Gdy samolot wylądował, po paru minutach zaczęłyśmy przepychać się do wyjścia. W NY było dzisiaj bardzo ciepło - w końcu już wiosna.
Wcześniej jakoś o tym nie myślałam, ale teraz, gdy już tu jesteśmy, ogarnął mnie pewien niepokój. A co, jeśli nie damy sobie rady? Rodzice napisali, że będą przysyłać mi pieniądze, jak robili to przy moim pierwszym wyjeździe do LA poza tym dużo zostało mi też z wcześniejszych przesyłek, ale...
Na myśl o rodzicach zakręciło mi się w głowie, bo uświadomiłam sobie, że dla mnie dalej są nieodpowiedzialnymi, lekceważącymi rodzicami a nie takim wujostwem. To takie trudne... Szczerze mówiąc mam trochę Mag za złe, że tak po prostu oddała mnie w ręce Jean, ale starałam się zrozumieć, że miała powód, bo tak było.
Muszę jeszcze porozmawiać z Jean... Mag pewnie do niej dzwoniła, ale wolę jeszcze sama to zrobić. Boje się tego...
Odetchnęłam głęboko.
- Trzeba złapać jakąś taksówkę, ale jest tu tyle ludzi, że... - zdyszana Sarah stanęła obok mnie, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
Zaczęłyśmy przemieszczać się w stronę ulicy, ciągnąć za sobą walizki. Minęło dwadzieścia minut, zanim udało nam się złapać jakąkolwiek taksówkę. Podałyśmy adres i już byliśmy w drodze, powoli przesuwając się w korkach.
Gdy przejeżdżaliśmy przez centrum miasta, zgodnie wydałyśmy okrzyk zachwytu. NY był pięknym miastem. Nowoczesne budynki wtapiały się w stare kamieniczki.
Mimo korków szybko dotarłyśmy na miejsce. Miałyśmy mieszkać w małym hotelu. Na szczęście liczba gości nie była tutaj duża, więc bez problemu zgodzili się, żebyśmy zostały ile będziemy chciały, więc nie miałyśmy konkretnego terminu pobytu w NY. Postanowiłyśmy, że zostaniemy tyle, ile będzie trzeba.
- Witamy w hotelu Victoria - usłyszałyśmy, gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia.
Sarah szybko załatwiła wszystko dotyczące naszej rezerwacji i po chwili byłyśmy już w pokoju. Był dość ładny i duży, zupełnie mieścił się w zakresie naszych wymagań. Utrzymany był w brzoskwiniowo - kremowych barwach, co naprawdę dodawało mu pewnego rodzaju uroku.
Wyciągnęłam telefon i tak jak obiecałam zadzwoniłam do Rydel. Odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć! Jesteście już na miejscu? Już tęsknimy.
- Tak, właśnie dojechałyśmy. NY jest piękny!
- Tak, też bardzo mi się podoba. Słuchaj za tydzień mamy koncert w NY. Będziesz chciała wpaść?
- Jasne! - uśmiechnęłam się do słuchawki. Mimo że dopiero wyjechałam to już nie mogłam się doczekać spotkania.
- Super! Słuchaj muszę kończyć mamy próbę. Do zobaczenia - Rydel się rozłączyła. Rzuciłam telefon na łóżko.
- Słuchaj może gdzieś wyjdziemy? - zaproponowała Sarah podchodząc do walizki. Zaczęła w niej czegoś szukać.
- Jakiś pomysł?
- Nie będziemy siedzieć cały wieczór w hotelu. Może pójdziemy do klubu? - zaproponowała blondynka z błyskiem w oku.
- Sarah... Nie mogę - na twarz wypłynął mi rumieniec. Wbiłam wzrok w podłogę. Sarah zastanawiała się trochę aż w końcu zrozumiała, o co mi chodzi.
- Nie będziesz musiała pić. No chodź! Będzie fajnie - Sarah starała się mnie namówić. Wpatrywałam się w nią z niechęcią. - Nie będziemy siedzieć w pokoju a ja nie pójdę sama. Proszę.
Nie miałam najmniejszej ochoty iść do klubu. Jednak z drugiej strony Sarah chciała, a ja byłam jej dużo winna.
- No dobra... - westchnęłam kapitulacyjnie. Sarah z zapałem chwyciła ubrania i poszła się szykować. Ja powoli kucnęłam przy swojej walizce i jeszcze wolniej zaczęłam wybierać rzeczy.
Wcześniej jakoś o tym nie myślałam, ale teraz, gdy już tu jesteśmy, ogarnął mnie pewien niepokój. A co, jeśli nie damy sobie rady? Rodzice napisali, że będą przysyłać mi pieniądze, jak robili to przy moim pierwszym wyjeździe do LA poza tym dużo zostało mi też z wcześniejszych przesyłek, ale...
Na myśl o rodzicach zakręciło mi się w głowie, bo uświadomiłam sobie, że dla mnie dalej są nieodpowiedzialnymi, lekceważącymi rodzicami a nie takim wujostwem. To takie trudne... Szczerze mówiąc mam trochę Mag za złe, że tak po prostu oddała mnie w ręce Jean, ale starałam się zrozumieć, że miała powód, bo tak było.
Muszę jeszcze porozmawiać z Jean... Mag pewnie do niej dzwoniła, ale wolę jeszcze sama to zrobić. Boje się tego...
Odetchnęłam głęboko.
- Trzeba złapać jakąś taksówkę, ale jest tu tyle ludzi, że... - zdyszana Sarah stanęła obok mnie, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
Zaczęłyśmy przemieszczać się w stronę ulicy, ciągnąć za sobą walizki. Minęło dwadzieścia minut, zanim udało nam się złapać jakąkolwiek taksówkę. Podałyśmy adres i już byliśmy w drodze, powoli przesuwając się w korkach.
Gdy przejeżdżaliśmy przez centrum miasta, zgodnie wydałyśmy okrzyk zachwytu. NY był pięknym miastem. Nowoczesne budynki wtapiały się w stare kamieniczki.
Mimo korków szybko dotarłyśmy na miejsce. Miałyśmy mieszkać w małym hotelu. Na szczęście liczba gości nie była tutaj duża, więc bez problemu zgodzili się, żebyśmy zostały ile będziemy chciały, więc nie miałyśmy konkretnego terminu pobytu w NY. Postanowiłyśmy, że zostaniemy tyle, ile będzie trzeba.
- Witamy w hotelu Victoria - usłyszałyśmy, gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia.
Sarah szybko załatwiła wszystko dotyczące naszej rezerwacji i po chwili byłyśmy już w pokoju. Był dość ładny i duży, zupełnie mieścił się w zakresie naszych wymagań. Utrzymany był w brzoskwiniowo - kremowych barwach, co naprawdę dodawało mu pewnego rodzaju uroku.
Wyciągnęłam telefon i tak jak obiecałam zadzwoniłam do Rydel. Odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć! Jesteście już na miejscu? Już tęsknimy.
- Tak, właśnie dojechałyśmy. NY jest piękny!
- Tak, też bardzo mi się podoba. Słuchaj za tydzień mamy koncert w NY. Będziesz chciała wpaść?
- Jasne! - uśmiechnęłam się do słuchawki. Mimo że dopiero wyjechałam to już nie mogłam się doczekać spotkania.
- Super! Słuchaj muszę kończyć mamy próbę. Do zobaczenia - Rydel się rozłączyła. Rzuciłam telefon na łóżko.
- Słuchaj może gdzieś wyjdziemy? - zaproponowała Sarah podchodząc do walizki. Zaczęła w niej czegoś szukać.
- Jakiś pomysł?
- Nie będziemy siedzieć cały wieczór w hotelu. Może pójdziemy do klubu? - zaproponowała blondynka z błyskiem w oku.
- Sarah... Nie mogę - na twarz wypłynął mi rumieniec. Wbiłam wzrok w podłogę. Sarah zastanawiała się trochę aż w końcu zrozumiała, o co mi chodzi.
- Nie będziesz musiała pić. No chodź! Będzie fajnie - Sarah starała się mnie namówić. Wpatrywałam się w nią z niechęcią. - Nie będziemy siedzieć w pokoju a ja nie pójdę sama. Proszę.
Nie miałam najmniejszej ochoty iść do klubu. Jednak z drugiej strony Sarah chciała, a ja byłam jej dużo winna.
- No dobra... - westchnęłam kapitulacyjnie. Sarah z zapałem chwyciła ubrania i poszła się szykować. Ja powoli kucnęłam przy swojej walizce i jeszcze wolniej zaczęłam wybierać rzeczy.
Wieczorne powietrze otuliło mi łydki, gdy wysiadałam z taksówki. Robiłam to jakby w zwolnionym tempie. Chciałam jak najmocniej się dało odwlec moment wejścia do klubu.
Sarah chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia. W środku gromadziło się mnóstwo ludzi na parkiecie i przy barze. Jasne, kolorowe światło raziło mnie w oczy. Było bardzo duszno, a w powietrzu czuć było woń alkoholu. Pomieszczenie wypełniała głośna muzyka.
Sarah coś do mnie krzyknęła i zniknęła w tłumie. Zaczęłam wchodzić głębiej do pomieszczenia, ale okazało się to złym pomysłem. Im dalej byłam, tym więcej kręciło się pijanych ludzi. Nie mogłam się odnaleźć.
- Hej maleńka! - usłyszałam i zaraz po tym poczułam ręce na swoich biodrach. Mężczyzna przysunął mnie bliżej siebie, a po moich plecach przeszedł dreszcz.
- Puść mnie - powiedziałam słabo. Strasznie kręciło mi się w głowie miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Wyluzuj laleczko - w głosie mężczyzny wyczułam ostrą woń alkoholu. Poczułam jego szorstkie ręce pod koszulką i wtedy uczucie strachu wypełniło mnie od środka.
- Zostaw! - zaczęłam się szarpać, lecz mężczyzna był za silny. Usta nieznajomego na mojej szyi tylko wzmocniły dreszcze.
Nie czekając na nic więcej mocno uderzyłam mężczyznę w krocze i szybko zaczęłam przepychać się do wyjścia. Wyciągnęłam telefon i próbowałam dodzwonić się do Sarah, ale ta nie odbierała. Wybiegłam przed klub, nerwowo oglądając się za siebie. Ciągle czułam na sobie natarczywe spojrzenie. Rozglądałam się, lecz nikogo nie było. Zaczęłam po prostu iść przed siebie.
Wtedy ciszę przerwał dźwięk telefonu. Szybko odebrałam, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
- Nelly? - usłyszałam znajomy męski głos i od razu pożałowam, że odebrałam.
- Po co dzwonisz? Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać - powiedziałam ochole.
- Domyśliłem się. Ale odebrałaś - zauważył. Wiedziałam, że się uśmiecha.
- Przez przypadek - rzuciłam tylko. Pewnie nie uwierzył. - Czego chcesz?
- Słyszałem, że jesteś w LA.
- Byłam. Teraz jestem już w NY - poprawiłam go.
- W NY? Po co? - zdziwił się chłopak.
- Nie ważne. Peter... Po co dzwonisz?
- Chciałem pogadać. Nie rozumiem, dlaczego tak nagle się obrażasz.
- Nie mogę Ci powiedzieć. To skomplikowane... - tak jak wszystko u mnie. Po prostu... Wszystko się komplikuje.
- Mów, nie wymyślaj - zachęcił mnie Peter trochę zniecierpliwiony.
- Peter... - zaczęłam nieśmiało. I tak się dowie. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Był ojcem, powinien wiedzieć. Tylko te słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
- No...? - poganiał Peter.
- Jestem w ciąży. A ty jesteś ojcem.
Sarah chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia. W środku gromadziło się mnóstwo ludzi na parkiecie i przy barze. Jasne, kolorowe światło raziło mnie w oczy. Było bardzo duszno, a w powietrzu czuć było woń alkoholu. Pomieszczenie wypełniała głośna muzyka.
Sarah coś do mnie krzyknęła i zniknęła w tłumie. Zaczęłam wchodzić głębiej do pomieszczenia, ale okazało się to złym pomysłem. Im dalej byłam, tym więcej kręciło się pijanych ludzi. Nie mogłam się odnaleźć.
- Hej maleńka! - usłyszałam i zaraz po tym poczułam ręce na swoich biodrach. Mężczyzna przysunął mnie bliżej siebie, a po moich plecach przeszedł dreszcz.
- Puść mnie - powiedziałam słabo. Strasznie kręciło mi się w głowie miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Wyluzuj laleczko - w głosie mężczyzny wyczułam ostrą woń alkoholu. Poczułam jego szorstkie ręce pod koszulką i wtedy uczucie strachu wypełniło mnie od środka.
- Zostaw! - zaczęłam się szarpać, lecz mężczyzna był za silny. Usta nieznajomego na mojej szyi tylko wzmocniły dreszcze.
Nie czekając na nic więcej mocno uderzyłam mężczyznę w krocze i szybko zaczęłam przepychać się do wyjścia. Wyciągnęłam telefon i próbowałam dodzwonić się do Sarah, ale ta nie odbierała. Wybiegłam przed klub, nerwowo oglądając się za siebie. Ciągle czułam na sobie natarczywe spojrzenie. Rozglądałam się, lecz nikogo nie było. Zaczęłam po prostu iść przed siebie.
Wtedy ciszę przerwał dźwięk telefonu. Szybko odebrałam, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
- Nelly? - usłyszałam znajomy męski głos i od razu pożałowam, że odebrałam.
- Po co dzwonisz? Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać - powiedziałam ochole.
- Domyśliłem się. Ale odebrałaś - zauważył. Wiedziałam, że się uśmiecha.
- Przez przypadek - rzuciłam tylko. Pewnie nie uwierzył. - Czego chcesz?
- Słyszałem, że jesteś w LA.
- Byłam. Teraz jestem już w NY - poprawiłam go.
- W NY? Po co? - zdziwił się chłopak.
- Nie ważne. Peter... Po co dzwonisz?
- Chciałem pogadać. Nie rozumiem, dlaczego tak nagle się obrażasz.
- Nie mogę Ci powiedzieć. To skomplikowane... - tak jak wszystko u mnie. Po prostu... Wszystko się komplikuje.
- Mów, nie wymyślaj - zachęcił mnie Peter trochę zniecierpliwiony.
- Peter... - zaczęłam nieśmiało. I tak się dowie. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Był ojcem, powinien wiedzieć. Tylko te słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
- No...? - poganiał Peter.
- Jestem w ciąży. A ty jesteś ojcem.
_________________
Cześć koty! Jak minął weekend? Mi świetnie i byle do następnego ^^ od razu mówię, że nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, zobaczymy jak z czasem. Zostawiajcie komentarze ;*
Super rozdzial .ciejawa jestem co dalej . Boje sie co bedzie dalej poniewaz peter dowie sie ze bedzie ojcem a jeszcze bardziej boje sie co bedzie z Nell i Rockym . Czekam na nexta :))
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa..... ja chcę już następny rozdział! Jak mogłaś skończyć w tym miejscu? Kocham. Kocham tw blog ! Wiem że napisałam chaotycznie ale ajdjzjdbakjxbsjsxjixsndkxjsggsn.... nie mogę się doczekać nexta :*
OdpowiedzUsuń