piątek, 30 maja 2014
Rozdział 35 - W Poszukiwaniu Wspomnień
ROZDZIAŁ 35
W POSZUKIWANIU WSPOMNIEŃ
- Nelly, choć na kolację! - usłyszałam krzyk z kuchni. Westchnęłam. Nie miałam ochoty mieć nic wspólnego z moją mamą. Wcale się tak nie zachowała. Nic ją nie obchodziło. Całymi dniami znikała na zakupach, lub ploteczkach z sąsiadkami. Albo bezczynnie leżała na leżaku w ogrodzie, podczas gdy sprzątaczka odwalała całą robotę.
Siedziałam tak na podłodze rozmyślając o tym, co się zdarzyło.
Tydzień temu, gdy spotkałam Peter'a... To było dziwne. Czułam, że go znam, ale go nie pamiętałam. Kojarzyłam tylko te jego oczy. Ciemne. Piękne. Gdy obudziłam się rano, chłopaka nie było. Może to i lepiej? Zostawił mi tylko wiadomość, że się spotkamy. I tak było. Spotkaliśmy się następnego dnia w Miami. Poszliśmy na plaże i gadaliśmy.
To dziwne (chociaż ostatnio dzieją się same dziwne rzeczy). Wieczorem bawiliśmy się w łóżku, a dzień później jak gdyby nigdy nic gadaliśmy sobie, spacerując po plaży.
- Nie chciałem tego - zaczął od razu.
- Ja chyba też nie - przyznałam. Strasznie krępowała mnie ta rozmowa, ale... Była konieczna.
- To był taki seks bez zobowiązań - stwierdził jakby było to dla niego normalne. - Dalej jesteśmy przyjaciółmi?
- Tak...
- Ale przyznaj... Podobało ci się - rzucił, szczerząc swoje białe zęby. Teatralnie przewróciłam oczami.
- Powiedzmy...
- Kłamiesz! Podobało ci się.
- Peter...!
- No co? Chciałaś być bliżej. To znak, że ci się podobało.
- Skończmy już tą rozmowę, co? - zaproponowałam poirytowana. Peter jednak dalej wpatrywał się we mnie swoimi ciemnymi oczami. Czułam, jakby wiercił mi dziurę w boku. - No dobra! Podobało mi się! - rzuciłam w końcu, nie mogąc wytrzymać tego wzroku. Chłopak uśmiechnął się, jakby było to coś oczywistego.
- Po co tu przyjechałeś? - spytałam po dłuższej chwili ciszy.
- Do ciebie. Martwiłem się.
- I kiedy wracasz?
- Jutro. Więc mamy czas, żeby jeszcze raz...
- Peter do cholery!
Chłopak objął mnie ramieniem. Nic do niego nie czułam, a się z nim kochałam. Uległam mu. Chociaż... Podobało mi się, to musiałam mu przyznać. Znał się na rzeczy.
- Nelly! - usłyszałam znowu. Niechętnie podniosłam się z podłogi, ostatni raz spoglądając na okno, jakby nagle miał się tam pojawić różany ogród, ale oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Skąd w ogóle przyszedł mi do głowy?
Weszłam do kuchni i od razu podeszła do mnie Jean.
- Musimy pogadać - powiedziała poważnym tonem, co mnie speszyło. Milczałam, chcąc, by mówiła dalej. Moja matka wzięła głęboki oddech. - Nie możesz tu zostać. I widzę, że nie chcesz.
Na te słowa zmarszczyłam brwi. Wyrzuca mnie? Co sobie wymyśliła?
- Pojedziesz do LA, do cioci Mag - oznajmiła. Położyła bilet na stół. Patrzyłam na nią zszokowana. Pamiętam, że powrót tam był dla mnie bardzo ważny, ale nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego.
- Kiedy?
- Dzisiaj, o drugiej w nocy - po tych słowach zapadła cisza, którą szybko przerwałam.
- Dlaczego?
- Bo sobie nie radzę!
- Nie radzisz sobie? - nie mogłam w to uwierzyć. - Nie radzisz - powtórzyłam z ironią. - Może gdybyś poświęciła mi więcej czasu, to by było lepiej, nie sądzisz? Może gdybyś zainteresowała się mną chociaż raz i spędziła kilka chwil, żeby chociaż pogadać, spytać co u mnie, jak moja pamięć, zamiast latać na durnowate plotki do sąsiadek, to byłoby dobrze. Gdybyś ruszyła dupę z leżaczka i przyszła do mnie chociaż raz, RAZ, byłoby łatwiej. Ale ty sobie nie radzisz! - mówiłam z kpiną w głosie. Nie mogłam się pohamować. NIE CHCIAŁAM się pohamować.
W oczach Jean zabłysły łzy, ale nie obchodziło mnie to.
- Nie dziwię się, dlaczego taty nie ma w domu! Pewnie obchodzi cię tak samo, jak ja, czyli wcale! Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ja też jestem człowiekiem i też potrzebuję miłości! Rodziców! A co mam? Zero! Mam rodziców, których za nich nie uważam. Mam matkę, która ma mnie w dupie i ja ją też! Mam ojca, którego nie pamiętam i chyba nawet lepiej. Dziękuję, za takich rodziców!
- Ja... Cię przepraszam - powiedziała roztrzęsionym głosem Jean. Parsknęłam śmiechem.
- A ja mam to w dupie.
Nie czekając na nic więcej, chwyciłam bilet ze stołu i wróciłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i od razu rzuciłam się na walizkę, szybko wpakowałam do niej potrzebne rzeczy, składające się w większości z miniówek, które teraz nosiłam codziennie i krótkich spodenek. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Tachając za sobą walizkę, wróciłam do kuchni.
- Odwieź mnie na lotnisko - rozkazałam siedzącej w bezruchu Jean.
- Masz jeszcze dużo czasu.
- Trudno. Nie mam ochoty ani zamiaru tutaj dłużej być - rzuciłam z wyrzutem. Jean powoli wstała z krzesła. Wpakowałam walizkę do bagażnika i po chwili byłyśmy już w drodze. Patrzyłam za okno, na dom, w którym byłam. Miałam dziwne wrażenie, że to już było.
Jechałyśmy w ciszy, przytłaczającej dla Jean, dobrej dla mnie. Czułam, że targały nią liczne emocje, ale byłam pewna, że i tak zaraz jej przejdzie. I tak nigdy się mną nie przejmowała...
To już się skończy. Będę wolna.
_________________
Cześć! Macie rozdzialik! Ostatnio nie miałam za bardzo czasu na pisanie, bo ciągle próby, to śpiewu, to tańca... Ale w końcu mi się udało! Komentujcie ^^
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super rozdział! Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuń