środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 29 - Wyzwanie cz. 2



ROZDZIAŁ 29

WYZWANIE CZ.2


   Gdy otworzyłam oczy, dalej otaczała mnie ciemność. Było późno. Przekręciłam się na drugą stronę i jęknęłam. Prawy bok przeszyła mi fala bólu. Złapałam się za ramie, jakby to było źródło tego pulsującego kłucia, lecz od razu sobie przypomniałam, że była nim łopatka - miejsce, w które wbiło mi się szkło.
   Syknęłam ponownie, czując kolejną falę bólu.
   Po chwili zapaliło się światło na korytarzu, które wleciało cienkimi strużkami przez szparę w drzwiach. Przez chwile nie wiedziałam, gdzie byłam. Rozglądałam się spanikowana dookoła. Przypomniało mi się, jak leżałam w szpitalu - jasne lampy, białe ściany i ciche rozmowy. To było dwa miesiące temu, gdy Riker przez przypadek uderzył mnie drzwiami a ja straciłam przytomność. Teraz czułam się zupełnie tak samo, jak wtedy. Lecz nagle przypomniałam sobie, gdzie jestem i co się stało.
   Zabiję Tally, gdy ją spotkam - pomyślałam ponuro i zamknęłam oczy, bo znowu zakręciło mi się w głowie. - Zakłamana suka...
   - Hej, śpisz? - usłyszałam pytanie i otworzyłam oczy. W drzwiach stał Peter.
   - Nie... - powiedziałam zachrypniętym głosem. Szatyn podszedł i usiadł na łóżku obok mnie. Odgarnął mi kilka kosmyków włosów ze spoconej twarzy i założył za ucho. - Czuję się strasznie - stwierdziłam, wykrzywiając usta w grymas.
   - Nie dziwię się - w ciemności zobaczyłam uśmiech Peter'a. - Jesteś idiotką.
   - Już to słyszałam - zaśmiałam się przez ból. - Ale może chce nią być?
   - O co ci znowu chodzi? - westchnął chłopak, patrząc na mnie z politowaniem.
   - Kiedyś byłam porządną dziewczyną, a teraz... Stałam się idiotką i to mi się podoba - wzruszyłam ramionami, co wywołało nową falę bólu. Skrzywiłam się.
   - Teraz już zgłupiałaś - stwierdził Peter. Wiedziałam, że w tych trzech słowach kryje się długa wypowiedź, jaka jestem nieodpowiedzialna, głupia i jaka ze mnie jest idiotka oraz wiele, wiele innych wyzwisk, ale czułam, że szatyn powiedział tylko tyle, żeby mnie nie urazić. Ja nie należałam do takich osób, co obrażają się na każdym kroku, ale... Chyba dobrze, że mi tego nie powiedział.
   - Wiem - zaśmiałam się. - Schodzenie z dachu i skakanie z wysokości pierwszego piętra chyba stało się moją pasją - jeszcze bardziej się roześmiałam.
   - Idź spać, Nelly - rozkazał Peter i sam ziewnął.
   - Już nie potrafię... - powiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Dopiero teraz zauważyłam, że mam jedynie na sobie dużą koszulkę szatyna. Była najzwyklejsza, czarna. - Amy nie ma?
   - Poszła wieczorem - rzucił szatyn. - Serio, idź spać - powiedział nagle Peter, już błagalnym tonem. Wiedziałam, że pewnie trochę się podenerwował wieczorem i pewnie mało spał. Dlatego przewróciłam tylko oczami i ponownie się położyłam na łóżku, mocno okrywając się kołdrą. Chłopak się uśmiechnął. - Grzeczna dziewczyna - rzucił tylko i wyszedł. Ja jednak i tak nie byłam chętna do spania i długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, szukając jakiegoś nie obolałego miejsca, ale mi to nie wychodziło, aż w końcu po dłuższym czasie zmorzył mnie sen.

 
   - Daj sobie spokój - odtrąciłam rękę Peter'a od siebie. Skakał naokoło mnie ze szmatką namoczoną w jakimś płynie. Wiedziałam, że chce mi pomóc, ale przecież nie jest aż tak bardzo źle.
   - Nelly, do cholery! - krzyknął zniecierpliwiony. Przypomniało mi to Ross'a i nasz wypad nad jezioro. Wtedy też sobie coś zrobiłam i też próbował mi pomóc, a ja po prostu nie chciałam tej pomocy. Teraz było tak samo, tylko rany trochę poważniejsze od pokaleczonego palca.
   - Zachowujesz się jak...! - zaczęłam, ale urwałam. Spojrzałam wymownie w bok, gdy ujrzałam pytające spojrzenie Peter'a.
   - Jak kto?
   - Jak Ross! - dokończyłam, wzruszając ramionami. Szatyn uniósł brwi, a ja to zignorowałam. - To takie dziwne, że to mój chłopak? Ty chodzisz z Delly!
   - A czy ten twój chłopak wie, co ty robisz? No wiesz... Palenie, picie, rzucanie się z dachu... - wymieniał Peter, lecz ja tylko przewróciłam oczami.
   - Zeszłam, nie skoczyłam! - przerwałam mu. - Poza tym to moje życie i on nie ma na moje decyzje wpływu - wzruszyłam ramionami. - I teraz go nie ma. Pojechał w trasę koncertową na miesiąc - rzuciłam.
   - Dlatego myślisz, że możesz robić co chcesz, gdy go nie ma?
   - Zawsze mogę robić co chcę. Jestem pełnoletnia.
   - Ale powinnaś o nim pomyśleć - stwierdził. - Chyba nie chce ciebie zastać połamaną, albo nieżywą, jak wróci.
   - Jejku! - krzyknęłam zniecierpliwiona. - Mówisz tak samo, jak on! Dajcie sobie spokój i nie wtrącajcie się w moje życie! Moja ciocia też nie daje mi spokoju...
   - Może dlatego, że się o ciebie martwi, tak samo, jak ja i ten twój chłopaczek - zasugerował spokojnie szatyn.
   - Moglibyście mi zaufać, a nie ciągle chcecie podejmować decyzje za mnie - prychnęłam. Zapadła cisza. Peter'owi w końcu udało się przyłożyć mi ręcznik z lekarstwem do rany w łopatce. Syknęłam, mocno zaciskając zęby.
   - Zmieniłaś się... - stwierdził szatyn, przerywając ciszę.
   - Wszyscy się zmieniają. Na mnie też przyszedł czas - wzruszyłam ramionami. Chłopak miał rację. Zmieniłam się. Kiedyś siedziała bym cicho, nie mogąc wydusić ani słowa, zamknięta przez swoją nieśmiałość, a teraz... Stałam się bardziej otwarta, odważna. Jeszcze parę tygodni temu nie wzięłabym papierosa do rąk, a w tej chwili... Nie uzależniłam się! Po prostu od czasu do czasu sobie zapalę, to chyba normalne u osób w moim wieku.
   - A ten twój Ross... - zaczął Peter. - Nic sobie nie robi z tej całej sytuacji?
   - Tej z moimi nowymi znajomymi? - upewniłam się, a szatyn pokiwał głową. - Nie. On nic nie wie - wzruszyłam ramionami, a na te słowa chłopak pokręcił zrezygnowany głową, po czym przytrzymał mnie za ramiona, żebym się nie kręciła.
   - Powinnaś mu powiedzieć. Może on ci przemówi do rozsądku... - burknął pod nosem Peter, a ja dałam mu delikatnego kuksańca w bok.
    - Dzięki, że mi pomagasz... - powiedziałam po chwili ciszy.
   - Nie ma sprawy - chłopak wzruszył ramionami. - Ale serio zastanów się, co robisz.
   - Zastanowię - obiecałam. Z powrotem wciągnęłam przez głowę koszulkę, gdy szatyn dał mi znać, że skończył swoją robotę. Po chwili wyciągnął z paczki papierosa i go sobie odpalił. Patrzyłam na niego wyczekująco, aż mi też da, lecz się na to nie zapowiadało. Dlatego przewracając oczami sama wyrwałam mu paczkę w dłoni i włożyłam szluga do ust, odpalając go.
   Rozległ się dzwonek do drzwi. Peter poszedł je otworzyć, a ja czekałam w salonie. To środka wpadła Ama z Nathan'em. Dziwnie się czułam w samej, dużej koszuli szatyna przy jego przyjacielu, ale nie miałam nic innego. Na szczęście Samantha chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do pokoju, w którym nocowałam. Dopiero teraz zorientowałam się, że to ten sam pokój, co wtedy, gdy całowałam się z Tayler'em na imprezie. Czułam, że no moich policzkach pojawia się rumieniec. Na szczęście Ama chyba go nie zauważyła. Podała mi tylko rzeczy, kazała się przebrać i wyszła. Nie ociągając się, zrzuciłam z siebie koszulę Peter'a i zaczęłam nakładać ubrania, które mi przyniosła rudowłosa. Zastanawiało mnie, po co przyprowadziła tutaj Nathan'a. Nie był do niczego potrzebny, a od spotkania patrzyłam na niego i Tally z innej strony. Szczególnie na Tally... Po niej się tego nie spodziewałam, chociaż teraz już się nauczyłam, że jest nieobliczalna.
   Usłyszałam, jak ktoś trzasnął drzwiami i zapanowała cisza. Zdziwiona obejrzałam się do tyłu i wtedy do pokoju ktoś wszedł. Nathan. Szybko się odwróciłam. Byłam w samym staniku i spodniach, które przywiozła mi Ama.
   - Tris zostawił ciebie mnie. Nie jesteś w dobrym stanie, ale chyba do czegoś się nadajesz... - powiedział ociągając się Nathan.
   - Gdzie Peter i Ama? - spytałam zaniepokojona.
   - Musieli wyjść, ale mamy pół godzinki. Starczy - szepnął mi chłopak do ucha. W jego oddechu czułam woń alkoholu. Wzdrygnęłam się.
   - Nie - powiedziałam tylko, szybko się odsuwając i wciągając koszulkę na siebie. Tej wielkości dekolt, jaki miała, nie był dobry w takiej sytuacji.
   Spanikowana rozejrzałam się po pokoju. Czym mogę się obronić? Przecież Nathan jest ode mnie o wiele silniejszy i większy. Nie dam mu rady. Musieli mnie z nim zostawić? Nie widzą, ani nie czują, jaki jest pijany?
   Wzdrygnęłam się, gdy Nathan złapał mnie w biodrach i mocno do siebie przyciągnął. Czułam, że jest napalony. Próbowałam wyszarpać się z jego objęć, ale był za silny.
   - Pomocy! - krzyknęłam. Nagle przypomniały mi się słowa mojego nauczyciela samoobrony i obraz, gdy obserwowałam dwie najlepsze uczennice. To mogła być jedyna szansa, by mu się wyrwać.
   Pchana impulsem, zrobiłam dokładnie to, czego się uczyłam. Z całej siły nadepnęłam mu na stopę, po czym z największego zamachu, na jaki pozwalały mi sploty ramion chłopaka, uderzyłam go z łokcia w brzuch. Nathan jęknął, a jego uścisk zelżał. Też syknęłam, czując, jak z rany w łokciu zaczyna cieknąć mi krew. Chłopak jednak się nie poddawał. Oplótł mnie jedną ręką w pasie i próbował drugą podciągnąć moją koszulkę do góry. Spanikowana wypchnęłam biodro do boku, po czym wyprostowałam rękę, trafiając pięścią prosto w krocze. Chłopak całkowicie mnie puścił, skulając się i jęcząc, a ja, wiedząc, że to może być jedyna szansa, chwyciłam telefon z szafki i wybiegłam z domu, porywając po drodze buty. Adrenalina popłynęła mi w żyłach. Biegłam na boso tak długo, aż nie poczułam zmęczenia. Ludzie oglądali się za mną. No tak... Posiniaczona, rozczochrana dziewczyna biegająca bez butów po mieście.
   Po chwili przystanęłam i założyłam swoje trampki. Starałam się wyrównać oddech, lecz słabo mi to wychodziło. Czułam, jak krew pulsuje mi w żyłach.
   Szłam dalej, od czasu do czasu lekko się zataczając, gdy nogi odmawiały mi posłuszeństwa. To było kolejne wyzwanie. Nathan... Kolejna przeszkoda. Musiałam go lekko pobić, żeby mnie zostawił. Nic mu się nie stało. Byłam słaba i wyczułam siłę swoich uderzeń.
   Zmęczona przysiadłam sobie na krawężniku. Byłam już na swoim osiedlu, ale nie wiem, gdzie dokładnie. Rozpoznałam kilka domów, ale nie umiałam określić, gdzie jest dom cioci Mag. Schowałam spoconą twarz w dłonie, odgarniając przy okazji włosy z czoła. Miałam wrażenie, że zaraz podbiegnie do mnie Nathan. Że jest gdzieś tutaj. Znowu poczułam, że kręci mi się w głowie. To pewnie od tego biegania...
   I gdy tylko to pomyślałam, znowu ogarnęła mnie ciemność.

_________________

Hej ♥
Mamy kolejny rozdzialik, a właściwie 2 część. Mam nadzieję, że wam się podobała. Piszcie komentarze i zadawajcie pytania, jeśli chcecie. To w sumie chyba tyle. Miłej majówki ^^

1 komentarz:

  1. Całe szczęscie, że to tylko sen ;d ...
    the-most-beautiful-stories-r5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń