czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 18 - Sen

Więc... Jest kolejny rozdział! Wstawiałam go wczoraj, ale coś mi się zacinało i nie chciał mi się dodać. Jestem chora i - jak dla mnie - rozdział nie należy do najlepszych, ale mam nadzieję, że wam się spodoba.


ROZDZIAŁ 18

Sen


   Z trudem otworzyłam oczy. Przez płakanie były napuchnięte i czerwone, ale nie przejmowałam się tym. W zasadzie było już dobrze. Nie chciałam myśleć o cioci. O jej słowach. O niczym.
   - Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Nelly?
   Obejrzałam się za siebie. Brunet stał za mną.
   - Ja... nie - przyznałam, spuszczając wzrok na podłogę.
   - Chcę się dowiedzieć, co się stało - zażądał twardo Rocky. - Wczoraj... Nie mam pojęcia co zaszło między tobą, a ciocią, ale tak nie może być.
   Zerknęłam na niego zbolałym wzrokiem.
   - Już mnie nie chcesz?
   Chłopak westchnął i zakrył twarz w dłoniach.
   - Nie o to mi chodzi... Po prostu... Martwię się. Przychodzisz tak i...
   - Nie wysilaj się. Przecież widzę, że coś się zmieniło - przerwałam mu. Chciałam wierzyć, że to nie prawda. Że ciocia nie miała racji. Ale może jednak miała?
   Moją uwagę odwrócił dom. Wszystko było tutaj takie... inne. Panował większy porządek i nie było już leżących na podłodze mniej potrzebnych rzeczy. Jednak nie tylko to. Całe wnętrze zdawało się być inne. Tak jakby wszystko było tam inaczej poustawiane. Odwrotnie.
   - Choć tutaj - powiedział, przywołując mnie gestem dłoni i wyrywając z zamyślenia. Zobaczywszy, że powoli podchodzę, otworzył drzwi frontowe i wyszedł na zewnątrz. Zrobiłam to samo. Lekki wiaterek wywołał u mnie przyjemny dreszcz. - Wiesz, że jesteś dla mnie ważna? - spytał na co pokiwałam głową. - Dlaczego sądzisz, że mógłbym ciebie zostawić?
   - Sama nie wiem... - mruknęłam.
   Nagle drzwi ponownie się otworzyły i przede mną stanął blondyn, kompletnie ignorując swojego brata.
   - Ja z nią pogadam - rzucił. Domyśliłam się, że było to do Rocky'ego. Nie mogłam oderwać oczu od chłopaka. Brunet odwrócił się i kątem oka zobaczyłam jak znika w domu. - Słuchaj... Tacy sławni ludzie jak my mają się spotykać z tobą? Przyjaźnić się? - zaczął, a ja momentalnie coś zrozumiałam. To samo powiedziała do mnie ciocia. - On ciebie nie kocha. Chce cię wykorzystać i tyle. Jest sławny. Może robić co mu się podoba. On ciebie nie kocha - powtórzył tak samo jak Mag. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie rozumiałam, co się właściwie działo.
   - Dlaczego wy wszyscy mi to robicie? - spytałam. Zawładnął mną gniew. Dlaczego aż tak bardzo uczepili się mojego życia? - Mam prawo o sobie decydować! - krzyknęłam blondynowi w twarz. - Jesteś taki jak moja ciocia. To Rocky zdecyduje się, czy dalej chce ze mną być czy nie. Nie wy - powiedziałam z naciskiem na dwa ostatnie słowa.
   - Jak chcesz! Ja ciebie tylko ostrzegam! - krzyknął chłopak i ruszył przed siebie. Odwróciłam się tyłem do niego, lecz miałam złe przeczucia.
   - Stój! - zdążyłam tylko krzyknąć, gdy zdenerwowany blondyn wszedł na ulicę, a zbliżające się auto wcale nie wyglądało przyjaźnie. Było jednak za późno. Czarny samochód z impetem udeżył chłopaka, który przekoziołkował przez dach, zostawiając na nim krwawe ślady. Ze środka wysiadł mężczyzna. Nie znałam go.
   Spojrzał na mnie, a ja skuliłam się w duchu. Nie chciałam tam teraz być.
   - Riker - szepnęłam tylko, patrząc na ociekające krwią ciało i zalałam się łzami.


   Gdy się obudziłam, nie wiedziałam, gdzie jestem i co się działo. Rozglądałam się po pokoju, w panice przypominając sobie wszystko z wczorajszego dnia. Po chwili do mnie dotarło. Kolacja. Opowieści. Miła atmosfera. Spacer do domu. Ciocia. Ból. Łzy. Riker. Samochód. Mężczyzna. Rocky.
   Na przypomnienie sobie tego ostatniego, szybko odwróciłam się na drugi bok, ale chłopaka nie było. Gdy Mag powiedziała mi coś, w co nie wierzyłam, ale wiedziałam, że może być prawdą, przecież brunet po mnie przyszedł. Zabrał mnie do domu. Pozwolił płakać. Zajął się. Pocieszał. Fakt, że nie wiedział o co chodzi, ale był przy mnie. Uspokajał. Tak właśnie na mnie działał. Później go zatrzymałam. Gdy chciał iść nie pozwoliłam mu. Jego łóżko było małe, ale nie chciałam zostawać sama. Chciałam, żeby tu był. Żeby ze mną został.
   Sen. To, co zdarzyło się z Rikerem przed domem... To był sen. Przecież blondyn jest w szpitalu. Samochód. Mężczyzna. Kłótnia. Sen...
   Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było dla mnie obce. Nie byłam nigdy w sypialni Rocky'ego. Widać było, że niektóre rzeczy tutaj miały swoje lata, a kilka - domyślałam się - było z dzieciństwa. Mimo że byli bogaci, nie zachowywali się tak. Mimo że byli sławni, nie wykorzystali tego. Pokój zdawał się zatrzymać na czasach dzieciństwa. Gdy wszystko było takie proste. Gdy jeszcze Lynch'owie spacerowali sobie spokojnie po parku i chodzili do sklepu chociażby po bułki i nie byli zaczepiani przez fanów. Potrafiłam sobie to wyobrazić. Dom taki, jaki był teraz. Młody Ross uczący się na gitarze i Rocky eksperymentujący z akordami na gitarze. Dla zabawy. Riker i Ryland ćwiczący szalone, taneczne układy i podśpiewująca im Rydel. Wchodzący Mark wołający ,,Wróciłem!'' do pełnego domu. Stormie stojąca na progu, patrząca na swoje dzieci i myśląca, co to z nich będzie. Ja tak to sobie wyobrażałam. Czy dobrze? Nie mam pojęcia.
   Wysunęłam nogi spod kołdry i poczułam chłodniejsze powietrze owiewające mi łydki. Przypomniałam sobie, że nie mam na sobie niczego poza o wiele za dużą na mnie koszulką Rocky'ego. Dziwnie się teraz czułam. Wczoraj nie zwracałam na to kompletnej uwagi, a dzisiaj...
   Chwyciłam swoje ulubione legginsy, które wyglądały kompletnie jak dżinsy i wciągnęłam je na nogi. Spojrzałam na koszulkę - bordową w czarne paseczki - i przez chwilę zastanawiałam się, czy ją przebrać, ale w końcu postanowiłam, że na razie zostanę tak. Ruszyłam pewnie do drzwi, ale coś przykuło moją uwagę. Na biurku leżała złożona na pół karteczka. Podeszłam i rozłożyłam ją.


           Wyszedłem z rodzicami. Rydel jest w domu, a Ross
           poszedł do sklepu, ale powinien wrócić zanim się 
           obudzisz. Dasz sobie radę? 
                         - Rocky

            PS Powinnaś częściej chodzić w moich koszulkach.


   Przeczytawszy ostatnie zdanie, roześmiałam się. Powinnam częściej się załamywać i dzwonić do niego, żeby po mnie przyszedł.
   Ostatnie pytanie jednak najbardziej przyciągnęło moją uwagę - Dasz sobie radę? Pewnie myślał, że dzisiaj też będę na skraju przepaści zwanej uczuciami. Czy jestem? Sama nie wiem...
   Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju Rocky'ego. Dom zdawał się być uśpiony. Wszystko było normalne. Tamto to na pewno musiał być sen.
   - I jak się czujesz? - rozległo się nagle pytanie. Odwróciłam się, a za mną stała Rydel.
   - Nie jest źle - odpowiedziałam wzruszając ramionami. - Ale wcale nie jest dobrze...
   Blondynka usiadła na kanapie. Poklepała miejsce obok, dając mi znać, żeby zrobiła to samo.
   - Co się wczoraj stało? Wiesz, że ci pomogę.
   - Wiem o tym - zapewniłam ją.
   - Więc...?
   - Chodzi o to, że kiedyś moja ciocia zabroniła mi się z wami spotykać. Nie mam pojęcia dlaczego. Po prostu nie chciała, żebym miała z wami kontakt - zaczęłam wyjaśniać. - Gdy ją o to zapytałam, nic mi nie chciała powiedzieć. I wczoraj... - głos zaczął mi drżeć, gdy obraz cioci stanął mi przed twarzą. - Wczoraj powiedziała, że to nie możliwe, żeby ktoś taki jak wy zaczął przyjaźnić się ze mną. Że niby dlaczego Rocky miał by ze mną być. Że jest sławny i mnie chce tylko wykorzystać, bo może robić co chce - zakończyłam, a do oczu napłynęły mi łzy. Nienawidziłam swojej wrażliwości. Czasami naprawdę nie była potrzebna.
   Rydel delikatnie mnie przytuliła.
   - Nie masz się co martwić. Gdybyśmy ciebie nie lubili, to byśmy się teraz nie przyjaźnili, prawda? Twoja ciocia nie ma racji. To że jesteśmy sławni nie oznacza, że nie jesteśmy ludźmi. Nie oznacza, że możemy robić co chcemy. Szkoda, że dużo osób o tym zapomina.
   Pokiwałam głową, odsuwając się od blondynki.
   - Dziękuję - szepnęłam.
   - Nie masz za co dziękować. A Rocky...? Myślę, że on na prawdę coś do ciebie czuje. Wiesz na prawdę dziwnie się teraz zachowuje. Tak... inaczej. Ale w pozytywny sposób! - dodała szybko Rydel. Roześmiałam się. - Pomożesz mi zrobić śniadanie? Ross zaraz powinien być z resztą rzeczy, ale jak na razie poradzimy sobie bez niego, co?
   Pokiwałam głową. Wstałyśmy i ruszyłyśmy do kuchni. Po chwili blaty zastawione były składnikami na kanapki, patelnią, żeby usmażyć jajecznicę i szklankami na herbatę. Nie wiem dlaczego, ale pomagając Rydel przy śniadaniu poczułam się jak członek rodziny.

 
   - Może to spróbujesz? Nie jest trudne - zaproponowała Rydel, wciskając mi do ręki kolejną kartkę.
   - No nie wiem... Dawno nie grałam na pianinie.
   - No to teraz trochę odświeżymy ci pamięć - oznajmiła blondynka. Stałyśmy przy keyboardzie. Dziewczyna postawiła przede mną nuty i zachęciła do grania. Spróbowałam najpierw jedną ręką, a później drugą, by oswoić się z poszczególnymi partiami. Spróbowałam kawałek zagrać razem. Szło mi bardzo wolno i z pomyłkami, ale przecież pierwszy raz grałam te nuty. Rydel zdawała się jednak zachwycona moją grą.
   - Nie źle ci idzie jak na pierwszy raz. Znaczy pierwszy z tymi nutami - poprawiła się.
   Poprosiłam Rydel, żeby poduczyła mnie gry na pianinie, ponieważ chciałam sobie przypomnieć co nieco. Miałam też zamiar nauczyć się jakiejś piosenki R5. Dziewczyna od razu się zgodziła i poszła poszukać jakiejś łatwiejszej do grania piosenki. Zaskoczył mnie jej entuzjazm. Gdy tylko o to zapytałam, zerwała się na równe nogi, ciągnąc mnie prosto do pokoju, gdzie przetrzymywali instrumenty.
   - Zacznij od początku. Najlepiej będzie, jak poćwiczysz sobie fragmentami. Najpierw weź sobie jedną linijkę do ćwiczeń, później następną - zasugerowała Rydel fachowym głosem. - Ja tak robię, gdy chce się szybko nauczyć.
   Posłuchałam jej rady. Siedziałyśmy tutaj już prawie od dwóch godzin. Blondynka co jakiś czas dawała mi inne nuty, żebym sobie popróbowała i stwierdziła, co najbardziej mi leży. Teraz grałam a właściwie próbowałam grać Here Comes Forever. Nie było tak źle. Nuty nie były takie trudne.
   - Na razie zostałabym przy tym - powiedziałam do niej, zobaczywszy, że sięga do swojej teczki z nutami.
   - To dawaj jeszcze raz. Tępo dowolne.
   Zaczęłam grać, gdy nagle Rydel zerwała się z miejsca.
   - Już czternasta? - spytała zerkając na zegarek.
   Pokiwałam głową na potwierdzenie.
   - Przepraszam, ale muszę iść. Obiecałam, że przyjdę dzisiaj trochę potańczyć w The Rage. Miałam ich trochę pouczyć. Lubię tam chodzić, ale teraz... Nie mam czasu.
   - Dobra. Nie ma sprawy - zapewniłam. - Do zobaczenia - powiedziałam, ale blondynka już wyszła. Zaczęłam ćwiczyć tak, jak mi mówiła. Linijkami, osobno, później razem, rytmami (najlepiej na trzy) i powtarzać takt, który mi nie wychodzi. Muszę przyznać, że po ok. dwudziestu minutach takiego ćwiczenia zaczęło mi coraz lepiej wychodzić. Rydel miała racją. Nie trzeba siedzieć nie wiadomo jak długo, tylko ćwiczyć z głową.
   - Here Comes Forever? - rozległo się pytanie, a ja aż podskoczyłam.
   - Tak - odpowiedziałam tylko, podnosząc wzrok na Rossa. Chłopak pokiwał głową. Wpatrywałam się w niego. Wolałam ćwiczyć sama. Bez niego.
   - Graj. Chciałbym posłuchać - zachęcił mnie.
   Patrzyłam się na niego z niedowierzaniem. On tylko jeszcze raz zachęcił mnie, tym razem gestem ręki.
   Zaczęłam grać. Ćwiczenie się opłaciło, bo szło mi całkiem dobrze.
   - Mogę? - spytał podchodząc do keyboardu. Podniosłam ręce w obronnym geście i odsunęłam się. Blondyn zaczął grać, podśpiewując sobie pod nosem.
   - Możesz śpiewać głośniej - zachęciłam go. On tylko spojrzał na mnie, uśmiechając się. Myślałam, że tego nie zrobi, ale zaczął refren już normalnie, głośno. Wsłuchiwałam się w jego głos. Po krótkiej chwili, za krótkiej, Ross skończył.
   - Teraz ty.
   - Dobrze, ale bez śpiewania - odpowiedziałam, stając z powrotem przy keyboardzie.
   - Dlaczego? - spytał.
   - Nie jestem dobrą piosenkarką - roześmiałam się.
   - Pewnie przesadzasz - rzucił. Zignorowałam to i zaczęłam grać. Ku mojemu zaskoczeniu, Ross zaczął śpiewać.
   - I'm talking 'bout starting out as friends
I'm talking 'bout real and not pretend
I'm talking 'bout roles of a life time
You and I can even write the end.
   Roześmiałam się. Chłopak gestem zachęcał mnie, żebym się przyłączyła.
   - Ale ja nie potrafię! - zaprotestowałam.
   - Potrafisz! - powiedział to tak przekonującym głosem, że sama w to uwierzyłam. Zaczęłam śpiewać razem z nim, co jakiś czas przerywając na śmiech. Chłopakowi to nie przeszkadzało.
   Przestałam grać, zanosząc się śmiechem.
   - Mówiłam, że nie potrafię! - rzuciłam przez śmiech.
   - Przecież dobrze ci poszło! - zaprotestował. - Chyba nigdy siebie śpiewającej nie słyszałaś.
   - Słyszałam - zapewniłam.
   - Ciekawy jestem, kiedy to było...?
   Wzruszyłam ramionami.
   - Ross ma rację. Naprawdę świetnie śpiewasz - rozległ się głos.
   - Rocky! - krzyknęłam rozweselona na widok chłopaka. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
   - Rydel uczyła mnie grać Here Comes Forever, ale musiała iść. Chcesz się do nas przyłączyć? - spytałam. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
   - Nie będę przeszkadzał? - burknął.
   - Ty? Nie - zapewniłam go, ciągnąc do pianina.
   - Ja muszę iść - rzucił nagle Ross. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on tylko się uśmiechnął, wyminął mnie i wyszedł.
   Nie rozumiałam, co się właściwie dzieje. Przeniosłam zdziwiony wzrok na bruneta, a później na plecy blondyna i z powrotem. To było... dziwne. Rossa to jeszcze trochę rozumiem - może on naprawdę do mnie coś czuł i nie mógł patrzeć na mnie i Rocky'ego? To i tak było dziwne. A Rocky... Nie wiem, o co mu chodziło. Nagle coś głupiego wpadło mi do głowy.
   - Jesteś zazdrosny? - spytałam.
   Rocky spojrzał na mnie zaskoczony.
   - Nie - odpowiedział, ale gdy opuścił głowę, wiedziałam, że tak nie jest.
   - Jesteś zazdrosny o Rossa - stwierdziłam i się roześmiałam.
   Brunet westchnął. Widziałam zmieszanie na jego twarzy.
   - Tak - powiedział nagle. - Tak, jestem zazdrosny. Nie podobało mi się, że spędzałaś czas z Rossem.
   Spojrzałam na niego rozbawiona.
   - Wiesz, że nie masz o co? - spytałam, bardziej z czułością.
   Chłopak pokiwał głową. Chwyciłam go w pasie i przysunęłam się bliżej. Wtuliłam się w jego pierś, a on mocno mnie objął.
   - Wiesz, że ja ciebie kocham, prawda? - spytałam.
   - Wiem - odpowiedział krótko, całując mnie w czubek głowy. - Ja ciebie też.
   Staliśmy tak dłuższą chwilę.
   - A teraz pokaż mi dokładnie, czego się nauczyłaś - powiedział, delikatnie się ode mnie odsuwając. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go pianina.


   Słońce już dawno zaszło. Mrok panował za każdym oknem i jedynie mocne, zimne szpitalne lampy oświetlały pomieszczenia. Przyjechałam tutaj razem z Rocky'm z godzinę temu, żeby odwiedzić Rikera. Przed tym opowiedziałam Rocky'emu, co się stało u mnie w domu, że po niego zadzwoniłam. Siedzieliśmy na kanapie w pokoju muzycznym. W połowie historii, chłopak wziął mnie w ramiona. Nie chciało mi się wierzyć, że mógłby mnie na prawdę nie kochać. To było takie... nierealne. W sumie to uświadomiłam sobie, że to wszystko jest nierealne. To, że mnie kocha jest nierealne. Że w ogóle spotkałam kogokolwiek z R5 jest nierealne. Że się z nimi przyjaźnię jest nierealne. Że Rocky mógłby mnie teraz nie kochać jest nierealne. Ale to jest właśnie życie - nierealne. Gdy coś wydarzy się dobrego, nie chce nam się w to wierzyć. Jak będzie coś złego, też wydaje się tak odległe. Nierealne.
   - Możecie już wejść - wyrwał mnie z zamyślenia głos pielęgniarki. Wpuściła nas do pokoju, w którym leżał Riker.
   Usiadłam razem z Rocky'm przy łóżku. Patrzyłam się na blondyna. Wyglądał już lepiej. Rany goiły się i już nie krwawiły, chociaż nie wszystkie. Odetchnęłam, gdy zobaczyłam, że te na twarzy są już w lepszym stanie. Lekarz powiedział jednak, że mogą zostać po nich blizny, chociaż nie muszą. Zależy to od tego, jak będzie się to goiło.
   Włosy, teraz rozczochrane i przetłuszczone, tradycyjnie przysłaniały mu prawe oko. Siniaki już też powolutku bledły.
   Riker jęknął z bólu i otworzył oczy. Chwyciłam go za rękę.
   - Cześć - wyszeptał chłopak.
   - Jak się czujesz? - spytał Rocky.
   - Źle, ale lekarz powiedział, że za tydzień, jeśli wyniki będą dobre, mnie wypuści - odpowiedział cicho. - Tylko te złamania...
   - Będzie dobrze - zapewniłam.
   - Słyszałem, że wczoraj u nas zostałaś. Jestem ciekawy, co się stało - zmienił temat.
   - Pogadamy kiedy indziej, co? - zaproponowałam. Riker tylko pokiwał głową.
   Później gadaliśmy z nim w różnych rzeczach. Trochę o kolacji, na którą mnie zaprosiła Stormie, a tym, co się u nas dzieje. Opowiadałam mu też, jak Rydel uczyła mnie dzisiaj grać na pianinie.
   - To dobra nauczycielka - potwierdził Riker. - Nic dziwnego, że tak bardzo chciała ciebie pouczyć.
   Chłopacy zapowiedzieli też, że jak tylko blondyn wyjdzie ze szpitala, trafię na indywidualne lekcje tańca, na co zareagowałam głośnym protestem. Oni jednak tylko zaczęli się śmiać, co nie podziałało dobrze na Rikera, ale nie przejmował się bólem. Wiedzieliśmy jednak, że to nie jest dla niego przyjemne.
   Po kilku godzinach wychodziłam z Rocky'm ze szpitala. Powiedziałam mu, że nie chce wracać jeszcze dzisiaj do domu. Brunet nie miał nic przeciwko, ale powiedział, że i tak prędzej czy później musiałam się spotkać z ciocią. Wiedziałam o tym, ale wolałam bardziej to ,,później''. Wróciliśmy więc do domu Lynch'ów. Zostaliśmy dzisiaj tylko z Rydel. Stormie i Mark postanowili zając się we dwójkę Rikerem, a Ross gdzieś wyszedł, nawet nie miałam pojęcia gdzie. Postanowiliśmy zaprosić jeszcze Ratliffa, ale on nie mógł przyjść.
   Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, ale w połowie zmęczeni wyłączyliśmy go i poszliśmy do łóżek. Rocky dał mi swoją koszulkę, w której wcześniej spałam, a ja szybko ją na siebie włożyłam. Położyliśmy się do jego łóżka, a chłopak objął mnie i przyciągnął bliżej siebie.
   - Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ciebie wcale nie znać... - powiedziałam nagle.
   - Ja też nie. Chociaż poznaliśmy się w trochę... dziwnych okolicznościach - stwierdził.
   - Tak... Mało osób poznaje się przez trafienie do szpitala - przypomniałam sobie. Rocky uśmiechnął się do mnie w ciemności. Zrobiłam to samo.
   - Moja ciocia chyba nie ma racji... - powiedziałam po chwili.
   - Jak to ,,chyba''? - spytał zdziwiony.
   - Nie jestem pewna, co ty do mnie czujesz...
   - Nie jesteś?
   Wzruszyłam ramionami. Rocky przysunął się jeszcze bliżej mnie, jeśli w ogóle jest to możliwe. Pocałował delikatnie moją skroń, a później coraz niżej i zatrzymał się tuż przy ustach. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Poczułam, jak coś łaskocze mnie w brzuchu.
   Wplotłam rękę we włosy Rocky'ego, a on pocałował mnie namiętnie. Liczył się w tamtej chwili tylko on.
   Nie wiem, ile to trwało. Chciałam, żeby jak najdłużej. Gdy Rocky się odsunął, jęknęłam niezadowolona.
   - Teraz jesteś pewna?

________________

I jak?? Piszcie komentarze. To bardzo motywujące. Możecie też pisać do mnie na Fb ^^ I jeśli macie jakieś pytania to pytajcie - chętnie na nie odpowiem. I pamiętajcie - ja nie gryzę! I już ostrzegam, że rozdziału szybko nie zobaczycie, ponieważ dopiero będę zaczynała ferie i w pierwszym tygodniu wyjeżdżam, więc... Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) To do zobaczenia i świetnych, szalonych ferii i odpoczywajcie mi tam od szkoły!

PS Pewnie widzieliście 16235360937 razy, ale muszę wstawić - nasi kochani chłopacy mówią po polsku!

http://www.youtube.com/watch?v=tOCotFdxfkg - Rocky
http://www.youtube.com/watch?v=nhV8hSzp11s - Ross
http://www.youtube.com/watch?v=7wGeSkQrN2w - Riker

I nie wiem, czy słyszeliście, ale R5 zorganizowało konkurs na walentynkę, który polega na wysłaniu zdjęcia na TT lub Instagrama z podpisem #ICantForgetAboutYou i dlaczego akurat ciebie mają wybrać. Podejrzewam, że o tym wiecie, ale powiedzieć jeszcze raz nie zaszkodzi ;) Więc... Powodzenia ^^

2 komentarze:

  1. Super rozdział boski i zapraszam do mnie http://historia-taka-jak-wszystkie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział swietny. Rewelacyjnie piszesz. Masz niesamowity talent. Umiesz tak pięknie opisać uczucia bohaterów. Jestem pełna podziwu <3 zapraszam do siebie R5-my-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń