niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 16 - Rocky

Cześć kochani! Wczoraj miałam dodać rozdział, ale mój internet mnie czasami załamuje i po prostu nie mogłam. Chyba mi wybaczycie, co??


ROZDZIAŁ 16

ROCKY

   Przez następne dni w domu panowała napięta atmosfera. Nie odzywałyśmy się do siebie z ciocią. Jedyne, co mówiłyśmy, to ,,Ładny dzisiaj dzień'', ,,Może chcesz jeszcze jednego tosta?'', ,,Przyniesiesz mi herbatę?'' czy ,,Wychodzę.''. Żałowałam, że nie mogę cofnąć czasu i odwołać całej tej rozmowy, chociaż wiedziałam, że i tak by się odbyła.  Dziwnie się z tym czułam i trochę... dziecinnie. To było śmieszna, że nie potrafiłyśmy się dogadać. Byłyśmy przecież dorosłe. Czasami miałam wrażenie, że jedna z nas skrzyżuje ręce i wyjdzie z pokoju tupiąc nogami. Jednocześnie martwiła mnie ta cała sytuacja, chociaż momentami bawiła. Byłyśmy dorosłe - zachowywałyśmy się jak dzieci. Chciałam, żeby wszystko było jak dawniej - spokojne życie, bez spięć.
   Nie miałam też żadnej wiadomości od kuzynki, czy nawet od Tally. Jedyne co mi napisała, to Nie wiem, o co jej chodzi :P. Podejrzewałam, że albo Sarah kłamie, albo coś przede mną ukrywają obydwie.  Nie wiedziałam, co mam zrobić. Oczywiście - musiałam pogadać szczerze z Tally, ale wątpiłam, że jest taka, jak Sarah mówi. Przecież dla mnie była naprawdę miła i wspierała mnie, gdy pokłóciłam się z kuzynką. Doradzała i starała się odciągnąć moje myśli od całej tej afery. Czy kiedykolwiek była wredna? Czy kiedykolwiek w ogóle powiedziała do mnie coś nie miłego, albo podniosła głos? Nie. Więc... O co chodzi? Nie wykluczałam, że Sarah nie miała racji, ale jak na tą chwilę na to wychodziło. Może po prostu jest zazdrosna? Mogłam się mylić, ale... coś mi po prostu nie pasowało. Sarah mówiła o Tally zupełnie inaczej, niż ja ją widziałam. Wiedźma? Egoistyczna?
   Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego sms'a. Chwyciłam telefon.

              Masz chwilkę czasu? Może
              byśmy się spotkali??
                               Rocky

   Serce zabiło mi mocniej. Roztrzęsionymi od emocji rękoma wystukałam krótką wiadomość.
     
                                     Jasne. Gdzie?

   Nie czekałam długo na odpowiedź.

                 Podjadę po ciebie. Później
                 gdzieś pójdziemy. Zobaczy
                  się gdzie.

                                        Dobra. Czekam.

   Zapisałam sobie numer Rocky'ego i podniosłam się z podłogi. Często siadałam sobie tam, opierając się plecami o łóżko i wyglądałam przez okno, na piękny różany ogród cioci. Dotarło do mnie, że jeszcze nigdy w nim nie byłam. Raz chciałam do niego wejść, ale Mag stanowczo zaprotestowała i mi nie pozwoliła. Nie wiedziałam dlaczego. Był jednak tak piękny, że cieszyłam się, że w ogóle mogę go zobaczyć. Chociażby przez okno w pokoju.
   Otworzyłam drzwi szafy i wyjęłam z niej swoje ubrania. Było dość wcześnie, a ja dalej miałam na sobie pidżamę. Poszłam do łazienki i przebrałam się. Po krótkiej chwili wyszłam, ubrana już w jasnozielony T-shirt z czarną gitarą na przodzie i krótkich, dżinsowych spodenkach. Było bardzo ciepło. W końcu lato.
   Nie miałam ochoty czekać na Rocky'ego w domu, więc założyłam swoje ulubione, czarne znoszone trampki, chwyciłam swoją torbę i zgarnęłam szarą bluzę (tak na wszelki wypadek), którą przewiesiłam przez torebkę. Wyszłam na dwór. Przeszłam się kawałek, a po chwili zawróciłam i znowu znalazłam się przed domem. Robiłam tak kilka razy, a po dłuższym czasie usiadłam sobie na krawężniku i czekałam. Rozmyślałam, słuchając sobie muzyki. Na szczęście wzięłam słuchawki z domu. Nie miałam ochoty się do niego wracać. Nie miałam ochoty spotkać się z ciocią. Wiem, że to dziwne, ale po prostu nasza relacja ucierpiała. Dziwiło mnie, że jeszcze u niej w ogóle mieszkam. Moja mama - Jean - od razu wsadziłaby mnie do pierwszego lepszego samolotu. Nie ważne gdzie. Ważne, żeby się mnie pozbyć. Miałam wrażenie, że jej na mnie ani trochę nie zależy. Nawet nie dzwoniła. Ani razu. A przecież minął już miesiąc.
   Pod domem zatrzymał się samochód. Na rozmyślaniu czas szybko mi zleciał. Podniosłam się z krawężnika, chowając słuchawki. Z auta wysiadł Rocky. Uśmiechnęłam się do niego, a on otworzył mi drzwi do samochodu. Usiadłam na siedzeniu pasażera, a brunet po chwili usiadł obok na miejscu kierowcy.
   - Gdzie jedziemy? - spytałam od razy. Chłopak tylko się uśmiechnął, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce. Jechaliśmy drogą, pokonując zakręt za zakrętem. Zerkałam kątem oka na Rocky'ego. Kilka razy przyłapałam go na tym, że też się na mnie patrzy. Dokładnie zmierzyłam wzrokiem jego profil i każdy detal jego twarzy, zatrzymując się trochę dłużej na ustach. Po dłuższym czasie, Rocky zaparkował samochód na małym parkingu przy drodze i wysiadł. Chciałam otworzyć drzwi, lecz brunet mnie uprzedził. Ponownie się do niego uśmiechnęłam.
   - To gdzie idziemy? - spytałam jeszcze raz.
   - Na razie nigdzie, dopóki się ze mną porządnie nie przywitasz - rzucił, powoli przysuwając się bliżej. Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego brązowe oczy.
   - A zasłużyłeś? - spytałam żartobliwie.
   Rocky uniósł oczy ku górze, zastanawiając się nad czymś.
   - Chyba nie - oznajmił i chwycił mnie w pasie. Chłopak pochylił się nade mną, a ja wspięłam się na palce, by być jeszcze bliżej niego. Serce zaczęło mi bić jak szalone. W ostatniej chwili, z wielkim żalem, jednak się odsunęłam. Rocky spojrzał, zrezygnowany, w bok.
   - Może nie tutaj... - mruknęłam pod nosem, rozglądając się do okoła i trafiając na ciekawskie spojrzenia gapiów. Rocky westchnął, lecz skinął głową, jakby przyznając mi racje. Chwycił mnie nieśmiało za rękę. Dziwiło mnie, że mimo iż się całowaliśmy i zachowywaliśmy jak para, dalej postępował bardzo ostrożnie ze wszystkim co robił. W sumie nie byliśmy parą. Może to dlatego?
   Ruszyliśmy piechotą wzdłuż rządków sklepów i mniejszych stoisk. Uświadomiłam sobie, że jesteśmy niedaleko morza. Gdzie nie gdzie rzucały się w oczy sklepy z kostiumami kąpielowymi i przeróżnymi materacami do pływania. Minęliśmy też kilka sklepów z deskami do surfowania. Wpatrywałam się w nie z podziwem. Zawsze chciałam taką mieć i nauczyć się surfować. Szkoda, że moja mama się na to nie zgadzała. Jakoś tym się zainteresowała! Chociaż z drugiej strony teraz jej tutaj nie ma...
   - Zawsze chciałam się nauczyć - westchnęłam, wskazując deski z pięknymi, kolorowymi wzorami.
   - Surfować? - spytał zdziwiony. - Nigdy nie surfowałaś w Miami?
   Pokręciłam przecząco głową.
   - Moja mama mi zabraniała. Chociaż zwykle to macha ręką na wszystko, co ja robię...
   - Wiesz... Ja potrafię. Mogę cię w każdej chwili nauczyć, jeśli będziesz chciała - rzucił, wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się do niego.
   - Jasne.
   Spacer promenadą był bardzo przyjemny. Około godziny piętnastej weszliśmy do jednej z restauracji. Zjedliśmy dobry obiad, rozmawiając na różne tematy. Jak to mówią - o wszystkim i o niczym. Mimo że bawiliśmy się bardzo dobrze, to chciałam znaleźć jakieś miejsce bez ludzi. Żeby pobyć trochę samemu. Tylko ja i Rocky. Nie wiem, co mnie wzięło, ale on był naprawdę wspaniały.
   Okazało się, że restauracja, rozmowy, żarty i spacer promenadą nie był końcem planów Rocky'ego. Brunet skierował się na plażę. Ludzi było dużo więcej niż wtedy, kiedy tutaj wcześniej byliśmy. Chłopak jednak nie przystawał i szedł w tylko sobie znanym kierunku. Rozbolały mnie nogi od tego ciągłego chodzenia, ale nie miałam zamiaru przystawać. Szliśmy plażą wzdłuż brzegu, żartując sobie ze wszystkiego, co rzuciło nam się w oczy. Oczywiście nie obyło się też bez paru fanek. Po dłuższym czasie, dotarliśmy do miejsca, do którego najwyraźniej zmierzał Rocky. Otoczone czarnymi głazami, z dala od ludzi, drogi i miasta.
   Usiedliśmy z Rocky'm na piasku. Nagle coś mi się przypomniało.
   - Nie przywitałam cię, tak jak należy - powiedziałam niby od niechcenia. Rzucałam ukratkowe spojrzenia na chłopaka, ciekawa jak zareaguje. Jego czekoladowe oczy błyszczały. Rocky chwycił mnie w pasie i przyciągnął bliżej. Usiadłam mu na kolanach. Brunet pochylił się do mnie, delikatnie muskając nosem moją skroń. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Rocky powędrował niżej i po chwili nieśmiało mnie pocałował. Poczułam, jakby mój brzuch się leciutko skręcał. Było to bardzo przyjemne uczucie. Wplątałam ręce w jego brązowe włosy, a serce zaczęło mi mocniej bić. Miałam wrażenie, że Rocky też je słyszał. Teraz byliśmy sami. Z dala od reszty Lynch'ów i Ellingtona. Z dala od Rydel, Rikera czy Rossa.
   Fala wspomnień zalała mnie nagle, z wielką siłą. Odsunęłam się delikatnie od Rocky'ego. Oparłam swoje czoło o jego. Patrzyłam się w jego brązowe oczy, tak podobnych, do oczu Rossa. Bracia różnili się od siebie wszystkim - kolorem włosów, charakterem, zachowaniem... Wszystkim, prócz oczu.
   - Co się stało? - spytał Rocky.
   - Nic takiego... - odpowiedziałam mu szybko.
   - Wyglądasz na zmartwioną - oznajmił. - Mów o co chodzi - zachęcił, spoglądając mi w oczy.
   - Trochę pokłóciłam się z kuzynką - okłamałam go, lecz w malutkim stopniu mówiłam prawdę. Ja wiedziałam, o co na prawdę chodzi, ale Rocky nie i wolałam, żeby tak zostało. Miałam wyrzuty sumienia, że całowałam się Rossem. Ale czy to moja wina? Oczywiście, mogłabym zwalić wszystko na blondyna, bo ja tego nie chciałam, ale wiedziałam, że to przeze mnie. Mogłam mówić prawdę - ,,Tak. Łączy mnie coś z Rocky'm''. Szkoda tylko, że czasu nie da się cofnąć i postąpić w kilku przypadkach inaczej.
   A tym momencie moje rozmyślania przerwał telefon. Spojrzałam na torebkę. Niechętnie zsunęłam się z kolan bruneta i wygrzebałam komórkę.
   - Tak? - spytałam, gdy tylko odebrałam telefon.
   - Gdzie jesteś? - spytał znajomy głos.
   Westchnęłam ciężko.
   - Jeśli chcesz to, co ja myślę, że chcesz, to muszę ci odmówić.
   Zapanowała cisza w słuchawce.
   - Dlaczego? - spytał mnie Ross.
   - Słuchaj. Jestem po prostu zajęta. Mam też własne życie. Nie mogę i tyle - odpowiedziałam. Wiedziałam, że było to trochę chamskie, ale co miałam zrobić?
   - Dobra... - burknął do słuchawki Ross. - Cześć - powiedział, po czym się rozłączył. Wyciszyłam telefon i wrzuciłam go z powrotem do torby.
   - Kto to? - spytał Rocky, gdy usiadłam obok niego.
   - Nikt ważny - odpowiedziałam. Brunet przyglądał mi się zamyślony.
   - Trzeba cię od tego odciągnąć. I chyba wiem nawet jak - dodał po chwili. Spojrzałam na niego zaciekawiona i uniosłam pytająco brew. - Idziemy serfować! - wykrzyknął nagle, ochoczo zrywając się z piasku.
   - Ale ja nie potrafię. I nie mamy desek! Ani strojów.
   - Nie martw się - powiedział, pomagając mi wstać. - Deski wypożyczymy. I ja mam strój, a...
   - Oczywiście... - przerwałam mu, poirytowana. - Możecie mnie czasami uprzedzić, że wybieramy się na plażę, a nie...
   Rocky się roześmiał.
   - Kupię ci nowy kostium - oznajmił. - Tym razem ja wybieram! Jakoś nie pasuję do ciebie niebieski...
   - Nie pasuję, bo Riker go wybierał? - domyśliłam się.
   - Może... - zaśmiał się Rocky i pociągnął mnie z powrotem w stronę miasta.
   - Zróbmy coś innego - powiedziałam po dłuższym czasie marszu po plaży. Brunet spojrzał na mnie pytająco.
   - Wolałabym... No nie wiem... - zaczęłam nieśmiało. - Może pouczyć się gry na gitarze? Odświerzyć sobie kilka chwytów... - uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka. Rocky odwzajemnił uśmiech i ze śmiechem ruszyliśmy szybciej plażą.


   Po godzinie byliśmy w domu Lynch'ów. Nie podobał mi się pomysł, żebyśmy właśnie tutaj teraz byli, ale Rocky powiedział, że chłopacy wyszli na miasto, rodzice także, a Rydel spotkała się z moją kuzynką. Trochę mnie to zaskoczyło. Nie przywiązywałam jednak do tego większej uwagi. Myślami byłam gdzie indziej, a tak konkretnie na próbie R5, gdy po raz pierwszy pocałowałam się z Rocky'm.
   Skierowaliśmy się do pokoju z instrumentami, gdzie ćwiczył wcześniej zespół. Chłopak wyszedł na chwilę po jakąś przekąskę i coś do picia. Po chwili wrócił z sokiem pomarańczowym i dużą paczką M&M'sów. Postawił rzeczy na małym stoliku pod ścianą. Brunet chwycił swoją zieloną gitarę i podał mi ją. Przewiesiłam ją sobie przez ramię.
   - Wiesz... - zaczął powoli Rocky z uśmiechem na ustach. - Pasuje ci ta gitara. Szczególnie, gdy masz na sobie tą koszulkę - dorzucił chłopak. Spojrzałam w dół i też się uśmiechnęłam. Miałam na sobie zieloną koszulkę z dużą, czarną gitarą.
   - Dokończysz uczyć mnie grać Cali Girls? - spytałam, zmieniając temat. Brunet podszedł do mnie ochoczo i stanął z tyłu, tak jak wcześniej. Złapał mnie delikatnie za dłonie i ustawił w odpowiednich pozycjach. Bardzo chciałam się tego nauczyć, ponieważ Cali Girls to jedna z moich ulubionych piosenek, ale dotyk rąk Rocky'ego mnie rozpraszał. Wcześniej tak nie było. A przynajmniej nie aż tak. Ale przecież trochę się zmieniło.
   Spojrzałam kątem oka na lekko pochylonego do mnie Rocky'ego. Brązowe włosy przysłoniły mu jego piękne oczy. Może byłam w nim zakochana? Nie - ja byłam w nim zakochana. A przynajmniej zauroczona. Po naszym pierwszym pocałunku wszystko się zmieniło. Zaczęłam patrzyć na niego z zupełnie innej perspektywy. Czułam się też przy nim inaczej. W pozytywny sposób oczywiście. Reagowałam inaczej i myślałam inaczej. Cieszyłam się na jego widok. Tak - zdecydowanie coś do niego czułam. Miałam świadomość tego, że miłość do sławnej osoby jest bardzo niebezpieczna. Była trochę jak skok z klifu - mogła okazać się najbardziej emocjonującą i najwspanialszą rzeczą, z jaką się w całym swoim życiu spotkałam, albo mogę roztrzaskać się o skały na dole i już nigdy się nie pozbierać. Moje serce może rozbić się na tysiąc kawałków. Może być jak szkło - da się poskładać, ale już nigdy nie będzie takie samo. Nie mogłam zakładać, że tak będzie, ale wiedziałam, że jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie. Rocky jest przecież sławny, tak samo jak Ross, Riker, czy Ratliff. Ma szereg fanek, które tylko czekają, by go poznać. Wystarczy, że spojrzy na jedną z tych piękności na koncercie. Ja taka nie byłam.
   Tym razem to nie ja się odwróciłam. To chłopak złapał mnie nagle w pasie. Poczułam, jak całuje mnie delikatnie po szyi, w górę. Odchyliłam głowę, rozkoszując się tą przyjemnością. Zrobiło mi się gorąco i tak mnie to zdekoncentrowało, że za chiny nie mogłabym teraz grać. W brzuchu mi przyjemnie zatrzepotało. Jeśli ja nie byłam zakochana, to co się teraz ze mną działo?
   - I teraz powiesz mi, że nic ciebie z Rocky'm nie łączy? - rozległo się nagle pytanie. Przestraszona odskoczyłam od bruneta. Obróciłam się i spojrzałam prosto w oczy Rossa. Nie byłam zdolna do wypowiedzenia żadnego słowa. Blondyn spoglądał na mnie, później przeniósł wzrok na Rocky'ego i tak jeszcze kilka razy. Po chwili obrócił się na pięcie i wyszedł. Brunet ruszył z miejsca, lecz ja złapałam go za rękę. Pokiwałam głową, dając mu znak, żeby tutaj został, po czym sama wybiegłam za Rossem. Szedł chodnikiem ze zwieszoną głową. Szybko do niego podbiegłam i chwyciłam za ramię. Chłopak się obrócił i powoli podniósł głowę, spoglądając mi w oczy.
   - Nie - powiedziałam. - Nie zaprzeczę.
   - To dlaczego mnie okłamałaś?
   Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok na chodnik.
   - Tak myślałem... - burknął tylko Ross. Odwrócił się i ruszył przed siebie.
   - Poczekaj...! - zawołałam słabo.
   - Co? - spytał mnie szorstko blondyn.
   - Dlaczego ci tak na mnie zależy? - spytałam. Musiałam wiedzieć.
   Ross wlepił wzrok w chodnik. Długo nie odpowiadał i wyraźnie było widać, że się nad czymś zastanawia.
   - Zależy mi na tobie - powiedział w końcu, zerkając na mnie z pod rzęs.
   - Posłuchaj Ross... - zaczęłam, lecz sama nie wiedziałam, co dokładnie chce mu powiedzieć. - Ja ciebie lubię... Po prostu... No... - zająknęłam się. Wzięłam głęboki oddech.
   - Po prostu Rocky'ego lubisz bardziej - dokończył za mnie blondyn. Te słowa podziałały na mnie jak lekki powiew świeżego powietrza.
   - Dlaczego tobie tak na mnie zależy? - spytałam do chwili ciszy.
   - Bo jesteś inna. Nie zachowujesz się tak, jak wszystkie dziewczyny - odpowiedział cicho Ross.
   Spuściłam wzrok. Usłyszałam kroki, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam Rocky'ego.
   - Wiem, że jesteś na nas zły, że ci nie powiedzieliśmy, ale... - zaczął brunet, ale Ross uciszył go ruchem ręki.
   - Nie ma sprawy. Mieliście swoje powody... - mówiąc to, blondyn znacząco na nas spojrzał. Odwróciłam wzrok, oblewając się rumieńcem. Czy mieliśmy powody? Nie. Po prostu nie chcieliśmy, żeby to wyszło tak nagle. Sami byliśmy tym zaskoczeni. To świeża sprawa. Musiałam pogadać o tym z Rocky'm. O tym, co dokładnie się między nami dzieje. Nie miałam okazji i zupełnie o tym zapomniałam. Nie byłam też pewna, co czuje do mnie Rocky. To było dość skomplikowane. Ale czy życie jest łatwe? Czy ludzie potrafią zmienić się tak nagle? Zmienić swoje uczucia w ciągu minuty? Z nienawiści w przyjaźń? Niektórzy mogliby powiedzieć, że nie. Też bym tak mogła powiedzieć, ale to nie byłaby prawda. Takie godzące się osoby, które siebie nienawidziły. Oczywiście nie będą nagle niewiadomo jak zaprzyjaźnione, ale będą siebie lubić. Z miłości do nienawiści łatwiej przejść. Miłość to kruche uczucie. Wystarczy mały błąd, by coś poszło nie tak. Większy może zniszczyć wszystko. Ludzie mogą się zmienić. Z godziny na godzinę, z minuty na minutę. Mogą być inni, jeśli tylko chcą się zmienić. Chociaż gdy nie chcą, to też się zmieniają. Ludzie są bardzo skomplikowanym mechanizmem, który zmienia się wtedy, gdy nie jesteśmy na to przygotowani. Zmienia się, gdy tego nie odczuwamy. Zmienia się, gdy tego nie chcemy. Każde zdarzenie, nawet te najmniejsze, na nas wpływa, mimo iż my tego nie odczuwamy. To, co wydarzyło się po między mną a brunetem było wielkim zdarzeniem w moim życiu. Zdarzeniem, które się wyczuwało.
    Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu Rocky'ego.
   - Mama... - mruknął pod nosem, po czym odebrał. Słuchał chwilę Stormie, czasami odpowiadając krótkimi słowami. Z sekundy na sekundę chłopak stawał się coraz bledszy. Z jego rozpromieniałej twarzy znikał uśmiech. Skruchę, jaką odczuwał zastąpiło przerażenie. Zaczęłam się martwić. Po chwili Rocky rozłączył się i spojrzał na Rossa. - Riker jest w szpitalu - oznajmił roztrzęsionym głosem. Mówił całkiem poważnie. Przeraziłam się.
   - Co się stało? - spytałam.
   - Nie wiadomo. Mama mówi, że znaleziono go pobitego w jakiejś uliczce. Był cały posiniaczony i mocno się wykrwawił. Ma kilka złamań. Lekarze mówią, że to cud, że jeszcze żył, gdy go znaleziono. Nikt nie wie, co się stało - wyjaśnił szybko, nerwowo patrząc na mnie, później na brata i znowu na mnie.
   - Jedziemy tam - rzucił Ross, ruszając w kierunku domu. Popędziliśmy za nim. Nikt się nie odzywał wsiadając do samochodu. Przez całą drogę milczeliśmy, martwiąc się w duchu. Przekraczając próg szpitala, dalej panowała między nami cisza.

________________

I jak?? Mam nadzieję, że wam się spodobał. Komentujcie, bo to motywuje. Zadawajcie pytania, jeśli macie jakieś wątpliwości, albo chcecie się czegoś dowiedzieć. Na wszystkie odpowiem.

2 komentarze:

  1. Rozdział świetny. Czekam na next. A i zmienilam adres swojego bloga i teraz to jest r5-my-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, no po prostu boskie ♡♡♡♥♥♥
    Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń