CHWILA cz. 2
- O co chodzi? - spytał mnie Ross, siadając obok. - Nie chciałaś tego? Dalej myślisz o Rocky'm...
- Ross - przerwałam mu. Podniosłam się i usiadłam, podciągając nogi pod brodę. - Ja ciebie kocham. Bardzo - zapewniłam. Blondyn popatrzył na mnie z bólem w oczach. Czułam, jakby w moim gardle znalazła się wielka klucha. Nie mogłam dalej mówić, ale... musiałam. - Ja nie jestem gotowa... - powiedziałam ledwie słyszalnym szeptem. Moje myśli krążyły w błyskawicznym tempie. Teraz miałam jeszcze większy mętlik, niż rano.
- Ale jak to? - zdziwił się Ross. Jego wyraz twarzy trochę złagodniał, ale w oczach dalej czaił się ból. Nie mogłam na niego patrzeć. Wbiłam wzrok w ręce, a do oczu napłynęły mi łzy. Wiedziałam, że go zraniłam. Wiedziałam, jak musi cierpieć. Sama przechodziłam ten stan. Tylko zawsze ja mówię komuś 'nie'. I to boli.
- Ja... Ciężko mi o tym mówić... - rzuciłam, dalej nie podnosząc wzroku.
- Rozumiem... - domyślił się chłopak.
- Ja chce, Ross... - powiedziałam. - Kocham ciebie, ale... Po prostu chyba nie jestem gotowa.
- Tylko to? Nie ma czegoś jeszcze? - spytał podejrzliwie blondyn.
- Nie ufasz mi? - wyrwało mi się pytanie. Ostrożnie zerknęłam na Rossa. Chłopak zacisnął usta w wąską linię. Nie patrzył na mnie, lecz gdzieś w bok. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. - Ross...?
- Ufam... - powiedział cicho. Zrobił to jednak tak słabo i tak mało przekonująco, że nie wiedziałam, czy mam mu wierzyć. Spojrzałam na niego i przysunęłam się bliżej. Przejechałam ręką po jego nagim torsie, a później wyżej, chwytając Rossa brodę i zmuszając, do spojrzenia na mnie, chociaż nie byłam pewna, czy ja sama tego chce. - Mam poczucie winy... - przyznał chłopak, a ja się zdziwiłam. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Rocky... On przecież ciebie kochał, a ja... Ja cały czas ciebie chciałem. A miałem odpuścić. Braterski kodeks - wyjaśnił, widząc moje nierozumiejące spojrzenie. - Polega na...
- Wiem, na czym polega - przerwałam mu, powoli kiwając głową. - Zakochanie to nie jest błąd - powiedziałam nagle. Zbliżyłam się jeszcze bardziej do blondyna. Przypatrywałam się jego zamyślonej twarzy. Po chwili pocałowałam Rossa w ramię. Zamknęłam oczy, próbując opanować rozszalałe myśli. Po kilku minutach otworzyłam je. Brunet siedzący obok, wyciągnął rękę w moją stronę i pogładził po policzku. Czując jego dotyk na skórze, złapałam jego dłoń. Spojrzałam w czekoladowo-brązowe oczy Rocky'ego, a na moje usta wypłynął uśmiech.
Zaraz, zaraz, zaraz.
Zamrugałam kilkakrotnie, a gdy otworzyłam oczy, postać bruneta zastąpił Ross.
- Jestem zmęczona - przyznałam, chociaż wcale tak nie było. Blondyn pokiwał głową, rozumiejąc. Wstał i skierował się do wyjścia. Zmarszczyłam brwi. - Nie zostaniesz?
- A chcesz? - spytał, przystając.
- Głupie pytanie - zaśmiałam się. Ross zawrócił, a po chwili leżeliśmy obok siebie, okryci kocem. - Dobranoc - powiedziałam, jeszcze bardziej wtulając się w nagie ciało blondyna. On tylko pocałował mnie w czoło, a po chwili oboje zasnęliśmy.
- Szlag! - krzyknęłam, łapiąc się za palec i wypuszczając z rąk drugi pieniek. Czułam jak stopa pulsuje mi żywym ogniem. Usiadłam na ziemi, nie przejmując się brudną powierzchnią. Po paru chwilach podszedł do mnie Ross.
- Co jest?
- Pieniek spadł mi na palec - wyjaśniłam, wskazując ręką leżące niedaleko drewno. Podmuchałam na stopę, jakby to miało w czymś pomóc, po czym ściągnęłam swojego nowego trampka.
- Pokaż - rozkazał blondyn, chwytając dłońmi moją nogę.
- Przestań. Nic mi się nie stało - powiedziałam przekonująco, wzruszając ramionami. Podniosłam się z ziemi i przeszłam kilka kroków, po czym odwróciłam się do chłopaka i pokazałam mu język. Wiedziałam, jak bardzo to dziecinne, ale... sami często zachowywaliśmy się jak dzieci. - Widzisz?
- A ty widzisz to? - spytał, wpatrując się w moją stopę. Spojrzałam w dół. Moja niebieska skarpetka zabarwiła się na ciemno-purpurowy kolor. Przeklnęłam pod nosem, z powrotem siadając i ściągając ją ze stopy. - I co? Mówiłem żebyś pokazała.
- Lekarz się znalazł... - mruknęłam pod nosem.
- Nieposłuszna pacjentka też - westchnął Ross.
- Jestem nieposłuszna, bo przesadzasz - wzruszyłam ramionami.
- Robię za lekarza, bo wiem, że tyle krwi to nie jest takie 'nic'.
- Od utraty kilku kropel krwi jeszcze nikt nie zginął - zauważyłam.
- Od kilku kropel nie, ale od tego co się tutaj wyprawia...
- Ross!
- Nelly! - krzyknął blondyn. - Daj sobie pomóc!
- W czym? W ściąganiu skarpetki? - spytałam, wymachując rękoma. - Przestań... - powiedziałam i poczułam ból w palcu. Syknęłam cicho. Z trudem ściągnęłam skarpetkę. Wtedy moim oczom ukazała się jedynie krew i kilka średniej głębokości pęknięć. - Szlag... - powtórzyłam pod nosem. Podniosłam wzrok i wtedy zobaczyłam uśmiechającego się triumfalnie blondyna. - Dlaczego tak stoisz? - spytałam. - Idź po jakiś bandaż! - powiedziałam, a Ross osłupiał. Patrzyłam przez chwilę na niego 'groźnym' wzrokiem, po czym się roześmiałam. Chłopak od razu ożył i ruszył do domku. Wrócił po dwudziestu minutach z białą gazą w ręku i butelką z jakimś brązowym płynem. Zmarszczyłam brwi. - Co to? - spytałam od razu. Blondyn nic nie odpowiedział, tylko usiadł naprzeciwko mnie i chwycił moją nogę. Ułożył ją na swoim udzie i wziął się do pracy.
- Może piec - ostrzegł, odkręcając butelkę. Nalał płyn na wacik, który dopiero teraz zobaczyłam, po czym przyłożył go do rany. Przez chwilę nic się nie działo, lecz po kilku sekundach piekący ból przeszył moją stopę. Ponownie syknęłam. - To zioła - mruknął pod nosem, odpowiadając na moje wcześniejsze pytanie. - Bardzo przydatne na rany. Myślałem, że ich nie ma, ale na szczęście moja mama je tutaj zostawiła - mówił, patrząc mi w oczy. Pewnie chciał w ten sposób odwrócić moją uwagę od krwi i bólu. Nawet mu się to udawało. Również wpatrywałam się w jego oczy. Widok krwi mnie nie ruszał. Po prostu nie mogłam odwrócić wzroku od jego oczu.
Po chwili Ross skończył owijanie mojej stopy bandażem. Następnie pomógł mi wstać.
- Ja dalej myślę, że przesadzasz - wzruszyłam ramionami i jak gdyby nigdy nic chwyciłam polano, które mi spadło i ruszyłam przed siebie. Ignorowałam kłucie w nodze, nie chcąc pokazać Rossowi, jak bardzo mnie boli. Rzuciłam drewno obok miejsca na ognisko, po czym ruszyłam po następne. Gdy tylko się odwróciłam, zobaczyłam blondyna przed sobą. Odskoczyłam, zaskoczona.
- Jesteś naprawdę uparta - powiedział Ross, kiwając wolno głową.
- To dobrze, czy źle? - spytałam, wymijając chłopaka. Blondyn zastanowił się, a ja zdążyłam wrócić z kolejnym drewnem. Przystanęłam i wpatrywałam się w jego zamyśloną twarz. Odchrząknęłam chcąc jakby przypomnieć, że tutaj jestem. Ross wyrwał się z 'transu' i spojrzał na mnie.
- Chyba dobrze - powiedział tylko. Roześmiałam się.
- Dlaczego 'chyba'? - spytałam.
- Z jednej strony to dobrze, bo dążysz do celu i jesteś trwała w swoich przekonaniach - wyjaśnił. - Z drugiej działasz ludziom na nerwy i jesteś nieposłuszna.
Roześmiałam się.
- Wszystko ma dwie strony, tylko najczęściej na tą drugą nie patrzymy - rzuciłam, siadając wygodnie na jednym z przyniesionych pieńków. Blondyn zastanawiał się przez jakiś czas nad moimi słowami.
- Masz rację - pokiwał głową, siadając obok mnie. Spojrzałam na wodę, na pomost. Nie ważne, o jakiej porze dnia to jezioro i tak wyglądało pięknie. Uśmiechnęłam się, opierając głowę na ramieniu blondyna. Ten złapał mnie w pasie. Było tak idealnie.
- Ooooo to takie słodkie - rzuciła Rydel z daleka, zbliżając się w naszą stronę. Odsunęłam się lekko od Rossa. Od razu zobaczyłam uroczy uśmiech blondynki. Zarumieniłam się, a ta się roześmiała. - Na początku nie uwierzyłam, że Ross ciebie tutaj zabrał - szepnęła mi dziewczyna do ucha, gdy jej młodszy brat pobiegł w kierunku chłopaków.
- Dlaczego? - spytałam zdziwiona.
- Myślałam, że zapomniał o tym miejscu. Ostatni raz byliśmy to dawno temu - wyjaśniła blondynka wzruszając ramionami. Pokiwałam tylko głową.
- To ognisko to serio super pomysł! - krzyknął Ell, rozbiegając się i wskakując Rocky'emu na plecy. Ten zupełnie się tego nie spodziewał i mocno zachwiał się na nogach, prawie się wywracając. Wybuchnęliśmy śmiechem. - Co tak stoisz? - spytał nagle Ratliff, delikatnie kopiąc Rocky'ego po bokach jak konia. Brunet zarżał jak prawdziwy koń, po czym ruszył przed siebie. Temu wszystkiemu towarzyszyły śmiechy i dziwne okrzyki Ell'a. Rocky najszybciej jak mógł wbiegł na pomost z podskakującym na plecach przyjacielem. Pobiegliśmy za nimi, jednak przystanęliśmy przy brzegu jeziora. Młodszy brunet zatrzymał się na końcu i zaczął się dziko trząść. Wyglądało to komicznie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co próbuje zrobić. Już po chwili Ratliff jak w zwolnionym tempie wpadał do wody. Gdy Rocky uśmiechał już się triumfalnie, Ell chwycił go za łokieć, wciągając razem z sobą przyjaciela. Zaczęliśmy klaskać na ten widok.
Po chwili obaj bruneci wynurzyli się cali mokrzy. Zaczęli wychodzić z wody, popychając się wzajemnie i co chwile wybuchając śmiechem. Patrzyliśmy na nich ze zmarszczonymi brwiami. Co chwilę coś do siebie mówili, kończąc w pół zdania. Zdawało się, że rozumieją siebie bez słowa i tak na pewno było. Uśmiechnęłam się na widok ich roześmianych twarzy, przemoczonych ubrań i włosów.
- Możemy brać się za rozpalanie ogniska - rzucił roześmiany Rocky, podchodząc do nas. Od razu zareagowaliśmy, ruszając w stronę przyszykowanego miejsca. Rozsiadłyśmy się z Rydel, a chłopacy zaczęli donosić drewno. Chwilę plotkowałam z blondynką na temat pomysłu Rossa, by zrobić ognisko akurat w tym miejscu. Delly była tym zaskoczona, a ja jeszcze bardziej.
- Dla Ross'a jesteś naprawdę wyjątkowa - przyznała blondynka.
- Przecież każdego mógł tutaj zaprosić - wzruszyłam ramionami.
- Właśnie nie - zaprzeczyła od razu Rydel. Wpatrywałam się w swoje dłonie. Może blondynka miała rację? Istniała też możliwość, że kłamała. Miałam dużo podejrzeń, że Ross zaprosił tutaj nie jedną dziewczynę. W końcu był sławny...
Czas mijał bardzo szybko. Po godzinie Riker wrócił się do samochodu i przyniósł piwo. Teraz siedzieliśmy przy ognisku, popijając dalej zimny napój. Śmieliśmy się i rozmawialiśmy. Było już ciemno.
- Słuchajcie - przerwał rozmowy najstarszy blondyn. - To już za dwa dni.
- Co? - spytałam, nic nie rozumiejąc. Riker spojrzał na mnie zaskoczony.
- Trasa po zachodnich stanach. Kalifornia, Waszyngton, Oregon... Zajedziemy też do kilku miast w Nevadzie i Arizonie - wyjaśnił blondyn. - Nie wiedziałaś? - spytał. Pokręciłam przecząco głową. - Jedziemy w poniedziałek. Będziemy występować prawie miesiąc - dodał. Wytrzeszczyłam na niego oczy, po czym spojrzałam na Delly. Ta wpatrywała się we mnie, z przepraszającym wyrazem twarzy. Bezgłośnie powiedziała 'Myślałam, że ci powiedział'. Ja tylko pokiwałam głową.
Jak Ross mógł mi nie powiedzieć? Chciał tak po prostu zniknąć na miesiąc? Dlaczego?
Do oczu napłynęły mi łzy, ale wiedziałam, że to głupie. Zamrugałam kilka razy. Chwyciłam w dłonie piwo i pociągnęłam łyk.
- Przepraszam - szepnął mi do ucha siedzący obok mnie Ross. Zadrżałam, lecz nie spojrzałam na niego. Czułam jego wzrok na sobie, ale... z jakiegoś powody nie mogłam tego zrobić. Kochałam go, ale... Nie rozumiałam, dlaczego mi nie powiedział. Zaciekawiło mnie też, czy Tally o tym wiedziała. - Możemy pogadać? - spytał mnie blondyn. Wstał z miejsca, w którym siedział i wyciągnął do mnie rękę. Nie chwyciłam jej. Po prostu podniosłam się, ściskając mocniej piwo w dłoń. Ruszyłam za chłopakiem. Myślałam, że skierujemy się do domku, lecz Ross poszedł w stronę linii drzew. Zawahałam się przez chwilę, lecz w ostateczności ruszyłam za nim. Zatrzymaliśmy się parę metrów dalej.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytałam od razu.
- Ja... Nie wiedziałem jak - wyjaśnił, opierając się plecami o pień drzewa.
- Więc wolałeś tak po prostu zniknąć z resztą?
- Myślałem... Miałem nadzieję, że oni ci powiedzą - rzucił blondyn.
- Mogłeś mi od razu powiedzieć - powiedziałam od razu. - To by było lepsze, niż jakbym dowiedziała się jakbyście pojechali.
- Przepraszam... - powtórzył.
- Dobra... Nie ważne - rzuciłam, biorąc jeszcze jeden łyk piwa. - Pojedziecie, wrócicie i tyle...
- Nie będzie mnie prawie miesiąc. Nie będziesz tęskniła? - spytał blondyn, odrywając plecy od drzewa i powoli zbliżając się do mnie. Chwycił moją twarz w ręce i podniósł głowę do góry, zmuszając, bym na niego spojrzała.
- Nie wiem... - rzuciłam na siłę próbując odwrócić głowę, lecz gdy mi się nie udało, po prostu spuściłam wzrok. Ross zbliżył się jeszcze bardziej. Już prawie stykaliśmy się nosami.
- Będziesz, czy nie?
- Będę - westchnęłam.
- Mało wiarygodne... - rzucił blondyn.
- Ross... Przecież wiesz - powiedziałam, przysuwając się bliżej, chociaż to chyba było nie możliwe. Po chwili patrzenia sobie w oczy, namiętnie go pocałowałam. Z każdą sekundą chłopak bardziej angażował się w całusa. Nie wiedziałam, ile to trwało. Sekundy, minuty... Nie mam pojęcia. - Będę... - wysapałam ciężko, po pocałunku.
_________________
Cześć kochani ♥
Od razu was przepraszam. Rozdziały dodawane są rzadko, ale to już mniej zależy ode mnie, a od mojego kompa, bo strasznie mi się zacina i dodanie rozdziału jest niemożliwe... Mam nadzieję, że mi to ponownie wybaczycie. Nie wiem, czy rozdział wam się spodobał, więc piszcie komentarze. Zadawajcie też pytania, jeśli są jakieś niejasności i jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, a ja postaram się na nie odpowiedzieć ^^ Jak myślicie, co będzie się działo, podczas nieobecności Lynch'ów?? Bo obiecuję, że nie będzie nudno ;)
To chyba tyle i chce wam jeszcze życzyć Wesołych Świąt ♥ I żebyście chodzili mokrzy w poniedziałek ^^ (z moim szczęściem na pewno nie przetrwam sucha :D ) I jeszcze raz Wesołych!
Awww! Tak romantycznie! Uwielbiam twojego bloga! <33
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ! ;o Mmm będzie sie działo :D Masz genialnego Bloga i piszesz świetnie. Rozdziały zawsze ciekawe *.* Czekam na next z niecierpliwością ! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Przy końcówce chciało mi się płakać. Nie moge się doczekać na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę WESOŁYCH ŚWIĄT! Mokrego dyngusa, smacznego jajka i bogatego zajączka ;)
~Julka~