Gwałtownie szarpnęłam walizkę i ruszyłam przez duży hol w stronę wyjścia. Łzy cały czas płynęły i nie mogłam ich powstrzymać, nawet za bardzo się nie starałam. Przez cały tydzień, w czasie którego trwała identyfikacja ciała nie jadłam i tylko siedziałam w pokoju. Nie miałam na nic ochoty. Dni mijały w ciszy i bólu spowodowanego utratą bliskiej mi osoby oraz nowych ran na rękach.
Gdy wyszłam na zewnątrz, a ciepłe powietrze otuliło mnie i przywitało, poczułam, że jestem w domu. Zasłoniłam ręką oczy, z powodu tak nagłego jasnego blasku słońca. Przez wcześniejsze dni w moim pokoju panował mrok... Chciałam, żeby to się zmieniło, próbowałam odsunąć te wszystkie emocje od siebie, ale nie potrafiłam. To wydarzyło się tak nagle, tak niespodziewanie... Nie byłam na to przygotowana. Nigdy nie wyobrażałam sobie śmierci moich przyjaciół i rodziny. Czasem mam wrażenie, że będą żyli wiecznie i nawet nie myślę, że za jakiś czas może ich przy mnie nie być.
- Nel... - usłyszałam tylko i po chwili poczułam, jak ktoś oplata mnie w uścisku. Był to nikt inny, jak Rydel Lynch. Ich krótka trasa się skończyła i wrócili do domu dzień wcześniej, niż ja. Nie chciałam z nikim gadać, ale blondynka atakowała mnie takim gradem sms'ów i telefonów, że w końcu odpuściłam i porozmawiałyśmy. To była dobra decyzja. Rydel pocieszała mnie jak nikt inny i zawsze była w pogotowiu. To świetna przyjaciółka i nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby jej zabrakło.
Blondynka chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do samochodu. Pomogła mi włożyć walizkę do bagażnika i po chwili byliśmy w drodze, która minęła mi bardzo szybko. Mijałyśmy skrzyżowania, przejścia dla pieszych, ronda... Ku mojemu zaskoczeniu pojechaliśmy do domu Lynch'ów ale to nawet i lepiej. Nie miałam ochoty rozmawiać teraz z Mag. Wiedziałam, że kobieta też cierpi, ale... po prostu nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy, nie wiedziałam, co mogłabym jej powiedzieć, jak ją pocieszyć... Sama nie potrafiłam sobie poradzić.
Powoli weszłam do salonu, ciągnąć za sobą walizkę. Nikogo nie było. Życie w domu zmarło, a ja nie chciałam go budzić. Rydel weszła za mną. Rzuciła kluczyki na szafkę i poszła do kuchni.
- Chcesz coś do picia? - spytała z drugiego pomieszczenia. Wykorzystałam okazję i szybko uciekam do pokoju Rocky'ego, zupełnie machinalnie. Chciałam być sama, wszystko sobie przemyśleć i doprowadzić się do porządku. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam o nie głowę, zamykając oczy i dając swobodnie płynąć tysiącom myśli i pytań.
- Jak się czujesz? - serce zerwało się do galopu na niespodziewany dźwięk słów. Nie miałam pojęcia, że ktoś jest w domu. Powoli uchyliłam powieki, chociaż doskonale wiedziałam, kto jest w pokoju.
- Przepraszam, nie chciałam tu wejść - namacałam klamkę, dalej stojąc oparta plecami o drzwi. Złapałam ją w rękę, patrząc na bruneta. Już chciałam wyjść, kiedy chłopak się odezwał:
- Dalej jesteś zła? - Rocky podszedł bliżej, zostawiając ubrania, które próbował upchnąć w szafie. Skoncentrował na mnie uwagę, a ja na nim. Brunet chwycił w ostrożnie kosmyk moich włosów, które wysunęły się z warkocza i zaczął się nimi bawić, lekko muskając palcami mój policzek.
- A jak myślisz? Chociaż to jeden z moich najmniejszych problemów... - głos mi się załamał, gdy odsunęłam dłoń chłopaka od mojej twarzy. Starałam się uspokoić, ale nie mogłam. Nie dałam rady... Byłam mało stabilną emocjonalnie osobą. Łatwo mnie było zranić, bo byłam zbyt wrażliwa. Nie lubiłam tego w sobie, ale co mogłam zrobić? Sama sobie takiej wrażliwości nie wybrałam.
Rocky nic nie mówił tylko podszedł bliżej i wziął mnie w ramiona, a ja mocno wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Staliśmy tak w milczeniu, które pomagało mi bardziej niż tysiące wypowiedzianych słów. Brunet gładził mnie po plecach a ja z trudem starałam się wyrównać oddech. Było mi ciężko. Nie chcę się teraz nad sobą użalać, ale nie wiem, co innego mam powiedzieć.
W końcu chłopak wziął mnie za łokieć i podwinął rękaw. Na ręce widziało mnóstwo nachodzących na siebie ran, kilka wciąż mocno się czerwieniących. Były świeże. Nie chciałam, żeby chłopak je widział, ale nie miałam siły się wyrywać.
- Jesteś zły, prawda? - spytałam drżącym głosem.
- Nie powinnaś się ciąć...
- Nie mówię o tym - przerwałam mu. - Chodzi mi o ciążę...
- Ja... Nel... Po prostu... - Rocky co chwila przerywał, nie wiedząc do końca, co chce powiedzieć. Sama nie wiedziałabym, co powiedzieć, ale chce prawdę.
- Nie lituj się nade mną. Po prostu powiedz - starałam się powstrzymać łzy. Zdecydowanie za często płakałam.
- Jestem - powiedział beznamiętnie po dłuższej chwili wahania. Byłam na to przygotowana, wiedziałam, że tak będzie.
- Dlaczego więc tutaj stoisz? - spytałam i nie czekając na odpowiedź, wyszłam. Nie chciałam robić z tego jakiegoś dramatu, ale denerwowało mnie zachowanie chłopaka. Jest zły, dobrze, ale niech się tak nade mną nie lituje.
Musiałam trochę odreagować. Nie wiedziałam, do kogo mam się zwrócić. Czułam, że zostałam sama. Jakby na świecie były same obce mi osoby, żadnej znajomej, zaufanej...
W tamtym momencie dostałam wiadomość. Powoli wyciągnęłam telefon. Była od Peter'a. Gdy tylko ją przeczytałam, ponownie zalałam się łzami. Nie czułam jednak smutku. Byłam zła, to uczucie zżerało mnie od środka i nie mogłam go powstrzymać. Stopniowo rozprzestrzeniało się po całym ciele, a na policzkach pojawiły się wypieki.
Nie wahałam się. Wybrałam numer i czekałam, aż chłopak odbierze.
- Jesteś pieprzonym dupkiem, Peter! - wrzasnęłam, gdy tylko odebrał. - Myślałam, że jesteś inny. Ale ty jesteś jak wszyscy. Najpierw coś zrobisz, a później nie liczysz się z konsekwencjami! Może gdyby mężczyźni rodzili dzieci to trochę zaczęli by myśleć!
- Uspokój się! To nie moja wina. Nie mam zamiaru wychowywać tego dziecka i nie zmienię swojej decyzji.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć... Postaw się w moim miejscu. Moja sytuacja wygląda o wiele gorzej! - miałam wrażenie że moje policzki płoną od złości, a z moich oczu tryskają iskry. Potrzebowałam jednej, dobrej rzeczy, jakiegoś pocieszającego epizodu w moim życiu, który chociaż na chwilę poprawił by moje samopoczucie i odwrócił uwagę od złych myśli. Chciałam tylko wiedzieć dlaczego życie się tak na mnie uwzięło? Najpierw dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a później za tym stoczyła się cała lawina rujnująca wszystko, co napotka na drodze i za nic nie było można jej zatrzymać. Musiałam to po prostu przeczekać i chronić się jak tylko mogę.
- Trudno, jestem taki sam, jak inni. I nie mam zamiaru płacić alimentów! Nie mam pewności, czy to moje dziecko! - głos Petera wyrwał mnie z zamyślenia, jednocześnie wzniecając na nowo płomienie. Był okropny! Myślałam, że się przyjaźnimy. Cóż... Przyjaciel raczej nie wykorzystał by tego, że byłam pijana i straciłam pamięć, prawda?
- Możesz się cieszyć, bo żadnego dziecka nie będzie! - rozłączyłam się. Opadłam słabo na kanapę i schowałam twarz w dłonie. Dlaczego ta lawina idzie tak wolno?
________________
Cześć!
Mamy już 23 rozdział! Nie zaliczam go do najlepszych, ale ważne, że chociaż coś jest. Mam nadzieję, że chociaż wam się podobał. Piszcie komentarze, co myślicie i do napisania!
PS Są tu fani Igrzysk?? Wiedzieliście już Kosogłosa?? Kocham ♥ Idealnie oddaje książkę i normalnie nie mogę się doczekać kolejnej części *-*
Gdy wyszłam na zewnątrz, a ciepłe powietrze otuliło mnie i przywitało, poczułam, że jestem w domu. Zasłoniłam ręką oczy, z powodu tak nagłego jasnego blasku słońca. Przez wcześniejsze dni w moim pokoju panował mrok... Chciałam, żeby to się zmieniło, próbowałam odsunąć te wszystkie emocje od siebie, ale nie potrafiłam. To wydarzyło się tak nagle, tak niespodziewanie... Nie byłam na to przygotowana. Nigdy nie wyobrażałam sobie śmierci moich przyjaciół i rodziny. Czasem mam wrażenie, że będą żyli wiecznie i nawet nie myślę, że za jakiś czas może ich przy mnie nie być.
- Nel... - usłyszałam tylko i po chwili poczułam, jak ktoś oplata mnie w uścisku. Był to nikt inny, jak Rydel Lynch. Ich krótka trasa się skończyła i wrócili do domu dzień wcześniej, niż ja. Nie chciałam z nikim gadać, ale blondynka atakowała mnie takim gradem sms'ów i telefonów, że w końcu odpuściłam i porozmawiałyśmy. To była dobra decyzja. Rydel pocieszała mnie jak nikt inny i zawsze była w pogotowiu. To świetna przyjaciółka i nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby jej zabrakło.
Blondynka chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do samochodu. Pomogła mi włożyć walizkę do bagażnika i po chwili byliśmy w drodze, która minęła mi bardzo szybko. Mijałyśmy skrzyżowania, przejścia dla pieszych, ronda... Ku mojemu zaskoczeniu pojechaliśmy do domu Lynch'ów ale to nawet i lepiej. Nie miałam ochoty rozmawiać teraz z Mag. Wiedziałam, że kobieta też cierpi, ale... po prostu nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy, nie wiedziałam, co mogłabym jej powiedzieć, jak ją pocieszyć... Sama nie potrafiłam sobie poradzić.
Powoli weszłam do salonu, ciągnąć za sobą walizkę. Nikogo nie było. Życie w domu zmarło, a ja nie chciałam go budzić. Rydel weszła za mną. Rzuciła kluczyki na szafkę i poszła do kuchni.
- Chcesz coś do picia? - spytała z drugiego pomieszczenia. Wykorzystałam okazję i szybko uciekam do pokoju Rocky'ego, zupełnie machinalnie. Chciałam być sama, wszystko sobie przemyśleć i doprowadzić się do porządku. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam o nie głowę, zamykając oczy i dając swobodnie płynąć tysiącom myśli i pytań.
- Jak się czujesz? - serce zerwało się do galopu na niespodziewany dźwięk słów. Nie miałam pojęcia, że ktoś jest w domu. Powoli uchyliłam powieki, chociaż doskonale wiedziałam, kto jest w pokoju.
- Przepraszam, nie chciałam tu wejść - namacałam klamkę, dalej stojąc oparta plecami o drzwi. Złapałam ją w rękę, patrząc na bruneta. Już chciałam wyjść, kiedy chłopak się odezwał:
- Dalej jesteś zła? - Rocky podszedł bliżej, zostawiając ubrania, które próbował upchnąć w szafie. Skoncentrował na mnie uwagę, a ja na nim. Brunet chwycił w ostrożnie kosmyk moich włosów, które wysunęły się z warkocza i zaczął się nimi bawić, lekko muskając palcami mój policzek.
- A jak myślisz? Chociaż to jeden z moich najmniejszych problemów... - głos mi się załamał, gdy odsunęłam dłoń chłopaka od mojej twarzy. Starałam się uspokoić, ale nie mogłam. Nie dałam rady... Byłam mało stabilną emocjonalnie osobą. Łatwo mnie było zranić, bo byłam zbyt wrażliwa. Nie lubiłam tego w sobie, ale co mogłam zrobić? Sama sobie takiej wrażliwości nie wybrałam.
Rocky nic nie mówił tylko podszedł bliżej i wziął mnie w ramiona, a ja mocno wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Staliśmy tak w milczeniu, które pomagało mi bardziej niż tysiące wypowiedzianych słów. Brunet gładził mnie po plecach a ja z trudem starałam się wyrównać oddech. Było mi ciężko. Nie chcę się teraz nad sobą użalać, ale nie wiem, co innego mam powiedzieć.
W końcu chłopak wziął mnie za łokieć i podwinął rękaw. Na ręce widziało mnóstwo nachodzących na siebie ran, kilka wciąż mocno się czerwieniących. Były świeże. Nie chciałam, żeby chłopak je widział, ale nie miałam siły się wyrywać.
- Jesteś zły, prawda? - spytałam drżącym głosem.
- Nie powinnaś się ciąć...
- Nie mówię o tym - przerwałam mu. - Chodzi mi o ciążę...
- Ja... Nel... Po prostu... - Rocky co chwila przerywał, nie wiedząc do końca, co chce powiedzieć. Sama nie wiedziałabym, co powiedzieć, ale chce prawdę.
- Nie lituj się nade mną. Po prostu powiedz - starałam się powstrzymać łzy. Zdecydowanie za często płakałam.
- Jestem - powiedział beznamiętnie po dłuższej chwili wahania. Byłam na to przygotowana, wiedziałam, że tak będzie.
- Dlaczego więc tutaj stoisz? - spytałam i nie czekając na odpowiedź, wyszłam. Nie chciałam robić z tego jakiegoś dramatu, ale denerwowało mnie zachowanie chłopaka. Jest zły, dobrze, ale niech się tak nade mną nie lituje.
Musiałam trochę odreagować. Nie wiedziałam, do kogo mam się zwrócić. Czułam, że zostałam sama. Jakby na świecie były same obce mi osoby, żadnej znajomej, zaufanej...
W tamtym momencie dostałam wiadomość. Powoli wyciągnęłam telefon. Była od Peter'a. Gdy tylko ją przeczytałam, ponownie zalałam się łzami. Nie czułam jednak smutku. Byłam zła, to uczucie zżerało mnie od środka i nie mogłam go powstrzymać. Stopniowo rozprzestrzeniało się po całym ciele, a na policzkach pojawiły się wypieki.
Nie wahałam się. Wybrałam numer i czekałam, aż chłopak odbierze.
- Jesteś pieprzonym dupkiem, Peter! - wrzasnęłam, gdy tylko odebrał. - Myślałam, że jesteś inny. Ale ty jesteś jak wszyscy. Najpierw coś zrobisz, a później nie liczysz się z konsekwencjami! Może gdyby mężczyźni rodzili dzieci to trochę zaczęli by myśleć!
- Uspokój się! To nie moja wina. Nie mam zamiaru wychowywać tego dziecka i nie zmienię swojej decyzji.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć... Postaw się w moim miejscu. Moja sytuacja wygląda o wiele gorzej! - miałam wrażenie że moje policzki płoną od złości, a z moich oczu tryskają iskry. Potrzebowałam jednej, dobrej rzeczy, jakiegoś pocieszającego epizodu w moim życiu, który chociaż na chwilę poprawił by moje samopoczucie i odwrócił uwagę od złych myśli. Chciałam tylko wiedzieć dlaczego życie się tak na mnie uwzięło? Najpierw dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a później za tym stoczyła się cała lawina rujnująca wszystko, co napotka na drodze i za nic nie było można jej zatrzymać. Musiałam to po prostu przeczekać i chronić się jak tylko mogę.
- Trudno, jestem taki sam, jak inni. I nie mam zamiaru płacić alimentów! Nie mam pewności, czy to moje dziecko! - głos Petera wyrwał mnie z zamyślenia, jednocześnie wzniecając na nowo płomienie. Był okropny! Myślałam, że się przyjaźnimy. Cóż... Przyjaciel raczej nie wykorzystał by tego, że byłam pijana i straciłam pamięć, prawda?
- Możesz się cieszyć, bo żadnego dziecka nie będzie! - rozłączyłam się. Opadłam słabo na kanapę i schowałam twarz w dłonie. Dlaczego ta lawina idzie tak wolno?
________________
Cześć!
Mamy już 23 rozdział! Nie zaliczam go do najlepszych, ale ważne, że chociaż coś jest. Mam nadzieję, że chociaż wam się podobał. Piszcie komentarze, co myślicie i do napisania!
PS Są tu fani Igrzysk?? Wiedzieliście już Kosogłosa?? Kocham ♥ Idealnie oddaje książkę i normalnie nie mogę się doczekać kolejnej części *-*
yyy.. wow :O Jestem w szoku, ciężkim szoku. Ale to dobrze, bo znaczy to, że rozdział jest świetny :D ~Kami
OdpowiedzUsuńNareszcie coś z Rocky'm! Ciekawa jestem, jak wszystko dalej się potoczy :) Rozdział był świetny, tylko tyle mogę powiedzieć. I tak, byłam na Igrzyskach! Bardzo mi się podobał film, a najbardziej scena z The Hanging Tree ♥ Po prostu boskie!
OdpowiedzUsuńIgrzysk śmierci to ja i mam zamiar sie wybrać w tym tygodnou :D a co do rozdziału to świetny nareszcie Rocky <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ;)
Monika ;*
Peter to zasrany dupek ktory mnie tak wkurfia ;-; NIENAWIDZE TEGO TYPKA! Juz od początku go nie lubilam ;-; dupek no xd rozdzial czaaaad *-* kiedy next? ;c ❤ �� ����
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a :3