poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 19 - Komplikacje

Cześć! Nie dawno wróciłam z ferii (z Austrii konkretnie). Napisałam ten rozdział w dwa dni, ale pomysły zbierałam przez cały tydzień, gdy tylko miałam wolną chwilkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba.



ROZDZIAŁ 19

KOMPLIKACJE


   - Musisz w końcu z nią pogadać! - upierał się przy swoim Rocky.
   - Ale nie chce - odpowiedziałam. - Dziwię się, że jeszcze do mnie nie zadzwoniła mówiąc: ,,Pakuj walizki. Wracasz do Miami''.
   Brunet westchnął.
   Dzień zapowiadał się zwyczajnie, chociaż inaczej się zaczął. Obudziłam się w ramionach Rocky'ego. Z wielkim trudem mieściliśmy się na jego łóżku, ale nie przeszkadzało nam to. Mimo zmęczenia gadaliśmy jeszcze z dwie godziny zanim zasnęliśmy. Oczywiście nie tylko... Na początku dziwnie się czułam tylko w koszulce bruneta, ale szybko się przyzwyczaiłam.
   Rano Stormie zagoniła nas do robienia śniadania. Pomagaliśmy jej. Wróciła razem z Markiem od Rikera bardzo wcześnie. Później poszłam z Rocky'm do sali muzycznej, a on starał się mnie nauczyć grać kilka piosenek R5 na pianinie, a po jakimś czasie na gitarze. Przyszła też Rydel. Po południu wpadł Ratliff, więc Rocky nie mógł się już powstrzymać i żartował praktycznie ze wszystkiego. Nie przeszkadzało mi to. Odstawiliśmy instrumenty na bok, a ja przyłączyłam się do żartów. Próbowałam wciągnąć też Rydel, ale ona nie była chętna. Powiedziała, że dzisiaj idzie odwiedzić Rikera i musi się już zbierać, po czym wyszła. Zdawało mi się to dziwne.
   - Ona ciebie kocham, Nel - stwierdził Rocky, wyrywając mnie z zamyślenia. - Przecież jesteście rodziną.
   - Wiem... Czasami mam wrażenie, że... Że jednak tak nie jest - westchnęłam. Byliśmy w drodze do mojego domu. Chłopak z trudem mnie namówił. W sumie to dalej nie byłam do tego chętna, ale miał rację i kiedyś i tak musiałam pogadać z Mag.
   - Hej! Patrz! - wykrzyknął nagle. Wskazał palcem na witrynę sklepu. Wystawę można było określić jako ,,wszystko i nic''. Za szybą ustawione były przeróżne kolorowe dekoracje, zaczynając od szklanych zwierzaków i kończąc na pluszowych pingwinach różnych wielkościach, poprzebieranych za przeróżne postacie z bajek. Na widok tego ostatniego, zaczęłam się szaleńczo śmiać. Rocky razem ze mną. - Poczekaj chwilę - powiedział w końcu przez śmiech. Przystanęłam przed sklepem, a po dziesięciu minutach wyszedł z niego brunet. - Prezent dla ciebie - powiedział, wręczając mi na szybko zapakowane pudełko. Ponownie zaczęliśmy się śmiać, dyskutując, które przebranie było najlepsze.
   Naszą rozmowę przerwał dźwięk sms'a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni.

                 Musimy pogadać.

   To była wiadomość od kuzynki. Nie wahając się odpisałam.

                                Jasne! Gdzie??

                 W parku. Na osiedlu. 

   - Mała zmiana planów - powiedziałam do Rocky'ego. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
   - Kto to? - spytał. - I o co chodzi?
   - Nie musisz się martwić.
   - Co? Nie chcesz spędzić jeszcze trochę czasu z tak przystojnym, utalentowanym i w ogóle super gościem jak ja? - spytał, a ja wybuchnęłam śmiechem.
   - Chce, ale nie wiem, gdzie ten gość się podziewa, bo jak na razie jesteś tutaj tylko ty  - odpowiedziałam, kręcąc głową. Rocky zrobił naburmuszoną minę, na co znowu zaczęłam się śmiać. - Sarah. Nie gadała ze mną... nawet nie jestem pewna ile - zaczęłam wyjaśniać. - Chce się spotkać, a ja muszę dowiedzieć się paru rzeczy.
   Rocky westchnął.
   - No dobra. Mam ciebie odprowadzić?
   - Nie trzeba. Dam sobie radę - odpowiedziałam, po czym wspięłam się na palce, pocałowałam szybko Rocky'ego w policzek i ruszyłam w stronę umówionego miejsca.


   Dwadzieścia minut później byłam w parku. Czekałam na kuzynkę, chodziłam, szukałam, lecz jej nie było. Nie umawiałyśmy się na konkretną godzinę, więc siedziałam tam, bo nie chciałam stracić szansy na wyjaśnienia. Gdy miałam już iść, zrezygnowana, usłyszałam głos starszej dziewczyny.
   - Nelly!
   Odwróciłam się i zobaczyłam kuzynkę. Jej blond włosy związane były w kitkę, a czarne oprawki okularów podskakiwały jej na nosie, gdy szybkim krokiem przemierzała ścieżkę.
   - Cześć... - powiedziałam nieśmiało. Wlepiłam wzrok w buty. Wcześniej byłam taka pewna, ale jak doszło do zadawania pytań, totalnie wymiękłam. Tak często się w moim przypadku zdarza...
   - Słuchaj... - zaczęła Sarah, lecz urwała. - Chciałam cię przeprosić...
   Wytrzeszczyłam na kuzynkę oczy.
   - Ale... Przecież... - jąkałam się. Zamilkłam, wściekła sama na siebie. - Co się stało? - spytałam. Zabrzmiało to głupio, lecz Sarah domyśliła się o co chodzi.
   - Nie lubię Tally, to fakt... - zaczęłam powoli. - Nie chciałam, żebyś po prostu przechodziła to, co ja. Też kiedyś się z nią przyjaźniłam... Kiedyś - podkreśliła.
   - Dlaczego tak uważasz? Że jest taka wredna? Dla mnie jest na prawdę bardzo sympatyczna...
   - Dla mnie też była, ale ona... Ciężko powiedzieć - westchnęła.
   - Wyjaśnisz mi chociaż, dlaczego tak jej teraz nie lubisz? - spytałam, przerywając chwilę ciszy.
   - To dość... skomplikowane...
   - Jeszcze ty? - oburzyłam się. - Mag też nie chce mi niczego powiedzieć. Co się stało, że jak nie chce, bym spotykała się z którymkolwiek z Lynch'ów, a oni przecież są...
   - Mag ma rację - przerwała mi Sarah. Otworzyłam usta ze zdziwienia, lecz szybko je zamknęłam. - Też się już z nimi nie spotykam.
   - Dlaczego? Nie chce mi nic powiedzieć i ty tak samo...
   - Oni są przecież sławni, Nelly! A my...? R5 to...
   - Uważasz, że jeśli jesteśmy nikim, to nie możemy być z kimś, kto coś osiągnął? - przerwałam jej. Sarah spojrzała na mnie z bólem w oczach. Pokręciłam przecząco głową. - Nie wiem, dlaczego i ty, i ciocia tam uważacie, ale to jest...
   - To jest prawda! - dokończyła za mnie Sarah.
   - Posłuchaj... - zaczęłam i wzięłam głęboki oddech. - Rób co chcesz, ale ja nie mam zamiaru skończyć z...
   - To ty mnie posłuchaj - przerwała mi znowu kuzynka. - Lynch'owie nie są wcale tacy niewinni, jak ci się zdaje. Ja już to wiem.
   - Ty to wiesz, ale mi nie powiesz. Tak samo jak Mag - zaczynałam tracić cierpliwość, stopniowo podnosząc głos. - I jak ja mam niby powiedzieć im ,,Nie'', skoro nie wiem nawet dlaczego mam to zrobić? Bo takie macie swoje widzimisię?
   - Nie! To dlatego, że właśnie przez Lynch'ów, mojego taty nie ma! - wykrzyknęła Sarah, tracąc nad sobą panowanie.
   - Co? - zdziwiłam się.
   Sarah milczała. Wlepiła wzrok w chodnik i starała się uspokoić. Nie wychodziło jej to za bardzo. Podniosła na mnie wzrok, a jej oczy były przepełnione łzami.
   - Pojechał razem z Markiem do Nowego Yorku - zaczęła wyjaśniać. - I nie wrócił... Nie wiem, co się z nim stało. Nikt tego nie wie... Tylko Mark.
   - I ty, i Mag myślicie, że co...?
   - Mówiłam ci, że to skomplikowane. Nie wiem, co się stało podczas ich wyjazdu, ale Sam już nie wrócił... Nawet nie wiem, czy żyje - podsumowała drżącym od emocji głosem Sarah.
   Pokręciłam przecząco głową.
   - Rozumiem, co czujesz... - zaczęłam. - Tylko to... To wszystko nie ma sensu - zakończyłam, odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zostawiając kuzynkę samą.


   Dni mijały bardzo szybko. Zwykle spędzałam je w swoim pokoju, rysując coś w notesie, lub wychodząc na miasto. Z ciocią nie rozmawiałam. Znowu była pomiędzy nami spina. Teraz było gorzej niż wcześniej. Nawet nie mówiłyśmy do siebie ,,Cześć'', czy ,,Wychodzę''. Mag ciężko było usiedzieć w jednym pomieszczeniu w takiej ciszy, więc najczęściej jadłam sama. Znowu czułam się jak małe dziecko. Dorosłe, ale nie potrafią się dogadać. Chociaż... Kto by się dogadał w takiej sytuacji. Przecież ciocia zabrania mi spotykania się z ludźmi, na których mi zależy i wmawia, że przez nich nie ma Sama - męża Mag. Ale to bezsensu!
   Wczoraj widziałam się z Tally. Rozmawiałam z nią, ale ona nic nie chciała mi powiedzieć.
   - Nic sobie takiego nie przypominam - rzuciła tylko. - Przyjaźniłam się z twoją kuzynką, ale... - przyznała, wzruszając ramionami.
   Później już o tym nie myślałam, a przynajmniej starałam się nie myśleć. Cały czas wracała do mnie ta myśl - gdy chodziłyśmy po sklepach (co nie sprawiało mi wiele frajdy), gdy poszłyśmy coś zjeść, lub po prostu siedziałyśmy na ławce, zawzięcie dyskutując.
   Wcześniej dzwoniłam do Rocky'ego, lecz nie odbierał. Później on do mnie oddzwaniał, lecz zobaczyłam to dopiero, gdy wróciłam do domu. Na mieście miałam wyciszony telefon i nic nie słyszałam. Gdy chciałam zadzwonić do bruneta, on znowu nie odbierał. Dzisiaj postanowiłam się do niego przejść.
   Był to jeden z chłodniejszych dni, lecz słońce i tak świeciło jasno na niebie. Szybko dotarłam pod dom. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Czekałam chwilę, po czym znowu zapukałam, lecz nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę. Drzwi otworzyły się bez oporu, więc weszłam do środka. Pierwsze, co do mnie dotarło, to rozmowa i dźwięk gitary. Podeszłam bliżej.
   - Rocky... Co się z tobą dzieje? - spytał ktoś bezsilnie. Rozpoznałam, że głos należał do Ratliffa. - Gdzie się podział chłopak, który nigdy nie myślał o związku na poważnie?
   - Przecież tutaj jestem - odpowiedział znudzony chłopak. - Przecież wiesz, że nie dam się ograniczyć. Jestem Rocky, który jest niezależny - mruknął poirytowany.
   - A co z Nelly? - spytał po chwili. Zamarłam, usłyszawszy swoje imię.
   - Co z Nelly? - powtórzył po koledze Rocky. - Nelly... Sam nie wiem. Ona jest naprawdę fajną dziewczyną.
   - Widzę, że ją kochasz, ale wy jesteście zupełnie różni. Jesteś do siebie nie podobny. Nigdy nie chciałeś mieć takiej dziewczyny na poważnie. Nigdy w ogóle nie myślałeś zbytnio o dziewczynach - przypomniał Rocky'emu Ratliff. Do moich oczu napłynęły łzy, które szybko zbyłam kilkakrotnym mruganiem.
   - Ale Nelly jest inna - zaprzeczył. - Chociaż masz rację... - dodał po chwili ciszy.
   - Przecież zawsze mówiłeś, że chcesz się wyszaleć, a związki ciebie nie dotyczą - kontynuował Ellington. - A tutaj zjawia się pierwsza lepsza dziewczyna, a ty co? Zaczynasz bawić się w związek. Brachu... Nie poznaję.
   - Masz trochę racji - przyznał Rocky, brzdąkając coś na gitarze. - Ale ja nie wiem, czy to taka ,,pierwsza lepsza''. W Nelly na prawdę jest coś takiego... innego.
   - Rocky... - powtórzył bezsilnie Ratliff.
   - No słucham? - przerwał mu. - Wiem, że się zmieniłem, ale...
   - Zmieniłeś się przez dziewczynę - wciął się starszy brunet akcentując ostatnie słowo. - A mówiłeś, że nikt nie będzie ciebie ograniczał i zostaniesz sobą - wypomniał. - Poważny związek nie jest dla mnie - zacytował Ellington, zmieniając głos, by brzmieć podobnie jak przyjaciel.
   Zapanowała gęsta cisza. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
   - Masz rację - przytaknął przyjacielowi młodszy.
   Poczułam, że coś we mnie pęka. Gorące łzy popłynęły mi po policzkach. Pustka. To co czułam, to pustka. Wycofałam się po cichu do drzwi i wyszłam, nawet ich nie zamykając. Ruszyłam przed siebie chodnikiem. Nie wiedziałam, gdzie idę. Po prostu przed siebie.
   Szłam tak kilka minut. Po tym zeszłam z chodnika i ścieżką ruszyłam przez mały park. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale byłam pewna, że nie było to na naszym osiedlu. Osunęłam się ciężko na ławeczkę. W okół panowała cisza, chociaż było tutaj trochę ludzi. Byłam skupiona na tym, co się stało. ,,Rocky zamierzał ze mną zerwać?''. Na to wychodziło. ,,Ciocia miała rację?''. Na to też wskazywało. Ale ja byłam głupia.
   Mój skok z uczuciowego klifu skończył się upadkiem na ostre skały.


   Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Zbierało mi się na płacz. Nienawidzę swojej wrażliwości, chociaż w tym przypadku... Kręciłam się po mieście bez celu, czasami przystając, by pooglądać wystawy, czy zamówić sobie mocną kawę, w nadziei, że to coś pomoże. Gdy natknęłam się na sklep, gdzie w witrynie stały pluszowe, poprzebierane pingwiny, znowu zebrało mi się na płacz.
   Dzwoniłam do Rocky'ego, ale chłopak nie odbierał. Podejrzewałam, że jest u Rikera albo cały czas siedzi w domu z przyjacielem. Ratliff też nie dawał znaku życia, chociaż z nim nie miałam najmniejszej ochoty teraz gadać. Rozumiałam, że Ellington lubi Rocky'ego i traktuje go jak brata. Że chce go... no nie wiem... Odzyskać? Takiego, jakim był wcześniej, nie teraz, gdy zjawiłam się ja. Rydel poszła do centrum, by poszukać sobie jakiś fajnych ciuchów. Poszłabym z nią, ale chodzenie po sklepach nie było moim ulubionym zajęciem. Zresztą... Miałam się chyba odizolować od Lynch'ów, prawda? Ale dlaczego? Bo moja ciocia i kuzyneczka coś sobie ubzdurały?
   I miały rację, co do jednej kwestii...?
   Westchnęłam ciężko.
   Został mi tylko Ross, do którego też nie miałam najmniejszej ochoty dzwonić. Byłam zakochana (a przynajmniej zauroczona) w Rocky'm, a Ross... Nie wiem, czy on mnie kocha, czy nie. Wskazywało na to, że tak, ale... Nie miałam pewności i, szczerze mówiąc, nie chciałam się tego dowiedzieć. Nie teraz.
   Mogłam jeszcze wrócić do domu i pogadać z Mag, ale na to też się nie odważyłam. Po tym co dzisiaj usłyszałam, nic nie miało sensu.
   Zamyślona wpadłam na grupkę osób.
   - Przepraszam... - mruknęłam, podnosząc wzrok. Kilka dziewczyn (plastików konkretniej) minęło mnie z miną typu ,,To coś mnie dotknęło''. Wkurzały mnie takiego typu laski z toną tapety na twarzy. Jeśli miałabym im coś dać, to betoniarka i szpachla.
   Za nimi przeszli jacyś dwaj chłopacy. Spojrzeli na mnie kątem oka, uśmiechnęli się kpiąco i razem z dziewczynami poszli dalej. Spuściłam wzrok i ruszyłam przed siebie. Jeszcze raz się o kogoś obiłam.
   - Przepraszam - powtórzyłam trochę głośniej i spojrzałam przed siebie.
   - Rien n'est arrivé (Nic się nie stało) - powiedział chłopak. Był to wysoki, dobrze zbudowany szatyn. - Jestem Peter.
   - Nelly - przywitałam się nieśmiało, podając rękę i spoglądając w ciemne oczy chłopaka. - Francais? (francuz?)
   - Oui (tak) - potwierdził, uśmiechając się przy tym uroczo. - Jesteś strasznie zamyślona. I smutna - zauważył. - Que s'est-il passé? (co się stało?)
   - Długa historia - mruknęłam tylko. Łzy znowu napłynęły mi do oczu, ale pomrugałam szybko kilkakrotnie, by się ich pozbyć. ,,Nie teraz dziewczyno!''.
   - Hej, hej! Vous serez bien! (Będzie dobrze!). Ten twój chłopak to pewnie straszny dupek skoro doprowadził cię do takiego stanu - powiedział. Mimo woli uśmiechnęłam się. - I widzisz? Od razu lepiej - uśmiechnął się ponownie Peter.
  - Problem w tym, że sama doprowadziłam się do takiego stanu. No może z małą pomocą... - mruknęłam. Peter położył mi rękę na ramieniu, w geście pocieszenia.
  - Chcesz się czegoś napić? Niedaleko jest świetna kawiarnia. Ja stawiam - zaproponował.
   Wzruszyłam ramionami.
   - W sumie... Czemu nie...? - odpowiedziałam. Chłopak ponownie uśmiechnął się. Rozmawiając, ruszyliśmy w stronę kawiarni.


   Na chwilę udało mi się oderwać od szarych myśli, a szczególnie na spotkaniu z nowo poznanym chłopakiem. Peter zaprowadził mnie do kawiarni i tam przesiedzieliśmy z dwie godziny. Kelnerka nie miała nic przeciwko, chociaż było widać, że tak długa nasza obecność trochę ją irytuje. Nie zwracałam na nią żadnej szczególnej uwagi.
   Peter należał to tej ,,grupy'', na którą wpadłam na chodniku. Przyznał, że nie lubi z nimi przebywać, a szczególnie z tamtymi dziewczynami, ale jego najlepszy kumpel się z jedną z nich spotyka i robi to dla niego.
   - Przyjaciół się nie zostawia - podsumował i westchnął ciężko. - Nawet w tych niewygodnych dla nas sytuacjach.
   - Chociaż ty właśnie to zrobiłeś... - zauważyłam. Chłopak tylko się uśmiechnął.
   Miło z nim było spędzić trochę czasu, a właściwie połowę dnia. Tematy nam się nie kończyły, a szczególnie, gdy dowiedziałam się, że chłopak gra na perkusji.
   - Na prawdę? Kiedyś bardzo chciałam się nauczyć grać na perkusji - rozmarzyłam się. - Ale za to grałam na pianinie i teraz sobie to przypominam na nowo. I trochę uczyłam się na gitarze - dodałam. Na to ostatnie, znowu zrobiło mi się smutno. To Rocky uczył mnie ostatnio grać na gitarze. I wtedy po raz pierwszy się pocałowaliśmy...
   Później rozmawialiśmy trochę o sporcie. Peter bardzo go lubił. Należał do drużyny koszykarskiej. Mnie jakoś to aż tak nie kręciło, chociaż nie gardziłam sportem. Nawet lubiłam. Gdy chłopak się o tym dowiedział, był chyba mile zaskoczony. Nie dziwię się - przebywając z plastikami raczej o sporcie z nimi nie pogadał. Wciągnął mnie w dyskusję na temat kosza. Nie przeszkadzało mi to.
   Dowiedziałam się też, że Peter'a ojciec jest Amerykaninem, dlatego nie ma - jak to określił - typowo francuskiego nazwiska. Przeprowadzili się do Los Angeles cztery lata temu. Wcześniej mieszkał razem z rodzicami i młodszym bratem w Europie.
   Jego rodzice zginęli w wypadku, gdy Peter miał osiemnaście lat. Na tą wiadomość zrobiło mi się strasznie żal chłopaka. On tylko mrugnął do mnie pocieszająco. Widać było, że cierpi z powodu braku rodziny, ale już się z tym pogodził. Jego brat - Percy - wyjechał z powrotem do Francji.
   Miałam tylko nadzieję, że Rocky...
   No właśnie. Rocky co?
   W każdym razie... Wieczorem Peter odprowadził mnie do domu, zgarnął mój numer telefonu (- Tak na wszelki wypadek - skomentował, gdy spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami) i poszedł w swoją stronę. To było... miłe spotkanie.
   Zamknęłam notes. Rzuciłam go na szafkę nocną, na którą spadł z cichym trzaskiem.
   To był świetny i zarazem beznadziejny dzień mojego życia.


   Obudziłam się bardzo wcześnie. Zegarek wskazywał 5:33. Rzuciłam się z powrotem na poduszkę, ale nie mogłam już zasnąć. Całą noc męczyły mnie koszmary. Najpierw śniło mi się to samo, co wcześniej - rozmowa z Rikerem przed domem. Samochód. Głuchy trzask. I krew...
   Później sen się zmienił. Siedziałam w parku, gdy nagle podszedł do mnie Rocky. Usiadł obok mnie na ławce i delikatnie pocałował. Spojrzał na mnie czule. Po chwili wstał i odszedł. Próbowałam go zatrzymać. Wołałam. Łapałam go za rękę i starałam odwrócić. On jednak niewzruszony szedł przed siebie, nie zwracając na mnie żadnej uwagi.
   - Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęłam za nim, załamując się. Mój słaby głos poniósł się echem. Rocky szedł dalej. - Ja ciebie kocham - szepnęłam. Poczułam, jakbym traciła głos. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Poruszałam ustami, lecz nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
   Nagle pojawił się Ross. Dosłownie znikąd. Chwycił mnie za rękę. Kreślił palcem kręgi na mojej dłoni, ale ja dalej patrzyłam na Rocky'ego. Ten się odwrócił, a widząc przy mnie blondyna, opuścił głowę. Jego włosy zasłoniły mu twarz. Jedyne, co udało mi się jeszcze zobaczyć, to jego oczy - przekrwione, puste, straszne.
   Wtedy się obudziłam. Nie wiedziałam, co ten sen ma oznaczać. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Po prostu... Chyba wszystko wyjaśnić.
   Odrzuciłam na bok kołdrę i wstałam. Podeszłam do szafy i zaczęłam się przebierać. Robiłam wszystko bardzo wolno. Była wczesna godzina i wiedziałam, że Rocky i tak będzie spał.


   Gdy dotarłam pod dom Lynch'ów, dochodziła ósma. Usiadłam sobie na chodniku. Chciałam poczekać tam jakąś godzinkę, może dwie. Musiałam pogadać z Rocky'm.
   - Nelly? - rozległ się głos. Odwróciłam się zaskoczona. - Co ty tutaj robisz? - spytał Mark.
   - Chciałam... Przyszłam do Rocky'ego - odpowiedziałam. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Wejdź do środka. Rocky pewnie śpi, ale lepiej będzie, jak poczekasz w domu, niż na dworze, na chodniku.
   Podniosłam się na nogi i ruszyłam za Markiem.
   - Wiesz trochę mnie zaskoczyłaś - rzucił mężczyzna, wpuszczając mnie do środka. - Wracałem właśnie od Rikera.
   - I co u niego? - spytałam od razu.
   - Lepiej - westchnął. - Wygląda już dość dobrze. Lekarz ma go jutro wypisać. Najgorzej z tymi złamaniami... - pokręcił zrezygnowany głową. - A mieliśmy planować trasę koncertową. Ale najważniejsze, że żyje.
   Usiadłam na jednym z krzeseł w kuchni. Mark podał mi szklankę z wodą. Powoli sączyłam zimny płyn.
   - Wie pan, co się stało? - spuściłam wzrok na ręce.
   - Rikerowi? - spytał dla upewnienia. Przytaknęłam głową. - Nie. Chciałbym wiedzieć, ale on nic nie chce mówić na ten temat. Nie wiem, w co się wpakował, ale nie wygląda to dobrze - odpowiedział, zmartwiony. - Przykro mi Nelly, ale muszę zostawić cię samą. Właściwie wpadłem do domu tylko na chwilę. Już muszę wyjść, ale dasz sobie radę. Stormie powinna zaraz wstać - powiedział Mark. Podniósł się z krzesła i podszedł do drzwi. Rzucił mi ojcowskie spojrzenie i wyszedł.
   Siedziałam w miejscu przez godzinę. Później przyszła - tak jak mówił Mark - Stormie. Była bardzo zaskoczona, gdy zobaczyła mnie w kuchni, ale widziałam, że się cieszyła. Wciągnęła mnie do rozmowy. Najpierw o zespole, później trochę o życiu i tej nieodpowiedzialnej młodzieży. Nie uśmiechał mi się taki temat, ale co mogłam zrobić...? Po prostu siedziałam i słuchałam, jak Stormie robiąc śniadanie narzeka na te nałogowo palące dzieciaki i trochę starszą, pijącą alkohol młodzież. Po chwili pomagałam jej ze wszystkim - od noszenia talerzy i sztućców na stół, po smażenie bekonu, w czasie gdy kobieta poszła się przebrać. Zaparzyłam herbatę w dzbanku i zaniosłam go na stół.
   - Nelly? O tej porze? - rozległ się głos.
   Podniosłam wzrok. We framudze drzwi stał Ratliff. Nie chciałam z nim teraz gadać. Nie po tym, co usłyszałam.
   - Mogłabym powiedzieć to samo - odpowiedziałam i ruszyłam z powrotem do kuchni, kompletnie ignorując zaskoczone spojrzenie bruneta. Chłopak ruszył za mną.
   - Mieliśmy wczoraj do późna próbę... Musimy, nawet jeśli nie ma Rikera - wyjaśnił. - Dlatego zostałem.
   - I mieliście też ciekawe tematy do rozmów, zgaduję... - mruknęłam. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
   - O co ci chodzi? - spytał podejrzliwie.
   - Ty wiesz, o czym mówię - powiedziałam tylko. W tej chwili do kuchni weszła Stormie.
   - Już wstałeś? - rzuciła do Ratliffa, czochrając go po włosach jak małe dziecko. Chłopak oburzył się, lecz nic nie zrobił. Spokojnie stał w miejscu, czekając aż Stormie skończy, jedynie zawzięcie gestykulując. Kobieta minęła chłopaka z uśmiechem i po chwili przejęła ode mnie widelec, sprawnie ściągając bekon z patelni.
   Po dwudziestu minutach, wszyscy Lynch'owie byli na nogach. Bardzo się zdziwili na mój widok. Sprawnie unikałam Rocky'ego. Starałam się zachować między nami jakiś dystans. Chciałam do niego podejść, przytulić, pocałować... Ale czy teraz mogłam? Po tym, co usłyszałam?
   Usiadłam z Lynch'ami do śniadania, które przygotowałam razem ze Stormie. Panowała gęsta atmosfera. Cisza zdawała się mnie przytłaczać. Rocky i Ratliff wymieniali ze sobą od czasu do czasu spojrzenia.
   Gdy już skończyliśmy jeść, Stormie zaczęła zbierać ze stołu, zaganiając do pomocy Rydel. Gdy przechodziłam obok blondynki, ta cicho spytała:
   - Co się stało?
   Tylko pokręciłam głową. Ruszyłam do Rocky'ego, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do jego pokoju. Chłopak zdawał się być zaskoczony. Starannie zamknęłam za nami drzwi.
   - Dlaczego mi to robisz? - spytałam od razu, przypominając sobie rozmowę przyjaciół. Wolałam szybko przejść do rzeczy, bojąc się, że później nie dałabym rady.
   Brunet był jeszcze bardziej zaskoczony niż przed chwilą.
   - Przecież jesteś Rocky - zaczęłam wyjaśniać. - Chłopak, który nie myśli o związku na poważnie. Który nie da się ograniczyć. Jestem inna? Przecież się zmieniłeś, chodząc ze mną - mówiłam. Im dalej brnęłam, tym Rocky bardziej wytrzeszczał oczy ze zdziwienia. Głos powoli mi się załamywał. Chciałam być twarda, ale... nie potrafiłam.
   - Skąd... Przecież... - zaczął się jąkać.
   - Przyznam się bez bicia, że podsłuchiwałam waszą wczorajszą rozmowę. Twoją i Ratliffa - przyznałam. W oczach miałam łzy. - Dlaczego mi to robisz? Wiedziałam, że to nie możliwe... Że wszystko to jest jakimś pięknym snem, z którego się wybudzę. Nie obudziłam się, wiesz? Wszystko zamieniło się w jeden wielki koszmar.
   - Przecież wiesz, że ciebie kocham - przerwał mi Rocky. Pokręciłam przecząco głową.
   - Ratliff przecież miał rację. Sam mu to przyznałeś. Już wiem, dlaczego czytam tyle książek. Dlaczego jestem sama. Dlaczego w Miami nie miałam przyjaciół. Dlaczego wolałam samotność - chłopak patrzył na mnie wyczekująco. - Po prostu świat był dla mnie za... straszny.
   Rocky podszedł bliżej mnie, lecz ja zrobiłam krok w tył. Łzy popłynęły mi po polikach. Nie chciałam, żeby brunet widział moją bezsilność. Moją słabość. Ale co miałam zrobić? Byłam wrażliwa i tyle.
   - Jestem idiotką - przyznałam załamującym się od emocji głosem. - Wierzyłam w coś, co jest nierealne.
   - O czym ty do mnie mówisz? - przerwał mi chłopak. - Przecież tak nie myślisz na prawdę Ja cię kocham Nelly - powiedział przekonująco brunet. Podszedł do mnie tak szybko, że nie zdążyłam zareagować. Chwycił mnie za ramiona i lekko potrząsnął, jakby miał nadzieję, że przywróci tym Nelly, którą zna. Która go kocha.
   Problem w tym, że ja byłam zakochana. Właśnie w Rocky'm. Chciałam go przytulić. Przytulić i zapomnieć o tej całej sytuacji.
  - Nie, Rocky - powiedziałam, chwytając go za nadgarstki i zsuwając jego ręce z moich ramion. Bardzo mnie to bolało, ale... musiałam. - Problem w tym, że ja już w to nie wierzę. Ciocia Mag miała rację. Przecież jesteś sławny. Po co miałbyś wiązać się z jedną dziewczyną, skoro dookoła jest ich tak wiele? Chcesz się wyszaleć, a ja... Ja nie będę ci w tym przeszkadzać - zakończyłam. Łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Płakałam. Nie mogłam tego powstrzymać.
   Ruszyłam do drzwi. Chłopak złapał mnie za dłoń i odwrócił przodem do siebie.
   - Co to oznacza? - spytał dla pewności.
   Wzięłam głęboki oddech.
   - Nie jesteśmy już razem - powiedziałam drżącym głosem. - Przepraszam, że tyle trwał nasz związek.
   - Co ty do cholery wygadujesz?
   - I tak wiemy, że to tego by doszło... Tak będzie lepiej - rzuciłam przez ramię, po czym wyszłam zapłakana, zostawiając Rocky'ego samego.

________________

I jest! Rozdział 19! Trochę się rozpisałam, no ale... Mam nadzieję, że wam się podobał. I komentujcie, bo to bardzo motywuje. I zapraszam na stronę na Facebook'u poświęconą właśnie temu blogowi - https://www.facebook.com/pages/R5-My-Story-Blog/365343923603451 ;)


PS Jadąc samochodem już w Austrii słuchaliśmy sobie radia i wiecie co?? Puścili R5! Jednego dnia Wishing I Was 23 a następnego Gives You Hell! Nawet nie wiecie jaką miałam podjarkę! :3 Szkoda, że to austriackie radio a nie polskie :(

1 komentarz:

  1. Super rozdział. Trochę smutny, ale takie też bardzo dobrze się czyta. Czekam na kolejny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń