- Dzisiaj wyjeżdżam - usłyszałam od razu, gdy tylko oderwałam swoje usta od ust chłopaka. Dochodziła szósta rano, a mimo to byłam rozbudzona i pełna życia. Teraz trochę to zgasło, ale i tak czułam się dobrze. Minęło już kilka dobrych dni, w czasie których spędzałam je z Rocky'm.
- Wiem - mruknęłam zrezygnowana, wtulając się w bruneta. - O której masz samolot?
- Za dwie godziny. Muszę być trochę wcześniej. Nie wrócisz?
- Nie mogę tak po prostu wyjechać - westchnęłam. Rocky pokiwał głową i po chwili wstał. Miał na sobie same bokserki, na widok których się zaśmiałam. - W misie?
- A czemu nie? - brunet zrobił urażoną minę i zaczął zbierać swoje rzeczy. Przez chwilę wpatrywałam się w jego granatowe bokserki w kolorowe misie, lecz w końcu zbeształam się za to w myślach i oderwałam wzrok. Rocky chyba czuł, że mu się przypatruję, bo na twarzy miał szeroki uśmiech, a ja zrobiłam się wręcz szkarłatna.
- Muszę iść do domu... Później przyjadę do ciebie na lotnisko - rzuciłam i wstałam. Teraz to ja byłam pod czujnym spojrzeniem Rocky'ego, lecz błyskawicznie zniknęłam za drzwiami łazienki. Przebrałam się szybko, pożegnałam z chłopakiem i po chwili byłam w drodze do domu.
Właściwie czemu nie wrócić? Jaką by to zrobiło różnicę moim rodzicom? Gdy powiedziałam, że chce się wyprowadzić nie było żadnego problemu. Teraz też by nie było. Problemem jest tylko moja ciąża. Chociaż i tak kiedyś się o niej dowiedzą. Muszę wybrać pomiędzy Rocky'm, a tym dzieckiem. Jeśli się o nim dowiedzą to mogę stracić bruneta. Ale jeśli tutaj zostanę to i tak mogę go stracić. Co jest lepsze? Zostać czy wrócić? Niby wydawało mi się to proste. Mogłabym bez problemu wskoczyć w samolot i wyjechać. Ale gdy bardziej wsłuchałam się w głosy to tylko serce wrzeszczało jedź. Rozum mówił, że to zbyt ryzykowne.
Dotarłam do domu nawet nie wiem kiedy, a moje myśli ciągle szalały. Rozważałam za i przeciw. Miałam mało czasu. Musiałam być zdecydowana. Ale co zrobię? Po prostu spakuje się i wyjadę? Chciałam być szczęśliwa, czy ciągle snuć się po domu z tym smętnym uczuciem. Wiedziałam co muszę zrobić. Wyjadę. Ale czy miałam tyle odwagi?
W pośpiechu zaczęłam otwierać walizkę zapakowaną do wyprowadzki i przepakowywać ją. Ubrania walały się po całym pokoju, lecz po godzinie miałam pewność, że mam wszystko. Prócz paszportu i dowodu. Gdzie ja to rzuciłam?
W panice zaczęłam przeszukiwać szuflady, lecz w moim pokoju ich nie było. Mama musiała włożyć je do siebie. I miałam rację. W dolnej szufladzie szafy leżał mój dowód wraz z paszportem. Wrzuciłam je do torby podręcznej i zaczęłam ciągnąć walizkę do drzwi. Zostawiłam jeszcze krótką wiadomość rodzicom w kuchni i wyszłam. Ze strachem stwierdziłam, że te krótkie poszukiwania w rzeczywistości zajęły mi sporo czasu. Miałam dwadzieścia minut na dojechanie na lotnisko, w czasie których myślałam o tym, co właśnie robię i jak rodzice zareagują na mój wyjazd.
- Wiem - mruknęłam zrezygnowana, wtulając się w bruneta. - O której masz samolot?
- Za dwie godziny. Muszę być trochę wcześniej. Nie wrócisz?
- Nie mogę tak po prostu wyjechać - westchnęłam. Rocky pokiwał głową i po chwili wstał. Miał na sobie same bokserki, na widok których się zaśmiałam. - W misie?
- A czemu nie? - brunet zrobił urażoną minę i zaczął zbierać swoje rzeczy. Przez chwilę wpatrywałam się w jego granatowe bokserki w kolorowe misie, lecz w końcu zbeształam się za to w myślach i oderwałam wzrok. Rocky chyba czuł, że mu się przypatruję, bo na twarzy miał szeroki uśmiech, a ja zrobiłam się wręcz szkarłatna.
- Muszę iść do domu... Później przyjadę do ciebie na lotnisko - rzuciłam i wstałam. Teraz to ja byłam pod czujnym spojrzeniem Rocky'ego, lecz błyskawicznie zniknęłam za drzwiami łazienki. Przebrałam się szybko, pożegnałam z chłopakiem i po chwili byłam w drodze do domu.
Właściwie czemu nie wrócić? Jaką by to zrobiło różnicę moim rodzicom? Gdy powiedziałam, że chce się wyprowadzić nie było żadnego problemu. Teraz też by nie było. Problemem jest tylko moja ciąża. Chociaż i tak kiedyś się o niej dowiedzą. Muszę wybrać pomiędzy Rocky'm, a tym dzieckiem. Jeśli się o nim dowiedzą to mogę stracić bruneta. Ale jeśli tutaj zostanę to i tak mogę go stracić. Co jest lepsze? Zostać czy wrócić? Niby wydawało mi się to proste. Mogłabym bez problemu wskoczyć w samolot i wyjechać. Ale gdy bardziej wsłuchałam się w głosy to tylko serce wrzeszczało jedź. Rozum mówił, że to zbyt ryzykowne.
Dotarłam do domu nawet nie wiem kiedy, a moje myśli ciągle szalały. Rozważałam za i przeciw. Miałam mało czasu. Musiałam być zdecydowana. Ale co zrobię? Po prostu spakuje się i wyjadę? Chciałam być szczęśliwa, czy ciągle snuć się po domu z tym smętnym uczuciem. Wiedziałam co muszę zrobić. Wyjadę. Ale czy miałam tyle odwagi?
W pośpiechu zaczęłam otwierać walizkę zapakowaną do wyprowadzki i przepakowywać ją. Ubrania walały się po całym pokoju, lecz po godzinie miałam pewność, że mam wszystko. Prócz paszportu i dowodu. Gdzie ja to rzuciłam?
W panice zaczęłam przeszukiwać szuflady, lecz w moim pokoju ich nie było. Mama musiała włożyć je do siebie. I miałam rację. W dolnej szufladzie szafy leżał mój dowód wraz z paszportem. Wrzuciłam je do torby podręcznej i zaczęłam ciągnąć walizkę do drzwi. Zostawiłam jeszcze krótką wiadomość rodzicom w kuchni i wyszłam. Ze strachem stwierdziłam, że te krótkie poszukiwania w rzeczywistości zajęły mi sporo czasu. Miałam dwadzieścia minut na dojechanie na lotnisko, w czasie których myślałam o tym, co właśnie robię i jak rodzice zareagują na mój wyjazd.
Jeszcze dwie minuty. Biegnę przez lotnisko jak głupia, taranując ludzi. Próbuje się dodzwonić do Rocky'ego, ale nie odbiera. Pewnie jest już w środku. Nie! Nie może tak być! Za długo się zastanawiałam, wahałam... Lecz gdy go zobaczyłam idącego holem, przyśpieszyłam, biegłam, potykając się o własne nogi.
- Rocky! - wrzasnęłam, lecz chłopak nie usłyszał. Starałam się biec jeszcze szybciej, lecz moja kondycja na to nie pozwalała.
Czułam, jakby od tego zależało moje życie. Od tego biegu. Widząc mijające mnie zdziwione, lub wykrzywione w ironicznym uśmieszku twarze dostawałam siły. To był mój maraton życia. Musiało mi się udać.
- Rocky! - spróbowałam jeszcze raz i tym razem chłopak się odwrócił i rozejrzał. Był zdezorientowany. Miałam wrażenie, że pomyślał, że to jedna z natrętnych fanek. Założyłam tak, z powodu jego znudzonego wyrazu twarzy. Ale nie! Zobaczył mnie. Biegnącą jak wariatka blondynkę, ciągnącą za sobą walizkę, która haczyła jej o pięty.
Rzuciłam się chłopakowi w ramiona, wypuszczając z rąk bagaż. Rocky też wypuścił batonika czekoladowego z dłoni, chociaż wiedziałam, że je lubi. Miałam ochotę się śmiać i płakać jednocześnie. Było mi tak lekko, tak dobrze, lecz jednocześnie miałam ochotę paść na podłogę i już nigdy z niej nie wstawać. Po prostu... Odpocząć.
- Jadę z tobą - wydyszałam, gdy złapałam trochę oddechu.
- Myślałem, że nawet się nie pożegnasz!
- No co ty! Po prostu się pakowałam - powiedziałam.
- Rocky! - wrzasnęłam, lecz chłopak nie usłyszał. Starałam się biec jeszcze szybciej, lecz moja kondycja na to nie pozwalała.
Czułam, jakby od tego zależało moje życie. Od tego biegu. Widząc mijające mnie zdziwione, lub wykrzywione w ironicznym uśmieszku twarze dostawałam siły. To był mój maraton życia. Musiało mi się udać.
- Rocky! - spróbowałam jeszcze raz i tym razem chłopak się odwrócił i rozejrzał. Był zdezorientowany. Miałam wrażenie, że pomyślał, że to jedna z natrętnych fanek. Założyłam tak, z powodu jego znudzonego wyrazu twarzy. Ale nie! Zobaczył mnie. Biegnącą jak wariatka blondynkę, ciągnącą za sobą walizkę, która haczyła jej o pięty.
Rzuciłam się chłopakowi w ramiona, wypuszczając z rąk bagaż. Rocky też wypuścił batonika czekoladowego z dłoni, chociaż wiedziałam, że je lubi. Miałam ochotę się śmiać i płakać jednocześnie. Było mi tak lekko, tak dobrze, lecz jednocześnie miałam ochotę paść na podłogę i już nigdy z niej nie wstawać. Po prostu... Odpocząć.
- Jadę z tobą - wydyszałam, gdy złapałam trochę oddechu.
- Myślałem, że nawet się nie pożegnasz!
- No co ty! Po prostu się pakowałam - powiedziałam.
- Jak dobrze, że zmieniłaś zdanie! Myślałem, że serio się rozstaniemy! Twoja ciocia wie, że przyjeżdżasz? Jakby co, to możesz mieszkać u mnie. Wiesz, że moje łóżko bardzo się ucieszy, gdy się tobą zajmę...
Na te słowa lekko pacnęłam chłopaka w głowę, lecz nie mogłam się dłużej powstrzymać od śmiechu.
- Jesteś okropny - rzuciłam żartobliwie, a chłopak tylko przewrócił oczami. - Muszę zadzwonić do cioci - powiedziałam w końcu i zaczęłam grzebać w torbie podręcznej w poszukiwaniu telefonu. Wyciągnęłam dowód i paszport i wtedy zobaczyłam włożoną między strony kartkę. Rozłożyłam ją zaciekawiona, a gdy zaczęłam czytać, nogi się pode mną ugięły. Świat zaczął wirować, poczułam jak wszystkie posiłki podchodzą mi do gardła.
- Matko, Nel, co jest? Jesteś blada! - Rocky wybałuszył oczy, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło, które nagle blokowała wielka gula, a w ustach czułam, jakbym miałam popiół. - Nel! Nelly! - Rocky był przerażony, ja też. - Co się stało? Powiedz coś!
- Ja... - zaczęłam, lecz głos mi się załamał. Łzy cisnęły mi się do oczu i po chwili po polikach płynęły mi wartkie strumienie. Zaczęłam obsuwać się w dół. Zrobiło mi się słabo. Powietrze wydawało się gęste, przytłaczające. Na szczęście brunet w porę złapał mnie w pasie i trzymał na nogach.
- Co? - Rocky spojrzał w moje zapłakane oczy. Błądziłam przez chwilę wzrokiem po pomieszczeniu.
- Jean nie jest... moją matką.
- Matko, Nel, co jest? Jesteś blada! - Rocky wybałuszył oczy, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło, które nagle blokowała wielka gula, a w ustach czułam, jakbym miałam popiół. - Nel! Nelly! - Rocky był przerażony, ja też. - Co się stało? Powiedz coś!
- Ja... - zaczęłam, lecz głos mi się załamał. Łzy cisnęły mi się do oczu i po chwili po polikach płynęły mi wartkie strumienie. Zaczęłam obsuwać się w dół. Zrobiło mi się słabo. Powietrze wydawało się gęste, przytłaczające. Na szczęście brunet w porę złapał mnie w pasie i trzymał na nogach.
- Co? - Rocky spojrzał w moje zapłakane oczy. Błądziłam przez chwilę wzrokiem po pomieszczeniu.
- Jean nie jest... moją matką.
_________________
Cześć koty! Miałam ten rozdział dodać wcześniej, ale nie miałam internetu. Znaczy miałam, ale strasznie mi się zacinał. Już po prostu tak mnie wkurzał... Nie mogłam w ogóle wejść na bloga... No ale dobra macie dzisiaj. Następny rozdział postaram się dodać wcześniej, może nawet jutro ;) Jak wam się podoba rozdział?? Komentujcie ^^
Meeega! Kocham kocham i jeszcze raz kocham tw bloga! Mam nadzieje ze bd jutro next! ;3 ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńJej super rozdział :)) Bardzo się cieszę że Nel jedzie z Rocky'm : D Ło Jean nie jest jej matą ,mam nadzieje że to nie zmieni jej wyjazdu . Czekam na next'a :))
OdpowiedzUsuń