwagi.
   Peter należał to tej ,,grupy'', na którą wpadłam na chodniku. Przyznał, że nie lubi z nimi przebywać, a szczególnie z tamtymi dziewczynami, ale jego najlepszy kumpel się z jedną z nich spotyka i robi to dla niego.
   - Przyjaciół się nie zostawia - podsumował i westchnął ciężko. - Nawet w tych niewygodnych dla nas sytuacjach.
   - Chociaż ty właśnie to zrobiłeś... - zauważyłam. Chłopak tylko się uśmiechnął.
   Miło z nim było spędzić trochę czasu, a właściwie połowę dnia. Tematy nam się nie kończyły, a szczególnie, gdy dowiedziałam się, że chłopak gra na perkusji.
   - Na prawdę? Kiedyś bardzo chciałam się nauczyć grać na perkusji - rozmarzyłam się. - Ale za to grałam na pianinie i teraz sobie to przypominam na nowo. I trochę uczyłam się na gitarze - dodałam. Na to ostatnie, znowu zrobiło mi się smutno. To Rocky uczył mnie ostatnio grać na gitarze. I wtedy po raz pierwszy się pocałowaliśmy...
   Później rozmawialiśmy trochę o sporcie. Peter bardzo go lubił. Należał do drużyny koszykarskiej. Mnie jakoś to aż tak nie kręciło, chociaż nie gardziłam sportem. Nawet lubiłam. Gdy chłopak się o tym dowiedział, był chyba mile zaskoczony. Nie dziwię się - przebywając z plastikami raczej o sporcie z nimi nie pogadał. Wciągnął mnie w dyskusję na temat kosza. Nie przeszkadzało mi to.
   Dowiedziałam się też, że Peter'a ojciec jest Amerykaninem, dlatego nie ma - jak to określił - typowo francuskiego nazwiska. Przeprowadzili się do Los Angeles cztery lata temu. Wcześniej mieszkał razem z rodzicami i młodszym bratem w Europie.
   Jego rodzice zginęli w wypadku, gdy Peter miał osiemnaście lat. Na tą wiadomość zrobiło mi się strasznie żal chłopaka. On tylko mrugnął do mnie pocieszająco. Widać było, że cierpi z powodu braku rodziny, ale już się z tym pogodził. Jego brat - Percy - wyjechał z powrotem do Francji.
   Miałam tylko nadzieję, że Rocky...
   No właśnie. Rocky co?
   W każdym razie... Wieczorem Peter odprowadził mnie do domu, zgarnął mój numer telefonu (- Tak na wszelki wypadek - skomentował, gdy spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami) i poszedł w swoją stronę. To było... miłe spotkanie.
   Zamknęłam notes. Rzuciłam go na szafkę nocną, na którą spadł z cichym trzaskiem.
   To był świetny i zarazem beznadziejny dzień mojego życia.


   Obudziłam się bardzo wcześnie. Zegarek wskazywał 5:33. Rzuciłam się z powrotem na poduszkę, ale nie mogłam już zasnąć. Całą noc męczyły mnie koszmary. Najpierw śniło mi się to samo, co wcześniej - rozmowa z Rikerem przed domem. Samochód. Głuchy trzask. I krew...
   Później sen się zmienił. Siedziałam w parku, gdy nagle podszedł do mnie Rocky. Usiadł obok mnie na ławce i delikatnie pocałował. Spojrzał na mnie czule. Po chwili wstał i odszedł. Próbowałam go zatrzymać. Wołałam. Łapałam go za rękę i starałam odwrócić. On jednak niewzruszony szedł przed siebie, nie zwracając na mnie żadnej uwagi.
   - Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęłam za nim, załamując się. Mój słaby głos poniósł się echem. Rocky szedł dalej. - Ja ciebie kocham - szepnęłam. Poczułam, jakbym traciła głos. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Poruszałam ustami, lecz nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
   Nagle pojawił się Ross. Dosłownie znikąd. Chwycił mnie za rękę. Kreślił palcem kręgi na mojej dłoni, ale ja dalej patrzyłam na Rocky'ego. Ten się odwrócił, a widząc przy mnie blondyna, opuścił głowę. Jego włosy zasłoniły mu twarz. Jedyne, co udało mi się jeszcze zobaczyć, to jego oczy - przekrwione, puste, straszne.
   Wtedy się obudziłam. Nie wiedziałam, co ten sen ma oznaczać. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Po prostu... Chyba wszystko wyjaśnić.
   Odrzuciłam na bok kołdrę i wstałam. Podeszłam do szafy i zaczęłam się przebierać. Robiłam wszystko bardzo wolno. Była wczesna godzina i wiedziałam, że Rocky i tak będzie spał.


   Gdy dotarłam pod dom Lynch'ów, dochodziła ósma. Usiadłam sobie na chodniku. Chciałam poczekać tam jakąś godzinkę, może dwie. Musiałam pogadać z Rocky'm.
   - Nelly? - rozległ się głos. Odwróciłam się zaskoczona. - Co ty tutaj robisz? - spytał Mark.
   - Chciałam... Przyszłam do Rocky'ego - odpowiedziałam. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Wejdź do środka. Rocky pewnie śpi, ale lepiej będzie, jak poczekasz w domu, niż na dworze, na chodniku.
   Podniosłam się na nogi i ruszyłam za Markiem.
   - Wiesz trochę mnie zaskoczyłaś - rzucił mężczyzna, wpuszczając mnie do środka. - Wracałem właśnie od Rikera.
   - I co u niego? - spytałam od razu.
   - Lepiej - westchnął. - Wygląda już dość dobrze. Lekarz ma go jutro wypisać. Najgorzej z tymi złamaniami... - pokręcił zrezygnowany głową. - A mieliśmy planować trasę koncertową. Ale najważniejsze, że żyje.
   Usiadłam na jednym z krzeseł w kuchni. Mark podał mi szklankę z wodą. Powoli sączyłam zimny płyn.
   - Wie pan, co się stało? - spuściłam wzrok na ręce.
   - Rikerowi? - spytał dla upewnienia. Przytaknęłam głową. - Nie. Chciałbym wiedzieć, ale on nic nie chce mówić na ten temat. Nie wiem, w co się wpakował, ale nie wygląda to dobrze - odpowiedział, zmartwiony. - Przykro mi Nelly, ale muszę zostawić cię samą. Właściwie wpadłem do domu tylko na chwilę. Już muszę wyjść, ale dasz sobie radę. Stormie powinna zaraz wstać - powiedział Mark. Podniósł się z krzesła i podszedł do drzwi. Rzucił mi ojcowskie spojrzenie i wyszedł.
   Siedziałam w miejscu przez godzinę. Później przyszła - tak jak mówił Mark - Stormie. Była bardzo zaskoczona, gdy zobaczyła mnie w kuchni, ale widziałam, że się cieszyła. Wciągnęła mnie do rozmowy. Najpierw o zespole, później trochę o życiu i tej nieodpowiedzialnej młodzieży. Nie uśmiechał mi się taki temat, ale co mogłam zrobić...? Po prostu siedziałam i słuchałam, jak Stormie robiąc śniadanie narzeka na te nałogowo palące dzieciaki i trochę starszą, pijącą alkohol młodzież. Po chwili pomagałam jej ze wszystkim - od noszenia talerzy i sztućców na stół, po smażenie bekonu, w czasie gdy kobieta poszła się przebrać. Zaparzyłam herbatę w dzbanku i zaniosłam go na stół.
   - Nelly? O tej porze? - rozległ się głos.
   Podniosłam wzrok. We framudze drzwi stał Ratliff. Nie chciałam z nim teraz gadać. Nie po tym, co usłyszałam.
   - Mogłabym powiedzieć to samo - odpowiedziałam i ruszyłam z powrotem do kuchni, kompletnie ignorując zaskoczone spojrzenie bruneta. Chłopak ruszył za mną.
   - Mieliśmy wczoraj do późna próbę... Musimy, nawet jeśli nie ma Rikera - wyjaśnił. - Dlatego zostałem.
   - I mieliście też ciekawe tematy do rozmów, zgaduję... - mruknęłam. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
   - O co ci chodzi? - spytał podejrzliwie.
   - Ty wiesz, o czym mówię - powiedziałam tylko. W tej chwili do kuchni weszła Stormie.
   - Już wstałeś? - rzuciła do Ratliffa, czochrając go po włosach jak małe dziecko. Chłopak oburzył się, lecz nic nie zrobił. Spokojnie stał w miejscu, czekając aż Stormie skończy, jedynie zawzięcie gestykulując. Kobieta minęła chłopaka z uśmiechem i po chwili przejęła ode mnie widelec, sprawnie ściągając bekon z patelni.
   Po dwudziestu minutach, wszyscy Lynch'owie byli na nogach. Bardzo się zdziwili na mój widok. Sprawnie unikałam Rocky'ego. Starałam się zachować między nami jakiś dystans. Chciałam do niego podejść, przytulić, pocałować... Ale czy teraz mogłam? Po tym, co usłyszałam?
   Usiadłam z Lynch'ami do śniadania, które przygotowałam razem ze Stormie. Panowała gęsta atmosfera. Cisza zdawała się mnie przytłaczać. Rocky i Ratliff wymieniali ze sobą od czasu do czasu spojrzenia.
   Gdy już skończyliśmy jeść, Stormie zaczęła zbierać ze stołu, zaganiając do pomocy Rydel. Gdy przechodziłam obok blondynki, ta cicho spytała:
   - Co się stało?
   Tylko pokręciłam głową. Ruszyłam do Rocky'ego, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do jego pokoju. Chłopak zdawał się być zaskoczony. Starannie zamknęłam za nami drzwi.
   - Dlaczego mi to robisz? - spytałam od razu, przypominając sobie rozmowę przyjaciół. Wolałam szybko przejść do rzeczy, bojąc się, że później nie dałabym rady.
   Brunet był jeszcze bardziej zaskoczony niż przed chwilą.
   - Przecież jesteś Rocky - zaczęłam wyjaśniać. - Chłopak, który nie myśli o związku na poważnie. Który nie da się ograniczyć. Jestem inna? Przecież się zmieniłeś, chodząc ze mną - mówiłam. Im dalej brnęłam, tym Rocky bardziej wytrzeszczał oczy ze zdziwienia. Głos powoli mi się załamywał. Chciałam być twarda, ale... nie potrafiłam.
   - Skąd... Przecież... - zaczął się jąkać.
   - Przyznam się bez bicia, że podsłuchiwałam waszą wczorajszą rozmowę. Twoją i Ratliffa - przyznałam. W oczach miałam łzy. - Dlaczego mi to robisz? Wiedziałam, że to nie możliwe... Że wszystko to jest jakimś pięknym snem, z którego się wybudzę. Nie obudziłam się, wiesz? Wszystko zamieniło się w jeden wielki koszmar.
   - Przecież wiesz, że ciebie kocham - przerwał mi Rocky. Pokręciłam przecząco głową.
   - Ratliff przecież miał rację. Sam mu to przyznałeś. Już wiem, dlaczego czytam tyle książek. Dlaczego jestem sama. Dlaczego w Miami nie miałam przyjaciół. Dlaczego wolałam samotność - chłopak patrzył na mnie wyczekująco. - Po prostu świat był dla mnie za... straszny.
   Rocky podszedł bliżej mnie, lecz ja zrobiłam krok w tył. Łzy popłynęły mi po polikach. Nie chciałam, żeby brunet widział moją bezsilność. Moją słabość. Ale co miałam zrobić? Byłam wrażliwa i tyle.
   - Jestem idiotką - przyznałam załamującym się od emocji głosem. - Wierzyłam w coś, co jest nierealne.
   - O czym ty do mnie mówisz? - przerwał mi chłopak. - Przecież tak nie myślisz na prawdę Ja cię kocham Nelly - powiedział przekonująco brunet. Podszedł do mnie tak szybko, że nie zdążyłam zareagować. Chwycił mnie za ramiona i lekko potrząsnął, jakby miał nadzieję, że przywróci tym Nelly, którą zna. Która go kocha.
   Problem w tym, że ja byłam zakochana. Właśnie w Rocky'm. Chciałam go przytulić. Przytulić i zapomnieć o tej całej sytuacji.
  - Nie, Rocky - powiedziałam, chwytając go za nadgarstki i zsuwając jego ręce z moich ramion. Bardzo mnie to bolało, ale... musiałam. - Problem w tym, że ja już w to nie wierzę. Ciocia Mag miała rację. Przecież jesteś sławny. Po co miałbyś wiązać się z jedną dziewczyną, skoro dookoła jest ich tak wiele? Chcesz się wyszaleć, a ja... Ja nie będę ci w tym przeszkadzać - zakończyłam. Łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Płakałam. Nie mogłam tego powstrzymać.
   Ruszyłam do drzwi. Chłopak złapał mnie za dłoń i odwrócił przodem do siebie.
   - Co to oznacza? - spytał dla pewności.
   Wzięłam głęboki oddech.
   - Nie jesteśmy już razem - powiedziałam drżącym głosem. - Przepraszam, że tyle trwał nasz związek.
   - Co ty do cholery wygadujesz?
   - I tak wiemy, że to tego by doszło... Tak będzie lepiej - rzuciłam przez ramię, po czym wyszłam zapłakana, zostawiając Rocky'ego samego.

________________

I jest! Rozdział 19! Trochę się rozpisałam, no ale... Mam nadzieję, że wam się podobał. I komentujcie, bo to bardzo motywuje. I zapraszam na stronę na Facebook'u poświęconą właśnie temu blogowi - https://www.facebook.com/pages/R5-My-Story-Blog/365343923603451 ;)


PS Jadąc samochodem już w Austrii słuchaliśmy sobie radia i wiecie co?? Puścili R5! Jednego dnia Wishing I Was 23 a następnego Gives You Hell! Nawet nie wiecie jaką miałam podjarkę! :3 Szkoda, że to austriackie radio a nie polskie :(

sobota, 22 lutego 2014

Taka notka ;)

Cześć! Wróciłam już z ferii, więc spokojnie możecie czekać na następny rozdział. Przez to, że mam duuużo wolnego, będzie najprawdopodobniej za 2 dni (poniedziałek). 

Jak zauważyliście (a może nie...?) dodałam 2 zakładki - Bohaterowie, gdzie znajdziecie opisy występujących w moim opowiadaniu postaci i Kontakt, gdzie będziecie mogli zobaczyć E-mail, na który możecie pisać w razie pytań, czy swoje pinie, pomysły itp. i mój Twitter. 
Jest tam też link do strony na Fb - R5 My Story - Blog. Strona dzisiaj założona. Prawie nic tam nie ma, ale ogólnie jest, muszę nad nią popracować i czekam na efekty. Będziecie też mogli się tam udzielać, pisać opinie, pomysły - po prostu WSZYSTKO! 

To na razie tyle i do zobaczenia w następnym poście! :* 

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 18 - Sen

Więc... Jest kolejny rozdział! Wstawiałam go wczoraj, ale coś mi się zacinało i nie chciał mi się dodać. Jestem chora i - jak dla mnie - rozdział nie należy do najlepszych, ale mam nadzieję, że wam się spodoba.


ROZDZIAŁ 18

Sen


   Z trudem otworzyłam oczy. Przez płakanie były napuchnięte i czerwone, ale nie przejmowałam się tym. W zasadzie było już dobrze. Nie chciałam myśleć o cioci. O jej słowach. O niczym.
   - Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Nelly?
   Obejrzałam się za siebie. Brunet stał za mną.
   - Ja... nie - przyznałam, spuszczając wzrok na podłogę.
   - Chcę się dowiedzieć, co się stało - zażądał twardo Rocky. - Wczoraj... Nie mam pojęcia co zaszło między tobą, a ciocią, ale tak nie może być.
   Zerknęłam na niego zbolałym wzrokiem.
   - Już mnie nie chcesz?
   Chłopak westchnął i zakrył twarz w dłoniach.
   - Nie o to mi chodzi... Po prostu... Martwię się. Przychodzisz tak i...
   - Nie wysilaj się. Przecież widzę, że coś się zmieniło - przerwałam mu. Chciałam wierzyć, że to nie prawda. Że ciocia nie miała racji. Ale może jednak miała?
   Moją uwagę odwrócił dom. Wszystko było tutaj takie... inne. Panował większy porządek i nie było już leżących na podłodze mniej potrzebnych rzeczy. Jednak nie tylko to. Całe wnętrze zdawało się być inne. Tak jakby wszystko było tam inaczej poustawiane. Odwrotnie.
   - Choć tutaj - powiedział, przywołując mnie gestem dłoni i wyrywając z zamyślenia. Zobaczywszy, że powoli podchodzę, otworzył drzwi frontowe i wyszedł na zewnątrz. Zrobiłam to samo. Lekki wiaterek wywołał u mnie przyjemny dreszcz. - Wiesz, że jesteś dla mnie ważna? - spytał na co pokiwałam głową. - Dlaczego sądzisz, że mógłbym ciebie zostawić?
   - Sama nie wiem... - mruknęłam.
   Nagle drzwi ponownie się otworzyły i przede mną stanął blondyn, kompletnie ignorując swojego brata.
   - Ja z nią pogadam - rzucił. Domyśliłam się, że było to do Rocky'ego. Nie mogłam oderwać oczu od chłopaka. Brunet odwrócił się i kątem oka zobaczyłam jak znika w domu. - Słuchaj... Tacy sławni ludzie jak my mają się spotykać z tobą? Przyjaźnić się? - zaczął, a ja momentalnie coś zrozumiałam. To samo powiedziała do mnie ciocia. - On ciebie nie kocha. Chce cię wykorzystać i tyle. Jest sławny. Może robić co mu się podoba. On ciebie nie kocha - powtórzył tak samo jak Mag. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie rozumiałam, co się właściwie działo.
   - Dlaczego wy wszyscy mi to robicie? - spytałam. Zawładnął mną gniew. Dlaczego aż tak bardzo uczepili się mojego życia? - Mam prawo o sobie decydować! - krzyknęłam blondynowi w twarz. - Jesteś taki jak moja ciocia. To Rocky zdecyduje się, czy dalej chce ze mną być czy nie. Nie wy - powiedziałam z naciskiem na dwa ostatnie słowa.
   - Jak chcesz! Ja ciebie tylko ostrzegam! - krzyknął chłopak i ruszył przed siebie. Odwróciłam się tyłem do niego, lecz miałam złe przeczucia.
   - Stój! - zdążyłam tylko krzyknąć, gdy zdenerwowany blondyn wszedł na ulicę, a zbliżające się auto wcale nie wyglądało przyjaźnie. Było jednak za późno. Czarny samochód z impetem udeżył chłopaka, który przekoziołkował przez dach, zostawiając na nim krwawe ślady. Ze środka wysiadł mężczyzna. Nie znałam go.
   Spojrzał na mnie, a ja skuliłam się w duchu. Nie chciałam tam teraz być.
   - Riker - szepnęłam tylko, patrząc na ociekające krwią ciało i zalałam się łzami.


   Gdy się obudziłam, nie wiedziałam, gdzie jestem i co się działo. Rozglądałam się po pokoju, w panice przypominając sobie wszystko z wczorajszego dnia. Po chwili do mnie dotarło. Kolacja. Opowieści. Miła atmosfera. Spacer do domu. Ciocia. Ból. Łzy. Riker. Samochód. Mężczyzna. Rocky.
   Na przypomnienie sobie tego ostatniego, szybko odwróciłam się na drugi bok, ale chłopaka nie było. Gdy Mag powiedziała mi coś, w co nie wierzyłam, ale wiedziałam, że może być prawdą, przecież brunet po mnie przyszedł. Zabrał mnie do domu. Pozwolił płakać. Zajął się. Pocieszał. Fakt, że nie wiedział o co chodzi, ale był przy mnie. Uspokajał. Tak właśnie na mnie działał. Później go zatrzymałam. Gdy chciał iść nie pozwoliłam mu. Jego łóżko było małe, ale nie chciałam zostawać sama. Chciałam, żeby tu był. Żeby ze mną został.
   Sen. To, co zdarzyło się z Rikerem przed domem... To był sen. Przecież blondyn jest w szpitalu. Samochód. Mężczyzna. Kłótnia. Sen...
   Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było dla mnie obce. Nie byłam nigdy w sypialni Rocky'ego. Widać było, że niektóre rzeczy tutaj miały swoje lata, a kilka - domyślałam się - było z dzieciństwa. Mimo że byli bogaci, nie zachowywali się tak. Mimo że byli sławni, nie wykorzystali tego. Pokój zdawał się zatrzymać na czasach dzieciństwa. Gdy wszystko było takie proste. Gdy jeszcze Lynch'owie spacerowali sobie spokojnie po parku i chodzili do sklepu chociażby po bułki i nie byli zaczepiani przez fanów. Potrafiłam sobie to wyobrazić. Dom taki, jaki był teraz. Młody Ross uczący się na gitarze i Rocky eksperymentujący z akordami na gitarze. Dla zabawy. Riker i Ryland ćwiczący szalone, taneczne układy i podśpiewująca im Rydel. Wchodzący Mark wołający ,,Wróciłem!'' do pełnego domu. Stormie stojąca na progu, patrząca na swoje dzieci i myśląca, co to z nich będzie. Ja tak to sobie wyobrażałam. Czy dobrze? Nie mam pojęcia.
   Wysunęłam nogi spod kołdry i poczułam chłodniejsze powietrze owiewające mi łydki. Przypomniałam sobie, że nie mam na sobie niczego poza o wiele za dużą na mnie koszulką Rocky'ego. Dziwnie się teraz czułam. Wczoraj nie zwracałam na to kompletnej uwagi, a dzisiaj...
   Chwyciłam swoje ulubione legginsy, które wyglądały kompletnie jak dżinsy i wciągnęłam je na nogi. Spojrzałam na koszulkę - bordową w czarne paseczki - i przez chwilę zastanawiałam się, czy ją przebrać, ale w końcu postanowiłam, że na razie zostanę tak. Ruszyłam pewnie do drzwi, ale coś przykuło moją uwagę. Na biurku leżała złożona na pół karteczka. Podeszłam i rozłożyłam ją.


           Wyszedłem z rodzicami. Rydel jest w domu, a Ross
           poszedł do sklepu, ale powinien wrócić zanim się 
           obudzisz. Dasz sobie radę? 
                         - Rocky

            PS Powinnaś częściej chodzić w moich koszulkach.


   Przeczytawszy ostatnie zdanie, roześmiałam się. Powinnam częściej się załamywać i dzwonić do niego, żeby po mnie przyszedł.
   Ostatnie pytanie jednak najbardziej przyciągnęło moją uwagę - Dasz sobie radę? Pewnie myślał, że dzisiaj też będę na skraju przepaści zwanej uczuciami. Czy jestem? Sama nie wiem...
   Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju Rocky'ego. Dom zdawał się być uśpiony. Wszystko było normalne. Tamto to na pewno musiał być sen.
   - I jak się czujesz? - rozległo się nagle pytanie. Odwróciłam się, a za mną stała Rydel.
   - Nie jest źle - odpowiedziałam wzruszając ramionami. - Ale wcale nie jest dobrze...
   Blondynka usiadła na kanapie. Poklepała miejsce obok, dając mi znać, żeby zrobiła to samo.
   - Co się wczoraj stało? Wiesz, że ci pomogę.
   - Wiem o tym - zapewniłam ją.
   - Więc...?
   - Chodzi o to, że kiedyś moja ciocia zabroniła mi się z wami spotykać. Nie mam pojęcia dlaczego. Po prostu nie chciała, żebym miała z wami kontakt - zaczęłam wyjaśniać. - Gdy ją o to zapytałam, nic mi nie chciała powiedzieć. I wczoraj... - głos zaczął mi drżeć, gdy obraz cioci stanął mi przed twarzą. - Wczoraj powiedziała, że to nie możliwe, żeby ktoś taki jak wy zaczął przyjaźnić się ze mną. Że niby dlaczego Rocky miał by ze mną być. Że jest sławny i mnie chce tylko wykorzystać, bo może robić co chce - zakończyłam, a do oczu napłynęły mi łzy. Nienawidziłam swojej wrażliwości. Czasami naprawdę nie była potrzebna.
   Rydel delikatnie mnie przytuliła.
   - Nie masz się co martwić. Gdybyśmy ciebie nie lubili, to byśmy się teraz nie przyjaźnili, prawda? Twoja ciocia nie ma racji. To że jesteśmy sławni nie oznacza, że nie jesteśmy ludźmi. Nie oznacza, że możemy robić co chcemy. Szkoda, że dużo osób o tym zapomina.
   Pokiwałam głową, odsuwając się od blondynki.
   - Dziękuję - szepnęłam.
   - Nie masz za co dziękować. A Rocky...? Myślę, że on na prawdę coś do ciebie czuje. Wiesz na prawdę dziwnie się teraz zachowuje. Tak... inaczej. Ale w pozytywny sposób! - dodała szybko Rydel. Roześmiałam się. - Pomożesz mi zrobić śniadanie? Ross zaraz powinien być z resztą rzeczy, ale jak na razie poradzimy sobie bez niego, co?
   Pokiwałam głową. Wstałyśmy i ruszyłyśmy do kuchni. Po chwili blaty zastawione były składnikami na kanapki, patelnią, żeby usmażyć jajecznicę i szklankami na herbatę. Nie wiem dlaczego, ale pomagając Rydel przy śniadaniu poczułam się jak członek rodziny.

 
   - Może to spróbujesz? Nie jest trudne - zaproponowała Rydel, wciskając mi do ręki kolejną kartkę.
   - No nie wiem... Dawno nie grałam na pianinie.
   - No to teraz trochę odświeżymy ci pamięć - oznajmiła blondynka. Stałyśmy przy keyboardzie. Dziewczyna postawiła przede mną nuty i zachęciła do grania. Spróbowałam najpierw jedną ręką, a później drugą, by oswoić się z poszczególnymi partiami. Spróbowałam kawałek zagrać razem. Szło mi bardzo wolno i z pomyłkami, ale przecież pierwszy raz grałam te nuty. Rydel zdawała się jednak zachwycona moją grą.
   - Nie źle ci idzie jak na pierwszy raz. Znaczy pierwszy z tymi nutami - poprawiła się.
   Poprosiłam Rydel, żeby poduczyła mnie gry na pianinie, ponieważ chciałam sobie przypomnieć co nieco. Miałam też zamiar nauczyć się jakiejś piosenki R5. Dziewczyna od razu się zgodziła i poszła poszukać jakiejś łatwiejszej do grania piosenki. Zaskoczył mnie jej entuzjazm. Gdy tylko o to zapytałam, zerwała się na równe nogi, ciągnąc mnie prosto do pokoju, gdzie przetrzymywali instrumenty.
   - Zacznij od początku. Najlepiej będzie, jak poćwiczysz sobie fragmentami. Najpierw weź sobie jedną linijkę do ćwiczeń, później następną - zasugerowała Rydel fachowym głosem. - Ja tak robię, gdy chce się szybko nauczyć.
   Posłuchałam jej rady. Siedziałyśmy tutaj już prawie od dwóch godzin. Blondynka co jakiś czas dawała mi inne nuty, żebym sobie popróbowała i stwierdziła, co najbardziej mi leży. Teraz grałam a właściwie próbowałam grać Here Comes Forever. Nie było tak źle. Nuty nie były takie trudne.
   - Na razie zostałabym przy tym - powiedziałam do niej, zobaczywszy, że sięga do swojej teczki z nutami.
   - To dawaj jeszcze raz. Tępo dowolne.
   Zaczęłam grać, gdy nagle Rydel zerwała się z miejsca.
   - Już czternasta? - spytała zerkając na zegarek.
   Pokiwałam głową na potwierdzenie.
   - Przepraszam, ale muszę iść. Obiecałam, że przyjdę dzisiaj trochę potańczyć w The Rage. Miałam ich trochę pouczyć. Lubię tam chodzić, ale teraz... Nie mam czasu.
   - Dobra. Nie ma sprawy - zapewniłam. - Do zobaczenia - powiedziałam, ale blondynka już wyszła. Zaczęłam ćwiczyć tak, jak mi mówiła. Linijkami, osobno, później razem, rytmami (najlepiej na trzy) i powtarzać takt, który mi nie wychodzi. Muszę przyznać, że po ok. dwudziestu minutach takiego ćwiczenia zaczęło mi coraz lepiej wychodzić. Rydel miała racją. Nie trzeba siedzieć nie wiadomo jak długo, tylko ćwiczyć z głową.
   - Here Comes Forever? - rozległo się pytanie, a ja aż podskoczyłam.
   - Tak - odpowiedziałam tylko, podnosząc wzrok na Rossa. Chłopak pokiwał głową. Wpatrywałam się w niego. Wolałam ćwiczyć sama. Bez niego.
   - Graj. Chciałbym posłuchać - zachęcił mnie.
   Patrzyłam się na niego z niedowierzaniem. On tylko jeszcze raz zachęcił mnie, tym razem gestem ręki.
   Zaczęłam grać. Ćwiczenie się opłaciło, bo szło mi całkiem dobrze.
   - Mogę? - spytał podchodząc do keyboardu. Podniosłam ręce w obronnym geście i odsunęłam się. Blondyn zaczął grać, podśpiewując sobie pod nosem.
   - Możesz śpiewać głośniej - zachęciłam go. On tylko spojrzał na mnie, uśmiechając się. Myślałam, że tego nie zrobi, ale zaczął refren już normalnie, głośno. Wsłuchiwałam się w jego głos. Po krótkiej chwili, za krótkiej, Ross skończył.
   - Teraz ty.
   - Dobrze, ale bez śpiewania - odpowiedziałam, stając z powrotem przy keyboardzie.
   - Dlaczego? - spytał.
   - Nie jestem dobrą piosenkarką - roześmiałam się.
   - Pewnie przesadzasz - rzucił. Zignorowałam to i zaczęłam grać. Ku mojemu zaskoczeniu, Ross zaczął śpiewać.
   - I'm talking 'bout starting out as friends
I'm talking 'bout real and not pretend
I'm talking 'bout roles of a life time
You and I can even write the end.
   Roześmiałam się. Chłopak gestem zachęcał mnie, żebym się przyłączyła.
   - Ale ja nie potrafię! - zaprotestowałam.
   - Potrafisz! - powiedział to tak przekonującym głosem, że sama w to uwierzyłam. Zaczęłam śpiewać razem z nim, co jakiś czas przerywając na śmiech. Chłopakowi to nie przeszkadzało.
   Przestałam grać, zanosząc się śmiechem.
   - Mówiłam, że nie potrafię! - rzuciłam przez śmiech.
   - Przecież dobrze ci poszło! - zaprotestował. - Chyba nigdy siebie śpiewającej nie słyszałaś.
   - Słyszałam - zapewniłam.
   - Ciekawy jestem, kiedy to było...?
   Wzruszyłam ramionami.
   - Ross ma rację. Naprawdę świetnie śpiewasz - rozległ się głos.
   - Rocky! - krzyknęłam rozweselona na widok chłopaka. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
   - Rydel uczyła mnie grać Here Comes Forever, ale musiała iść. Chcesz się do nas przyłączyć? - spytałam. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
   - Nie będę przeszkadzał? - burknął.
   - Ty? Nie - zapewniłam go, ciągnąc do pianina.
   - Ja muszę iść - rzucił nagle Ross. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on tylko się uśmiechnął, wyminął mnie i wyszedł.
   Nie rozumiałam, co się właściwie dzieje. Przeniosłam zdziwiony wzrok na bruneta, a później na plecy blondyna i z powrotem. To było... dziwne. Rossa to jeszcze trochę rozumiem - może on naprawdę do mnie coś czuł i nie mógł patrzeć na mnie i Rocky'ego? To i tak było dziwne. A Rocky... Nie wiem, o co mu chodziło. Nagle coś głupiego wpadło mi do głowy.
   - Jesteś zazdrosny? - spytałam.
   Rocky spojrzał na mnie zaskoczony.
   - Nie - odpowiedział, ale gdy opuścił głowę, wiedziałam, że tak nie jest.
   - Jesteś zazdrosny o Rossa - stwierdziłam i się roześmiałam.
   Brunet westchnął. Widziałam zmieszanie na jego twarzy.
   - Tak - powiedział nagle. - Tak, jestem zazdrosny. Nie podobało mi się, że spędzałaś czas z Rossem.
   Spojrzałam na niego rozbawiona.
   - Wiesz, że nie masz o co? - spytałam, bardziej z czułością.
   Chłopak pokiwał głową. Chwyciłam go w pasie i przysunęłam się bliżej. Wtuliłam się w jego pierś, a on mocno mnie objął.
   - Wiesz, że ja ciebie kocham, prawda? - spytałam.
   - Wiem - odpowiedział krótko, całując mnie w czubek głowy. - Ja ciebie też.
   Staliśmy tak dłuższą chwilę.
   - A teraz pokaż mi dokładnie, czego się nauczyłaś - powiedział, delikatnie się ode mnie odsuwając. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go pianina.


   Słońce już dawno zaszło. Mrok panował za każdym oknem i jedynie mocne, zimne szpitalne lampy oświetlały pomieszczenia. Przyjechałam tutaj razem z Rocky'm z godzinę temu, żeby odwiedzić Rikera. Przed tym opowiedziałam Rocky'emu, co się stało u mnie w domu, że po niego zadzwoniłam. Siedzieliśmy na kanapie w pokoju muzycznym. W połowie historii, chłopak wziął mnie w ramiona. Nie chciało mi się wierzyć, że mógłby mnie na prawdę nie kochać. To było takie... nierealne. W sumie to uświadomiłam sobie, że to wszystko jest nierealne. To, że mnie kocha jest nierealne. Że w ogóle spotkałam kogokolwiek z R5 jest nierealne. Że się z nimi przyjaźnię jest nierealne. Że Rocky mógłby mnie teraz nie kochać jest nierealne. Ale to jest właśnie życie - nierealne. Gdy coś wydarzy się dobrego, nie chce nam się w to wierzyć. Jak będzie coś złego, też wydaje się tak odległe. Nierealne.
   - Możecie już wejść - wyrwał mnie z zamyślenia głos pielęgniarki. Wpuściła nas do pokoju, w którym leżał Riker.
   Usiadłam razem z Rocky'm przy łóżku. Patrzyłam się na blondyna. Wyglądał już lepiej. Rany goiły się i już nie krwawiły, chociaż nie wszystkie. Odetchnęłam, gdy zobaczyłam, że te na twarzy są już w lepszym stanie. Lekarz powiedział jednak, że mogą zostać po nich blizny, chociaż nie muszą. Zależy to od tego, jak będzie się to goiło.
   Włosy, teraz rozczochrane i przetłuszczone, tradycyjnie przysłaniały mu prawe oko. Siniaki już też powolutku bledły.
   Riker jęknął z bólu i otworzył oczy. Chwyciłam go za rękę.
   - Cześć - wyszeptał chłopak.
   - Jak się czujesz? - spytał Rocky.
   - Źle, ale lekarz powiedział, że za tydzień, jeśli wyniki będą dobre, mnie wypuści - odpowiedział cicho. - Tylko te złamania...
   - Będzie dobrze - zapewniłam.
   - Słyszałem, że wczoraj u nas zostałaś. Jestem ciekawy, co się stało - zmienił temat.
   - Pogadamy kiedy indziej, co? - zaproponowałam. Riker tylko pokiwał głową.
   Później gadaliśmy z nim w różnych rzeczach. Trochę o kolacji, na którą mnie zaprosiła Stormie, a tym, co się u nas dzieje. Opowiadałam mu też, jak Rydel uczyła mnie dzisiaj grać na pianinie.
   - To dobra nauczycielka - potwierdził Riker. - Nic dziwnego, że tak bardzo chciała ciebie pouczyć.
   Chłopacy zapowiedzieli też, że jak tylko blondyn wyjdzie ze szpitala, trafię na indywidualne lekcje tańca, na co zareagowałam głośnym protestem. Oni jednak tylko zaczęli się śmiać, co nie podziałało dobrze na Rikera, ale nie przejmował się bólem. Wiedzieliśmy jednak, że to nie jest dla niego przyjemne.
   Po kilku godzinach wychodziłam z Rocky'm ze szpitala. Powiedziałam mu, że nie chce wracać jeszcze dzisiaj do domu. Brunet nie miał nic przeciwko, ale powiedział, że i tak prędzej czy później musiałam się spotkać z ciocią. Wiedziałam o tym, ale wolałam bardziej to ,,później''. Wróciliśmy więc do domu Lynch'ów. Zostaliśmy dzisiaj tylko z Rydel. Stormie i Mark postanowili zając się we dwójkę Rikerem, a Ross gdzieś wyszedł, nawet nie miałam pojęcia gdzie. Postanowiliśmy zaprosić jeszcze Ratliffa, ale on nie mógł przyjść.
   Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, ale w połowie zmęczeni wyłączyliśmy go i poszliśmy do łóżek. Rocky dał mi swoją koszulkę, w której wcześniej spałam, a ja szybko ją na siebie włożyłam. Położyliśmy się do jego łóżka, a chłopak objął mnie i przyciągnął bliżej siebie.
   - Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ciebie wcale nie znać... - powiedziałam nagle.
   - Ja też nie. Chociaż poznaliśmy się w trochę... dziwnych okolicznościach - stwierdził.
   - Tak... Mało osób poznaje się przez trafienie do szpitala - przypomniałam sobie. Rocky uśmiechnął się do mnie w ciemności. Zrobiłam to samo.
   - Moja ciocia chyba nie ma racji... - powiedziałam po chwili.
   - Jak to ,,chyba''? - spytał zdziwiony.
   - Nie jestem pewna, co ty do mnie czujesz...
   - Nie jesteś?
   Wzruszyłam ramionami. Rocky przysunął się jeszcze bliżej mnie, jeśli w ogóle jest to możliwe. Pocałował delikatnie moją skroń, a później coraz niżej i zatrzymał się tuż przy ustach. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Poczułam, jak coś łaskocze mnie w brzuchu.
   Wplotłam rękę we włosy Rocky'ego, a on pocałował mnie namiętnie. Liczył się w tamtej chwili tylko on.
   Nie wiem, ile to trwało. Chciałam, żeby jak najdłużej. Gdy Rocky się odsunął, jęknęłam niezadowolona.
   - Teraz jesteś pewna?

________________

I jak?? Piszcie komentarze. To bardzo motywujące. Możecie też pisać do mnie na Fb ^^ I jeśli macie jakieś pytania to pytajcie - chętnie na nie odpowiem. I pamiętajcie - ja nie gryzę! I już ostrzegam, że rozdziału szybko nie zobaczycie, ponieważ dopiero będę zaczynała ferie i w pierwszym tygodniu wyjeżdżam, więc... Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) To do zobaczenia i świetnych, szalonych ferii i odpoczywajcie mi tam od szkoły!

PS Pewnie widzieliście 16235360937 razy, ale muszę wstawić - nasi kochani chłopacy mówią po polsku!

http://www.youtube.com/watch?v=tOCotFdxfkg - Rocky
http://www.youtube.com/watch?v=nhV8hSzp11s - Ross
http://www.youtube.com/watch?v=7wGeSkQrN2w - Riker

I nie wiem, czy słyszeliście, ale R5 zorganizowało konkurs na walentynkę, który polega na wysłaniu zdjęcia na TT lub Instagrama z podpisem #ICantForgetAboutYou i dlaczego akurat ciebie mają wybrać. Podejrzewam, że o tym wiecie, ale powiedzieć jeszcze raz nie zaszkodzi ;) Więc... Powodzenia ^^

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 17 - Kolacja

Cześć! Już na początku bardzo chce was przeprosić, bo rozdział miał być wczoraj, a jest dopiero dzisiaj. Internet... W sumie to byłby już w czwartek, gdybym potrafiła zebrać myśli po najlepszym koncercie ever, no ale nie potrafiłam. I chciałam jeszcze podziękować osobą, które stały ze mną przed klubem już od 13! Byłyście naprawdę świetne dziewczyny! Śpiewanie, piszczenie na widok kamerzysty w oknie, wywoływanie R5... Dziękuję ♥

A teraz zapraszam do czytania!



ROZDZIAŁ 17

KOLACJA

   Otworzyłam oczy. Jasny niebieskawy blask bijący od małej lampki stojącej na szafeczce lekko oświetlał pomieszczenie. Przez chwilę nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie jestem i co się działo. Przestraszyłam się, ale gdy tylko spojrzałam na siedzącego obok mnie Rocky'ego i poczułam jego obejmującą mnie rękę, szybko wszystko sobie przypomniałam.
   Pokój, w którym się znajdowaliśmy zdawał się być uśpiony. Nikt nie chodził, panowała idealna cisza. Nawet szpitalny lekarz się nie pojawił.
   Spojrzałam na zegarek. 3:27. Nic dziwnego, że żadna z przebywających tu osób się nie poruszała. Delikatnie wyślizgnęłam się z objęć Rocky'ego. Chłopak poruszył się niespokojnie, ale dalej spał. Wymknęłam się na paluszkach z pokoju. Pielęgniarka pozwoliła nam tutaj zostać. Był to jeden z nielicznych pokoi dla rodziny pacjenta. Riker był jednak w takim stanie, że lekarz od razu się zgodził, żebyśmy zostali. Oczywiście nie wszyscy. Był tutaj Rocky, Stormie i oczywiście ja. Wyjątkowo mogłam zostać. Praktycznie wybłagałam to od pielęgniarki. Czułam, że jestem to Rikerowi winna. On w końcu też się mną zajmował i odwiedzał, gdy ja trafiłam do szpitala. Fakt, że z jego winy, ale i tak miałam wrażenie, że odejść, gdy on tutaj jest, nie było w porządku.
   Szłam pogrążonym w półmroku korytarzem. Wskazałam ręką drzwi urzędującej w jednym z pomieszczeń  pielęgniarce. Ona tylko skinęła głową, pogrążona w lekturze. Powiedziano nam, że możemy Rikera odwiedzać o każdej porze, chyba że ma robione akurat badania. Lekarz twierdził, że przyda mu się opieka rodzicielska i towarzystwo też dobrze mu zrobi, nawet jeśli będzie spał. Nie rozumiałam, jak to na człowieka działa. Nawet takiemu człowiekowi w śpiączce towarzystwo drugiej osoby działało na dobre. Wyczuwali bliskich, chociaż ja dalej nie wiedziałam, jak to jest.
   Riker, jak się spodziewałam, spał. Jego blond włosy ułożone były w nieładzie, lecz grzywka jak zwykle zasłaniała mu oczy, chociaż rozczochrana. Spod pasm włosów widać było błyszczący pot na jego czole. Był bardzo blady. Prawą rękę miał w gipsie. Lewą nogę z resztą też. Na kolanie, łokciach, udach, plecach i barku miał duże, fioletowe siniaki, a gdzie nie gdzie czerwieniły się skaleczenia i otarcia. Pod okiem, po nosie i czole biegło kilka szkarłatnych rozcięć, które jeszcze lekko krwawiły. Ciężko było mi na to patrzeć. Pamiętam Rikera roześmianego. W parku, gdy pierwszy raz z nim rozmawiałam, w pizzeri, opowiadając śmieszne historie, na próbie, co chwila wybuchającego śmiechem...
   Chłopak drgnął i cicho jęknął. Złapałam delikatnie jego rękę, a on się uspokoił. Chwyciłam leżący na szafce ręczniczek i zmoczyłam go w zimnej wodzie. Lekko przyłożyłam mu go do czoła i ostrożnie pozbyłam się świeżej krwi. To było straszne. Usiadłam obok łóżka i wpatrywałam się w blondyna. Chciałam, żeby dał jakiś znak. Powiedział coś. Żebym mogła poczuć, że on wie, że tutaj jestem. Byłam mu to winna. Nie tylko dlatego zostałam w szpitalu. Po prostu uważałam Rikera za swojego przyjaciela. A przyjaciół się w takich sytuacjach nie zostawia. Miałam na początku sobie iść. Lekarz nie pozwolił mi zostać, ale gdy tylko się odwróciłam poczułam, że nie mogę odejść. To może wydawać się dziwne. Znaliśmy się krótko. Nie spotykałam się z nim często. Ja po prostu szybko przywiązywałam się do ludzi. To był czasami wielki minus.
   Moje rozmyślania przerwał ruch. Zobaczyłam, że blondyn się porusza. Jęknął z bólu i powoli otworzył oczy. Zerwałam się na równe nogi. Jego wzrok był zamglony. Brązowe oczy zdawała się przysłaniać jaśniutka kurtyna. Pobiegłam po wodę i gdy wróciłam, ostrożnie przyłożyłam ją do ust chłopaka. Riker powoli pił napój, a jego oczy z sekundy na sekundę odzyskiwały swój blask.
   - Nelly? - spytał tak cicho blondyn, że musiałam się nad nim nachylić, żeby usłyszeć co mówi. - Gdzie ja jestem?
   - W szpitalu - odpowiedziałam roztrzęsionym od emocji głosem.
   - Nic nie pamiętam - stwierdził po chwili Riker. Moje oczy zaszkliły się od łez. Szkoda mi było blondyna.
   - Nic? - spytałam dla upewnienia.
   - Nic - potwierdził chłopak. Po polikach spłynęły mi gorące łzy. Nie ukrywałam się z nimi. Chciało mi się płakać. - Nie płacz - powiedział blondyn trochę głośniej, słabo łapiąc mnie za rękę.
   - Ale to jest straszne i... dziwne. Nie zasługujesz na taki los... - szepnęłam. Głos mi drżał od płaczu. - Dlaczego niby ktoś ci to zrobił...?
   Chłopak milczał. Głęboko się nad czymś zastanawiał. Przymknął oczy. Próbował się poruszyć, dalej pocieszająco trzymając moją dłoń. Skrzywił się z bólu.
   - Może to nie jest takie dziwne? - rzucił zachrypniętym głosem blondyn. Wędrował oczami po suficie. Spojrzał w moje oczy. Ja nie mogłam na niego spojrzeć bez przerażenia. To, co się stało było straszne. Riker mógł zginąć. Mógł się wykrwawić. Trzy złamania, z czego dwa - na nodze i ręce - były otwarte. Drugie na nodze nie było aż takie straszne, ale sam fakt, co się stało, przyprawiał mnie o dreszcze. Po przez strach i żal przebijało się jednak pytanie Jak do tego doszło? Przecież był z nim Ratliff i Ross. A może nie? Może byli osobno. Jakby nie patrzeć Ross znalazł się w domu, gdy ja i Rocky się w nim znaleźliśmy. Może Ellingtona też z Rikerem nie było? To było bardzo prawdopodobne. Musiałam z Ratliff'em pogadać.
   - Dlaczego tak uważasz? - spytałam po chwili.
  Riker milczał. Nie wiedziałam, czy sam dokładnie nie wie, dlaczego to nie jest dziwne, czy nie chciał mi powiedzieć. Zakładałam bardziej, że to drugie, ponieważ chłopak zamknął oczy i lekko spuścił głowę, jakby w geście obronnym.
   - Możesz mi powiedzieć. Chce ci pomóc.
   - Nie. Nie ważne. Sam muszę sobie z tym poradzić. Jestem dorosły - powiedział chłopak, otwierając oczy. Spojrzałam w nie. Widziałam w nich lęk, lecz także pewność. Był przekonany, że dobrze robi. Ja nie byłam tego taka pewna.
   - Chciałeś sobie wcześniej tak sam poradzić i co? I teraz wylądowałeś w szpitalu! - naskoczyłam na niego, lekko podnosząc głos, lecz szybko się opanowałam. - Jesteś połamany i ledwo co przeżyłeś. Mówisz, że jesteś dorosły, a zachowujesz się jak dziecko. Na prawdę, Riker? Chcesz sobie z tym radzić sam? Pomożemy ci.
   Chłopak przecząco pokręcił głową.
   - Dlaczego? - spytałam. - Ty wiesz, że jesteś moim przyjacielem, prawda? Mimo że nie znamy się długo, ale ja ciebie tak traktuję. Mi możesz wszystko powiedzieć. Ja ci pomogę.
   - To moja sprawa. Nie chce nikogo w to mieszać. Sam muszę sobie poradzić. I nie mów nikomu o naszej rozmowie. Niech to zostanie między nami - powiedział słabo. - Też ciebie traktuję jak przyjaciółkę, Nelly - zobaczyłam, że znowu ma ten nienaturalny wygląd oczu. To w kroplówce. Muszą być tam jakieś środki usypiające.
   - Dobrze - odpowiedziałam, chociaż Riker był już ledwo przytomny. Chwyciłam jego dłoń w swoje ręce i pocałowałam jej wierzch i przez chwilę tak ją trzymałam. Upewniłam się, że blondyn już śpi, po czym ostrożnie odłożyłam jego rękę, wstałam i wyszłam.


   Następne dni mijały bardzo wolno. Z ciocią dalej nie rozmawiałam. Sarah też się nie odzywała. Tally... Nie wiem, co się z nią działo. Dzwoniłam do niej - nie odbierała. Pisałam - nie odpisywała. Moje życie powoli staczało się w dół. Nie wiedziałam, co zrobić. Codziennie odwiedzałam Rikera w szpitalu. Zawsze spotykałam też Rocky'ego. Nie mieliśmy jednak dla siebie czasu. Żeby chociażby zamienić kilka zdań. Jedyne, co do siebie mówiliśmy to Cześć. Nie podobało mi się to, ale co mogłam zrobić...?
   Jedyne, co się wydarzyło, to był telefon od Stormie. Bardzo mnie to zaskoczyło. Zaprosiła mnie na kolację. Mieli być wszyscy Lynch'e. Ratliff też miał wpaść. Znaczy wszyscy prócz Rikera...
   W sumie to to nie była jedyna dziwna rzecz, jaka się wydarzyła. Mag przyszła do mojego pokoju po raz pierwszy od dwóch tygodni. To był dla mnie wielki szok, ale opanowałam się. Ciocia próbowała ze mną w spokoju pogadać. Problem w tym, że ja nie potrafiłam tak z dnia na dzień wszystkiego ogarnąć. Z kuzynką było inaczej. Z nią się przyjaźniłam. Z Mag... To wszystko było dla mnie po prostu trudne. Dla osoby patrzącej z boku może nie, ale on nie wiedział, co ja czuję. Nie wiedział, że dla mnie nawet najdrobniejsza kłótnia mogła być uciążliwa. Potrafiłam sobie z nią poradzić, to fakt, ale jeśli to było coś większego, to ciężko mi było to udźwignąć. Ja byłam za bardzo wrażliwa. I nieśmiała. Nie wiedziałam, czy to jest z tym powiązane, ale to, jak czasem reagowałam było na pewno powiązane z wrażliwością.
   W każdym bądź razie, starałam się ze wszystkich sił na luzie pogadać z Mag.
   I jeszcze Sarah... Nie wiedziałam, co się z nią dzieje. Odkąd dowiedziała się, że przyjaźnię się z Tally w ogóle się do mnie nie odzywała. A Tally... Ona też umilkła. Czasami do niej przychodziłam, ale jej rodzice mówili mi, że jej nie ma. Nie było jej w domu. Nie wiedziałam, co się z nią stało.
   Najdziwniejszym zdarzeniem, jakie miało miejsce w ciągu tych kilku dni, to moi rodzice. Zadzwonili do mnie pierwszy raz od ponad miesiąca. Gadaliśmy na skype we trójkę. Tata był w delegacji, więc w ogóle zaskoczyło mnie, że znalazł dla mnie czas. A mama... ona się mną nie interesowała, więc to też był dla mnie wielki szok, że chciała ze mną pogadać. Obiecali mi, że od teraz będą przysyłać mi co dwa tygodnie jakąś paczkę. Zapewnili też, że jeśli będę potrzebowała jakiejś kasy, na wyjazd czy po prostu na jakieś zakupy w postaci ubrań, butów czy kosmetyków, to też mam dzwonić. To było dla mnie na prawdę dziwne.
   A każdym razie tak minęło mi kilka dni. Chodziłam zszokowana. Teraz jednak szykowałam się na kolację. Wyjście do Lynch'ów było dla mnie ważne. Nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że zaprosiła mnie Stormie? A może dlatego, że będzie tam Rocky?
   Usłyszałam pod domem klakson. Chwyciłam torebkę i wyszłam z domu. Na drodze stał samochód, z którego wychylał się po mnie Ratliff.
   - Prosili mnie, żeby po ciebie przyjechał - wyjaśnił, gdy mu pomachałam.
   Opadłam na siedzenie pasażera. Ell przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy z miejsca.
   - Fajnie dzisiaj wyglądasz - powiedział nagle. Zarumieniłam się.
   - Dzięki - odpowiedziałam, wpatrując się w kolana. Ratliff roześmiał się.
   - Nie rozumiem, dlaczego jesteś taka nieśmiała.
   Zerknęłam na bruneta kątem oka.
   - Nie wiem dlaczego... - burknęłam.
   - A tak w ogóle... - zaczął ostrożnie Ratliff. - Co jest między tobą a Rocky'm? Ross nie daje mi z tym spokoju.
   Uśmiechnęłam się.
   - Wiesz... - zaczęłam, dalej uśmiechnięta. - My chyba... Jesteśmy ze sobą.
   - Jak to chyba? - spytał zaskoczony i rozbawiony jednocześnie.
   - Bo my... byliśmy na randce i... no wiesz... - jąkałam się, a na moich polikach wypłynął rumieniec.
   - No rozumiem - roześmiał się Ell. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że mogę powiedzieć mu wszystko. Tak jakbyśmy byli przyjaciółmi od zawsze.
   - Muszę cię o coś spytać... - zaczęłam nieśmiało. Chłopak spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Byłeś wtedy z Rikerem? Gdy... To wszystko się stało?
   Brunet spochmurniał.
   - Nie - powiedział, spoglądając ze smutkiem na kolana. - Powiedział, że zaraz wróci... Wyszedł ze sklepu i... Gdybym z nim był...
   - Nie możesz siebie obwiniać - przerwałam mu szybko.
   - Nie mogę... Ale mam wrażenie, że to moja wina. Że gdybym poszedł z nim, zamiast... Po prostu żałuję - zakończył. Spojrzał na drogę, a ja zobaczyłam w jego oczach łzy. Jego oczy zaszkliły się, lecz miałam wrażenie, że Ellington jest bardziej na siebie zły niż smutny.
   Po chwili byliśmy pod domem Lynch'ów. Gadałam przez całą drogę z Ratliffem. Próbowałam odwrócić jego uwagę od całej tej sytuacji i nawet na chwilę mi się udało. Na chwilę.
   Weszłam do środka za brunetem. Od razu dało się wyczuć aromatyczny zapach potraw. Słyszałam rozmowę i przemknęło mi kilka osób biegających po domu. Jedną z nich był Ross. Stanęłam w miejscu, wręcz zamarłam jakby mając nadzieję, że chłopak mnie nie zauważy. Oczywiście, zobaczył mnie. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Ruszył w moją stronę, lecz ktoś go zawołał (podejrzewam, że Mark) i zrezygnowany zniknął mi z oczu, na co odetchnęłam z ulgą. Lubiłam Rossa. Traktowałam go jak przyjaciela, ale on czuł coś więcej. Ja czułam coś wyjątkowego do Rocky'ego. Dziwnie się czułam w obecności blondyna.
   Poczułam, jak ktoś chwyta mnie od tyłu w talii. Wzdrygnęłam się, zaskoczona. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą Rocky'ego. Odgarnęłam mu włosy z twarzy, które przysłoniły mu brązowe oczy. Delikatnie pocałował mnie w policzek. Przysunęłam się bliżej...
   - Nie przeszkadzam? - rozległo się pytanie. Odskoczyłam od bruneta, zawstydzona. Zobaczyłam wpatrującą się w nas Stormie. Zarumieniłam się. Kobieta patrzyła jednak na to z szerokim uśmiechem. - Chodźcie już - powiedziała Stormie, przywołując nas gestem po czym poszła do kuchni.
   Rocky chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy za nią.


   - Dlaczego ja nie mam takiej świetnej mamy? - spytałam z zazdrością w głosie. - I taty? Moi rodzice się mną w ogóle nie interesują - powiedziałam z żalem w głosie. - Dałabym wszystko za taką rodzinę. Za takie rodzeństwo. Oczywiście ja muszę być jedynaczką. I za taki dom! Nasz w Miami do małych nie należy, a to wszystko przez tatę, który, nie powiem, trochę pieniędzy zarabia i to dlatego często nie ma go w domu. Nie jest w ogóle rodzinny!
   Rocky objął mnie ramieniem i roześmiał się, a ja razem z nim. Szliśmy chodnikiem. Było już ciemno, a jedyne światło biło od kilku ulicznych latarni. Chłopak chciał mnie zawieść samochodem, ale ja wolałam się przejść.
   Gdy byłam na obiedzie u Lynch'ów, było świetnie. Stormie dopytywała się o mnie i Rocky'ego To było dla mnie krępujące, ale na szczęście brunet odpowiedział za mnie. Widać było, że mama Lynch'ów nie miała nic przeciwko. Chyba była tym bardzo zadowolona. I miałam pewność, że oficjalnie byliśmy razem. Byłam dzisiaj bardzo szczęśliwa.
   Ogólnie było bardzo sympatycznie i zabawnie. Ratliff był, więc nie mogło być spokojnie. Przecież razem z Rocky'm wariowali na każdym kroku. Chociaż przez chwilę było poważnie, ale i tak większość czasu Stormie musiała ich uspokajać. Przez to zaczynałam się śmiać. Przypominało mi to bardziej jakby Stormie zganiała pięciolatków bawiących się jedzeniem.
   Ryland też zadzwonił. Bardzo martwił się o Rikera. Jednak odciągnęliśmy jego uwagę i wciągnęliśmy go do rozmowy. Chcieliśmy, żeby wszyscy mogli się chociaż na chwilę oderwać od tej całej sprawy. Oczywiście zamartwialiśmy się w duchu, ale staraliśmy się o tym nie myśleć.
   Stormie i Mark byli bardzo mili. Opowiadali mi śmieszne zdarzenia z przeszłości. Nawet mówili o tym, gdy Ross, Riker, Rocky i Rydel byli mali i występowali w piwnicy dla każdego, kto chciał ich słuchać razem z Ryland'em. Rodzeństwo zareagowali głośnymi protestami, przez co ja zaczęłam się śmiać. Ich rodzice nie byli tacy, jak mi się wydawało.
   Później poszliśmy do pokoju z instrumentami. Trochę grali, bardziej dla zabawy. Mark opowiadał przy tym o trasach koncertowych i przygotowaniach. O fanach i wszystkim, co przeżywają, gdy mogą zobaczyć tych wszystkich ludzi. R5, Stormie, Mark... Oni wszyscy byli z tym bardzo powiązani. Może ludziom się wydawać, że taki Mark czy Stormie tego tak nie przeżywają, jednak ja teraz wiedziałam, że tak nie jest. Dla nich to też było bardzo ważne. Fani ich bardzo obchodzili, mimo że to nie oni przyciągają największą uwagę.
   - Właściwie to co z twoimi rodzicami? - spytał, wyrywając mnie z zamyślenia Rocky.
   - Mój tata jest w delegacji, a moja mama... Ona się mną nie interesuje. Zadzwonili do mnie tylko raz. Raz przez ponad miesiąc.
   - Przykro mi...
   - Nie musi być. Jakoś nie byłam bardzo związana z rodzicami. Może to dlatego mnie wysłali aż do Los Angeles...?
   - Może...
   - Szczerze mówiąc, to nawet za nimi nie tęsknię - przyznałam. - Czasami o nich myślę, ale tęsknię tylko za Miami, ale jakoś za rodzicami... Nie byliśmy mocno związani ze sobą.
   - Co robiłaś w Miami przed przyjechaniem tutaj? Przed poznaniem mnie? - spytał Rocky, na co się roześmiałam.
   - Dużo rzeczy, ale moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Tak... Spokojnie.
   - Poczekaj - przerwał mi. Wyjął telefon z kieszeni i odebrał. Mruknął kilka słów do słuchawki i się rozłączył. - To Ell.
   - Coś się stało? - spytałam zaniepokojona.
   - Nie, spokojnie. Nic się nie stało - uspokoił mnie chłopak. Nawet nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do mojego domu. - Super, że do nas wpadłaś.
   - Świetnie było. Twoja mama naprawdę genialnie gotuje! - przyznałam, kiwając głową, przypomniawszy sobie wszystko, co Stormie zrobiła. - Fajnie się bawiłam.
   Rocky się uśmiechnął. Przysunął się bliżej. Odgarnął mi kilka kosmyków włosów, które wysunęły się z mojego kucyka, tak jak to ja zrobiłam Rocky'emu w domu.
   - Oficialnie jesteśmy razem, tak? - spytałam tak dla pewności, gdy stykaliśmy się już nosami. Musiałam się wspiąć na palce, żeby to zrobić.
   - Tak - odpowiedział bez wahania brunet.
   - Kochasz mnie?
   - A gdybym nie kochał, to myślisz, że bym z tobą chciał być? - odpowiedział pytaniem. Gdy tylko wypowiedział te słowa, pocałowałam go delikatnie w usta. Rocky odwzajemnił pocałunek. Niechętnie się od niego oderwałam.
   - Też ciebie kocham - powiedziałam. Pocałowałam go jeszcze szybko w policzek, po czym wygrzebałam klucze z torby. Rocky stał przed domem cały czas dopóki nie weszłam do środka. Pomachałam mu ostatni raz i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie plecami, przykładając palce do ust. To było za piękne, żeby było prawdziwe.
   Ruszyłam w stronę kuchni, a później do schodów, gdy zatrzymałam się gwałtownie, zobaczywszy zapalone światło i stojącą na progu pokoju ciocię. Patrzyłam się na nią zaskoczona. Ona jednak na mnie nie zwracała większej uwagi. Wyglądała przez okno.
   Okno, które wychodzi na drogę.
   To znaczy, że wszystko widziała.
   - Dlaczego to robisz? - spytałam jej.
   - Mówiłam ci, że masz się z nimi nie spotykać - powiedziała, ignorując moje pytanie.
   - Dlaczego to robisz? - powtórzyłam, akcentując wyraźniej każde słowo. Jean też tak robiła, gdy chciała się czegoś koniecznie dowiedzieć. Ona i Mag były do siebie takie nie podobne.
   - Słuchaj...  - zaczęła ciocia, lecz urwała. - To skomplikowane. Nie zrozumiesz tego...
   - Dlaczego? - powtórzyłam, a do oczy napłynęły mi łzy. - Nie rozumiesz, że ja go kocham? Rocky to najlepsze, co mnie tutaj spotkało. R5 to najwspanialszy zespół i najwspanialsi ludzie. Dlaczego ty nie rozumiesz, że oni są dla mnie ważni? To już nie tylko idole. To przyjaciele. Jeden z nich jest w szpitalu!
   - Zastanów się - przerwała mi ciocia. - Tacy sławni ludzie jak ty mają się spotykać z tobą? Przyjaźnić się? Przecież wystarczy, że spojrzą na jakąś dziewczynę i już. I to akurat ciebie tak polubili? - spytała sarkastycznie ciocia.
   - Tak - odpowiedziałam pewnie.
   - Pomyśl sobie. Właściwie to dlaczego Riker jest w szpitalu? Dlaczego?
   - To nie moja sprawa, jeśli... - urwałam. - Dlaczego mi to robisz? Myślałam, że jesteśmy rodziną. A Rocky traktuje mnie dobrze. I ja go kocham.
   - Myślisz, że on ciebie też? - spytała sarkastycznie Mag.
   A gdybym nie kochał, to myślisz, że bym z tobą chciał być?
   - Jestem tego pewna - odpowiedziałam.
   - Jasne... - burknęła ciocia.
   - Dlaczego mi to robisz? - powtórzyłam pytanie po chwili ciszy.
   - Zrozum... - zaczęła Mag. - On ciebie nie kocha. Chce cię wykorzystać i tyle. Jest sławny. Może robić co mu się podoba. On ciebie nie kocha - powtórzyła.
   Łzy spłynęły mi po polikach.
   - To nie prawda... - szepnęłam.
   - Jesteś pewna? - spytała mnie ciocia. - Zastanów się jeszcze raz. On jest sławny! - powtórzyła Mag. - I co? Niby nigdy nie miał dziewczyny? Na pewno miał, ale zmieniał je tak szybko, że prasa za nim nie nadążała. To się tyczy każdego z tych twoich ,,przyjaciół'' - ostatnie słowo wręcz ciocia wypluła z ust.
   Nie wytrzymałam. Nie czekając dłużej, chwyciłam torbę i wybiegłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Stałam przez chwilę na chodniku i rozglądałam się. Dookoła było pusto. Ulicę rozjaśniał tylko słaby blask księżyca i kilka ulicznych latarni. Ruszyłam przed siebie. W stronę, z której przyszłam. Chciałam być teraz daleko. Chciałam być przy Rocky'm. Chciałam go przytulić i usłyszeć, że wszystko jest już w porządku.
   Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer i bez wahania zadzwoniłam.
   - Halo? - rozległ się zaskoczony głos w słuchawce.
   - Rocky? - upewniłam się drżącym od płaczu głosem. - Możesz po mnie przyjść? Proszę... - ostatnie słowo wymówiłam tak cicho, że byłam pewna, że go nie usłyszał.
   - Już się wracam - zapewnił. Rozłączyłam się.
   - Dziękuję... - szepnęłam już do siebie. Szłam przed siebie coraz wolniej. Poczułam, że mam nogi jak z waty. Nie mogłam dalej iść. Od tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na chodniku i oparłam głowę o kolana. Do oczu napływały mi łzy. Chciałam je powstrzymać, ale nie dałam rady. Byłam zbyt wrażliwa.
    Nie wiem, ile tam tak siedziałam. Naprawdę nie mam pojęcia. Pamiętam, że po dłuższym czasie przyszedł lekko zdyszany Rocky. Domyślałam się, że był już daleko stąd i musiał biec. Okrył mnie swoją kurtką i podciągnął na równe nogi. Później przeszliśmy się do domu Lynch'ów. To był długi spacer, ale dobrze mi zrobił. Przez całą drogę płakałam. Na wspomnienie tego, co powiedziała mi Mag łzy same napływały mi do oczu. Nie miałam stuprocentowej pewności, że Rocky kocha mnie tak na prawdę. Wierzyłam w to, ale słowa cioci powracały z podwojoną siłą. To wszystko co powiedziała...
    Gdy weszliśmy do ich domu, od razu wyjrzała z pokoju Stormie. Rocky musiał ją zawiadomić, że przyjdziemy. Zaprowadził mnie od razu do swojego pokoju. Nie miałam żadnych swoich rzeczy, było późno, a Rydel była dzisiaj w szpitalu u Rikera razem z Markiem, więc brunet dał mi swoją koszulkę. Była na mnie o wiele za duża. Sięgała mi za połowę ud. Nie krępowałam się. Byłam tak zmęczona i rozemocjonowana, że nie zwracałam na to uwagi.
   Położyłam się do łóżka Rocky'ego i wtedy przyszedł Ross. Zwinęłam się w kłębek i nie mogłam się poruszyć. Nie miałam ochoty z nim gadać. Na szczęście Ross nic nie mówił. Tylko spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i wyszedł. Gdy przyszedł Rocky, siedział przy łóżku cały czas, starając się mnie uspokoić i odwrócić uwagę od tej całej sytuacji, a gdy chciał pójść spać do pokoju Rossa i Ryland'a, którego nie było, złapałam go za rękę i zatrzymałam. To było piękne, że pocieszał mnie nawet nie wiedząc o co chodzi. Chłopak zawrócił i był wyraźnie zaskoczony. Delikatnie otarł mi łzę w policzka i pocałował w czoło na dobranoc. Nie dałam mu jednak odejść. Trzymałam go słabo za rękę i chciałam, żeby ze mną został. Nie powiedziałam mu tego, bo słowa nie chciały wyjść z moich ust, ale on zrozumiał o co chodzi. Ostrożnie położył się obok mnie, a gdy objął mnie ramieniem, uspokoiłam się. Wtuliłam się w niego i dopiero wtedy zasnęłam.

________________

I jak? Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że wstawiam go dopiero teraz. Podobał się? Piszcie komentarze, lub do mnie na Fb. Możecie też znaleźć mnie na Twitterze - @Emilia_Official Piszcie. Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie, a ja na wszystkie wam odpowiem. I jeszcze jedno - Jak wasze wrażenia z koncertu? Ja dalej nie mogę w to uwierzyć i cały czas oglądam filmiki i zdjęcia, które zrobiłam i jeszcze ich autografy też, żeby się upewnić, że to nie był sen. Cóż... Na razie to tyle, więc do zobaczenia! ♥

 I tutaj macie zdjęcia ode mnie:




niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 16 - Rocky

Cześć kochani! Wczoraj miałam dodać rozdział, ale mój internet mnie czasami załamuje i po prostu nie mogłam. Chyba mi wybaczycie, co??


ROZDZIAŁ 16

ROCKY

   Przez następne dni w domu panowała napięta atmosfera. Nie odzywałyśmy się do siebie z ciocią. Jedyne, co mówiłyśmy, to ,,Ładny dzisiaj dzień'', ,,Może chcesz jeszcze jednego tosta?'', ,,Przyniesiesz mi herbatę?'' czy ,,Wychodzę.''. Żałowałam, że nie mogę cofnąć czasu i odwołać całej tej rozmowy, chociaż wiedziałam, że i tak by się odbyła.  Dziwnie się z tym czułam i trochę... dziecinnie. To było śmieszna, że nie potrafiłyśmy się dogadać. Byłyśmy przecież dorosłe. Czasami miałam wrażenie, że jedna z nas skrzyżuje ręce i wyjdzie z pokoju tupiąc nogami. Jednocześnie martwiła mnie ta cała sytuacja, chociaż momentami bawiła. Byłyśmy dorosłe - zachowywałyśmy się jak dzieci. Chciałam, żeby wszystko było jak dawniej - spokojne życie, bez spięć.
   Nie miałam też żadnej wiadomości od kuzynki, czy nawet od Tally. Jedyne co mi napisała, to Nie wiem, o co jej chodzi :P. Podejrzewałam, że albo Sarah kłamie, albo coś przede mną ukrywają obydwie.  Nie wiedziałam, co mam zrobić. Oczywiście - musiałam pogadać szczerze z Tally, ale wątpiłam, że jest taka, jak Sarah mówi. Przecież dla mnie była naprawdę miła i wspierała mnie, gdy pokłóciłam się z kuzynką. Doradzała i starała się odciągnąć moje myśli od całej tej afery. Czy kiedykolwiek była wredna? Czy kiedykolwiek w ogóle powiedziała do mnie coś nie miłego, albo podniosła głos? Nie. Więc... O co chodzi? Nie wykluczałam, że Sarah nie miała racji, ale jak na tą chwilę na to wychodziło. Może po prostu jest zazdrosna? Mogłam się mylić, ale... coś mi po prostu nie pasowało. Sarah mówiła o Tally zupełnie inaczej, niż ja ją widziałam. Wiedźma? Egoistyczna?
   Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego sms'a. Chwyciłam telefon.

              Masz chwilkę czasu? Może
              byśmy się spotkali??
                               Rocky

   Serce zabiło mi mocniej. Roztrzęsionymi od emocji rękoma wystukałam krótką wiadomość.
     
                                     Jasne. Gdzie?

   Nie czekałam długo na odpowiedź.

                 Podjadę po ciebie. Później
                 gdzieś pójdziemy. Zobaczy
                  się gdzie.

                                        Dobra. Czekam.

   Zapisałam sobie numer Rocky'ego i podniosłam się z podłogi. Często siadałam sobie tam, opierając się plecami o łóżko i wyglądałam przez okno, na piękny różany ogród cioci. Dotarło do mnie, że jeszcze nigdy w nim nie byłam. Raz chciałam do niego wejść, ale Mag stanowczo zaprotestowała i mi nie pozwoliła. Nie wiedziałam dlaczego. Był jednak tak piękny, że cieszyłam się, że w ogóle mogę go zobaczyć. Chociażby przez okno w pokoju.
   Otworzyłam drzwi szafy i wyjęłam z niej swoje ubrania. Było dość wcześnie, a ja dalej miałam na sobie pidżamę. Poszłam do łazienki i przebrałam się. Po krótkiej chwili wyszłam, ubrana już w jasnozielony T-shirt z czarną gitarą na przodzie i krótkich, dżinsowych spodenkach. Było bardzo ciepło. W końcu lato.
   Nie miałam ochoty czekać na Rocky'ego w domu, więc założyłam swoje ulubione, czarne znoszone trampki, chwyciłam swoją torbę i zgarnęłam szarą bluzę (tak na wszelki wypadek), którą przewiesiłam przez torebkę. Wyszłam na dwór. Przeszłam się kawałek, a po chwili zawróciłam i znowu znalazłam się przed domem. Robiłam tak kilka razy, a po dłuższym czasie usiadłam sobie na krawężniku i czekałam. Rozmyślałam, słuchając sobie muzyki. Na szczęście wzięłam słuchawki z domu. Nie miałam ochoty się do niego wracać. Nie miałam ochoty spotkać się z ciocią. Wiem, że to dziwne, ale po prostu nasza relacja ucierpiała. Dziwiło mnie, że jeszcze u niej w ogóle mieszkam. Moja mama - Jean - od razu wsadziłaby mnie do pierwszego lepszego samolotu. Nie ważne gdzie. Ważne, żeby się mnie pozbyć. Miałam wrażenie, że jej na mnie ani trochę nie zależy. Nawet nie dzwoniła. Ani razu. A przecież minął już miesiąc.
   Pod domem zatrzymał się samochód. Na rozmyślaniu czas szybko mi zleciał. Podniosłam się z krawężnika, chowając słuchawki. Z auta wysiadł Rocky. Uśmiechnęłam się do niego, a on otworzył mi drzwi do samochodu. Usiadłam na siedzeniu pasażera, a brunet po chwili usiadł obok na miejscu kierowcy.
   - Gdzie jedziemy? - spytałam od razy. Chłopak tylko się uśmiechnął, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce. Jechaliśmy drogą, pokonując zakręt za zakrętem. Zerkałam kątem oka na Rocky'ego. Kilka razy przyłapałam go na tym, że też się na mnie patrzy. Dokładnie zmierzyłam wzrokiem jego profil i każdy detal jego twarzy, zatrzymując się trochę dłużej na ustach. Po dłuższym czasie, Rocky zaparkował samochód na małym parkingu przy drodze i wysiadł. Chciałam otworzyć drzwi, lecz brunet mnie uprzedził. Ponownie się do niego uśmiechnęłam.
   - To gdzie idziemy? - spytałam jeszcze raz.
   - Na razie nigdzie, dopóki się ze mną porządnie nie przywitasz - rzucił, powoli przysuwając się bliżej. Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego brązowe oczy.
   - A zasłużyłeś? - spytałam żartobliwie.
   Rocky uniósł oczy ku górze, zastanawiając się nad czymś.
   - Chyba nie - oznajmił i chwycił mnie w pasie. Chłopak pochylił się nade mną, a ja wspięłam się na palce, by być jeszcze bliżej niego. Serce zaczęło mi bić jak szalone. W ostatniej chwili, z wielkim żalem, jednak się odsunęłam. Rocky spojrzał, zrezygnowany, w bok.
   - Może nie tutaj... - mruknęłam pod nosem, rozglądając się do okoła i trafiając na ciekawskie spojrzenia gapiów. Rocky westchnął, lecz skinął głową, jakby przyznając mi racje. Chwycił mnie nieśmiało za rękę. Dziwiło mnie, że mimo iż się całowaliśmy i zachowywaliśmy jak para, dalej postępował bardzo ostrożnie ze wszystkim co robił. W sumie nie byliśmy parą. Może to dlatego?
   Ruszyliśmy piechotą wzdłuż rządków sklepów i mniejszych stoisk. Uświadomiłam sobie, że jesteśmy niedaleko morza. Gdzie nie gdzie rzucały się w oczy sklepy z kostiumami kąpielowymi i przeróżnymi materacami do pływania. Minęliśmy też kilka sklepów z deskami do surfowania. Wpatrywałam się w nie z podziwem. Zawsze chciałam taką mieć i nauczyć się surfować. Szkoda, że moja mama się na to nie zgadzała. Jakoś tym się zainteresowała! Chociaż z drugiej strony teraz jej tutaj nie ma...
   - Zawsze chciałam się nauczyć - westchnęłam, wskazując deski z pięknymi, kolorowymi wzorami.
   - Surfować? - spytał zdziwiony. - Nigdy nie surfowałaś w Miami?
   Pokręciłam przecząco głową.
   - Moja mama mi zabraniała. Chociaż zwykle to macha ręką na wszystko, co ja robię...
   - Wiesz... Ja potrafię. Mogę cię w każdej chwili nauczyć, jeśli będziesz chciała - rzucił, wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się do niego.
   - Jasne.
   Spacer promenadą był bardzo przyjemny. Około godziny piętnastej weszliśmy do jednej z restauracji. Zjedliśmy dobry obiad, rozmawiając na różne tematy. Jak to mówią - o wszystkim i o niczym. Mimo że bawiliśmy się bardzo dobrze, to chciałam znaleźć jakieś miejsce bez ludzi. Żeby pobyć trochę samemu. Tylko ja i Rocky. Nie wiem, co mnie wzięło, ale on był naprawdę wspaniały.
   Okazało się, że restauracja, rozmowy, żarty i spacer promenadą nie był końcem planów Rocky'ego. Brunet skierował się na plażę. Ludzi było dużo więcej niż wtedy, kiedy tutaj wcześniej byliśmy. Chłopak jednak nie przystawał i szedł w tylko sobie znanym kierunku. Rozbolały mnie nogi od tego ciągłego chodzenia, ale nie miałam zamiaru przystawać. Szliśmy plażą wzdłuż brzegu, żartując sobie ze wszystkiego, co rzuciło nam się w oczy. Oczywiście nie obyło się też bez paru fanek. Po dłuższym czasie, dotarliśmy do miejsca, do którego najwyraźniej zmierzał Rocky. Otoczone czarnymi głazami, z dala od ludzi, drogi i miasta.
   Usiedliśmy z Rocky'm na piasku. Nagle coś mi się przypomniało.
   - Nie przywitałam cię, tak jak należy - powiedziałam niby od niechcenia. Rzucałam ukratkowe spojrzenia na chłopaka, ciekawa jak zareaguje. Jego czekoladowe oczy błyszczały. Rocky chwycił mnie w pasie i przyciągnął bliżej. Usiadłam mu na kolanach. Brunet pochylił się do mnie, delikatnie muskając nosem moją skroń. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Rocky powędrował niżej i po chwili nieśmiało mnie pocałował. Poczułam, jakby mój brzuch się leciutko skręcał. Było to bardzo przyjemne uczucie. Wplątałam ręce w jego brązowe włosy, a serce zaczęło mi mocniej bić. Miałam wrażenie, że Rocky też je słyszał. Teraz byliśmy sami. Z dala od reszty Lynch'ów i Ellingtona. Z dala od Rydel, Rikera czy Rossa.
   Fala wspomnień zalała mnie nagle, z wielką siłą. Odsunęłam się delikatnie od Rocky'ego. Oparłam swoje czoło o jego. Patrzyłam się w jego brązowe oczy, tak podobnych, do oczu Rossa. Bracia różnili się od siebie wszystkim - kolorem włosów, charakterem, zachowaniem... Wszystkim, prócz oczu.
   - Co się stało? - spytał Rocky.
   - Nic takiego... - odpowiedziałam mu szybko.
   - Wyglądasz na zmartwioną - oznajmił. - Mów o co chodzi - zachęcił, spoglądając mi w oczy.
   - Trochę pokłóciłam się z kuzynką - okłamałam go, lecz w malutkim stopniu mówiłam prawdę. Ja wiedziałam, o co na prawdę chodzi, ale Rocky nie i wolałam, żeby tak zostało. Miałam wyrzuty sumienia, że całowałam się Rossem. Ale czy to moja wina? Oczywiście, mogłabym zwalić wszystko na blondyna, bo ja tego nie chciałam, ale wiedziałam, że to przeze mnie. Mogłam mówić prawdę - ,,Tak. Łączy mnie coś z Rocky'm''. Szkoda tylko, że czasu nie da się cofnąć i postąpić w kilku przypadkach inaczej.
   A tym momencie moje rozmyślania przerwał telefon. Spojrzałam na torebkę. Niechętnie zsunęłam się z kolan bruneta i wygrzebałam komórkę.
   - Tak? - spytałam, gdy tylko odebrałam telefon.
   - Gdzie jesteś? - spytał znajomy głos.
   Westchnęłam ciężko.
   - Jeśli chcesz to, co ja myślę, że chcesz, to muszę ci odmówić.
   Zapanowała cisza w słuchawce.
   - Dlaczego? - spytał mnie Ross.
   - Słuchaj. Jestem po prostu zajęta. Mam też własne życie. Nie mogę i tyle - odpowiedziałam. Wiedziałam, że było to trochę chamskie, ale co miałam zrobić?
   - Dobra... - burknął do słuchawki Ross. - Cześć - powiedział, po czym się rozłączył. Wyciszyłam telefon i wrzuciłam go z powrotem do torby.
   - Kto to? - spytał Rocky, gdy usiadłam obok niego.
   - Nikt ważny - odpowiedziałam. Brunet przyglądał mi się zamyślony.
   - Trzeba cię od tego odciągnąć. I chyba wiem nawet jak - dodał po chwili. Spojrzałam na niego zaciekawiona i uniosłam pytająco brew. - Idziemy serfować! - wykrzyknął nagle, ochoczo zrywając się z piasku.
   - Ale ja nie potrafię. I nie mamy desek! Ani strojów.
   - Nie martw się - powiedział, pomagając mi wstać. - Deski wypożyczymy. I ja mam strój, a...
   - Oczywiście... - przerwałam mu, poirytowana. - Możecie mnie czasami uprzedzić, że wybieramy się na plażę, a nie...
   Rocky się roześmiał.
   - Kupię ci nowy kostium - oznajmił. - Tym razem ja wybieram! Jakoś nie pasuję do ciebie niebieski...
   - Nie pasuję, bo Riker go wybierał? - domyśliłam się.
   - Może... - zaśmiał się Rocky i pociągnął mnie z powrotem w stronę miasta.
   - Zróbmy coś innego - powiedziałam po dłuższym czasie marszu po plaży. Brunet spojrzał na mnie pytająco.
   - Wolałabym... No nie wiem... - zaczęłam nieśmiało. - Może pouczyć się gry na gitarze? Odświerzyć sobie kilka chwytów... - uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka. Rocky odwzajemnił uśmiech i ze śmiechem ruszyliśmy szybciej plażą.


   Po godzinie byliśmy w domu Lynch'ów. Nie podobał mi się pomysł, żebyśmy właśnie tutaj teraz byli, ale Rocky powiedział, że chłopacy wyszli na miasto, rodzice także, a Rydel spotkała się z moją kuzynką. Trochę mnie to zaskoczyło. Nie przywiązywałam jednak do tego większej uwagi. Myślami byłam gdzie indziej, a tak konkretnie na próbie R5, gdy po raz pierwszy pocałowałam się z Rocky'm.
   Skierowaliśmy się do pokoju z instrumentami, gdzie ćwiczył wcześniej zespół. Chłopak wyszedł na chwilę po jakąś przekąskę i coś do picia. Po chwili wrócił z sokiem pomarańczowym i dużą paczką M&M'sów. Postawił rzeczy na małym stoliku pod ścianą. Brunet chwycił swoją zieloną gitarę i podał mi ją. Przewiesiłam ją sobie przez ramię.
   - Wiesz... - zaczął powoli Rocky z uśmiechem na ustach. - Pasuje ci ta gitara. Szczególnie, gdy masz na sobie tą koszulkę - dorzucił chłopak. Spojrzałam w dół i też się uśmiechnęłam. Miałam na sobie zieloną koszulkę z dużą, czarną gitarą.
   - Dokończysz uczyć mnie grać Cali Girls? - spytałam, zmieniając temat. Brunet podszedł do mnie ochoczo i stanął z tyłu, tak jak wcześniej. Złapał mnie delikatnie za dłonie i ustawił w odpowiednich pozycjach. Bardzo chciałam się tego nauczyć, ponieważ Cali Girls to jedna z moich ulubionych piosenek, ale dotyk rąk Rocky'ego mnie rozpraszał. Wcześniej tak nie było. A przynajmniej nie aż tak. Ale przecież trochę się zmieniło.
   Spojrzałam kątem oka na lekko pochylonego do mnie Rocky'ego. Brązowe włosy przysłoniły mu jego piękne oczy. Może byłam w nim zakochana? Nie - ja byłam w nim zakochana. A przynajmniej zauroczona. Po naszym pierwszym pocałunku wszystko się zmieniło. Zaczęłam patrzyć na niego z zupełnie innej perspektywy. Czułam się też przy nim inaczej. W pozytywny sposób oczywiście. Reagowałam inaczej i myślałam inaczej. Cieszyłam się na jego widok. Tak - zdecydowanie coś do niego czułam. Miałam świadomość tego, że miłość do sławnej osoby jest bardzo niebezpieczna. Była trochę jak skok z klifu - mogła okazać się najbardziej emocjonującą i najwspanialszą rzeczą, z jaką się w całym swoim życiu spotkałam, albo mogę roztrzaskać się o skały na dole i już nigdy się nie pozbierać. Moje serce może rozbić się na tysiąc kawałków. Może być jak szkło - da się poskładać, ale już nigdy nie będzie takie samo. Nie mogłam zakładać, że tak będzie, ale wiedziałam, że jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie. Rocky jest przecież sławny, tak samo jak Ross, Riker, czy Ratliff. Ma szereg fanek, które tylko czekają, by go poznać. Wystarczy, że spojrzy na jedną z tych piękności na koncercie. Ja taka nie byłam.
   Tym razem to nie ja się odwróciłam. To chłopak złapał mnie nagle w pasie. Poczułam, jak całuje mnie delikatnie po szyi, w górę. Odchyliłam głowę, rozkoszując się tą przyjemnością. Zrobiło mi się gorąco i tak mnie to zdekoncentrowało, że za chiny nie mogłabym teraz grać. W brzuchu mi przyjemnie zatrzepotało. Jeśli ja nie byłam zakochana, to co się teraz ze mną działo?
   - I teraz powiesz mi, że nic ciebie z Rocky'm nie łączy? - rozległo się nagle pytanie. Przestraszona odskoczyłam od bruneta. Obróciłam się i spojrzałam prosto w oczy Rossa. Nie byłam zdolna do wypowiedzenia żadnego słowa. Blondyn spoglądał na mnie, później przeniósł wzrok na Rocky'ego i tak jeszcze kilka razy. Po chwili obrócił się na pięcie i wyszedł. Brunet ruszył z miejsca, lecz ja złapałam go za rękę. Pokiwałam głową, dając mu znak, żeby tutaj został, po czym sama wybiegłam za Rossem. Szedł chodnikiem ze zwieszoną głową. Szybko do niego podbiegłam i chwyciłam za ramię. Chłopak się obrócił i powoli podniósł głowę, spoglądając mi w oczy.
   - Nie - powiedziałam. - Nie zaprzeczę.
   - To dlaczego mnie okłamałaś?
   Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok na chodnik.
   - Tak myślałem... - burknął tylko Ross. Odwrócił się i ruszył przed siebie.
   - Poczekaj...! - zawołałam słabo.
   - Co? - spytał mnie szorstko blondyn.
   - Dlaczego ci tak na mnie zależy? - spytałam. Musiałam wiedzieć.
   Ross wlepił wzrok w chodnik. Długo nie odpowiadał i wyraźnie było widać, że się nad czymś zastanawia.
   - Zależy mi na tobie - powiedział w końcu, zerkając na mnie z pod rzęs.
   - Posłuchaj Ross... - zaczęłam, lecz sama nie wiedziałam, co dokładnie chce mu powiedzieć. - Ja ciebie lubię... Po prostu... No... - zająknęłam się. Wzięłam głęboki oddech.
   - Po prostu Rocky'ego lubisz bardziej - dokończył za mnie blondyn. Te słowa podziałały na mnie jak lekki powiew świeżego powietrza.
   - Dlaczego tobie tak na mnie zależy? - spytałam do chwili ciszy.
   - Bo jesteś inna. Nie zachowujesz się tak, jak wszystkie dziewczyny - odpowiedział cicho Ross.
   Spuściłam wzrok. Usłyszałam kroki, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam Rocky'ego.
   - Wiem, że jesteś na nas zły, że ci nie powiedzieliśmy, ale... - zaczął brunet, ale Ross uciszył go ruchem ręki.
   - Nie ma sprawy. Mieliście swoje powody... - mówiąc to, blondyn znacząco na nas spojrzał. Odwróciłam wzrok, oblewając się rumieńcem. Czy mieliśmy powody? Nie. Po prostu nie chcieliśmy, żeby to wyszło tak nagle. Sami byliśmy tym zaskoczeni. To świeża sprawa. Musiałam pogadać o tym z Rocky'm. O tym, co dokładnie się między nami dzieje. Nie miałam okazji i zupełnie o tym zapomniałam. Nie byłam też pewna, co czuje do mnie Rocky. To było dość skomplikowane. Ale czy życie jest łatwe? Czy ludzie potrafią zmienić się tak nagle? Zmienić swoje uczucia w ciągu minuty? Z nienawiści w przyjaźń? Niektórzy mogliby powiedzieć, że nie. Też bym tak mogła powiedzieć, ale to nie byłaby prawda. Takie godzące się osoby, które siebie nienawidziły. Oczywiście nie będą nagle niewiadomo jak zaprzyjaźnione, ale będą siebie lubić. Z miłości do nienawiści łatwiej przejść. Miłość to kruche uczucie. Wystarczy mały błąd, by coś poszło nie tak. Większy może zniszczyć wszystko. Ludzie mogą się zmienić. Z godziny na godzinę, z minuty na minutę. Mogą być inni, jeśli tylko chcą się zmienić. Chociaż gdy nie chcą, to też się zmieniają. Ludzie są bardzo skomplikowanym mechanizmem, który zmienia się wtedy, gdy nie jesteśmy na to przygotowani. Zmienia się, gdy tego nie odczuwamy. Zmienia się, gdy tego nie chcemy. Każde zdarzenie, nawet te najmniejsze, na nas wpływa, mimo iż my tego nie odczuwamy. To, co wydarzyło się po między mną a brunetem było wielkim zdarzeniem w moim życiu. Zdarzeniem, które się wyczuwało.
    Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu Rocky'ego.
   - Mama... - mruknął pod nosem, po czym odebrał. Słuchał chwilę Stormie, czasami odpowiadając krótkimi słowami. Z sekundy na sekundę chłopak stawał się coraz bledszy. Z jego rozpromieniałej twarzy znikał uśmiech. Skruchę, jaką odczuwał zastąpiło przerażenie. Zaczęłam się martwić. Po chwili Rocky rozłączył się i spojrzał na Rossa. - Riker jest w szpitalu - oznajmił roztrzęsionym głosem. Mówił całkiem poważnie. Przeraziłam się.
   - Co się stało? - spytałam.
   - Nie wiadomo. Mama mówi, że znaleziono go pobitego w jakiejś uliczce. Był cały posiniaczony i mocno się wykrwawił. Ma kilka złamań. Lekarze mówią, że to cud, że jeszcze żył, gdy go znaleziono. Nikt nie wie, co się stało - wyjaśnił szybko, nerwowo patrząc na mnie, później na brata i znowu na mnie.
   - Jedziemy tam - rzucił Ross, ruszając w kierunku domu. Popędziliśmy za nim. Nikt się nie odzywał wsiadając do samochodu. Przez całą drogę milczeliśmy, martwiąc się w duchu. Przekraczając próg szpitala, dalej panowała między nami cisza.

________________

I jak?? Mam nadzieję, że wam się spodobał. Komentujcie, bo to motywuje. Zadawajcie pytania, jeśli macie jakieś wątpliwości, albo chcecie się czegoś dowiedzieć. Na wszystkie odpowiem.