ROZDZIAŁ 27
WYJAZD
Następny dzień był dla mnie ciężki. Starałam się nie myśleć o wyjeździe zespołu w trasę i cieszyć z tych godzin, które razem spędzaliśmy. W niedzielę poszliśmy wspólnie do kina, gdzie oczywiście fani nie dawali nam spokoju. Znaczy R5, bo na mnie nie zwracali najmniejszej uwagi, wręcz mnie hejtowali i mówili pod nosem do siebie, że chce zespół tylko wykorzystać. Czasami znajdywały się jednak sympatyczne dziewczyny, które chciały mnie trochę poznać i wypytywały jak udało mi się poznać i zaprzyjaźnić z R5. To było miłe, że zwracały na mnie uwagę. Później pojechaliśmy do domu Lynch'ów. Byli zajęci pakowaniem swoich rzeczy, 'dopieszczaniem' szczegółów, sprzątaniem oraz pakowaniem instrumentów do autobusu, którym będą jechać w trasę. Ja kręciłam się pośród tego całego zamieszania bez sensu, starając się pomóc i wykorzystać ten czas, który nam został. Lynch'owie nie zwracali na mnie uwagi zbyt pochłonięci swoimi sprawami, ale próbowali nawiązać ze mną jakąś rozmowę. Po jakimś czasie dałam sobie spokój z zawracaniem im głowy i po prostu pomagałam przenosić walizki do auta.
- Co jest, Nel? - zaczepił mnie Riker, przysiadając się do mnie na kanapie.
- Ten wasz wyjazd... Trasa koncertowa... - zaczęłam, wzdychając. - Będzie mi was brakowało przez ten miesiąc.
- Nam ciebie też - zapewnił blondyn, obejmując mnie ramieniem. - A przynajmniej mi - poprawił, a ja uśmiechnęłam się słabo.
- Tally jest w tej samej sytuacji - zauważyłam, rozglądając się, jakbym miała zaraz zobaczyć tutaj szatynkę.
- Ale za Tally tęsknić będzie tylko Rocky - szepnął mi Riker do ucha, gdy zostaliśmy w pomieszczeniu sami. Spojrzałam na niego, by się upewnić, że nie żartuje, ale jego twarz była poważna. Nagle ktoś go zawołał z zewnątrz, więc starszy chłopak wstał i skierował się do wyjścia. Spuściłam wzrok i wtedy coś zobaczyłam.
- Coś zgubiłeś - powiedziałam, podnosząc z kanapy paczkę i rzucając ją chłopakowi. Ten ją złapał i zarumienił się. - Nie powinieneś ich nosić w tylnej kieszeni. Wcześniej też ci prawie wypadły - upomniałam.
- Widziałaś? - spytał chłopak, a ja tylko pokiwałam głową, na co wytrzeszczył oczy i zrobił się (co było chyba niemożliwe) jeszcze bardziej czerwony. - Ja nie pale.
- Oczywiście. Ta paczuszka tylko dla ozdoby - roześmiałam się. - Mógłbyś się czasami podzielić, a nie... - rzuciłam i wtedy zdałam sobie sprawę, co powiedziałam.
- Ty... Palisz?
- Ja nie... - powiedziałam i również się zarumieniłam. - Ughhh... No dobra zapaliłam raz w tamtym tygodniu, pasuje?
- Spoko, spoko nic przecież nie mówię - rzucił od razu Riker, podnosząc ręce w geście obrony.
- Ale nic nie mów reszcie - dopowiedziałam szybko.
- Ty też.
- Zgoda - pokiwałam głową.
- Zgoda - również przytaknął blondyn. Podaliśmy sobie małe palce, jak robiłam kiedyś, gdy byłam mała. Chłopak uśmiechnął się, po czym wyjął jednego szluga z paczki i wsunął mi go do kieszeni. - Jakbyś miała ochotę - rzucił przez ramię i puścił do mnie oko, odchodząc. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak bardzo będzie mi ich brakować...
I mój niedzielni dzień mniej więcej tak wyglądał. Pomagałam cały czas w pakowaniu, a gdy tylko moje i Riker'a spojrzenie się skrzyżowało, nie mogliśmy powstrzymać się od uśmiechu. W poniedziałek wstałam o 4:23. Nie mogłam zasnąć. Szybko więc się ubrałam i pod pretekstem rannego biegania wyszłam o ok. 5:30 z domu. Ciocia już była wtedy na nogach, dlatego musiałam coś wymyślić. Nie zwracała uwagi na mój strój, ponieważ była jeszcze tak zmęczona, że prawie zasypiała na stojąco. Szybko dotarłam pod dom Lynch'ów. Gdy przyszłam, pakowali ostatnie rzeczy do auta.
- Nel! Przyszłaś - krzyknął od razu Ross, gdy mnie zobaczył. Szybkim krokiem podszedł do mnie.
- Musiałam się pożegnać - wzruszyłam ramionami, patrząc blondynowi w oczy. Od razu wziął mnie w ramiona, mocno przytulając. Ja również wtuliłam się w jego pierś, oplatając ręce wokół bioder.
- Mam do ciebie pytanie... - powiedział Ross, poważniejąc, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Spojrzałam na niego, lekko zaniepokojona. - Wczoraj... Czy ty i Riker przypadkiem...
Na te słowa roześmiałam się. Nie mogłam złapał oddechu, a Ross patrzył na mnie trochę jak na idiotkę. Na jego twarzy widniała ulga, że czasami też mieszało się napięcie.
- Jesteś zazdrosny! - zauważyłam.
- Wcale nie! - zaprzeczył od razu Ross, co przypominało mi czasy przedszkola, albo klas 1-3. Brakowało tylko, żeby tupnął nogą.
- Ta-ak! - krzyknęłam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie-e!
- Tak! Tak, tak, tak, tak milion razy tak! - roześmiałam się. Blondyn potrząsnął gwałtownie głową, po czym szybkim, zwinnym ruchem przerzucił mnie sobie przez ramię. Wrzasnęłam, zaskoczona. Chłopak zaczął ze mną biegać w tą i z powrotem, a ja wybuchałam coraz głośniejszym śmiechem, co chwila wymawiając jego imię i lekko uderzając blondyna w plecy.
- Odwołaj to, co powiedziałaś! - krzyknął nagle.
- Nie-e!
- Tak? - powiedział, przeciągając samogłoskę. Po chwili podrzucił mnie sobie na ramieniu i złapał tak, że moja głowa znajdowała się coraz bliżej ziemi. Krzyknęłam. - Słucham?
- Rossy jest zazdrosny! - wysapałam, próbując złapać oddech po fali śmiechu. - Rossy jest zazdrosny, Rossy jest zazdrosny, Rossy jest za...
- Jak dzieci... - westchnął Mark, wychodząc przed dom, tym samym przerywając moją pioseneczkę. Spojrzałam na niego i poczułam, że się rumienię. - Sąsiadów obudzicie! - powiedział ciężko Mark. Ross w tym czasie podciągnął mnie do góry, że ponownie byłam przewieszona przez jego ramię, już normalnie, nie z głową prawie przy ziemi.
- Ona zaczęła, tato! - krzyknął Ross.
- Nie jesteś na to za stary? - spytał chłopaka ojciec.
- Nie! To ty zacząłeś! - powiedziałam, gdy blondyn otwierał już usta. Zaczęłam podśpiewywać sobie 'Rossy jest zazdrosny' pod nosem, gdy nagle z domu wyszedł Rocky z Ell'em.
- Co tutaj się dzieje? - spytał starszy brunet, podchodząc do mnie. Pomachałam mu na oślep, bo ustawił się tak, że go nie widziałam.
- Postawisz mnie, Rossy? - spytałam chłopaka. Blondyn zrobił tak, jak go poprosiłam. Ostrożnie zdjął mnie ze swojego ramienia i postawił przed sobą. Czułam, jak krew odpływa mi w twarzy z powrotem na 'swoje miejsce'. Odgarnęłam włosy z oczu. - Zazdrośniku mój... - szepnęłam, całując chłopaka w policzek. Ten szybko przejął inicjatywę, wpijając się w moje usta.
- Musicie się ślinić publicznie? - jęknął Ell. Szybko oderwałam się od blondyna śmiejąc się z bruneta.
- A co? Też byś chciał? - spytałam żartobliwie.
- A co proponujesz? - Ratliff zaczął 'majtać' brwiami, na co znowu zaczęłam się śmiać.
- Jejku, Nelly! Co ci się stało? - spytała Delly, która właśnie wyszła z domu. - Jesteś cała czerwona!
- Krew mi za mocno do twarzy dopłynęła - wyjaśniłam. - Ross i ramie... - rzuciłam, widząc niezrozumiały wyraz twarzy dziewczyny. Ta pokiwała głową, po czym wrzuciła swoją kosmetyczkę do środka.
- To wszystko - powiedziała blondi do ojca, a ten tylko skinął głową.
- Musimy się zbierać, bo nie zdążymy - poinformował Mark. - Wołaj Riker'a i Rocky'ego, bo gdzieś zniknęli.
Na imię bruneta rozejrzałam się. Rzeczywiście go nie było.
Delly skierowała się do domu, a po chwili słychać było jej krzyki, nakazujące chłopakom już wychodzić na zewnątrz. Po kilku minutach już przyszli, w tym mętnie wyglądający Rocky. Tylko rzuciłam na niego okiem i od razu odwróciłam wzrok.
- Słuchajcie! - odezwałam się, gdy Stormie wsiadała do autobusu, a Mark zaczął wołać zespół już z auta. Wszyscy skierowali na mnie wzrok. - Nawet nie wiecie, jak będzie mi was brakowało, przez ten miesiąc. Najdłuższy i pewnie najnudniejszy czas mojego życia, odkąd przyjechałam do LA - wyznałam, a łzy napłynęły mi do oczu. - Zadzwońcie czasem, co?
- Ooooo - Rydel nie wytrzymała, a łzy popłynęły jej po policzkach. Mi po paru chwilach tak samo. Blondynka podeszła do mnie dwoma długimi krokami i mocno mnie przytuliła. Po chwili wszyscy się przyłączyli i zrobiliśmy grupowy uścisk. Nie wiem, ile tak staliśmy. Było tak dobrze... - Idę, bo się rozkleję totalnie... - stwierdziła Delly, przerywając ten moment. - Trzymaj się - powiedziała, ostatni raz mnie ściskając i znikając w środku, cała czerwona na twarzy.
- I jak ci smutno, to dzwoń do starego, ale jakże zabawnego i zabójczo przystojnego Ell'a - dorzucił brunet i również mnie przytulił. Pomachał mi na do widzenia i również zniknął w środku za Delly, na co się uśmiechnęłam.
- Cześć... - rzucił tylko Rocky pod nosem, nie patrząc mi w oczy.
- Na razie... - szepnęłam za nim, gdy wspinał się po trzech stopniach do auta. Później podszedł Ross, który tylko pocałował mnie namiętnie, wplatając mi przy tym dłonie we włosy. Stanęłam na palcach, by przybliżyć się do blondyna. Zamknęłam oczy, poddając się przyjemności ze świadomością, że nie zobaczę swojego chłopaka cały miesiąc. Po kilku minutach Ross oderwał się ode mnie i z bólem w oczach skierował się do autokaru.
- Dzwoń - rzucił tylko, a ja usłyszałam słaby ton jego głosu. Pokiwałam tylko głową. Na końcu podszedł do mnie Riker. Przytulił mnie mocno, aż poczułam, że się duszę.
- Blondasku... Nie mogę oddychać - wysapałam, a chłopak momentalnie ode mnie odskoczył. Roześmialiśmy się, choć łzy dalej płynęły mi z oczu.
- Pamiętaj, że jesteś moją przyjaciółką i możesz na mnie liczyć - powiedział Riker, puszczając do mnie oko, po czym przytulił mnie jeszcze raz. - I rzuć palenie - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się.
- Ty też - rzuciłam. Czułam, że chłopak też się uśmiecha. Odkleiliśmy się od siebie, a blondyn od razu przeskoczył stopnie i zniknął w środku. Pomachałam do rodzeństwa i Ratliff'a, którzy zebrali się w oknie, a oni odmachali.
- Do zobaczenia - powiedziałam bezgłośnie. Po chwili auto odjechało, a ja stałam w miejscu, dopóki nie zniknęło za zakrętem, a nawet wtedy nie mogłam ruszyć się z miejsca. Wiedziałam, że nie będzie ich tylko miesiąc, ale miałam wrażenie, że wyjeżdżają na całe życie. Szczególnie nie wiedziałam, jak zniosę rozłąkę z Ross'em i naszym przekomarzaniem się. I czy przetrwamy ten miesiąc.
Łzy płynęły mi z oczu. Miałam wrażenie, że wyglądam jak żywa fontanna. Otarłam więc mokre poliki rękawem bluzy i wzięłam kilka głębokich wdechów. Będzie dobrze. Wrócą.
No właśnie. Wrócą. To ich dom.
I z tą myślą, wyciągnęłam papierosa z kieszeni spodni, którego włożył mi w niedzielę Riker, zapaliłam i ruszyłam przed siebie.
_________________
Czeeeeeść ♥
Bądźcie zaskoczeni lub nie, aleeeeee... rozdzialik! Szybko, ponieważ miałam dobrą wenę (to raz) a po drugie - z netem coraz lepiej, więc miałam jak wstawić. Nie wiem, czy wam się spodoba czy nie, ale to już napiszcie mi w komie ;)
Słuchajcie... Chcę podziękować osobą, które od początku czytają tego bloga. Serio kocham was, bo gdyby nie wy, nie byłoby tego opowiadania. I oczywiście chce też podziękować osobą, które dopiero dołączyły do grona czytelników ♥ Tak mnie wzięło, nie wiem, czy to dzięki tym świętom czy dzięki ponad 5000 odsłoną! Serio nigdy nie sądziłam, że aż tyle tego będzie. Także dzięki wam wielkie ^^
A no i pytanie: Kto przetrwał suchy dzisiaj? Ja nie, co było pewne. Jeszcze jakieś gimby przyczajały się z wiadrami i butlami w środku miasta na skrzyżowaniu i nie było osoby, która od nich nie dostała... Na szczęście ja jechałam samochodem, także byłam bezpieczna :D (Jeszcze pomińmy fakt, że też chodzę do gimbazy...). I do zobaczenia ♥
SUPER SUPER SUPER SUPER SUPER rozdział :33 naprawdę extra :D :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Naprawdę super extra ;* - k.w
OdpowiedzUsuńOmg jaki zaczepisty rozdział! Naprawdę świetny :3 Nie moge się doczekać nexta ;* ~~Kinga
OdpowiedzUsuń