poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 31 - Powrót


ROZDZIAŁ 31

POWRÓT


   Usiadłam gwałtownie, z kubkiem herbaty w dłoniach. Była już zimna. Tak długo kręciłam się w kółko. Tak bardzo pragnęłam obudzić się z tego koszmaru. Żeby się okazało, że to sen. Kolejny. Tak bardzo tego chciałam. Długo chodziłam w tą i z powrotem, starając się opanować. Sophie po półgodziny zdenerwowała się i wrzasnęła, żebym usiadłam i się uspokoiła. Zrobiłam to, ale cały czas kiwałam nogą, albo stukałam w podłogę. Ją to tylko denerwowało, a mnie uspokajało.
   Nie, nie, nie... To nie może być prawda! - krzyknęłam w duchu.
   Gdy R5 wróci do LA, a mnie tam nie będzie... Przecież to było tak nagle. Najpierw spokojnie szłam sobie ulicami miasta, później ten zbok chciał mnie zgwałcić, a na koniec budzę się w Miami. Jak po jakimś grubym 'melanżu', o którym wszyscy gadają później przez miesiąc.
   Schowałam twarz w dłoniach.
   Dotarło do mnie, że tutaj jestem, chociaż bardzo tego nie chciałam. Nie pamiętałam dalej jak tutaj trafiłam, ale Sophie wszystko mi wyjaśniła, a przynajmniej powiedziała mi to, czego dowiedziała się od mojej mamy - Jean.
   No właśnie... Matka... Przyjęła mnie, jak jakiś łaskawca. I nie została, żeby się przywitać. Żeby mi pomóc. Idę o zakład, że Mag zadzwoniła do Jean i poinformowała ją o sytuacji, a ta przekonała ją, żeby odesłała mnie do domu. Nawet nie wiedziała, jak dobrze mi się wszystko układa! Przecież w końcu otrzymałam to, czego nie miałam - przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, miłość... A ona mi to wszystko odebrała! Najpierw się mną nie interesuje, a później, gdy przychodzi co do czego, niszczy wszystko! 
   Gdy dotarło to do mnie, nie powstrzymywałam się od płaczu. Chciałam płakać. I jak na zawołanie, po policzkach spłynęły mi słone łzy. Czułam, jakby płacz miał oczyścić mnie od problemów. Wiedziałam, że tak nie jest, ale łudziłam się przez chwilkę, że wszystkie moje dotychczasowe ciężary znikną.
   Upuściłam bezwładnie kubek herbaty na podłogę, po której potoczył się, wylewając zawartość. Sophie od razu go podniosła i nie przejmując się bałaganem, usiadła obok mnie i ostrożnie, jakby bojąc się mojego odrzucenia, objęła mnie ramieniem. Miałam ochotę się kpiąco roześmiać. Nie potrzebowałam jej litości. Mogę sobie sama poradzić, a jej łaska nie była mi potrzebna.
   Najbardziej jednak martwił mnie teraz Ross. Przecież wróci do LA, zadowolony, a mnie... Mnie tam nie będzie. Dowie się, że wyjechałam do Miami i... Nie wiem, co zrobi. Ale martwiłam się o niego. Ciężko przeżywałam te kilka dni, jego wyjazd, ten początek, ale wytrzymać bez niego już na zawsze...
   - Wrócę - powiedziałam po długiej chwili ciszy. Sophie spojrzała na mnie jak na idiotkę. - Do Los Angeles. Muszę! - rzuciłam, podnosząc się z podłogi.
   - Ale teraz? Czyś ty zwariowała?! - spytała, a ja tylko spojrzałam się na nią krytycznie.
   - Jestem pełnoletnia i sama decyduje o swoim życiu. I ani Jean, ani Mag nie mogą tego zmienić! - krzyknęłam, wybiegając z pokoju. Po tak długiej nieobecności w domu miałam małe problemy co do rozmieszczenia pomieszczeń, ale szybko sobie przypomniałam. Skierowałam się do drzwi, prowadzących z korytarzyka do salonu. Gwałtownie je otworzyłam, zapominając zupełnie, jak niewiele trzeba siły, by je pchnąć.
   - Ale teraz jesteś w Miami! Twoja mama tak postanowiła. O co ci właściwie chodzi?
   - Nie! - krzyknęłam, gwałtownie się odwracając. Narastał we mnie gniew. - O co tobie chodzi? Przychodzisz sobie do mojego domu, niby się mną zajmujesz, ale rządzisz się, jakbyś była moją matką! A nie, przepraszam. Ona jakoś nigdy nie zwracała na mnie uwagi, tylko teraz jej się coś ubzdurało i stara się zachować jak odpowiedzialna dorosła osoba, którą jest. Problem w tym, że trochę za późno się obudziła!
   - To twoja mama... - szepnęła Sophie, trochę tracąc pewność siebie, lecz szybko ją odzyskała. - Ty zachowujesz się jak dziecko! A podobno nigdy nie miałaś dobrych kontaktów z ludzimi. Byłaś zamknięta w sobie... A może to tylko jakieś plotki?
   - To prawda. Ale dobrze powiedziałaś. BYŁAM zamknięta w sobie. Przez to parę miesięcy trochę się zmieniło! Ja mam tam życie! Mam przyjaciół, którzy tutaj mnie olewali. Mam, jak każdy człowiek, normalne problemy, które nigdy się u mnie nie pojawiały, bo siedziałam sama z nosem w książkach. Mam chłopaka, którego nigdy nie miałam! - wykrzyczałam prosto w twarz dziewczynie. - A teraz zostawcie moje życie w spokoju! Zostawcie je mnie!
   - Wszyscy chcą dla ciebie dobrze! Tylko ty tego nie widzisz! - odkrzyknęła Sophie, gdy zbliżałam się już do drzwi.
   - Nikt nic nie wie, o moim życiu, więc jak chcą mi pomóc?! Wymyślając absurdalne historyjki, że czyjś ojciec zabił mojego wujka? Zabraniając mi podejmować własne decyzje, a których inni nie mają najmniejszego pojęcia? No jak? - spytałam ironicznie, z kpiącym uśmiechem na ustach. - A ty... - zaczęłam, zbliżając się do dziewczyny, jak tygrys do swojej ofiary. - Jesteś zwykłą sąsiadką! Nie masz prawa mi rozkazywać, ani mną pomiatać! Jesteś dla mnie nikim! - krzyknęłam jej prosto w twarz, odwróciłam się na pięcie i wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Widziałam, jak bardzo ją to zabolało, ale w jej oczach kryło się też zrozumienie.
   Taaa... Ciekawe co rozumie? Wtrąca się do mojego życia, jakby była moją matką! A poznałyśmy się dzisiaj... 
   Zezłoszczona wyciągnęłam telefon z kieszeni. Szybko wybrałam numer. Musiałam pogadać z Peter'em, bo wiedziałam, że to jego wina. Że się tutaj znalazłam.
   - Cześć, Nelly... - powiedział śmiało, gdy odebrał po dwóch sygnałach. W jego głosie wyczułam jednak niepewność. Próbowałam się opanować, ale nie potrafiłam. To przez niego straciłam wszystko!
   - Ty wiesz, co mi zrobiłeś? Zniszczyłeś mi życie! Miałam tam przyjaciół, rodzinę i Ross'a, a ty po prostu odesłałeś mnie do Miami! I po tym słyszę jedynie 'Cześć'?! - krzyczałam do słuchawki, a ludzie przechodzący obok oglądali się za mną. Nie obchodziło mnie to.
   - To ciocia odesłała cię do Miami, a właściwie twoja mama - sprostował. Gdyby teraz tu był, zmierzyłabym go groźnym spojrzeniem. - Jesteś idiotką! Jak mogłaś wybiec z domu? Nathan próbował ciebie zatrzymać, a ty...? Co w ciebie wstąpiło! - nie mogłam uwierzyć w to, co mówi. Nathan próbował mnie zatrzymać? On perfidnie miał jakiś popęd seksualny, a Peter o tym nie wiedział?
   - Co on ci powiedział? Próbował mnie zatrzymać? - zakpiłam. - Próba gwałtu to nie to samo, co próba zatrzymania! - krzyknęłam, a łzy napłynęły mi do oczu. Cieszyłam się, że chłopak mnie nie widział. Czekałam, aż coś odpowie.
   - Znam Nathan'a... - zaczął ostrożnie. - Zawsze lubił popatrzeć sobie na co nieco, ale nigdy nie zgwałciłby dziewczyny!
   - To chyba słabo go znasz! - krzyknęłam jeszcze bardziej zła. Głos drżał mi od emocji. Peter chyba wyczuł, że jestem bliska płaczu. - Zniszczyłeś mi życie! Ale ja i tak wrócę do LA, nie martw się!
   - Ty sama sobie je zniszczyłaś! - podniósł głos Peter. - Po co się z nami zadawałaś?
   - Dobra, może zniszczyłam je sobie sama, ale ty gdybyś był prawdziwym przyjacielem, broniłbyś mnie przed Mag, a nie po prostu powiedział prawdę, sam do końca jej nie znając! A może coś jeszcze nawymyślałeś, żeby odesłała mnie do Miami? - spytałam jadowitym tonem. Nie obchodziło mnie teraz, co czuje Peter. Stałam się samolubna, ale... W tym przypadku, nie potrafiłam inaczej.
   - Jestem twoim przyjacielem. Nic nie powiedziałem Mag. Tylko tyle, że znalazłem ciebie na chodniku przy parku.
   - Jasne - prychnęłam. - Nie wiesz, co się stało i mi nie ufasz. Przecież nie okłamałabym cię, jeśli chodzi o gwałt - powiedziałam spokojniej, wyrównując oddech. Poczułam, jak do moich oczu ponownie napływały łzy. Z bólem przełknęłam ślinę. - Nie jesteś już moim przyjacielem... - szepnęłam z trudem i się rozłączyłam. Od razu wyłączyłam telefon i ruszyłam przed siebie. Byłam trochę niepewna, co do miasta przez moją nieobecność, ale teraz... Nie obchodziło mnie, gdzie dojdę. Potrzebowałam ruchu. Uspokoić się.
   Doszłam do zakrętu, gdzie nasza ulica się kończyła i wtedy zobaczyłam dziewczynę. Westchnęłam i już chciałam zawrócić, lecz było za późno.
   - Nelly wróciła do miasta. Witamy - rzuciła jadowitym głosem znienawidzona przeze mnie blondynka.

_________________

Czeeeść :**
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale nie chciał mi się rozdział dodać. Znowu coś mi się blog psuje ;// No ale macie! Komentujcie... Co do drugiego bloga, to ciągle się zastanawiam, ponieważ nie wiem, jak wyjdzie mi z czasem i z pisaniem. I to tyle ;) Do napisania!

3 komentarze:

  1. Roździał super!!!!!!
    Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście jak zawsze świetny <3
    Czekam z niecierpliwością na nexta ;*


    Pozdrawiam Mr. Maggie ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział i blog :)) Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy . Fajnie by było jakby Nelly była potem z Rockym . czekam na nexta :))

    OdpowiedzUsuń