ROZDZIAŁ 20
BÓL
Wyminęłam stojącą na środku salonu Rydel, która bezskutecznie próbowała mnie złapać. Widać, że była bardzo zaniepokojona. Temu wszystkiemu przypatrywał się Ross. Blondyn siedział na kanapie oglądając jakiś badziewny serial. Momentalnie zerwał się na równe nogi, lecz ja nawet na niego nie spojrzałam. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Ratliff wychodzący z kuchni o mało nie upuścił szklanki soku, widzą moją zapłakaną twarz.
Ukrywać łzy? Po co, skoro i tak wszyscy się o nich dowiedzą.
Na widok Ellingtona poczułam złość. Nie wiem, co mną kierowało w tamtej chwili, bo na pewno nie byłam to zwykła ja. Podeszłam do bruneta i spojrzałam mu w oczy. Po chwili z całej siły wymierzyłam mu w twarz. Chłopak wypuścił szklankę z rąk, która roztrzaskała się z trzaskiem na podłodze, a sok rozlał się po podłodze. Brunet złapał się za czerwony policzek. Spojrzał na mnie zszokowany. Reszta też przypatrywała się temu zdziwiona. Ja jednak nie zwracałam na nich uwagi. Chwyciłam torbę i wybiegłam z domu Lynch'ów, zalewając się łzami. Słyszałam, że ktoś za mną wołał, ale nie miałam w tej chwili ochoty na wyjaśnienia. Niech spytają się Rocky'ego.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę i obrócił przodem do siebie. Była to Rydel. Chwyciła mnie w ramiona. Po dłuższej chwili puściła. Wiedziałam, że chciała, żebym jej wszystko wyjaśniła. To, co się stało. Ja tylko pokręciłam głową i pobiegłam przed siebie. Dziewczyna mnie już nie zatrzymywała. Słyszałam tylko jej głos. Nie mówiła do mnie, tylko do kogoś, kto pewnie do niej doszedł. Nie byłam w stanie się jednak odwrócić. Po prostu szłam przed siebie.
Gdy skręciłam za róg, przystanęłam. Wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Nie miałam najmniejszej ochoty odbierać, ale gdy zobaczyłam, że to Peter, nie wahałam się.
- Tak? - odebrałam.
- Qu'est-il arrivé à nouveau ? (co się znowu stało?) - spytał zmartwiony francuz, usłyszawszy mów drżący głos. - Chcesz pogadać?
- Tak... Nie... Nie wiem.
- Que dites-vous à la réunion? (co powiesz na spotkanie?) - zaproponował. - Nie będziemy musieli o tym gadać.
- Nie... Nie dzisiaj - powiedziałam cicho roztrzęsionym głosem.
- Rozumiem. To... Cześć - rzucił i się rozłączył.
Przysiadłam na chodniku. Oparłam głowę na kolanach. Nie obchodziły mnie teraz ciekawskie spojrzenia przechodniów. Obchodził mnie tylko Rocky i to, co sama przed chwilą zrobiłam. To było zupełnie sprzeczne z tym, co czułam. Ja go kocham. Jestem w min zauroczona. Chce go przytulić. Chce go pocałować.
Dlaczego ja mam takiego pecha?
Ale przecież sama o tym zadecydowałam. Sama z nim zerwałam. Powinnam być twarda, bo w końcu to moja decyzja.
Ale jak mam przestać płakać, gdy zrezygnowałam z kogoś, na kim tak bardzo mi zależało? Rocky'ego pokochałam tak mocno, jak jeszcze nikogo. Przecież on był moją pierwszą taką miłością. Rozumiał mnie. Nie był wpatrzony w te puste dziewczyny. A ja byłam wpatrzona w niego. Zaryzykowałam, ale miałam nadzieję. Że to prawda. To, co mówi.
Wzięłam głęboki oddech i podniosłam się na nogi. Ruszyłam w stronę miasta. Wtedy znowu zadzwonił mój telefon. Tym razem była to Rydel. Nie miałam ochoty odbierać, więc odrzuciłam połączenie. Nie przeszłam jednak dużo, gdy próbował dodzwonić się do mnie Ross. Za każdym razem, gdy nie odbierałam, dzwonili coraz częściej. W końcu wyłączyłam telefon. Źle się poczułam, że będę się o mnie martwić. Byłam w tamtym momencie na siebie zła, za swoją wrażliwość i wyrzuty sumienia. Mimo to, włączyłam z powrotem telefon i oddzwoniłam do Delly.
- W końcu! - od razu krzyknęła. - Dziewczyno... Martwię się o ciebie. Rocky zamknął się w swoim pokoju. Nawet Ella nie chce wpuścić. Na prawdę... Coś poważnego musiało się stać...
- Rydel - przerwałam jej. - Nie chce o tym teraz rozmawiać - powiedziałam dalej drżącym od płaczu głosem.
- Poczekaj... Czy wy... - domyślała się blondynka.
- Cześć - ponownie jej przerwałam i się rozłączyłam. Usłyszałam tylko westchnienie dziewczyny. Po policzkach popłynęły mi łzy. Wytarłam je rękawem.
Szłam dość wolno. Ruch dobrze mi robił. Nawet nie wiedziałam, gdzie dokładnie zmierzam. Po dwóch godzinach kręcenia się bez sensu po mieście, postanowiłam wrócić. Odwróciłam się i wtedy zobaczyłam wychodzącą ze sklepu kuzynkę. Nie chciałam, by zobaczyła mnie w takim stanie, ale było już za późno. Sarah odwróciła wzrok i spojrzała prosto w moje ciemne oczy. Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Ta była zdziwiona całą tą sytuacją.
- Tak strasznie, strasznie cię przepraszam - powiedziałam, zalewając się łzami.
- Co się stało? - spytała zaskoczona, lecz odwzajemniła uścisk.
- Po prostu... Miałaś rację. A ja byłam taka głupia...
Sarah oderwała się ode mnie i spojrzała w moją zapłakaną twarz. Chwyciła mnie pod rękę i ruszyłyśmy w tylko jej znanym kierunku. Po chwili siedziałam z nią w małym parku na ławce z kubkiem kawy w ręku. Powoli popijałam gorący napój. Wpatrywałam się w swoje ręce, a Sarah cierpliwie wyczekiwała, aż wszystko jej wyjaśnię.
- Rocky... - zaczęłam, lecz urwałam. - On... Nie jestem pewna, czy mnie kochał... - wyrzuciłam z siebie drżącym głosem.
- Oto chodzi... - westchnęła Sarah. - Mówiłam ci i Mag też. Oni są sławni, Nelly. To, że pokochaliby którąś z nas jest... nie możliwe.
Do oczu napłynęła mi kolejna fala łez. Czy to prawda? A może nie...? Może Rocky na prawdę mnie kochał? Chociaż... Przecież nigdy nie myślał o związku na poważnie. O dziewczynach. Przecież nie chciał się ograniczać, ani dać się zmienić. Dlaczego w moim przypadku miałoby być inaczej?
- Ja nie wiem, co mam o tym myśleć... - odezwałam się po chwili ciszy.
- Nie martw się. Przejdzie. Rocky to straszny idiota, tak samo jak reszta. Chcą nas tylko wykorzystać i już - podsumowała dziewczyna. Pokiwałam powoli głową. Może miała rację? Czy ja na prawdę byłam taka głupia? - Muszę już iść - oznajmiła nagle Sarah. - Ivy miała do mnie przyjść - kuzynka wstała z ławki.
- Idź... - powiedziałam słabym głosem. - Ja tu jeszcze zostanę. Sarah pokiwała głową, pomachała mi i odeszła. Ja siedziałam bez ruchu na ławce. Wpatrywałam się w kubek kawy, przechylając go na różne strony, jednak nie na tyle mocno, by napój się wylał. Czułam pustkę i nie wiedziałam, co mam zrobić. Po czterdziestu minutach samotnego siedzenia w parku, wstałam i ruszyłam w stronę domu. Miałam do przejścia z pięć kilometrów. Mogłabym zamówić taksówkę, ale chodzenie i delikatne, lecz zimne powiewy wiatru mnie uspokajały. Wyminęłam grupę ganiających się dzieciaków i powoli ruszyłam w stronę domu.
W środku panowała grobowa cisza. Rzuciłam kluczyki na szafkę i ruszyłam w stronę schodów. Coś jednak przykuło moją uwagę. Telewizor był włączony, lecz wyciszony. Zaskoczyło mnie to, ponieważ nikogo nie było. Pewnie ciocia zapomniała go wyłączyć, gdy wychodziła - pomyślałam. Normalnie nie byłoby to takie dziwne, ale mieszkając z Mag prawie dwa miesiące, wiedziałam, że nie należała ona do zapominalskich. Chwyciłam pilot, a po chwili ruszyłam schodami do góry. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i serce mi zamarło.
- Co ty tutaj robisz? - rzuciłam sucho.
- Chciałem pogadać.
- Ale ja nie chce. Wyjdź - powiedziałam stanowczo. Chłopak jednak tylko pokiwał głową.
- Musimy sobie wyjaśnić parę spraw. Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- Byliśmy - podkreśliłam. Oczy gościa zwęziły się. - To wszystko, co się stało jest przez ciebie. A ja nie chcę już z tobą gadać. Ani ciebie widzieć - wyrzuciłam z siebie słowa i z zaskoczenia, że coś takiego powiedziałam, zakryłam usta dłonią. Było jednak już za późno. Chociaż szczerze mówiąc, taka była po części prawda.
- Dlaczego? Przecież to była prawda! - chłopak zerwał się z łóżka i stanął tuż przede mną. Odsunęłam się krok w tył. Otworzyłam szerzej drzwi i przesunęłam się w bok, robiąc miejsce.
- Wyjdź - powtórzyłam.
Wściekły i zrezygnowany gość wyszedł, brutalnie uderzając mnie swoim ramieniem, gdy przechodził obok. Złapałam się za rękę. Ruszyłam za nim. Zbiegliśmy po schodach. Chłopak szybko włożył na nogi trampki, po czym ruszył do drzwi. Chwycił za klamkę i gwałtownie otworzył drzwi.
- Nie chce ciebie więcej tutaj widzieć! - krzyknęłam za nim, stając w progu. Gość odwrócił się do mnie przodem, powoli idąc tyłem, jakby nagle mu się gdzieś śpieszyło.
- Bo co? Bo mówiłem prawdę? - spytał, również trochę podnosząc głos.
- Prawdę? Ty po prostu nie chciałeś, żebym spotykała się z Rocky'm! Byłeś... zazdrosny! - krzyczałam coraz głośniej. Chłopak spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Żałuję każdej minuty, którą z tobą spędziłam, bo na prawdę nie byłeś ich wart! - zakończyłam ze łzami w oczach. Byłam jeszcze bardziej wściekła i widać było, że chłopak też tracił nad sobą panowanie.
- Wiesz co? To ja żałuję tego, że tak ciebie polubiłem! Też nie byłaś tego warta! - krzyknął.
- I dobrze! Mam nadzieję, że nigdy więcej ciebie nie zobaczę! Jesteś skończonym dupkiem i tyle! Udawałeś mojego przyjaciela a tak na prawdę wcale nim nie byłeś - ta rozmowa prawie doprowadzała mnie do płaczu. Było mi źle, że tak naglę wszystko się odwróciło, ale wściekłość górowała. - Jesteś fałszywym idiotą!
- Oczywiście. Niby ja jestem fałszywym idiotą? Założę się, że byłaś z Rocky'm tylko dla sławy i kasy! Pewnie z tego też powodu zaprzyjaźniłaś się z nami - na te słowa łzy napłynęły mi do oczu. Nie teraz! Ogarnij się dziewczyno!
- Nie chce już z tobą gadać - oznajmiłam. Odwróciłam się, lecz nieznana mi siła kazała mi jeszcze coś zrobić. Tak więc odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem podeszłam do chłopaka. Mocno się zamachnęłam, a moja dłoń wylądowała prosto na policzku chłopaka. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. - I mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała - zakończyłam, odchodząc.
- Kretynka - usłyszałam jeszcze za sobą, lecz nic już z tym nie zrobiłam. Po prostu zignorowałam ostatnią wypowiedź i zatrzasnęłam za sobą drzwi od domu.
Otworzyłam oczy, z których od razu pociekły łzy. I tak były już potwornie opuchnięte od płaczu. Długo nie mogłam zasnąć.
W okół panowała ciemność. Spojrzałam na zegarek. 3:47. Spałam zaledwie godzinę. Spróbowałam zasnąć, lecz nic z tego. Kręciłam się z boku na bok, lecz coś nie dawało mi spokoju. Chwyciłam telefon i wybrałam numer. Za pierwszym razem nikt nie odebrał. W sumie się nie zdziwiłam, zważając na godzinę, ale spróbowałam jeszcze raz. Gdy miałam zakończyć połączenie, w słuchawce rozległ się zaspany głos:
- Scham?
- Cześć. Przepraszam, że cię obudziłam - powiedziałam od razu.
- Nie ma sprawy - przerwał mi od razu chłopak.
- Przepraszam...
- Jeśli za to, że mnie obudziłaś, to już mówiłem, że nie ma sprawy.
- Nie, nie za to. Za to, co się stało.
- Spoko. Przyzwyczaiłem się, że dziewczyny dają mi w twarz, gdy zrywają z moim najlepszym kumplem - zażartował sobie Ratliff.
Sen. To co się wydarzyła, to był sen. Znowu.
- Wiesz... Miałam taki straszny sen... I nie chciałabym, żeby to się wydarzyło na prawdę.
- Sen ze mną? Miło... - mruknął chłopak.
- Ale to nie był miły sen.
- Mam przyjść? - spytał. Wytrzeszczyłam oczy, a po chwili zaśmiałam się cicho.
- Teraz? Żartujesz sobie? Wiesz która jest godzina?
- Pewnie, że wiem - potwierdził Ratliff. - Tylko będziesz musiała chwilę poczekać, bo do twojego domu z mojego trochę jest - westchnął chłopak.
- Nie musisz... - westchnęłam.
- Ale chce. Żebyś poczuła się lepiej. Poza tym i tak chciałem z tobą pogadać - wyznał.
- Masz szczęście, że mojej cioci dzisiaj nie ma.
Gdy przyszłam, Mag akurat zbierała się do wyjścia. Chciała zostać, zobaczywszy w jakim jestem stanie, ale zapewniłam ją, że wszystko będzie w porządku i pogadamy jak wróci. Poszła do pracy, wyjątkowo na nocną zmianę.
- To do zobaczenia - powiedział Ell i się rozłączył. Westchnęłam i opadłam na poduszki. Kręciłam się z boku na bok, czekając na kolegę. Nie wierzyłam, że przyjdzie, ale wolałam nie zasnąć, tak jakby co. Po chwili, wysunęłam się spod kołdry i zeszłam na dół, żeby się napić. Rozległo się pukanie do drzwi. Odstawiłam szklankę, po czym lekko uchyliłam drzwi. Za nimi stał Ratliff. Wpuściłam go bez wahania. Na widok jego fryzury zaczęłam się szaleńczo śmiać. Jego włosy stały we wszystkie strony. Widać było, że nic z nimi specjalnego nie robił przed przyjściem do mnie. Chłopak wszedł i ściągnął trampki. Uśmiechnął się tylko.
- Ale musisz przyznać, że nawet z taką fryzurą jestem słodki - powiedział, na co znowu zachichotałam.
- Chcesz coś do picia? - spytałam, gdy lekko się opanowałam.
- Wodę.
Nalałam brunetowi szklankę picia i podałam mu ją. Chłopak spojrzał na mnie z wdzięcznością i wypił całą do dna.
- A teraz mów co cię trapi - powiedział, odstawiając głośno szklankę na blat jak w barze.
- Sen. W tej chwili mój sen - przyznałam. Ratliff splótł dłonie i pokiwał głową, uważnie się wsłuchując w to, co mówię. Przypominało mi to psychologa. Na to znowu się uśmiechnęłam. Chłopak pomachał ręką na znak, żebym kontynuowała. - Chodzi o to, że w tym śnie wróciłam do domu i ty tutaj byłeś. Nie chciałam z tobą rozmawiać, ponieważ byłam na ciebie zła. Osądzałam cię, że to przez ciebie nasz związek z Rocky'm się skończył... - na te słowa do oczu napłynęły mi łzy. Ratliff uśmiechnął się do mnie delikatnie. - Później zaczęliśmy się wyzywać i ciebie uderzyłam. Znowu - zakończyłam. - Nie chce, byśmy tak skończyli naszą znajomość.
Ell pokiwał wolno głową. Po chwili wstał i mocno mnie przytulił.
- Przepraszam - powiedział cicho.
- Za co? To ja powinnam ciebie przepraszać...
- Nie. To jest moja wina. Rocky... On po prostu się trochę zmienił, a ja... Chyba nie potrafiłem sobie uświadomić, że ma dziewczynę i spędza z nią tyle czasu - wyznał.
- Ale ty też miałeś dziewczynę - zauważyłam. - Kelly.
- Też prawda... - westchnął. - Tylko teraz jest inaczej. On ma, a ja jestem sam.
- Miał - poprawiłam go. Gdy tylko to powiedziałam, gorące łzy popłynęły mi po policzkach, zatrzymując się na wymiętej koszuli Ratliffa.
- Mam teraz wyrzuty sumienia, bo wiem, że to moja wina - westchnął chłopak. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Widać w nich było ból.
- To nieprawda. I tak by do tego doszło. Przecież my jesteśmy z dwóch różnych światów. Nie wyszłoby nam. A to... Była tylko kwestia czasu - powiedziałam drżącym głosem. Płakałam i nie mogłam tego powstrzymać.
- Sama w to nie wierzysz - pokręcił głową Ratliff i znowu mnie przytulił. Staliśmy tak kilka minut, po czym znowu się od siebie odsunęliśmy.
- Dziękuję - powiedziałam nagle. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Za co?
- Za to, że przyszedłeś i że mi tak pomagasz... I pocieszasz.
- Przestań. Fajnie, że ktoś się jeszcze przejmuje starym, lecz słodkim i zabójczo przystojnym Ratliffem - na te słowa znowu zaczęłam się śmiać. - Dobra nie wiem jak ty, ale ja jestem potwornie zmęczony, więc chyba będę już leciał.
- A nie możesz zostać? - spytałam. Chłopak był wyraźnie zaskoczony.
- A twoja ciocia? W końcu nas nie lubi...
- Mag wraca dopiero o dziesiątej, więc zdążysz sobie pójść. Poza tym ja poczuję się lepiej...
- Skoro tak... - westchnął Ell. Uśmiechnęłam się do niego. Więc jednak nie straciłam przyjaciela.
Ruszyłam w stronę schodów, a brunet za mną. Weszliśmy do mojego pokoju. Chłopak od razu rzucił się na moje łóżko. Usiadłam obok niego. Przez chwilę rozmawialiśmy, ale po krótkim czasie, Ratliff zasnął. Przykryłam go kołdrą i wślizgnęłam się obok niego. Trochę dziwnie się czułam, lecz wiedziałam, że mam przy sobie przyjaciela. I ciocia się myli. Oni nie są takimi potworami, jak mówi i ja to wiem. Wiedziałam od początku. Są normalnymi ludźmi, którym brakuje prywatności, a reporterzy tylko czekają na jakąś ich wpadkę. Mimo tego fani ich kochają i chcą ich poznać.
A ja byłam taką osobą. Marzyłam, żeby ich chociaż zobaczyć. Żeby chociaż poznali moje imię. Móc ich posłuchać na żywo. Poznać. Tak na prawdę. Chciałam wiedzieć jacy są w normalnym życiu, a nie tak, jak wszyscy fani widzą ich na filmikach. Dostałam więcej, niż bym chciała. Może nawet za dużo?
Kiedyś mogłabym uznać tylko za marzenie ich poznanie. Za chorą wyobraźnię dziewiętnastoletniej dziewczyny. Nigdy nie myślałam, że moje fantazje się spełnią. Warto marzyć.
I z tą myślą zasnęłam.
Idąc chodnikiem, nie myślałam za bardzo gdzie zmierzam. Po prostu przed siebie.
Tak było już przez tydzień. Chodziłam bez celu po mieście, osiedlach, parkach... Nie wiedziałam po co. Po prostu. Ruch dobrze mi robił. Potrafiłam wtedy wyłączyć myślenie. I tak też teraz było, poza jednym, powracającym w kółko wspomnieniem. Poza Rocky'm.
Starałam się już nie płakać. Mijając ludzi patrzyłam na ich roześmiane twarze i zastanawiałam się, czy wiedzą, że w ich życiu może nagle pojawić się coś... Strasznego? Bolesnego? Pewnie podświadomie to czuli, ale nie zwracali na to uwagi.
Przez dłuższy czas zastanawiałam się, czy jakbym nie zerwała z Rocky'm, to czy wszystko byłoby jak dawniej. Nie znalazłam odpowiedzi. Wiedziałam tylko, że opcji jest wiele. I wiedziałam też, że i tak by do tego doszło. Jesteśmy przecież tacy różni. On jest śmiały, zabawny... A ja? Siedzę cicho, nie potrafiąc się odezwać, chociaż ostatnio i tak to się poprawiło. I jestem wrażliwa. Bardzo. Często mnie do drażni, ale nie mogę nic z tym zrobić. Po prostu tak jest. Sama tego nie chciałam.
Miasto znałam już na pamięć, dlatego też wiedziałam, którędy miałam iść, żeby uniknąć sklepu z przedziwną wystawą, na której znajdowały się pluszowe pingwiny. Teraz jak o tym pomyślałam, to przypomniało mi się, że nie otworzyłam prezentu od Rocky'ego. Kupił mi go w tamtym sklepie. Szczerze mówiąc, nie chciałam wiedzieć, co mi dał, ale z drugiej strony byłam tego bardzo ciekawa.
Rozmawiałam z Mag. Oczywiście patrzyła wzrokiem ,,A nie mówiłam?'', ale nie powiedziała tego na głos. Nie miałam ochoty gadać z nią na ten temat. Widziałam, że zacznie się wymądrzać i mówić, że mnie ostrzegała. Oczywiście coś takiego miało miejsce. Była też jednak zadowolona, bo miała pewność, że skończę z Lynch'ami. Nawet nie wiedziała, jak się pomyliła. Nie chciałam jej jednak wyprowadzać z błędu. Na pewno znowy by miała do mnie pretensje i zaczęłaby gadkę o tym, jak to Mark z Samem pojechali do NY. Nie wierzyłam w to, ale co miałam zrobić? W każdym razie nie mówiłam jej o Lynch'ach. Starałam się odnowić naszą więź. Przecież wcześniej się nieźle z ciocią dogadywałam, a teraz? Nie było najlepiej, chociaż się trochę poprawiło. Mimo wszystko i tak spostrzegałam ją jako inną kobietę, niż wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłam ją na lotnisku.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.
- Halo? - odebrałam.
- Cześć - rozległ się głos Rydel. - Poczekaj zanim coś powiesz - odezwała się szybko. - Bardzo się o ciebie martwię. Nie wiem, co się z tobą dzieje. W ogóle się nie odzywasz... Rocky też z nami nie gada... - westchnęła. - Większość czasu siedzi w pokoju.
- Słuchaj Rydel... - przerwałam jej. - Nie martw się. Nic sobie nie zrobię. Nie potnę się, nie rzucę pod samochód, ani nie skoczę z mostu - zapewniłam. - Po prostu... Jest mi ciężko i wolałabym teraz zostać trochę sama.
- Ja nie wiem, co się dzieje... - westchnęła Delly. - Wszyscy się domyślamy. I podejrzewam, że to są dobre przeczucia - dodała cicho blondynka. - Tylko nie wiem, o co chodzi z Ratliffem. Chociaż muszę pogratulować, bo to był niezły cios - przyznała dziewczyna, a ja lekko zaśmiałam się do słuchawki.
- Dzięki - odpowiedziałam tylko.
- Może wpadniesz do nas na obiad w sobotę, co? - zaproponowała.
- Wolałabym nie...
- Spokojnie. Rocky'ego nie będzie - zapewniła. - Gdzieś wychodzi. Nawet nie wiem gdzie, ale to w tej chwili nie jest ważne.
- Zastanowię się... - odpowiedziałam tylko.
- Proszę. Proszę, proszę, proszę...
- No dobrze, Delly! - zgodziłam się pod naciskiem przyjaciółki.
- Świetnie! I nie ma żadnego wykręcania się! Na wszelki wypadek kogoś po ciebie wyślę. Poza tym będziesz miała okazję, żeby zobaczyć Rikera. Wyszedł już ze szpitala - poinformowała. No tak. Riker. Kompletnie o nim zapomniałam!
- Zapomniałam o Rikerze! Tylko mu tego nie mów! - rzuciłam szybko.
- Dobrze, dobrze. Nie powiem - zapewniła ze śmiechem. - To ja kończę. Jestem właśnie na zakupach w centrum.
- Dobrze. Cześć - pożegnałam się, po czym rozłączyłam. Nawet nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, jak bardzo brakowało mi Rydel.
Te dwa dni dzielące mnie od soboty minęły bardzo szybko, lecz boleśnie. Myślałam o Rocky'm, co nie wychodziło mi na dobre, ale inaczej nie potrafiłam. Bardzo mi go brakowało, chociaż czułam się już trochę lepiej.
Siedząc teraz u Lynch'ów, cały czas zerkałam w stronę pokoju Rocky'ego. Miałam wrażenie, że zaraz z tamtąd wyjdzie. Część mnie tego chciała. Ale... Nie mogłam.
- Idziecie? - zawołała nagle Rydel wgłąb domu. Siedziałam w kuchni, a Delly wyciągała właśnie zapiekany makaron z sosem śmietankowym i serem z piekarnika. Wszystko było już naszykowane.
Chłopacy nie wiedzieli, że mam przyjść. To miała być po części niespodzianka dla Rikera. Mark i Stormie nie było. Wyszli do kina, żebyśmy mogli na luzie sobie pogadać.
Drzwi się otworzyły, a do środka wpadł Ratliff.
- W końcu! - krzyknął. Zaraz po tym gwałtownie stanął, przez co Ross wpadł na jego plecy. - Nelly!
- Cześć... - przywitałam się nieśmiało, delikatnie uśmiechając się do pozostałych wchodzących braci. Ross odwzajemnił uśmiech i usiadł obok mnie. Delly postawiła zapiekankę makaronową na środku stołu i również usiadła, czekając cierpliwie na Rikera. Ten doszedł dopiero po paru minutach.
- Dziękuję za pomoc we wstaniu z łóżka - rzucił ironicznie na wejściu, na co Ratliff zaczął szaleńczo chichotać, doprowadzając przy tym do śmiechu Rossa.
Wstałam od stołu i podeszłam do blondyna. Ostrożnie go przytuliłam. Chłopak był tym zaskoczony, ale po prostu musiałam. Nie widziałam go trochę czasu i było mi źle z tego powodu, szczególnie, że o nim kompletnie zapomniałam. Chłopak jednak odwzajemnił uścisk, co nie było to pewnie proste, zważając na jego stan.
- Ale ja ciebie nie widziałem! - wykrzyknął. - Dlaczego do mnie nie przychodziłaś?
- Nie wiem... - odpowiedziałam zawstydzona, wlepiając wzrok w podłogę. Blondyn tylko się uśmiechnął.
- Możemy zacząć jeść? Jestem potwornie głodny! - przerwał nam Ratliff. Zgodnie pokiwaliśmy głowami, po czym usieliśmy do stołu. Każdy zaczął nakładać coś dla siebie. Oprócz zapiekanki zrobionej przez Delly, były też dwie sałatki, oraz ryż z gotowanym kurczakiem. Wszystko wyglądało smakowicie.
Wciągnęłam się do rozmowy z Rikerem. Był bardzo zadowolony, że mógł wrócić do domu i nie musiał siedzieć już w szpitalu, chociaż narzekał na brak pomocy od strony rodzeństwa. Oczywiście chłopacy się z nim droczyli, ale i tak Riker nie był zadowolony. Martwił się o Rocky'ego, ale nie drążył tematu. Pewnie i tak już wszyscy wiedzieli, co się stało.
- Tęskniłam za tobą - wyznałam szczerze.
- Miło, że ktoś jeszcze o mnie pamięta.
- Przepraszam, że ciebie nie odwiedzałam... I że nie przyszłam jak wychodziłeś ze szpitala. Nie miałam do tego głowy, szczególnie że Rocky... - urwałam.
- Nie ma sprawy - zapewnił Riker. - Wiem, co musisz czuć.
Nagle usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi. Zaskoczeni odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Wyczekiwaliśmy. Usłyszeliśmy rozmowę. Głosy były coraz bardziej wyraźne. Wiedziałam już, do kogo jeden należy i na tą myśl pobladłam. Drzwi się otworzyły i do kuchni wpadły dwie osoby.
Wpatrywałam się w Rocky'ego, lecz ten unikał mojego spojrzenia. Później przeniosłam je na jego towarzyszkę, oraz ich splecione dłonie. Serce mi zamarło. Cisza była przytłaczająca i niekomfortowa. Nikt nie wiedział co zrobić.
- Cześć - przywitała się śmiało dziewczyna. Wędrowała wzrokiem po wszystkich twarzach, aż w końcu zatrzymała się na mnie. Wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy. - Nelly?
- Nie wierzę w to - wstałam z miejsca. Moje słowa były skierowane do Rocky'ego. - Wiesz... Chyba jednak się myliłam - powiedziawszy to, po polikach pociekły mi łzy.
Szybkim krokiem wyminęłam bruneta i wyszłam do salonu. Rydel ruszyła za mną, a tuż po niej Rocky i jego towarzyszka.
- O co ci chodzi? - spytał mnie. - Przecież zerwaliśmy. Sama tego chciałaś.
Gwałtownie się odwróciłam.
- Tak - przyznałam. - Ale nie sądziłam, że tak szybko o mnie zapomnisz - mówiąc to, głos mi drżał od emocji.
- Co się tutaj dzieje? - spytała dziewczyna, lecz ją zignorowaliśmy.
- Wiesz... moja ciocia miała rację, i Ratliff. Może jednak dobrze, że ich posłuchałam? Wiedziałam, że ty mnie tak nie kochasz. A przynajmniej nie tak, jak ja ciebie... - dodałam prawie szeptem. Rydel stanęła za mną i chwyciła mnie za ramię, w geście pocieszenia.
- Po co ją tutaj przyprowadziłeś? - spytała jadowitym głosem blondynka.
- Nie wiedziałem, że ona tu będzie! - odpowiedział zdenerwowany Rocky, wskazując mnie ręką. - Trudno zrozumieć własne słowa? - zwrócił się do mnie.
- Nie - odpowiedziałam. - Trudno jest zrozumieć, że tak szybko o mnie zapomniałeś. O nas i o tym, co między nami było. A może tylko ja to czułam? Może tylko coś sobie ubzdurałam? - spytałam prawie szeptem, a głos mi się załamał. Do oczu napłynęła mi nowa fala łez. - Cześć Rydel - pożegnałam się z dziewczyną, ściskając ją przy tym za rękę, po czym delikatnie pomachałam do chłopaków, którzy wyszli z kuchni i przyglądali się całej tej sytuacji w milczeniu. - Cześć Tally - zwróciłam się do dziewczyny roztrzęsionym głosem i znowu zalałam się łzami. Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z domu. Przeszłam kilkanaście metrów, cała zalana łzami. Nie mogłam ich powstrzymać.
- Nelly! Zaczekaj! - rozległo się wołanie. Nie odpowiedziałam ani nie zatrzymałam się. Po chwili chłopak chwycił mnie za rękę i odwrócił przodem do siebie. Przyciągnął mnie do siebie gwałtownie, mocno obejmując ramionami. - Spokojnie. Będzie dobrze. Nie przejmuj się nim - szeptał w moje włosy Ross.
- Jak, Ross? Jak? Przecież ja go kocham... - powiedziałam słabo, a z oczu pociekły mi łzy. - I to boli.
- Nie zwracaj na Rocky'ego uwagi. To straszny idiota. Nie zasługuje na ciebie.
- To nie jest łatwe - szepnęłam, odsuwając się od blondyna. - Cześć - pożegnałam się i odwróciłam się na pięcie.
- Możesz jeszcze liczyć na mnie - powiedział za mną. Przystanęłam, lecz nic nie odpowiedziałam. Po chwili ponownie ruszyłam przed siebie.
________________
Więc to tyle. Mam nadzieję, że wam się spodobał. I zostawiajcie komentarze - to mnie bardzo motywuje. Zadawajcie pytania (chętnie na nie odpowiem), piszcie opinie. I do zobaczenia!
PS Głosujcie na R5 ♥ :
http://www.disneydreaming.com/
http://www.disneydreaming.com/
http://www.disneydreaming.com/
http://www.disneydreaming.com/
http://www.disneydreaming.com/
http://music.disney.com/
Twój blog jest FANTASTYCZNY!!! Świetny rozdział!!! Czekam na dalszą część ♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńTwoja fanka :*
Jejku, rozdział niesamowity. Piszesz tak pięknie.. . i realnie. Rewelacyjnie opisujesz uczucia bohaterów... Jak czytałam ten rozdział płakalam chyba z 5 razy, na prawdę :') czekam oczywiscie na next!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~~Julka~~
Ps. Mam nadzieje, że wpadniesz na moj blog o R5... od razu mówię, że nie jest on o Raurze czy Rai R5-my-love-story.blogspot.com ;D