niedziela, 27 lipca 2014

ROZDZIAŁ 3 - UWOLNIĆ SIĘ OD WSPOMNIEŃ




   Gdy się obudziłam, była ósma, a słońce padało mi prosto na twarz. Obiecałam sobie zmiany i od dzisiaj je zaczynam. Kończę bezczynne siedzenie w domu.
   Pozytywnie nastawiona wstałam z łóżka i po chwili ubrana jadłam śniadanie. Rodziców już nie było. Nie miałam pojęcia, gdzie mogli pójść. Szczególnie mama. W końcu ona nie pracuje. Pewnie znowu u sąsiadki albo na zakupach, chociaż było dosyć wcześnie... A tata w pracy. Ostatnio nabrałam do niego trochę zaufania. Zdziwiło mnie to, co mi powiedział. Zainteresował się mną. To już było dziwne. Dziwne, ale i miłe. W końcu poczułam, że mam rodziców, a przynajmniej jednego.
   Zgarnęłam wcześniej naszykowaną torbę i wyszłam, ruszając w stronę miasta. Miałam dzisiaj zacząć pracę w restauracji u mamy Sophie - mojej byłej przyjaciółki. Zadzwoniłam do niej pierwszy raz od kilku tygodni. Obiecała, że pogada z mamą i tak się stało. Kilka godzin później dostałam telefon, że mogę spróbować.
   Dochodziła dziesiąta, gdy śmiało weszłam do klimatyzowanej restauracji i od razu podeszła do mnie Sophie.
   - Super, że w końcu się odezwałaś! I że będziemy pracować razem - dziewczyna przytuliła mnie, a po chwili podeszła do nas jej mama, Lena.
   - Dobrze, że zadzwoniłaś. Akurat szukaliśmy kogoś do pracy. Powinnaś dać sobie radę, nie jest to jakaś trudna robota. Sophie ci pomoże - Lena uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Akurat wtedy drzwi się otworzyły i do środka wszedł jakiś młody chłopak. - A to jest Nick. Będzie pracował z wami na sali.
   - O co chodzi? - Nick podszedł do nas.
   - To jest Nelly. Będzie z nami pracować - przedstawiła mnie Sophie. Podałam rękę chłopakowi.
   - Nick - szatyn uśmiechnął się lekko, a kosmyki jego ciemnych włosów przysłoniły lekko jego brązowe oczy.
   - Dobra ja lecę dzieciaki. Otwórzcie za dziesięć minut - wtrąciła się Lena, zerkając na zegarek. Przytuliła Sophie i już po chwili jej nie było.
   - I jak się czujesz? - spytała dziewczyna, a jej orzechowe, falowane włosy zakołysały się delikatnie.
   - Stresik jest - przyznałam pocierając sobie ramiona, żeby trochę się ogrzać. Zawsze, gdy się denerwowałam robiło mi się zimno.
   - Uspokój się, dobrze będzie. To dziecinnie proste. Nauczyć się dzisiaj i później już będzie łatwiutko. Pierwszy dzień zawsze najgorszy, ale to akurat nie jest trudna robota - Sophie uśmiechnęła się do mnie. Po chwili otworzyła drzwi i oficjalnie zaczął się mój pierwszy dzień w pracy.



   Gdy wracałam było po dwudziestej. Niby restaurację zamykają o dziewiętnastej, ale zanim się posprzątało bajzel całego dnia... Trochę to zajmuje. W każdym razie byłam bardzo zadowolona. Na początku wszystko wydawało się takie trudne i kłopotliwe. Okazało się, że wcale takie nie jest! Tak jak Sophie to mówiła - to dziecinnie proste. Mój pierwszy dzień w pracy uważam za udany. Mam iść jeszcze jutro. Tym razem będzie też Lena, mama Sophie. W końcu to moja szefowa. Ona musi ocenić, czy mogę zostać, czy nie. Mam nadzieję, że tak. Praca zupełnie odciągnęła moje myśli od całej tej sytuacji i pozwoliła mi wciągnąć się w wir codzienności. To pomocne.
   - Gdzieś ty była? - ojciec podbiegł do mnie, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
   - W pracy - powiedziałam krótko i rzuciłam buta na podłogę, w którą uderzył z głuchym plaskiem.
   - Pracy?
   - Tak! Postanowiłam, że zacznę pracować. Nie chce siedzieć ciągle w domu - westchnęłam.
   - Przecież mamy pieniądze. Po co chcesz pracować? - zdziwił się ojciec.
   - Żeby coś robić tato! Zdobywać doświadczenie! - ''i uwolnić się od wspomnień z R5'' - dodałam w myśli.
   - No tak, ale po co?
   - Och, tato! To bardzo proste! Chce osiągnąć coś w życiu. Dlatego poszłam do pracy.
   - A gdzie pracujesz?
   - W restauracji - rzuciłam i wyminęłam ojca.
   - W restauracji? I jakie tam chcesz niby zdobyć doświadczenie? No i co chcesz osiągnąć? - prychnął mężczyzna, podążając za mną.
   - To zawsze jakieś nowe przeżycie. Właściwie co to za różnica? Nigdy się mną nie interesowałeś - zmarszczyłam brwi.
   - Pracuje w dużej firmie, przecież wiesz. A ty chcesz zacząć pracować w restauraji? - ojciec wyraźnie zignorował drugą część mojej wypowiedzi.
   - Tak! Na co ja się przydam się w tej twojej firmie? Chciałabym mieć jakąś normalną, spokojną pracę.
   - Po co ty w firmie? Przydałaby nam się jakaś sekretarka. Lidia się właśnie zwolniła. Możesz zająć jej miejsce i to jest doskonały pomysł! A normalną i spokojną to możesz sobie chcieć mieć. Najważniejsze jest to, czy jest dostatecznie dochodowa. Bez pieniędzy nie ma życia.
   - Mi na razie starczy - rzuciłam tylko na zakończenie rozmowy i ruszyłam na górę. Wtedy poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu i wszystko podeszło mi do gardła. Pobiegłam do łazienki, a całe moje śniadanie wylądowało w toalecie.
   - Nel! Nic ci nie jest? - mama wpadła za mną do pomieszczenia.
   - Niedobrze mi - stwierdziłam i znowu poczułam żółć w gardle.
   - Zabiorę cię do lekarza - Jean pomogła mi wstać i poprowadziła mnie do samochodu. - Może zjadłaś coś nieświeżego?
   - W pracy... Mieliśmy przerwę na lunch... Może wtedy.
   Ruszyliśmy spod domu i już po chwili byliśmy w poczekalni przed gabinetem. Nie wiem, ile tam siedzieliśmy. Mamie bardzo się śpieszyło, więc ciągle zerkała na zegarek i stukała obcasem o podłogę. Westchnęłam.
   - Mamo, idź. Ja poczekam. Jak mnie przyjmie, to do ciebie zadzwonię, albo do taty - powiedziałam w końcu, gdy już sama nie mogłam wytrzymać tej jej niecierpliwości.
   - Dobrze... Ale poradzisz sobie?
   - Tak. Jestem dorosła. Idź - popędziłam ją, a Jean już po chwili nie było. Po kilku minutach weszłam do gabinetu. Przedstawiłam się, a doktor Brown zaczął dokładnie mnie przepytywać i badać. Nie mogłam teraz zachorować. Dopiero zaczynałam pracę! Jak tak dalej pójdzie, to nigdy jej nie dostanę! Jestem przecież na okresie próbnym. Jak teraz zawalę, to...
   Doktor zaczął przyglądać mi się uważnie. Już miał się odzywać, gdy mu przerwałam.
   - Proszę pana. Nie mogę być teraz chora. To chwilowa słabość, raz się zdarzyło - próbowałam go przekonać. Wiedziałam jednak, że on wie lepiej i to, co robię było żałosne, ale...
   - Nic pani nie jest. Spokojnie - przerwał mi lekarz. Zaraz po tym pociemniało mi przed oczami. Zemdlałam.

___________________

Cześć! Mamy kolejny rozdzialik! Nudnyyyy ;-; Kolejny nudny rozdzialik. Mam tyle pomysłów, ale nie mogę ich wpakować tak na początek, bo... chce was trochę potrzymać w takiej nudnawej niepewności. Ale czekajcie, troszeczkę cierpliwości i wszystko się pozmienia, obiecuję. A teraz... komentujcie ;*

czwartek, 24 lipca 2014

ROZDZIAŁ 2 - A TERAZ... RUNĘŁAM NA ZIEMIĘ, ZE ZŁAMANYMI SKRZYDŁAMI




   - Cześć, Sarah - przywitałam się z kuzynką, gdy odebrała telefon.
   - Ponad tydzień czekam, aż zadzwonisz! Co się z tobą dzieje? - zmartwiła się dziewczyna.
   - Dwa tygodnie - poprawiłam ją machinalnie i od razu zamilkłam. - Potrzebowałam trochę czasu... Chyba normalne. Tęsknie za wami. Tutaj znowu jestem nikim - powiedziałam po chwili.
   - Przestań! Bardzo się zmieniłaś. Nie jesteś nikim. Tylko musisz przestać myśleć o Lynch'ach i skupić się na sobie. Na tym, co jest teraz - mogłabym przysiąc, że gdyby Sarah tutaj była, to mówiąc to, uśmiechnęłaby się pocieszająco. Znałam ją nie od dziś.
   - Może masz rację...?
   - Nie może, tylko na pewno - powiedziała pewnie.
   - A co u was? - zmieniłam temat.
   - Po staremu - westchnęła. - Nudno, gdy ciebie nie ma. Ostatnio spotkałam Rocky'ego. Trochę z nim gadałam, zabrał mnie nawet na kawę... Był przybity - na te słowa jakieś nieznane wcześniej ciepło rozlało się wewnątrz mnie, od koniuszków palców u stóp, do samych cebulek włosów. Oni się spotkali? I gdzieś razem wyszli? Ale jak to? Przecież Rocky chodził ze mną! I nagle co? - Ale nie jesteś chyba zazdrosna, co? - zaśmiała się Sarah, gdy długo nie odpowiadałam. Byłam zazdrosna. O Rocky'ego i moją kuzynkę! 
   - Nie, co ty - rzuciłam przez zaciśnięte gardło.
   - To dobrze! Już się bałam, bo tak nagle zamilkłaś - zaśmiała się. - Dobra niestety muszę kończyć. Idę z Rydel do centrum.
   - Z Rydel? - zdziwiłam się. Z tego co pamiętam, kiedyś Sarah mówiła, że nie chce mieć z Lynch'ami nic wspólnego! I teraz nagle o co chodzi? Z Rydel idzie sobie na zakupy? Jakoś wcześniej nie była do tego chętna...
   - No... tak. Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że chce się z nimi zaprzyjaźnić. Przecież Rocky to twój chłopak, a pozostali to twoi przyjaciele... Może być spoko - jestem pewna, że w tym momencie dziewczyna wzruszyłaby ramionami.
   - Jasne... To cześć - pożegnałam się i rozłączyłam. Dziwnie się czułam. To niepohamowane uczucie jeszcze bardziej się nasilało. Ale dlaczego? Byłam zazdrosna o Lynch'ów i Ell'a? Nie chciałam być! Przecież to tylko moi przyjaciele. 
   Przyjaciele mieszkający 2 740 mil od ciebie, których pewnie już nie spotkasz. 
   Dzięki, podświadomości... Potrafisz pocieszać. 
   Gadasz ze swoją podświadomością. Nie jesteś normalna. 
   Och zamknij się wreszcie! 
   Ale Sarah miała rację - nie mogłam żyć ciągle przeszłością, mimo że tego nie chciałam. Musiałam wrócić do rzeczywistości. Spotkanie R5 było jak bajka. Gdy zaczęłam się z nimi przyjaźnić, zamieniło się to wszystko w coś nierealnego. Później chodziłam z Rocky'm. I...Byliśmy w sobie zakochani. A przynajmniej ja go kochałam. I wszystko układało się świetnie, gdy coś nie zaczęło podcinać nam skrzydeł. A teraz... Runęłam na ziemię, ze złamanymi skrzydłami. Z bajki wróciłam do życia.
   W każdym bądź razie... Musiałam zacząć od nowa. Jestem już inną Nelly, niż byłam kiedyś. Bardziej otwartą. Odważniejszą. Może nawet... Towarzyską? Siedzenie w samotności nie było już takie, jak kiedyś. Przed miesiącami, gdy zostawałam sama czułam się dobrze. Lubiłam ciszę i spokój. Teraz... To było uciążliwe.
   Dlatego nie mogłam siedzieć tutaj w pokoju przez całe swoje życie, bo nie udał mi się jeden związek! Trzeba żyć dalej. Podnieść głowę, wyjść do ludzi. Przecież świat nie kończy się tylko na Rocky'm. Bajka tak. Życie nie.
   Wyszłam powoli z pokoju. W domu chyba nikogo nie było, albo szykowali się do wyjścia. I miałam rację.
   - Nelly, zostajesz sama - oznajmił ojciec, chwytając płaszcz wiszący na wieszaku.
   - Gdzie idziecie?
   - Wychodzimy ze znajomymi - rzucił tylko i skierował się do wyjścia, gdzie czekała już matka. W ostatniej chwili jednak zawrócił. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował w czoło. - Wiem, że coś się dzieje, ale nie zamykaj się na świat - szepnął i po chwili już ich nie było. Ja stałam w korytarzu dobre dziesięć minut, analizując, co się stało. Zwrócił na mnie uwagę? Znowu powrócił mój stary, dobry tata? O co mu chodziło? Przecież zawsze był wobec mnie obojętny... Wszystko dzieje się tak nagle... Już nie wiem, co mam myśleć.
   Jedno wiedziałam na pewno - nie ważne, co się będzie działo: czy będę z Rocky'm, czy nie i czy znowu zobaczę Lynch'ów, to muszę wrócić do życia. Zostawić to za sobą i zacząć żyć jak każdy inny człowiek na ziemi. Znaleźć sobie chłopaka, przyjaciół... Tam nie było to takie trudne, więc w czym problem? Dam sobie radę!
   I muszę przestać myśleć o Lynch'ach, jako o moich przyjaciołach. Będę więcej czytać, spotykać się z innymi, może nawet znajdę sobie jakąś pracę... Tak zapełnię sobie dzień, że nie będę miała czasu na wspomnieniach. Muszę zacząć dostrzegać ich jako idoli. Tak, jak było kiedyś zanim ich poznałam.
   Dam sobie radę! Jestem Nelly. Wierzę w siebie! Będzie dobrze. Jak kiedyś.

_________________

Cześć ;*
Mamy kolejny rozdzialik. Wiem, trochę nudny, aleeee... Przecież takie są początki, prawda? No cóż... Obiecuję, że niedługo się rozkręci wszystko. A teraz... komentujcie ^^


wtorek, 22 lipca 2014

ROZDZIAŁ 1 - 2 740 MIL WYSTARCZY, ŻEBY ZAPOMNIEĆ?

Koniecznie przeczytajcie notkę na dole! ;* 



   - Nel! Idź do tego sklepu! - usłyszałam z salonu.
   - No przecież już idę! Nie musisz mnie wołać pięćdziesiąt razy! - warknęłam bardziej do siebie, niż do matki. Nie miałam chwili świętego spokoju. Potrzebowałam ciszy. Ona tego nie rozumiała i nawet się nie przejęła, dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Gdy potrzebowałam matki, oczywiście jej nie miałam.
   Wyszłam niechętnie z pokoju, szybko ubrałam trampki i już po chwili byłam w drodze do sklepu. Moje stopy dotknęły rozgrzanego asfaltu po raz pierwszy od trzech dni. Bardzo rzadko wychodziłam z pokoju, a jak już, to nie na podwórko. Szybko doszłam na miejsce, wzięłam potrzebne rzeczy i już po chwili byłam w drodze powrotnej.
   Gdy szłam, owiał mnie lekki wiaterek, ochładzając w upalny dzień. Dobrze było mi tak iść. Nagle odechciało mi się wracać do domu, ale musiałam zanieść te rzeczy. Przyśpieszyłam więc i gdy tylko odłożyłam siatkę z zakupami na blat, krzyknęłam, że wychodzę i już mnie nie było.
   Doszłam do centrum miasta. Dość mało czasu mi to zajęło. Może dlatego, że potrzebowałam ruchu? A może z powodu nagłego dobrego samopoczucia... Spacer mnie uspokajałam. Jak byłam w LA też tak miałam. Trochę ruchu i myśli nie były aż takie męczące, jak przed chwilą.
   Weszłam do mojej niegdyś ulubionej kawiarni i usiadłam przy wolnym stoliku, a kelnerka od razu do mnie podeszła. Wiedziałam już na wejściu, co chcę, więc zamówiłam i czekałam, aż kobieta wróci. Już miałam zabierać się za lody, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka. Spojrzałam na wyświetlacz. To Delly. Znowu. Nie miałam ochoty z nią gadać. Co miałam jej powiedzieć? Jak się tłumaczyć? Nie byłam przygotowana na tę rozmowę. Dlatego powiedziałam o swoim wyjeździe tylko Rocky'emu. Reszta i tak dowiedziałaby się w swoim czasie. I się dowiedziała... Tylko co teraz? Nie chciałam odbierać. Miałam wrażenie, że Lynch'owie mają do mnie pewien żal. Ciągle ich opuszczałam i wracałam. Tym razem nie wrócę. Ale może się zobaczymy? Może będą mieli jakiś koncert w Miami? Ale jeśli tak, to czy spotkanie z nimi i ponowne rozstanie, tylko tym razem z całą piątką twarzą w twarz nie będzie dla mnie zbyt bolesne? Boję się bólu. Boję się straty. I tracę. Ale nie chce cierpieć jeszcze raz. Już wystarczy, że teraz jest mi źle. Co będzie przy następnym rozstaniu?
   Odrzuciłam połączenie, a już po kilku sekundach dzwonek telefonu rozbrzmiał ponownie. Ze łzami w oczach wyłączyłam komórkę i schowałam w kieszeni spodni.
   Było już po świętach. Już nowy rok. Zaczęłam go z jakąś słabą komedią romantyczną, które Ross tak uwielbiał, oraz z solidną porcją lodów.
   No właśnie, Ross... Ciekawa byłam, jak zareagował, gdy się dowiedział, że wyjechałam...
   Nie! Nie mogę teraz o tym myśleć. Nie chciałam.
   Zapłaciłam rachunek i wyszłam z kawiarni, wpadając przy okazji na kogoś.
   - Przepraszam... - wymamrotałam, wpatrując się w chodnik i ruszyłam dalej.
   - Nelly? Nelly Moran? - rozległo się za mną, a ja odwróciłam się, słysząc swoje imię. Podniosłam wzrok i wtedy zobaczyłam nikogo innego, jak Natalie. Ostatnią osobę, jaką miałam ochotę teraz spotkać. Gdy tylko wyłaniałam się z domu na świeże powietrze, na przykład do sklepu, jak dzisiaj, zawsze ją widywałam, lecz starałam się jej unikać. Niestety, dzisiaj musiałam ją spotkać. - Widzę, że znowu się stoczyłaś - zaśmiała się.
   - Wiem co mi zrobiłaś - warknęłam, podchodząc bliżej dziewczyny. Ta twardo stała w miejscu, najwyraźniej pokazując, że się nie boi. - To przez ciebie straciłam pamięć!
   - Nie! No co ty! Ja bym w życiu nie zrobiła czegoś takiego przyjaciółce!
   - No błagam! Nigdy się nie przyjaźniłyśmy! Zawsze się ze mnie naśmiewałaś i szczerze cię nienawidziłam! Ale wiesz... Mam cię teraz gdzieś, daj mi spokój - rzuciłam i już miałam odchodzić, gdy ta mnie zatrzymała.
   - Może i to moja wina, ale nie udowodnisz tego! Jesteś śmieciem! Szmatą! Jestem ciekawa...
   - Daj mi spokój! - powtórzyłam i ruszyłam dalej, przed siebie.
   Gnana nie znaną mi siłą, skierowałam się do parku i już po chwili siedziałam na ławce na słońcu. Dlaczego moje życie musiało być takie nudne? Kiedyś mi to odpowiadało. Ale to było zanim przeprowadziłam się do LA i zanim wszystko wywróciło się do góry nogami. Stałam się chwilowo palaczką, schodziłam z dachu na ziemię trzymając się jedynie liny, ach no i moim chłopakiem był mój idol!
   Na tą ostatnią myśl łzy napłynęły mi do oczu, lecz szybko się ich pozbyłam. Kochałam Rocky'ego, ale starałam się o nim nie myśleć. Nie zerwaliśmy, ale wiedziałam podświadomie, że mamy zachować się tak, jakbyśmy ze sobą nigdy nie byli. W końcu dzieli nas sporo kilometrów, a za nim ugania się mnóstwo fanek! Na pewno już kogoś ma na oku, a taki związek na odległość... nie ma dla mnie sensu.
   Nagle poczułam mdłości, a wczorajszy obiad podszedł mi do gardła. Nie byłam pewna, czy to na myśl ponownego zerwania z Rocky'm, czy po prostu źle się poczułam... Wiedziałam, żeby nie jeść tej zapiekanki mamy. Przecież ona nigdy nie gotuje! 
   Odchyliłam głowę do tyłu i wciągnęłam głęboko powietrze, a wspomnienia poprzednich miesięcy uderzyły mnie z siłą huraganu.
   - Nie, nie, nie... Dzieli nas odległość 2 740 mil... Muszę zapomnieć - mruknęłam do siebie, wstałam i ze łzami w oczach ruszyłam w kierunku domu.
   Ale czy to 2 740 mil wystarczy, żeby zapomnieć?

____________________

Witam was po 20 dniowej przerwie koty! Brakowało mi tego bloga i to bardzo! Chciałam jeszcze trochę poczekać, no ale... nie mogłam. Rozdział jest... no... nudny. Po prostu. To dopiero początek, obiecuję, że później się rozkręci, już mam nawet tysiące pomysłów tylko muszę je jakoś ułożyć w sensowną całość. Już jak o tym pomyślę to dreszcze mi po plecach przechodzą! :D Mam nadzieję, że z wami będzie niedługo tak samo.
Jak już zauważyliście (albo nie, a jeśli nie, to pewnie teraz zauważycie ;) ) zmieniłam trochę postać Nelly, ale myślę, że to nie będzie zbytnio przeszkadzać. Wygląda bloga też się zmienił, ale to też taki szczególik. Ogólnie to, co się zmieni tu najbardziej to fabuła. Nie będzie podobna do poprzedniej części. 2 Część tego opowiadanka będzie bardziej... dramatyczna? Nie wiem, jak to powiedzieć, ale bardzo dużo rzeczy w życiu Nel ulegnie gwałtownej zmianie. I nie na lepsze. Życie dziewczyny będzie jeszcze bardziej się plątać, tworząc zagmatwaną, lecz całkiem sensowną całość. Ale co dokładnie będzie się działo musicie tutaj przeczytać ;*
Więc czekajcie na dalsze rozdziały. I do usłyszenia koty <33

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 40 - Prawda



Wiem, że to tak nagle, ale... Stwierdziłam, że już czas. To ostatni rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze go czytać. Bardzo ważna notatka na dole także też ją przeczytajcie ^^ 


ROZDZIAŁ 40

PRAWDA


   Następne dni coraz bardziej zbliżały nas do świąt. Robiłam sobie z Lynch'ami mnóstwo zdjęć przy każdej możliwej okazji, co chyba im nie przeszkadzało. Wykorzystałam fakt, że nie mamy żadnych wspólnych zdjęć, a w końcu się przyjaźnimy.
   Przez te kilka nocy nękały mnie koszmary z Rocky'm. Że spadł z tego dachu i zginął. A reszta... stali i się śmiali. A to przerażenie, które widziałam wtedy w jego oczach... Ono było ze mną wszędzie. Nawet, gdy Rocky się śmiał, to ja dalej w jego wesołych oczach widziałam ten strach. Nie potrafiłam się go pozbyć.
   - Halo, Nel! - Rocky pomachał mi ręką przed twarzą.
   - Tak? - powiedziałam pół przytomnie.
   - Pytałem, czy u nas dzisiaj zostajesz - westchnął brunet, lecz dalej miał uśmiech na twarzy.
   - Jasne, czemu nie. Raz mogę sobie zrobić wolne.
   - Jakie wolne? Od czego? - chłopak zmarszczył brwi.
   - Nie ważne. To dotyczy świąt. Muszę pozałatwiać kilka rzeczy przed świętami - machnęłam ręką.
   - Czy nasze gołąbki mogą być cicho? - przerwał nam Riker, wpatrzony w film. W tym samym czasie Ross wstał i nie patrząc w naszą stronę wyszedł z salonu. Podniosłam się, chcąc pójść za nim, lecz Rocky złapał mnie i pociągnął z powrotem na kanapę.
   - Potrzebuje czasu - szepnął mi do ucha, patrząc za bratem. Usadowiłam się wygodniej. Wiedziałam, że Rocky ma rację. W końcu też to przechodził, gdy ja z nim zerwałam i zaczęłam umawiać się z Ross'em. Wiedział, jak młodszy brat się teraz czuje.
   Skrzywiłam się, bo w głębi duszy wiedziałam, że to moja wina. To cierpienie. Ja też cierpiałam.
   - Gdzie ta Rydel? - ocknął się nagle Riker i również wyszedł. Po chwili pojawił się z wyszykowaną siostrą i Ell'em. - Zgarniemy tylko młodego - rzucił, nie wiadomo właściwie do kogo. Z dwadzieścia minut zajęło im wyciągnięcie blondyna z pokoju, ale w końcu cała czwórka stanęła gotowa w holu, chociaż Ross nieco naburmuszony.
  - Na pewno nie chcecie z nami iść? - odezwała się Rydel, gdy zmierzali w stronę wyjścia.
  - Rocky jeszcze nie jest na siłach, poza tym nie może pić alkoholu jeśli mamy mu podawać te tabletki przeciw bólowe. Ja też nie mam dzisiaj ochoty - wzruszyłam ramionami.
   - Jak chcecie. Zostajecie sami tylko mi tu bez szaleństw - zagroził Riker palcem, a Rydel się roześmiała, gdy ujrzała moje rumieńce.
   - Spokojnie damy sobie radę - rzucił również rozbawiony Rocky. Po chwili zostaliśmy sami, gdy reszta wybrała się do klubu.
   - Idę do łazienki - szybko wstałam z kanapy i poszłam do powiedzianego miejsca. Machinalnie otworzyłam szafkę i jak zwykle ujrzałam tam za dużą na mnie koszulkę Rocky'ego. Wzięłam gorący prysznic i wciągnęłam ją na siebie. Gdy wychodziłam ani trochę nie byłam skrępowana, mimo że strój sięgał mi do połowy ud.
   - Dawno cię tak nie widziałem - powiedział Rocky, gdy stanęłam przed kanapą, a jego oczy błysnęły. Przyciągnął mnie przed siebie i zaczął całować odsłoniętą część ud, idąc wyżej, do nóg zakrytych koszulką. Głaskałam go przy tym po włosach. Nie wiem nawet kiedy chłopak ściągnął ze mnie koszulkę i całował po brzuchu. Po chwili podciągnął mnie do góry, a ja oplotłam nogi wokół jego bioder. Zaniósł mnie do swojego pokoju i ułożył na łóżku. Całował mój brzuch, uda, szyję, jeździł po mojej skórze swoim ciepłym językiem i padał każde moje wgłębienie i wypustkę opuszkami palców. Nie robił jednak nic innego, nic więcej. Nawet nie wiedział jaką sprawia mi to przyjemność i jak bardzo chciałam więcej i więcej.
   Wsunęłam rękę pod koszulkę chłopaka i objechałam palcami jego rysy mięśni, po czym zjechałam w dół do kości biodrowych. Wsunęłam palec za gumkę jego bokserek, sprawdzając jak zareaguje. Jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Chwycił mnie między łopatkami podnosząc lekko do góry, bym była bliżej niego.
   Po chwili zawahania wsunęłam kolejny palec za gumkę bokserek i kolejny, aż w końcu moja ręka otarła się o kolegę Rocky'ego, na co brunet zadrżał. Chwyciłam go mocno, a chłopak aż jęknął. Nie wiem, ile to trwało.
   - Miało być bez szaleństw - przypomniałam, wyciągając powoli rękę z bokserek bruneta, co średnio mu się spodobało.
   - Nie uprawiamy seksu. Nie ma szaleństw. Znaczy jest, ale nie takie, którego zakazali - chłopak puścił do mnie oko, ostatni raz pocałował mnie pomiędzy piersiami i ułożył się obok mnie.
   Wstałam, chwyciłam koszulę, która znalazła się na ziemi i wciągnęłam sobie przez głowę. Rocky cały czas wodził za mną wzrokiem, obserwując co robię. Nie wiedziałam jak zacząć to, co chciałam mu powiedzieć. To było trudne, szczególnie po tym wszystkim, co przeszliśmy. Co każde z nas przeżywało.
   - Jestem zmęczona - westchnęłam. Przykryłam się kołdrą, a Rocky zrobił to samo. Wtuliłam się w niego, wsuwając rękę pod koszulkę chłopaka i zatrzymując ją na piersi bruneta. Przycisnęłam dłoń, a serce chłopaka zabiło mi pod palcami. Mocne, szybkie uderzenia. Zamknęłam oczy, dając wypełnić się temu pulsowi. Poczułam rękę chłopaka na swoim policzku. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
   - Dobranoc - brunet pocałował mnie w czoło. Nic nie odpowiedziałam, tylko mocniej wtuliłam się w Rocky'ego. Nie myślałam, że mogłabym go odzyskać. Nie myślałam, że mi wybaczy. Zostawiłam go dla jego brata! Było to błędem. Nie byłam z nim szczęśliwa. Tylko Rocky był dla mnie. Ja go rozumiałam. I on mnie też. Dopełnialiśmy się. Kochaliśmy. I zawsze będę go kochać. Jako mojego idola i jako chłopaka. Po prostu kochać.


   Uciekłam do pokoju. Znowu. Miałam mało czasu. Teraz już naprawdę mało. Wcześniej próbowałam to wszystko jakoś odwlec, ale nic z tego. Święta się zbliżały i nie miałam na to wpływu.
   Najbardziej bałam się rozmowy z Rocky'm i z resztą Lynch'ów, nie pomijając również Ell'a. Postanowiłam jednak, że jest tylko jedna osoba, z którą muszę poważnie porozmawiać. Reszta dowie się w swoim czasie. Tak... To dobry pomysł. Tylko Rocky. Reszta... I tak się dowie.
   - Nel schodź już! - usłyszałam krzyk z dołu. Schyliłam się jeszcze i wyciągnęłam pluszaka pingwinka spod łóżka. Wrzuciłam go tam po tym, jak wróciłam do LA i nic jeszcze nie pamiętałam. Nie wiedziałam wtedy, jaki był ważny.
   Ociągając się zeszłam na dół i już po chwili siedziałyśmy w samochodzie. Nie rozmawiałam z ciocią przez całą drogę. Nie chciałam. Nie miałam na nic humoru i Mag dobrze o tym wiedziała. Święta... Jednak nie takie radosne.
   Szybko dotarliśmy pod dom Lynch'ów. Nie było już mowy, żebym ukrywała fakt, że spotykam się z Rocky'm przed ciocią. Zresztą po co? I tak nie miała na to wpływu. Nie mogła mi tego zabronić.
   Weszłam do środka bez pukania, po prostu. Wczoraj ostrzegłam bruneta, że przyjdę. Miał czekać. Reszta (jak mi powiedział) miała jechać do centrum. To dobrze. Bardzo dobrze.
   - Nelly! Już jesteś - Rocky uśmiechnął się do mnie, lecz ja nie miałam na to siły. Szybko podbiegłam do bruneta i mocno chwyciłam w ramiona. Trzymałam go tak kilka minut, które zdawały się trwać wieczność, co chwilę szepcząc, że go kocham.
   Odsunęłam się od chłopaka, a do oczu napłynęły mi łzy.
   - Hej! Co się stało? - Rocky chwycił mnie za podbródek i zmusił, żebym na niego spojrzała.
   - Przyszłam się pożegnać, Rocky - wydukałam.
   - Co? Nie rozumiem. To przez twoją ciocię? - brunet zmarszczył brwi i po chwili wziął mnie w ramiona.
   - Nie. Ja wyjeżdżam, Rocky - wydusiłam, a żal zawładnął mym sercem. Dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy brunet odsunął mnie od siebie na odległość wyprostowanej ręki.
   - Jak to? Gdzie? Kiedy?
   - Teraz. Do Miami.
   - Na święta? - zapytał ostrożnie chłopak, przeciągając ostatnią sylabę. Ta jego ostrożność. Zawsze taki przy mnie był. Ale teraz to rozumiałam.
   - Chciałabym - westchnęłam. - Już tutaj nie wrócę, Rocky.
   Brunet patrzył na mnie przerażonymi oczami i znowu przyciągnął mnie do siebie.
   - Już? Tak szybko? - zapytał, wyraźnie przypominając sobie naszą rozmowę, gdy uczył mnie grać na gitarze, gdy tutaj przyjechałam.
   - Nie chce, ale... Muszę - po polikach spłynęły mi łzy, które Rocky szybko otarł kciukiem.
   - Zostań. Proszę - głos chłopaka się załamał.
   - Nie mogę.
   Rocky szybko złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie wiem, ile trwał. Pół godziny. Kilka minut. Parę sekund. Nie wiem. Po jakimś czasie usłyszałam klakson, oznaczający, że mój czas tutaj się skończył. Po prostu. Musiałam zostawić wszystko za sobą i odejść.
   - Muszę iść - wydukałam, odsuwając się z trudem od Rocky'ego.
   - Ale będę dzwonić. Uda nam się - głos bruneta drżał od emocji, tak samo jak mój. Pokręciłam głową, dając mu znak, że to nie ma sensu. - Dopiero cię odzyskałem i znów mam stracić?
   Na te słowa poczułam, jakby ktoś wbijał mi nóż prosto w serce i rozcinał je na milion kawałków. Ból, smutek i żal rozlały mi się po ciele. Płakałam. Mocno płakałam. Nie mogłam już tego powstrzymać. Rocky miał rację. Myślałam tak samo. Byłam z nim, a później zmarnowałam czas, który mógł być nam dany na Ross'a. Zapomniałam o nich wszystkich i dopiero, gdy Rocky znowu mnie pocałował zrozumiałam, jak bardzo go kocham. I nagle miałam go stracić. To wszystko. Ale co mogłam zrobić? Nic.
   - Do zobaczenia, Rocky - rzuciłam, pocałowałam szybko ostatni raz chłopaka i zostawiając na ziemi torbę ze świątecznymi prezentami dla Lynch'ów i Ell'a wyszłam, z całych sił starając się nie oglądać za siebie. Wsiadłam do samochodu, szeptem prosząc ciocię, żeby już jechała. Ona to zrobiła i w ciszy ruszyłyśmy z miejsca. Ostatni raz spojrzałam do tyłu, patrząc na malejący dom, a przed nim stojącego bruneta, a ból jeszcze bardziej ukuł mnie w serce. Czułam, że coś mnie od środka rozrywa. Na maleńkie kawałeczki. Pustka.
   I znowu zostanę sama. Bez przyjaciół. Bez rodziny. Bez chłopaka. Sama. Pusta. Jak porcelanowa lalka, z której uczuciami nikt się nie liczy.

__________________

Cześć miśki <33 Tym oto rozdziałem kończymy bloga. Szczerze mówiąc, to pisząc go się rozpłakałam. Moja przygoda z Nelly dobiega końca. Pisałam to dla was i dla siebie. Wcześniej nie byłam przekonana, ale teraz ciężko mi pomyśleć, że to już koniec.
Chciałabym z tego miejsca podziękować wszystkim, którzy wytrzymali i przeczytali wszystkie te rozdziały. Naprawdę was podziwiam! Dziękuję więc wszystkim, którzy byli ze mną od początku i którzy doszli w trakcie. Po prostu bez was, nie było by tego opowiadania! Gdyby nie wy i wasza chęć do czytania, to... Po prostu pewnie przestałabym pisać. I mimo że czasami się załamywałam, bo pod rozdziałami nie było komentarz, to i tak wiedziałam w głębi duszy, że jakaś jedna osóbka czyta ten durny rozdział, moje wypociny i to dawało mi siłę. Także dziękuję jeszcze raz ;**
I dziękuję mojej przyjaciółce - Van, która pełniła rolę mojego ''menadżera'', o co oczywiście jej nie prosiłam. Sama wpakowała się w moje opowiadanie. Ale była przy mnie cały czas i goniła do pisania rozdziałów. Jest świetna i nie wiem, co bym bez niej zrobiła <33 Dziękuję z całego serduszka wariatko!
I to tyle! Kończymy przygodę z Nelly i R5. Może jeszcze wrócę do tego i napiszę kolejną część?? No nie wiem, ale wszystko jest do zrobienia. Nie chce was tutaj zanudzać, ale... Po prostu kocham was <33 Wszystkich! No i Ready 5et Rock! Do usłyszenia miśki <33