- Że słucham? - odezwał się w końcu Peter, po długiej chwili ciszy. Przeciągał każdą sylabę. Moje słowa wprawiły go w osłupienie. Nie dziwię się.
- Pamiętasz, gdy przyjechałeś do Miami? I spotkaliśmy się w klubie, a później poszliśmy do mnie... - zaczęłam wyjaśniać, chociaż nie czułam się z tym dobrze. To była dla mnie dziwna, nowa sytuacja i... nie miałam pojęcia, jak mu to wszystko powiedzieć.
- Jasne, że pamiętam! - przerwał mi od razu, a na moich polikach pojawił się rumieniec. - Ale jak to się stało? Przecież się zabezpieczyliśmy!
Cóż najwyraźniej bezpieczny seks nie jest zawsze taki bezpieczny...
- Nie wiem! Nie mam pojęcia, jak to się stało. Byłam u lekarza i powiedział mi, że jestem w ciąży. Zrobiłam sobie dodatkowo test ciążowy i... Tak wyszło - ogarnęłam włosy w desperackim geście. Oparłam się o ścianę sklepu i wpatrywałam się w chodnik.
- Jesteś pewna, że to moje dziecko? - w głosie Petera wyczułam pewną nadzieję. Trawiłam przez chwilę te zdanie, a jakby z opóźnieniem zaczęła wzbierać we mnie złość. Serio myśli, że się puszczam z każdym po kolei, żeby nie wiedzieć, czy to na pewno jego dziecko? Jakby mnie nie znał...
- Nie robiłam tego z nikim w tamtym czasie, więc tak! Jestem pewna.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś!? - Peter był zły.
- Bałam się! Nie rozumiesz? To dla mnie nowa sytuacja! Jeszcze wszystko dodatkowo się komplikuje... Nie utrudniaj mi... wszystkiego! - również byłam zła. Tym razem nie na Petera. Na całą tą sytuację. Na moje życie. Mój błąd. Moje decyzje... Jestem taka głupia... Dałam się zmanipulować pustej Barbie z Miami, która wmówiła mi, że jestem zdzirą, gdy straciłam pamięć... - Słuchaj... Niech to zostanie między nami. Rocky ani nikt inny z Lynch'ów, z rodziny, po prostu nikt nie może się dowiedzieć, jasne? - mój głos brzmiał ostrzej, niż chciałam.
- Dobra. Jak chcesz. Ale Nelly... Ja nie wiem, czy będę wychowywał to dziecko...
- Co? Chcesz zostawić mnie na lodzie? Ja też nie chce tego dziecka! Nie chcę go urodzić, nie chce go mieć. Nie możesz zostawić mnie teraz samej - moja złość na chłopaka mieszała się z żalem. - Wiesz co... Chłopacy mają łatwo. Przyjdą, zaciągnął dziewczynę do łóżka, a później zostawiają ją samą sobie. Może jakbyście mieli rodzić dzieci to byście się trochę zastanowili. Szczerze mówiąc nie myślałam, że należysz do takich osób, wiesz? Ale się pomyliłam. Trudno. Po prostu dzięki. Okazałeś się zwykłym debilem - nie mogłam przestać mówić. Chciałam wyrzucić z siebie wszystko, co we mnie tkwiło, co mi przeszkadzało...
- To akurat nie jest moja wina, że nie ma wystarczająco wytrzymałych gumek - warknął w słuchawkę. Parsknęłam udawanym, kpiącym śmiechem.
- Oczywiście, że to nie jest twoja wina. Błagam! Przynajmniej weź winę na siebie, co? Zachowujesz się jak pięciolatek. Jesteście niewyżyci, a później... zero odpowiedzialności - moją złość podkreślał ironiczny ton głosu.
- Przypomnę ci, że to ty zaciągnęłaś mnie do łóżka, nie na odwrót - na te słowa moja twarz pokryła się szkarłatem. - Muszę to wszystko przemyśleć. Na razie - chłopak się rozłączył, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Miałam ochotę rzucić telefon z całej siły o chodnik, po prostu dać upust złości, tym wszystkim emocją wypalającym mnie od środka.
Zaczęłam grzebać w torebce, szukając czegokolwiek, co by się nadało. W końcu to znalazłam. Błyszczącą żyletkę upchniętą między jakimiś paragonami w małej przegródce. Włożyłam ją tam już jakiś czas temu. Nie pamiętam w jakich okolicznościach. Po prostu przechodziłam załamanie i znalazła się w mojej torebce.
Usiadłam na murku przy chodniku.
Nie chciałam się zabić. Nie chciałam bawić się w "kontury". Potrzebowałam tylko trochę bólu fizycznego, żeby odwrócić uwagę od tego psychicznego. Tylko tyle.
Drżącymi rękami przyłożyłam ostrze do ręki i powoli, by trwało to jak najdłużej, zrobiłam nacięcie na skórze. Od razu pociekła krew. Spływała po ręce i lądowała na chodniku. Zrobiłam jeszcze jedną kreskę, później następną i kolejną. Patrzyłam, jak krew powolnie kapie na ziemię. To mnie wręcz hipnotyzowało, a ból skutecznie odwracał uwagę od uciążliwych myśli. Chciałam, żeby trwało to wieczność.
W końcu wstałam. Nie wiem ile tam siedziałam. Kilka minut? Godzinę? Ile? W każdym razie zaczęłam powoli wracać. Chciałam wrócić do hotelu na pieszo, ale nie byłam pewna gdzie jestem, więc ostatecznie zadzwoniłam po taksówkę. Była po kilku minutach. Szybko dotarliśmy pod hotel.
Z tego wszystkiego zapomniałam o blondynce, która została w klubie. Sarah... Zostawiłam ją samą. Nie przywiązywałam jednak dużo myśli do tego.
Zajęłam buty i rzuciłam się na łóżko. Nie marzyłam o niczym innym, tylko o śnie. Chciałam oderwać się od rzeczywistości i uciec do tego wyimaginowanego świata. Jakby to było takie proste! Dochodziła trzecia a ja dalej przewracałam się z boku na bok, oglądając nowe rany na ręce.
W końcu niedostępna kraina snu uchyliła swoja żelazną zimną bramę, przez którą cicho się wślizgnęłam.
- Pamiętasz, gdy przyjechałeś do Miami? I spotkaliśmy się w klubie, a później poszliśmy do mnie... - zaczęłam wyjaśniać, chociaż nie czułam się z tym dobrze. To była dla mnie dziwna, nowa sytuacja i... nie miałam pojęcia, jak mu to wszystko powiedzieć.
- Jasne, że pamiętam! - przerwał mi od razu, a na moich polikach pojawił się rumieniec. - Ale jak to się stało? Przecież się zabezpieczyliśmy!
Cóż najwyraźniej bezpieczny seks nie jest zawsze taki bezpieczny...
- Nie wiem! Nie mam pojęcia, jak to się stało. Byłam u lekarza i powiedział mi, że jestem w ciąży. Zrobiłam sobie dodatkowo test ciążowy i... Tak wyszło - ogarnęłam włosy w desperackim geście. Oparłam się o ścianę sklepu i wpatrywałam się w chodnik.
- Jesteś pewna, że to moje dziecko? - w głosie Petera wyczułam pewną nadzieję. Trawiłam przez chwilę te zdanie, a jakby z opóźnieniem zaczęła wzbierać we mnie złość. Serio myśli, że się puszczam z każdym po kolei, żeby nie wiedzieć, czy to na pewno jego dziecko? Jakby mnie nie znał...
- Nie robiłam tego z nikim w tamtym czasie, więc tak! Jestem pewna.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś!? - Peter był zły.
- Bałam się! Nie rozumiesz? To dla mnie nowa sytuacja! Jeszcze wszystko dodatkowo się komplikuje... Nie utrudniaj mi... wszystkiego! - również byłam zła. Tym razem nie na Petera. Na całą tą sytuację. Na moje życie. Mój błąd. Moje decyzje... Jestem taka głupia... Dałam się zmanipulować pustej Barbie z Miami, która wmówiła mi, że jestem zdzirą, gdy straciłam pamięć... - Słuchaj... Niech to zostanie między nami. Rocky ani nikt inny z Lynch'ów, z rodziny, po prostu nikt nie może się dowiedzieć, jasne? - mój głos brzmiał ostrzej, niż chciałam.
- Dobra. Jak chcesz. Ale Nelly... Ja nie wiem, czy będę wychowywał to dziecko...
- Co? Chcesz zostawić mnie na lodzie? Ja też nie chce tego dziecka! Nie chcę go urodzić, nie chce go mieć. Nie możesz zostawić mnie teraz samej - moja złość na chłopaka mieszała się z żalem. - Wiesz co... Chłopacy mają łatwo. Przyjdą, zaciągnął dziewczynę do łóżka, a później zostawiają ją samą sobie. Może jakbyście mieli rodzić dzieci to byście się trochę zastanowili. Szczerze mówiąc nie myślałam, że należysz do takich osób, wiesz? Ale się pomyliłam. Trudno. Po prostu dzięki. Okazałeś się zwykłym debilem - nie mogłam przestać mówić. Chciałam wyrzucić z siebie wszystko, co we mnie tkwiło, co mi przeszkadzało...
- To akurat nie jest moja wina, że nie ma wystarczająco wytrzymałych gumek - warknął w słuchawkę. Parsknęłam udawanym, kpiącym śmiechem.
- Oczywiście, że to nie jest twoja wina. Błagam! Przynajmniej weź winę na siebie, co? Zachowujesz się jak pięciolatek. Jesteście niewyżyci, a później... zero odpowiedzialności - moją złość podkreślał ironiczny ton głosu.
- Przypomnę ci, że to ty zaciągnęłaś mnie do łóżka, nie na odwrót - na te słowa moja twarz pokryła się szkarłatem. - Muszę to wszystko przemyśleć. Na razie - chłopak się rozłączył, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Miałam ochotę rzucić telefon z całej siły o chodnik, po prostu dać upust złości, tym wszystkim emocją wypalającym mnie od środka.
Zaczęłam grzebać w torebce, szukając czegokolwiek, co by się nadało. W końcu to znalazłam. Błyszczącą żyletkę upchniętą między jakimiś paragonami w małej przegródce. Włożyłam ją tam już jakiś czas temu. Nie pamiętam w jakich okolicznościach. Po prostu przechodziłam załamanie i znalazła się w mojej torebce.
Usiadłam na murku przy chodniku.
Nie chciałam się zabić. Nie chciałam bawić się w "kontury". Potrzebowałam tylko trochę bólu fizycznego, żeby odwrócić uwagę od tego psychicznego. Tylko tyle.
Drżącymi rękami przyłożyłam ostrze do ręki i powoli, by trwało to jak najdłużej, zrobiłam nacięcie na skórze. Od razu pociekła krew. Spływała po ręce i lądowała na chodniku. Zrobiłam jeszcze jedną kreskę, później następną i kolejną. Patrzyłam, jak krew powolnie kapie na ziemię. To mnie wręcz hipnotyzowało, a ból skutecznie odwracał uwagę od uciążliwych myśli. Chciałam, żeby trwało to wieczność.
W końcu wstałam. Nie wiem ile tam siedziałam. Kilka minut? Godzinę? Ile? W każdym razie zaczęłam powoli wracać. Chciałam wrócić do hotelu na pieszo, ale nie byłam pewna gdzie jestem, więc ostatecznie zadzwoniłam po taksówkę. Była po kilku minutach. Szybko dotarliśmy pod hotel.
Z tego wszystkiego zapomniałam o blondynce, która została w klubie. Sarah... Zostawiłam ją samą. Nie przywiązywałam jednak dużo myśli do tego.
Zajęłam buty i rzuciłam się na łóżko. Nie marzyłam o niczym innym, tylko o śnie. Chciałam oderwać się od rzeczywistości i uciec do tego wyimaginowanego świata. Jakby to było takie proste! Dochodziła trzecia a ja dalej przewracałam się z boku na bok, oglądając nowe rany na ręce.
W końcu niedostępna kraina snu uchyliła swoja żelazną zimną bramę, przez którą cicho się wślizgnęłam.
- Nie mogę uwierzyć, że zostawiłaś mnie samą w klubie! Szukałam Cię i dzwoniłam! Gdzieś ty była? - Sarah zaczęła swoje kazanie. Jak na dziewczynę, która wróciła pijana nad ranem zachowywała teraz trzeźwość umysłu.
- Mówiłam, że nie mam ochoty iść. Chciałam wracać, ale nie mogłam Cię znaleźć - próbowałam się bronić, lecz nie przywiązywałam do tego większej uwagi. Ciągle sprawdzałam telefon. Liczyłam, że pojawi się jakakolwiek wiadomość od Petera. Z nerwów obgryzłam już wszystkie paznokcie, przez to były teraz nierówne i ciągle haczyły mi o materiał koszuli.
- Teraz ze mnie robisz tą złą!
- Dobra, skończ temat! Ja wróciłam wcześniej, ty później i tyle. W czym jest problem?
- Miałyśmy pójść razem i razem wrócić. Coś mogło się jednej z nas stać! - argumenty blondynki były coraz bardziej żałosne.
- Mi nic by się nie stało. Może jakbyś mniej wypiła to tobie też nic by nie groziło - dopiero gdy słowa wyszły z moich ust, zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Sarah spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem. - Dobra... Koniec tematu - szybko wstałam i założyłam buty.
- Gdzie idziesz? - nie wyczułam żadnej emocji w głosie dziewczyny.
- Przejść się - rzuciłam tylko i wyszłam z pokoju. Już po chwili szłam w stronę centrum. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Było dzisiaj bardzo słonecznie i ciepło. Męczyłam się w koszuli w kratę z długim rękawem, ale nie chciałam, żeby było widać moje rany. Dlatego starałam się ignorować ciepło.
Postanowiłam zajść na kawę. Znalazłam małą kawiarnię i zajęłam stolik na zewnątrz. Już po chwili podeszła do mnie sympatycznie wyglądająca kelnerka. Miała krótkie rude włosy i szare, błyszczące oczy. Była dość niska.
Złożyłam zamówienie, a już po kilku minutach kobieta wróciła. Wręcz rzuciłam się na kawę mrożoną, którą zaczęłam zagryzać lodami.
Gdy kończyła swój deser, kątem oka dostrzegłam obsługującą mnie kelnerkę. Podeszła do jakiegoś mężczyzny, pocałowała go w policzek i razem odjechali samochodem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam wrażenie, że patrze na siebie i Rocky'ego.
Rocky'ego, który został w LA.
Och! Durna podświadomość musi niszczyć każdą sekundę mojego życia.
Przez chwilę zapomniałam o tym dziecku, o Peterze, o mojej siostrze, rodzicach, o Jean... Myślałam tylko o Rocky'm. O naszych randkach i o tym, jak zerwaliśmy. O całej tej zazdrości, gdy widziałam go z Tally. Jak straciłam pamięć i dzięki niemu ją odzyskałam. Mimo trudności znowu do siebie wróciliśmy.
Cóż to trwało jednak krótką chwilę, za krótką... Nędzny ułamek sekundy. Teraz, gdy pomyślę o tym dziecku, o całym tym kłamstwie, na temat moich prawdziwych rodziców i o tym, że Peter chce zostawić mnie na lodzie mam ochotę zrobić coś gorszego, niż zwykle cięcie.
Pamiętam, gdy byłam z babcią w szpitalu. Pracowała jako pielęgniarka. Trafiła do nich dziewczyna, która się pocięła, bo chciała się zabić. Do dziś pamiętam śmiech babci i jej słowa: "Ty dziecko jesteś niepoważna. Ja ci pokaże, jak się ciąć. Musisz ciąć się pionowo. Masz. Widzisz żyły? Baw się w kontury". Mimo że babcia wpychała dziewczynie skalpel w ręce, nie zrobiła tego. Nie zabiła się.
Czasem mam ochotę być dzieckiem. Bawić się... w kontury.
_________________
Cześć!
Rozdział dodałam dość szybko, ale to pewnie nawet i lepiej ^^ Jestem chora więc mam czas, żeby pisać. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zostawiajcie komentarze koty ;*
- Mówiłam, że nie mam ochoty iść. Chciałam wracać, ale nie mogłam Cię znaleźć - próbowałam się bronić, lecz nie przywiązywałam do tego większej uwagi. Ciągle sprawdzałam telefon. Liczyłam, że pojawi się jakakolwiek wiadomość od Petera. Z nerwów obgryzłam już wszystkie paznokcie, przez to były teraz nierówne i ciągle haczyły mi o materiał koszuli.
- Teraz ze mnie robisz tą złą!
- Dobra, skończ temat! Ja wróciłam wcześniej, ty później i tyle. W czym jest problem?
- Miałyśmy pójść razem i razem wrócić. Coś mogło się jednej z nas stać! - argumenty blondynki były coraz bardziej żałosne.
- Mi nic by się nie stało. Może jakbyś mniej wypiła to tobie też nic by nie groziło - dopiero gdy słowa wyszły z moich ust, zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Sarah spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem. - Dobra... Koniec tematu - szybko wstałam i założyłam buty.
- Gdzie idziesz? - nie wyczułam żadnej emocji w głosie dziewczyny.
- Przejść się - rzuciłam tylko i wyszłam z pokoju. Już po chwili szłam w stronę centrum. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Było dzisiaj bardzo słonecznie i ciepło. Męczyłam się w koszuli w kratę z długim rękawem, ale nie chciałam, żeby było widać moje rany. Dlatego starałam się ignorować ciepło.
Postanowiłam zajść na kawę. Znalazłam małą kawiarnię i zajęłam stolik na zewnątrz. Już po chwili podeszła do mnie sympatycznie wyglądająca kelnerka. Miała krótkie rude włosy i szare, błyszczące oczy. Była dość niska.
Złożyłam zamówienie, a już po kilku minutach kobieta wróciła. Wręcz rzuciłam się na kawę mrożoną, którą zaczęłam zagryzać lodami.
Gdy kończyła swój deser, kątem oka dostrzegłam obsługującą mnie kelnerkę. Podeszła do jakiegoś mężczyzny, pocałowała go w policzek i razem odjechali samochodem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam wrażenie, że patrze na siebie i Rocky'ego.
Rocky'ego, który został w LA.
Och! Durna podświadomość musi niszczyć każdą sekundę mojego życia.
Przez chwilę zapomniałam o tym dziecku, o Peterze, o mojej siostrze, rodzicach, o Jean... Myślałam tylko o Rocky'm. O naszych randkach i o tym, jak zerwaliśmy. O całej tej zazdrości, gdy widziałam go z Tally. Jak straciłam pamięć i dzięki niemu ją odzyskałam. Mimo trudności znowu do siebie wróciliśmy.
Cóż to trwało jednak krótką chwilę, za krótką... Nędzny ułamek sekundy. Teraz, gdy pomyślę o tym dziecku, o całym tym kłamstwie, na temat moich prawdziwych rodziców i o tym, że Peter chce zostawić mnie na lodzie mam ochotę zrobić coś gorszego, niż zwykle cięcie.
Pamiętam, gdy byłam z babcią w szpitalu. Pracowała jako pielęgniarka. Trafiła do nich dziewczyna, która się pocięła, bo chciała się zabić. Do dziś pamiętam śmiech babci i jej słowa: "Ty dziecko jesteś niepoważna. Ja ci pokaże, jak się ciąć. Musisz ciąć się pionowo. Masz. Widzisz żyły? Baw się w kontury". Mimo że babcia wpychała dziewczynie skalpel w ręce, nie zrobiła tego. Nie zabiła się.
Czasem mam ochotę być dzieckiem. Bawić się... w kontury.
_________________
Cześć!
Rozdział dodałam dość szybko, ale to pewnie nawet i lepiej ^^ Jestem chora więc mam czas, żeby pisać. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zostawiajcie komentarze koty ;*
Fajny ;)
OdpowiedzUsuńBoski *-* jestem ciekawa czy Rocky sie dowie ze Nelly jest w ciazy .-. <3 dawaj nexta JUZ!!!!!!
OdpowiedzUsuńBoze, ja nie chce by ona byla w ciazy :( i nie chce by sie zabiła. Dawaj nexta,blagam cie
OdpowiedzUsuńO nie nie nie nie nie nie . Niech ona nie będzie w tej głupiej ciąży ehhh.... Ale w sumie jest taka opcja że poroni, bo sumie nerwy , stres , alkohol i ogólnie hmmm ... ciekawa jestem i to bardzo co dalej . Oby sie jakoś poukładało . Czekam z niecierpliwością na next'a : ))
OdpowiedzUsuń