czwartek, 10 kwietnia 2014
Rozdział 26 - Chwila
ROZDZIAŁ 26
CHWILA
- Więc czego chcesz? Nie potrzebuję pomocy i sama potrafię o siebie zadbać - prychnęłam w stronę chłopaka.
- Właśnie widziałem! Zrobiłaś prawie to samo, co na imprezie!
- Nie prawda! - zaprzeczyłam szybko. Korciło mnie, żeby tupnąć nogą, lecz wiedziałam, że byłoby to za dziecinne. Spojrzałam tylko na chłopaka krytycznym wzrokiem. On zrobił dokładnie to samo. - Posłuchaj... To są moje decyzje i moje życie. Będę ostrożna, dobrze? Zaufaj mi - poprosiłam szatyna. - Peter... Przecież ty też się z nimi zadajesz. Dlaczego i ja nie mogę?
- Nie znasz ich tak jak ja. I ty jesteś zupełnie inna! - dorzucił francuz. Przewróciłam oczami. Ta rozmowa mnie męczyła, a wałkował ten temat odkąd ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Było już późno. Przesiedziałam na dachu pół dnia. - Nie oszukuj mnie. Wiem, że to nie twoje towarzystwo.
- Dlaczego tak uważasz? - spytałam. - Nie pomyślałeś, że mogę mieć też drugą stronę? Tak jak Tally?
- Tally? - zdziwił się chłopak. Zaskoczyło mnie to.
- Jak ją poznałam, nie była taka... Jakby to określić... No po prostu nie była taka, jaka jest na tych waszych spotkaniach - wzruszyłam ramionami. - Nie wiedziałeś? - spytałam, dalej zdziwiona tym faktem.
- Nie... - przyznał chłopak.
- Więc widzisz... - powiedziałam do chłopaka. - Można mieć dwie strony - wzruszyłam ramionami.
- Ale Tally jest z nami od dłuższego czasu - zaczął bronić koleżankę Peter. - A ty...?
- A ja nie mogę dojść? Tak po prostu? Nathan chyba jakoś nie ma nic przeciwko! - rzuciłam, trochę zła. - Poza tym każdy miał swoje początki!
- Ale Nathan ciebie jeszcze nie zna! - stwierdził szatyn, też lekko podnosząc głos. - Nie tak jak ja.
- Posłuchaj... - zaczęłam. Wzięłam głęboki oddech. Nie wiedziałam, jak chłopak na to zareaguje. - Chciałabym się zmienić, okey? Wyjść poza swój durnowaty schemacik. Być inna - mówiłam zawzięcie, mocno gestykulując.
- Możesz być inna - rzucił Peter. - Ale to - powiedział, wyraźnie akcentując słowo - nie jest miejsce dla ciebie. Jeśli chcesz się zmieniać, to na lepsze, nie gorsze, dobrze?
- Kiedy ja zawsze byłam ta 'lepsza'! - krzyknęłam. - Zawsze byłam grzeczna i posłuszna! I nie wyszłam na tym najlepiej!
- Dlaczego? Bo zostawił cię twój chłopak? Bo twoja przyjaciółka, Tally, ciebie oszukuje? Dlaczego? - spytał Peter, podnosząc głos. Jego słowa mnie zabolały, ale wiedziałam, że ma racje. Był mocno zniecierpliwiony całą tą sprawą.
- Tally oszukuje nas wszystkich! - krzyknęłam. Szybko zakryłam usta dłonią, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałam. - Nie - pokręciłam głową. Peter uniósł brwi. - Wcale tak nie myślę.
- Nie oszukuj mnie - wzruszył ramionami chłopak. - Ani siebie. Wiem, że nie chcesz być taka, jacy jesteśmy my.
- Peter... Może mnie nie znasz, co? - spytałam. - Jestem zdolna do takich rzeczy - rzuciłam, przyśpieszając kroku.
- Może... - zaczął szatyn - ...ale wiem, że jesteś odpowiedzialna, a to... - powiedział, zataczając łuk ręką - ...nie jest do ciebie podobne.
- Peter, zrozum! - krzyknęłam zniecierpliwiona. - Właśnie o to mi chodzi! Żeby się zmienić!
- Dobra... - westchnął chłopak. - Rób co chcesz. Ale najpierw to przemyśl. Cześć - rzucił tylko, odwrócił się na pięcie i odszedł. Patrzyłam za nim, aż zniknął w mroku. Westchnęłam i weszłam do domu.
Następnego dnia nie mogłam zebrać myśli. Od rana nie skupiałam się na niczym. Ciocia to zauważyła. Próbowała ze mną pogadać, ale nawet wtedy nie mogłam się skoncentrować. Cały czas rozmyślałam o całym tym wczorajszym zdarzeniu. Ama nawet się ucieszyła, gdy powiedziałam jej, że mi się podobało. Torry też nie miał nic przeciwko mojemu towarzystwu. Nathan raczej też nie, ale chyba irytował go mój wygląd. Ellie i Patric nie zwracali na mnie zbytnio uwagi. Nie wiem, czy to przez to, że byłam jednak inna niż wszyscy z całego towarzystwa. Próbowałam trochę wciągnąć w rozmowę Ninę, ale Ama powiedziała mi, że czerwonowłosa nie mówi, a przynajmniej nie przy nich. Tally nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi, chociaż od czasu do czasu mi się przyglądała. Peter wręcz przeciwnie - cały czas mnie obserwował, co mnie irytowało. No i był jeszcze Tristan. On też mnie ignorował. Chciałam coś zrobić, by to się zmieniło.
Nagle zobaczyłam rękę przed swoją twarzą. Zamrugałam kilka razy.
- Czy Nelly mnie słyszy? Halo!
- Ross! - krzyknęłam uświadamiając sobie, kto przede mną stoi. Chłopak zakrył mi usta dłonią.
- Twoja ciocia nie wie, że tutaj jestem - powiedział, siadając obok mnie na ławce.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam. - Nie powinno cię tutaj być...
- Od wczoraj do ciebie dzwonię, ale nie odbierałaś - wyjaśnił chłopak, wzruszając ramionami. - Riker mówił, że byłaś u nas.
- Byłam... Ale to nic ważnego - powiedziałam kręcąc głową, jakby to miało mi pomóc zebrać myśli. Zamknęłam oczy. - Może lepiej idź... - rzuciłam. - Ciocia cię zobaczy... - wyjaśniłam od razu.
- Najpierw musimy pogadać. Widzę, że coś się stało - powiedział blondyn.
- Ross daj spokój. Nic się nie stało - wzruszyłam ramionami.
- Widzę, że jesteś nieobecna. Mów o co chodzi - zachęcił chłopak.
- Posłuchaj... Jeśli będę chciała pogadać to ci powiem, okey? - rzuciłam, co zabrzmiało nieco agresywnie. - Przepraszam... - powiedziałam od razu, wzdychając.
- Od urodzin zachowujesz się inaczej - zauważył blondyn. - Jesteś jakaś przybita.
- Przybita może nie - zaprzeczyłam. - Ale to prawda. Dużo myślę teraz o sobie i dowiedziałam się kilku rzeczy... - rzuciłam wymijająco. - Ale serio nie chce o tym gadać. Muszę wyluzować i dać sobie radę. Życie nie kończy się jutro.
- Ty naprawdę jesteś Nelly? Bo zachowujesz się inaczej - zdziwił się chłopak. Wzruszyłam ramionami.
- Dużo myślałam, już ci mówiłam - rzuciłam.
- Chcesz gdzieś wyjść? - spytał Ross po chwili ciszy.
- Czemu nie - powiedziałam, lekko się uśmiechając. Dalej nie mogłam zebrać myśli, ale przecież postanowiłam, że poświęcę Rossowi uwagę. Podniosłam się z ławki. - Idź już a ja ciebie dogonię. Nie chce, żeby Mag cię zobaczyła - rzuciłam tylko, znikając w środku. Wbiegłam na górę i zgarnęłam szybko rzeczy. Zeszłam z powrotem na dół.
- Gdzie idziesz? - spytała nagle ciocia, gdy już miałam wychodzić. - Widzę, że już trochę lepiej.
- Po prostu wychodzę. Nie będę siedzieć w domu, bo to nie ma sensu - wzruszyłam ramionami. Mag przyjrzała mi się dokładnie. Dopiero teraz zobaczyłam jej zmęczony wyraz twarzy. Miałam świadomość, że stresuje ją ta cała sytuacja. W końcu była za mnie, w pewnym sensie, odpowiedzialna. Uśmiechnęłam się do niej krzepiąco. - Postaram się nie wpaść w kłopoty - zażartowałam. - Chociaż u mnie może być z tym problem...
- Masz rację - przyznała ciocia. - Za bardzo się spinam...
- Nie martw się o mnie. Jestem rozsądna - powiedziałam, wzruszając ramionami. Jesteś? Na pewno? Przecież sama chcesz zacząć się zmieniać. Bardzo możliwe, że na gorsze. W końcu fajki i alkohol były dla ciebie niczym. Nie zwracałaś na nie nawet uwagi. A teraz? Sama zapaliłaś. Znaczy nie sama. Z tą 'grupą'. To nie twoi przyjaciele. Ty do nich nie pasujesz, a tego chcesz.
- Wiem o tym - przyznała Mag, uśmiechając się do mnie. Gryzło mnie sumienie. Starając sobie jednak nie popsuć humoru, wybiegłam z domu z myślą o wyjściu z Rossem. Stanęłam na chodniku i rozejrzałam się niecierpliwa. Nie wiedziałam, w którą stronę poszedł.
- A ja? - spytał Ross łapią mnie od tyłu i całując w szyję. Odchyliłam głowę, rozkoszując się pieszczotą. Westchnęłam delikatnie. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że Mag może nas zobaczyć. Odskoczyłam od chłopaka.
- To... Gdzie idziemy? - spytałam nieco zdenerwowana.
- Do kina? - zaproponował. Pokręciłam głową.
- Nie mam dzisiaj ochoty na siedzenie w środku - jęknęłam. - Nie możemy pójść... No nie wiem... Do parku, czy coś takiego? - rzuciłam propozycje, a blondyn chwilę się zastanowił.
- Mam pomysł - rzucił nagle. Chłopak podszedł do samochodu i otworzył przede mną drzwi. Bez protestów wsiadłam do środka. - Tylko musimy na chwilę zajechać do domu - uprzedził. Ruszyliśmy, a przez korki na mieście, dość długo jechaliśmy do Lynch'ów. Wysiadłam razem z Rossem z samochodu i ruszyliśmy do środka. - Zaraz wracam - rzucił chłopak, kierując się do kuchni. Ruszyłam do salonu i dopiero wtedy zauważyłam przypatrującego się nam Rikera. Zmarszczyłam brwi.
- O co chodzi? - spytałam blondyna.
- Nie, nic... - odpowiedział chłopak, wzruszając ramionami. Przewróciłam oczami. - Nie osądzaj mnie! Po prostu fajnie ze sobą wyglądacie. To tyle - rzucił szybko blondyn. Roześmiałam się. - Jesteś szczęśliwa? - spytał. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Poczułam jakbym miała popiół w ustach. Nie mogłam nic powiedzieć. To pytanie było takie banalne, a jednak tak trudne. Spojrzałam na Rikera, jakby ten mógł się wszystkiego domyślić. On tylko czekał, aż na nie odpowiem.
- Riker... - zaczęłam, lecz nie do końca wiedziałam, co chce powiedzieć. - Kocham Rossa - powiedziałam nagle zachrypniętym głosem.
- Wiem, że go kochasz. Pytam, czy jesteś szczęśliwa - powtórzył. Otwierałam i zamykałam usta kilka razy, nie zdolna nic powiedzieć. - Czyli nie - wywnioskował blondyn.
- Nie to, że nie jestem szczęśliwa, bo jestem, ale... - rzuciłam szybko i urwałam. Ale co? Miałam mu teraz wszystko powiedzieć? Tak po prostu? Przyjaźniłam się z Rikerem, to prawda. Uważałam go za najrozsądniejszego z całego R5. Wzbudzał we mnie zaufanie, ale czy to było taką sprawą, że mogłam mu powiedzieć od tak?
- Byłaś bardziej szczęśliwa - domyślił się chłopak. To mnie zabolało, bo wiedziałam, że ma racje. Nie, nie, nie! Przestań w końcu tak myśleć! Chodzisz z Rossem i przecież jesteś szczęśliwa. A Rocky to już przeszłość. Zapomnij!
- Po co pytasz? Dlaczego mi to robisz? - spytałam. Nagle z kuchni wyszedł Ross. Odwróciłam się do niego.
- Zaraz już będziemy mogli wychodzić, tylko muszę jeszcze coś znaleźć - powiedział puszczając do mnie oko, po czym zniknął w pokoju. Spojrzałam z powrotem na Rikera. Chłopak milczał, także się we mnie wpatrując. Po chwili wstał.
- Później skończymy tę rozmowę - zapewnił, a ja pokiwałam przecząco głową. Po co? Co chciał mi udowodnić? To, co sama dobrze wiedziałam? Nie potrzebowałam tego. Poza tym chciałam być teraz szczęśliwa z Rossem. To był mój świadomy wybór.
Patrzyłam za Rikerem, jak wychodzi i nagle coś rzuciło mi się w oczy. Przyjrzałam się uważniej. Z tylnej kieszeni spodni chłopaka wystawała paczka... papierosów? Tak. Na pewno. Nie miałam pojęcia, że blondyn pali. Chociaż ostatnio zauważyłam, że jeszcze dużo rzeczy nie wiem. I przecież ja też trochę miałam styczności ze szlugami.
Nagle do salonu wszedł Rocky. Zamarłam na jego widok. Nie wiedziałam, co zrobić. Ale... Brunet nawet na mnie nie spojrzał. Zabolało. Zamiast tego skierował się do drzwi i wsunął na stopy trampki. Pewnie śpieszył się na spotkanie z Tally. W końcu byli ze sobą tak blisko. To jego dziewczyna. Zabolało mnie to, ale przecież to była moja decyzja. Rocky chwycił telefon z szafki i już zbierał się do wyjścia, gdy nagle mu przeszkodziłam. Nie wiem, co mną kierowało, ale po prostu nie mogłam tak siedzieć bezczynnie. Podeszłam do bruneta.
- Zachowujesz się dziecinnie - rzuciłam. On dalej na mnie nie patrzył. Wzruszył tylko ramionami i ruszył w stronę drzwi. - Nawet mi nie odpowiesz? Dzięki.
- Co mam ci powiedzieć? - spytał, lecz dalej nie podnosił wzroku. - Fajnie, że jesteś? Jak się masz? - spytał sarkastycznie. - Sorry, ale się śpieszę. Nie mam czasu na takie gadki. Przecież i tak nie ma po co...
- Rozumiem, że według ciebie ja jestem ta zła a ty ten poszkodowany - prychnęłam.
- Może i tak - rzucił brunet, wzruszając ramionami.
- Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć. Przynajmniej, gdy rozmawiamy - powiedziałam do chłopaka.
- Po pierwsze, ja nie mam ochoty na tą rozmowę - zaznaczył. - A po drugie, to ty zachowujesz się z naszej dwójki dziecinnie.
- Niby dlaczego? - spytałam.
- Robisz mi awanturę o to, że na ciebie nie patrzę - wyjaśnił brunet, parskając śmiechem. Przewróciłam oczami. - A teraz sorry - rzucił, wymijając mnie i wychodząc.
Stałam w miejscu patrząc za wychodzącym Rocky'm. Miał racje. To ja zachowywałam się dziecinnie. Wkurzyło mnie to, że na mnie nie spojrzał. Byłam idiotką. Powinnam się pohamować, ale zdenerwowało mnie i zabolało to, że brunet tak mnie ignorował.
Gdy tak stałam pogrążona w myślach, to się stało. Rocky odwracając się i zamykając za sobą drzwi spojrzał prosto na mnie. Uśmiechnęłam się triumfalnie, a chłopak od razu spuścił wzrok i po chwili zniknął.
- Gotowa? - spytał nagle Ross, stając przede mną. Pokiwałam głową. - To chodź - powiedział uśmiechnięty. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do samochodu. Wsiedliśmy do środka i po chwili ruszyliśmy spod domu. Blondyn wyjechał z miasta i po chwili skręcił w wąską drogę. Zaraz po tym, jechaliśmy przez las. Cień sprawiał, że wyglądał on tajemniczo, lecz przebijające się gdzie nie gdzie słońce dawało zieleni ciepłej barwy. Patrzyłam na to zafascynowana. Nie to, że nigdy nie widziałam lasu. Po prostu zawsze zdawał mi się on niezwykłym miejscem. Takim spokojnym. Nie było tutaj hałasu codziennego życia, unoszących się spalin ani zabieganych ludzi.
Po dłuższej chwili Ross zatrzymał samochód. Wyskoczył z niego, a ja zrobiłam to samo. Chwycił koszyk, który dopiero teraz zauważyłam. Wyciągnął w moim kierunku rękę, a ja bez wahania ją chwyciłam. Ruszyliśmy leśną drogą, a po chwili skręciliśmy w wąską ścieżkę. Dobrze mi się tak szło. Tylko my we dwoje i otaczająca nas zieleń. Ta cisza. Nie miałam nawet ochoty się odzywać, by jej nie zakłócić.
Nagle las się przerzedził, a moim oczom ukazał się piękny widok - słońce lekko chyliło się ku horyzontowi, a jego promienie odbijały się od tafli jeziora ciepłymi barwami. Od brzegu pociągnięto pomost. W trzcinie znajdującej się trochę dalej od miejsca, w którym się byliśmy, słychać było żyjące w niej owady. Rozejrzałam się. Trochę dalej, po prawej stał mały domek.
- Podoba się? - spytał mnie Ross.
- Bardzo - przyznałam, zapatrzona w mieniącą się kolorami taflę wody.
- Kiedyś przyjeżdżałem tutaj z rodzicami i oczywiście rodzeństwem. Pomyślałem, że tobie też się tutaj spodoba - blondyn wzruszył ramionami.
- Pięknie... - westchnęłam, nie mogąc nic innego powiedzieć. Odwróciłam się do blondyna i delikatnie go pocałowałam. Moje usta dotknęły jego miękkich warg. Chłopak położył mi ręce na biodra, a ja swoje oparłam na jego barkach.
- Za co? - spytał roześmiany Ross, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Po prostu - powiedziałam, wzruszając ramionami. - Co dla nas zaplanowałeś? - spytałam, spoglądając na koszyk, który blondyn trzymał.
- Chodź - rzucił tylko, łapiąc mnie za rękę. Nie miałam nawet innego wyjścia, więc ruszyłam za chłopakiem. Ten wszedł na pomost. Wyjął z kosza koc i rozłożył go. - Usiądź na chwilkę, a ja zaraz wracam - powiedział i ruszył w kierunku domku. Zrobiłam to, co mi kazał. Miło było tak oderwać się od codzienności. Miejsce, w które zabrał mnie Ross było naprawdę niesamowite. Siedziałam tak, rozkoszując się słońcem. Zdjęłam buty oraz skarpetki i zwiesiłam nogi. Ostrożnie zamoczyłam je w wodzie. Była ciepła, chociaż nie zdziwiło mnie to, zważając na temperatury w ciągu dnia.
Po dwudziestu minutach Ross wrócił, niosąc jeden duży talerz.
- Naleśniki? - spytałam rozbawiona.
- Tak - powiedział dumnie blondyn. Usiadł obok mnie i postawił talerz na kocu. - Pomyślałem, że będziesz chciała coś zjeść, a naleśniki są dobre na każdą okazję - wyjaśnił chłopak, kiwając głową. Roześmiałam się. Blondyn chwycił jednego naleśnika i trzema gryzami go zjadł. Również zabrałam się do posiłku, lecz mi to szło dużo wolniej. Gdy skończyliśmy, Ross również zdjął buty i zamoczył stopy w ciepłej wodzie.
- Fajnie tak uciec od miasta... - westchnęłam. Blondyn objął mnie w pasie i przysunął bliżej siebie. Oparłam mu głowę na ramieniu. - Od codzienności i obowiązków.
- Czasami trzeba - przytaknął mi chłopak. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po czym Ross podniósł się na nogi. - Jak już tutaj jesteśmy, to nie marnujmy czasu! - krzyknął. Nic nie rozumiałam. Chłopak szybko mnie podniósł, a ja ciągle zdezorientowana wpatrywałam się w niego. Ross się roześmiał. Zwinnym ruchem wziął mnie na ręce i przeszedł kilka kroków, aż stanął na skraju pomostu, tak, że ja zwisałam już nad wodą. Pisnęłam.
- Zauważyłam, że masz tendencję do wrzucania mnie do wody - powiedziałam cieniutkim głosem, a blondyn tylko wyszczerzył zęby. Zerknęłam na połyskującą taflę wody pode mną.
- Sprawdzisz, czy ciepła? - spytał, a ja pokręciłam przecząco głową i zrobiłam naburmuszoną minę, mimo że w środku chciało mi się śmiać.
- Wiem, że ciepła - wzruszyłam ramionami. Ross delikatnie przejechał nosem po mojej szyi, pochylając się nade mną. Zachwiał się na krawędzi pomostu. Ponownie pisnęłam, mocniej wtulając się w blondyna. - Puść mnie - powiedziałam głosem wyższym o trzy oktawy.
- Jak chcesz - rzucił uśmiechnięty blondyn i wrzucił mnie prosto do wody. Wynurzyłam się i spojrzałam w górę, lecz chłopaka nie było. Nagle Ross podbiegł szybko do krawędzi i skoczył do wody tuż za mną. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Ochlapałam chłopaka w twarz, a on nie pozostał mi dłużny.
Po dłuższym czasie takiego wspólnego pływania i chlapania się bezsensu, wróciliśmy z powrotem na pomost. Siedzieliśmy tam rozmawiając i przytulając się, aż nie nastała noc. Ross chciał wrócić do środka, ale ja protestowałam. Było dzisiaj tak wyjątkowo ciepło. Blondyn nie sprzeciwiał mi się, widząc zauroczenie tym miejscem w moich oczach. Ułożyliśmy się wygodnie na kocu i zapatrzyliśmy się w gwiazdy, szukając różnych gwiazdozbiorów.
- Ross... - odezwałam się nagle. Chłopak spojrzał na mnie.
- O co chodzi? - spytał, lekko podenerwowany.
- Dlaczego... - zaczęłam pytanie, lecz urwałam. Wzięłam głęboki oddech. - Co ci się we mnie takiego podoba? - wykrztusiłam. - Przecież nie jestem wyjątkowo ładna. A ty... Przecież możesz mieć o wiele, wiele ładniejszą dziewczynę ode mnie... - westchnęłam ciężko.
- Jesteś... Inna - odpowiedział krótko Ross. - Masz śliczne oczy i uśmiech. Jak się ciebie pozna, to jesteś naprawdę sympatyczną dziewczyną. I masz niezwykły charakter. Jesteś nieprzewidywalna - zaczął wymieniać chłopak.
- Dzięki - powiedziałam, całując go w policzek.
- Dlaczego pytasz?
- Kiedyś nie miałam przyjaciół. I właściwie to nikt nie chciał mnie poznać. Jak przyjechałam do LA miałam nadzieję na zmianą, ale nie spodziewałam się tego wszystkiego - mówiłam szczerze. Ross pokiwał wolno głową.
- Same plastiki? - domyślił się.
- Samiusieńkie - przytaknęłam. Roześmialiśmy się. Siedzieliśmy tak w ciszy, dopóki Ross się znowu nie odezwał.
- Mieliśmy coś dokończyć... - mruknął, a ja jeszcze bardziej się roześmiałam. Ostrożnie podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym usiadłam na blondynie okrakiem, tak jak kilka dni wcześniej. - I ty wiesz już co - zaśmiał się chłopak. Przygryzłam wargę. Oczywiście, że wiedziałam. Pamiętałam, co między nami zaszło. Ale nie wiem, czy miałam na to ochotę.
- Wiem - zapewniłam, pochylając się i całując go w policzek, a później podbródek, czoło, nos, na koniec zostawiając usta. Dlaczego nie chciałam? Przecież Ross był świetnym chłopakiem. A ja go kochałam. Gdzie tutaj leży problem? Może go tak naprawdę wcale nie ma? Może po prostu się boję? Dlaczego nie chce zrobić tego z nim?
Może dlatego, że chciałabym to zrobić z...
Od razu odepchnęłam od siebie tą myśl.
Szybko zdjęłam przez głowę swój ulubiony T-shirt. Widziałam błysk w oczach blondyna. Podniecenie. Po chwili chłopak przekręcił się tak, że leżałam pod nim. Również szybko zdjął koszulkę, którą miał na sobie. Jego mięśnie miały ostre rysy, nawet gdy było ciemno. Pocałował mnie w brzuch. Później szedł coraz wyżej, aż dotarł do stanika. Gwałtownym ruchem zciągnął go ze mnie, od razu po tym, zabierając się za swoje spodnie. Zadrżałam.
- Co jest? - spytał, ponownie całując mnie w brzuch.
- Zimno - przyznałam. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Na dworze było naprawdę już zimniej, niż wcześniej. Może to też dlatego, że leżałam na pomoście w samych krótkich spodenkach...
Ross od razu wstał. Chwycił mnie w pasie, a ja zarzuciłam mu nogi na biodra. Trzymał mnie pewnie w rękach. Skierował się w kierunku domku, cały czas mnie całując. Wplątałam ręce w jego blond włosy. Po drodze przycisnął mnie plecami do drzewa, mocniej wpijając się w moje usta. Kopem otworzył drzwi domku i skierował się do pokoiku. Nie puszczając mnie z rąk, zatrzasnął drzwi, po czym rzucił mnie na łóżko. Szybko zdjął z siebie spodnie, po czym zabrał się za moje. Obsypał moje ciało pocałunkami. Wiedziałam, że przymierza się, do zdejmowania bokserek. Po plecach przebiegł mi dreszcz.
- Ross... - zaczęłam. Nie wiedziałam dokładnie co chce powiedzieć.
- Tak? - spytał chłopak, nie podnosząc wzroku. Pocałował mnie delikatnie w pępek.
- Nie... - powiedziałam, słabym głosem. Wtedy blondyn podniósł na mnie wzrok i spojrzał w moje oczy, swoimi brązowymi. Dopiero w tamtym momencie uświadomiłam sobie, co zrobiłam.
_________________
Czeeeeeść ♥
Przepraszam, że rozdziału tak długo nie było, ale nie mogłam dodać. Blog mi się ostatnio strasznie zacina i nie wiem, co mam z tym zrobić, więc niestety musicie się przyzwyczaić, że rozdziały mogą pojawiać się rzadziej. Mam nadzieję, że ten wam się spodoba. Jakoś ostatnio nie mam weny, nie wiem, czy to dlatego, że siedziałam cały tydzień w domu, czy dlatego, że po prostu nie mam też za bardzo czasu, by się porządnie skupić... No nie wiem. Więc piszcie komentarze, krytykujcie, zadawajcie pytania i co tam jeszcze chcecie. Następny rozdział postaram dodać się jak najszybciej, ale nie wiem, kiedy, bo to zależy od bloga, czy mi się będzie zacinał czy nie. A! I 6klasiści (jeśli tutaj są)! Wcześniej wam tego nie mogłam napisać, ale trzymałam kciuki i wierzę, że test dobrze poszedł ♥
I jeszcze pytanko! Kto ma LOUDER?? Ja mam ♥ Kupiłam już we wtorek ^^ Teraz cały czas go słucham, mimo że piosenki znam na pamięć. A wy??
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja kupiłam 3 miesiące temu Louder
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *-* jestem taka ciekawa co się dalej będzie działo! Czekam na next i oby był szybko ! A Louder jeszcze nie mam... i powodzenia w pisaniu!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *.* Musiałaś przerwać w takim momencie ?!
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;3
A i niestety nie mam louder ;c
Świetny rozdział! Ale mam nadzieję że między nimi się ułoży :) i niestety nie mam Loudera ;(((
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywny rozdział! Jak zwykle świetnie napisany. :) życzę weny i czekam na nastepny!
OdpowiedzUsuń