- Myślę, że to świetny pomysł! - zgodził się z Ratliffem Riker, gdy we trójkę siedzieliśmy w kuchni i robiliśmy małą naradę. Rydel również miała w niej towarzyszyć, ale pojechała do miasta i, mimo że mięliśmy na nią zaczekać, zaczęliśmy bez niej. Rocky'ego nie chcieli wtajemniczać. Chyba nawet lepiej, chociaż serce mi krwawiło na myśl, że go tu nie ma.
Nie jestem normalna. On mnie ranił.
- Sama nie wiem... - zmarszczyłam brwi, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie byłam przekonana co do planu chłopaka.
- Ja zgadzam się z Ellem. To fajny pomysł, dobra odskocznia od tego wszystkiego - Riker wolno kiwał głową. Przypominał mi trochę polityka próbującego przekonać słuchaczy do swoich racji i planów. Nienawidziłam tych wszystkich ''ważnych'' osobistości rządzących naszym krajem, ale akurat jego raczej bym polubiła.
- Ale... Jakiś konkretny pomysł?
- Ja mam pomysł! - znowu zgłosił się Ratliff. Ostatnio mocno mnie zaskakiwał. Jego pomysły nie były już wcale takie głupie. Brunet wydoroślał. Może to dlatego, że nie miał z kim się wygłupiać? W końcu Rocky też nie był tym samym Rocky'm, co wcześniej. Można więc powiedzieć, że to wszystko przeze mnie. Ell jest poważniejszy, Rocky też. Nie ma w nich tego samego pozytywnego ducha, co wcześniej. Nie wiem...
Odepchnęłam wszystkie myśli na bok i zaczęłam uważniej słuchać, co mówią chłopacy.
W piątek, dwa dni po naszym "posiedzeniu", zerwałam się o szóstej rano. Ubrałam się dość ciepło, chwyciłam zapakowany wcześniej plecak i poszłam zrobić sobie i reszcie śniadanie.
Nakryłam stół i zabrałam się do smażenia bekonu, kiedy przyszedł Riker. Jego włosy stały na wszystkie strony, a oczy miał lekko przymknięte. Domyśliłam się, że właśnie zczołgał się z łóżka.
- Cześć - rzucił, zerkając mi przez ramię, żeby zobaczyć co robię.
- Cześć. Gotowy?
- Za wcześnie - jęknął, przyciągając się.
- Sami tak ustaliliście. Gdzie Ell?
- Już wstałem! - usłyszałam i po chwili brunet do nas dołączył, a za nim szła Rydel, której od razu rzuciłam znaczące spojrzenie, bo ostatnio coś często widuję ich razem, lub sam Ratliff ciągle się na nią gapi. W kuchni zrobił się mały tłok.
Zrobiliśmy wspólnie śniadanie i szybko je zjedliśmy. Chyba wszyscy chcieli już iść i szczerze mówiąc - ja też. Po długich ''debatach'' przekonałam się do pomysłu Ella i teraz naprawdę cieszyłam się na myśl o nim.
Zarzuciłam swój plecak na plecy i wyszliśmy z domu. Świeże, orzeźwiające powietrze chwyciło mnie w ramiona i przedostało się do płuc, sprawiając, że momentalnie się obudziłam. Zapowiada się całkiem nieźle.
Nakryłam stół i zabrałam się do smażenia bekonu, kiedy przyszedł Riker. Jego włosy stały na wszystkie strony, a oczy miał lekko przymknięte. Domyśliłam się, że właśnie zczołgał się z łóżka.
- Cześć - rzucił, zerkając mi przez ramię, żeby zobaczyć co robię.
- Cześć. Gotowy?
- Za wcześnie - jęknął, przyciągając się.
- Sami tak ustaliliście. Gdzie Ell?
- Już wstałem! - usłyszałam i po chwili brunet do nas dołączył, a za nim szła Rydel, której od razu rzuciłam znaczące spojrzenie, bo ostatnio coś często widuję ich razem, lub sam Ratliff ciągle się na nią gapi. W kuchni zrobił się mały tłok.
Zrobiliśmy wspólnie śniadanie i szybko je zjedliśmy. Chyba wszyscy chcieli już iść i szczerze mówiąc - ja też. Po długich ''debatach'' przekonałam się do pomysłu Ella i teraz naprawdę cieszyłam się na myśl o nim.
Zarzuciłam swój plecak na plecy i wyszliśmy z domu. Świeże, orzeźwiające powietrze chwyciło mnie w ramiona i przedostało się do płuc, sprawiając, że momentalnie się obudziłam. Zapowiada się całkiem nieźle.
- Przerwa! Błagam! - Rydel z jękiem opadła na duży kamień ocierając kark rękawem.
Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy.
Usiadłam obok blondynki i wyciągnęłam wodę z plecaka. Obok mnie Riker usiadł na trawie, a trochę dalej Ratliff wyciągnął się na brzuchu na ziemi.
Dochodziło południe, a słońce grzało niemiłosiernie. Szliśmy już 4 godziny, a szczytu dalej nie było widać. W połowie drogi zboczyliśmy ze szlaku i przedzieraliśmy się przez las. Przynajmniej tutaj było trochę cienia.
- Kilka dni z dala od miasta dobrze nam zrobi - oznajmił nagle Riker.
- Szkoda, że nie wzięliśmy auta - jęknął Ell przywracając się na plecy.
- To nie byłoby to samo - burknął blondyn i chlapnął sobie wodą na kark. - Dobra. Koniec tego dobrego, idziemy dalej.
- Nie - wyrwało mi się z ust.
- Jeszcze chwilka!
- Daj żyć! - wszyscy mówili jednocześnie, aż w końcu daliśmy za wygraną. I tak byliśmy na przegranej pozycji.
- Nie - wyrwało mi się z ust.
- Jeszcze chwilka!
- Daj żyć! - wszyscy mówili jednocześnie, aż w końcu daliśmy za wygraną. I tak byliśmy na przegranej pozycji.
Wszyscy wstaliśmy ze swoich miejsc i ruszyliśmy swoim własnym szlakiem w górę. Ciągle rozmawialiśmy i co chwila słychać było głośną salwę śmiechu. Cieszyłam się, że mnie wyciągnęli z domu. Odskocznia od tego wszystkiego.
Nie wiem, ile jeszcze tak szliśmy, ale w końcu dotarliśmy nad jezioro. Nie było ono duże, ale piękne i dzikie, a dookoła nie było żadnych ludzi. Można by powiedzieć, że nikt tutaj od dłuższego czasu nie przychodził, o ile w ogóle! Miejsce wydawało się wręcz dziewicze.
Riker z Ellem zniknęli jeszcze na chwilę w lesie. Przynieśli kilka dużych kamieni i ułożyli je w koło. Później razem poszliśmy po gałęzie. Już po dwudziestu minutach siedzieliśmy przy ognisku piekąc kiełbaski. Podejrzewałam, że równie dobrze można by je upiec na kamieniu stojącym na słońcu.
- Tego mi było trzeba - westchnęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem, jakbym właśnie oznajmiła, że zamierzam polecieć na Marsa. Poczułam się trochę skrępowana, ale i tak nie zepsuło mi to humoru, który bardzo mi dopisywał. Czułam, że odżywam.
- Trzeba się wziąć za rozbijanie namiotów - westchnął najstarszy i wstał. Reszta z ociąganiem poszła w jego ślady. Rozbiliśmy namioty niedaleko ogniska.
Nie pamiętam, jak minął tamten dzień. Nie wydarzyło się nic szczególnego. To chyba dobrze. Ostatnio ciągle się coś dzieje, a taki spokój był jak balsam na moją duszę. Mogłam się uspokoić, a jednocześnie nie miałam czasu myśleć o wszystkim, co mi się przytrafiło, bo przyjaciele ciągle wymyślali jakieś zajęcia, lub wciągali mnie do rozmowy. Podejrzewałam, że to był ich jakiś spisek, że ustalili to między sobą. ''Nie pozwólcie jej dużo myśleć''!
Dwa dni później było jednak inaczej. Gdy się obudziłam, było wcześnie rano. Mgła unosiła się nad jeziorem, mieszając się z dymem z niedogaszonego ogniska. Poszłam w tamtym kierunku i rzuciłam kilka patyków do kręgu. Podmuchałam trochę na żar i już po chwili ognisko znowu się paliło. Usiadłam przy nim i zaczęłam piec chleb.
Kątem oka zobaczyłam jakieś poruszenie i serce podskoczyło mi do gardła. Jednak po chwili z krzaków wyłoniła się łania i z gracją pomknęła wzdłuż jeziora, znikając po chwili w dalszej części lasu.
Wtedy ktoś rzucił obok mnie drewno i aż podskoczyłam. Błyskawicznie się obróciłam, ale to co zobaczyłam, było chyba gorsze.
- Ross!
- Przestraszyłem cię? - spytał chłopak uśmiechając się.
- Myślałam, że to jakiś napalony jeleń - oboje się zaśmialiśmy. - Co ty tu robisz? - spytałam, gdy udało mi się opanować.
- Doszedłem dzisiaj rano - wzruszył ramionami blondyn i usiadł obok mnie. Na początku chciałam się trochę odsunąć, ale dalej tkwiłam w miejscu, starając się trzymać łokieć tak, by nie dotykał chłopaka.
- Nie mogłeś pójść z nami wcześniej?
Tak naprawdę nie chciałam, żeby tu był.
Tak naprawdę nie chciałam, żeby tu był.
- Ross! Co ty tu robisz? - Riker wyszedł z namiotu. Kilkoma długimi krokami podszedł do nas, chwycił brata za ramię i pociągnął trochę dalej. - Mówiłem, że masz nie przychodzić! - usłyszałam przyciszony głos najstarszego, gdy odchodzili.
- Trzeba było mi nie mówić, gdzie jesteście!
Wbiłam wzrok w ziemię, chcąc chwilowo zniknąć. Bawiłam się palcami, aż chłopacy nie wrócili. Usiedli po drugiej stronie ogniska, a ja czułam na sobie wzrok Rossa. Unikałam jego spojrzenia.
W końcu wstała Rydel razem z Ratliffem, a ja znowu posłałam dziewczynie spojrzenie typu ''Nie mów, że nic się nie dzieje''. Byli tak samo zaskoczeni widokiem młodszego blondyna jak ja. Zjedliśmy razem śniadanie złożone z kiślu i jabłek w zupełnej ciszy, co było dość dziwne. Od czasu do czasu ktoś rzucił jakąś uwagę, ale nawet ich nie pamiętam. Walczyłam z myślami, by nie dać im swobodnie płynąć.
Nie wiedziałam, co mam robić, by odwrócić uwagę od przeszłości. W końcu wstałam, rzuciłam coś o lesie i zniknęłam w cieniu. Nie byłam pewna, co dokładnie chciałam zrobić, lecz po chwili zaczęłam zbierać patyki i gałęzie, by mieć jakąś pracę.
Po kilkunastu minutach schodzenia z górki zrobiłam sobie przerwę. Usiadłam na miękkim mchu, oparta o powalony gładki pień drzewa, a przyjemne słońce przeciekało przez gałęzie i padało mi na twarz. Chłonęłam ciepło z zamkniętymi oczami. Zdziwiło mnie, że żadne niechciane myśli nie wepchnęły się w mój rozluźniony umysł.
Oczywiście ten spokój nie mógł trwać wiecznie.
- Chyba nie podoba wam się, że tutaj jestem - podskoczyłam przestraszona na miejscu i otworzyłam oczy. Nie musiałam długo szukać, bo blondyn usiadł tuż obok mnie. - Długo cię nie było, więc pomyślałem, że zobaczę co się dzieje - odpowiedział Ross na niezadane pytanie.
- Długo? - zdziwiłam się. Przecież nie było mnie kilka minut!
- A godzina to krótko?
Godzina? Nie wiem, kiedy mi to minęło... Może trochę przysnęłam?
- Jak już jesteśmy sami... Może pogadamy? - mimo że Ross mówił wolno, jego głos był bardzo śmiały.
Rozmowa... Ja już wiedziałam do czego ta "rozmowa" prowadzi.
- Słuchaj Ross... Ja wiem, że... - nie wiedziałam jak dobrać słowa, żeby go nie urazić. - Wiem, że ci dalej zależy, ale... Musiałam kiedyś podjąć decyzję i jej nie zmienię.
- Decyzję? Mówisz tak, jakby to było jakieś losowanie. Którą liczbę wybrać... A tu chodzi o uczucia. I wiem, jak jest - Ross zdawał się nie wzruszony moimi słowami, wręcz przeciwnie, jego oczy błysnęły jakby się ich spodziewał, a nawet powiedziałabym, że chciał je usłyszeć. - Te wszystkie kłótnie z Rocky'm, to całe randkowanie... Może chcesz po prostu wzbudzić we mnie zazdrość, co?
- Niby po co? - prychnęłam. - Byłam szczęśliwa, rozumiesz? Chce tego samego dla ciebie, ale... Nie chce znowu zrobić czegoś, czego będę żałować.
- W takim razie daj nam jeszcze jedną szansę! - Ross wręcz błagał.
- Nie! Ja tego nie chce - kręciłam głową tak mocno, jakby miała mi zaraz odpaść.
- No, no... Rocky musi nieźle całować.
Spiorunowałam chłopaka wzrokiem.
Wtedy blondyn błyskawicznym ruchem mnie złapał i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
_______________________
Cześć!
Przepraszam, że długo nie pisałam. Najpierw święta, teraz sylwester... No ale w końcu jest. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zostawiajcie komentarze, piszcie, co myślicie i jeśli chcecie zadawajcie pytania. Chętnie na nie odpowiem, nie gryzę ^^ I do napisania ;*
_______________________
Cześć!
Przepraszam, że długo nie pisałam. Najpierw święta, teraz sylwester... No ale w końcu jest. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zostawiajcie komentarze, piszcie, co myślicie i jeśli chcecie zadawajcie pytania. Chętnie na nie odpowiem, nie gryzę ^^ I do napisania ;*
Jej pierwasz xD :D do ra rozdział świetny taki jak zawsze ;* super pomysł z tym wyjazdem w góry i jescze Ross czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuńMonika ;*
O jprd te moje błędy xD
OdpowiedzUsuńSubcio :*
OdpowiedzUsuńWiem, że to dziwne, ale.... Chciałabym, aby Ross był z Nelly XD Tak jakoś Rocky zaczyna mnie wkurzać. No cóż, czekam na next :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Twój blog został nominowany do LBA ;D
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu http://theevilstoryr5.blogspot.nl/
Jejku ^^ cudowny rozdział :3. Ten biwak to dobry pomysł. Czekam na Rydellington :3. I może to głupie ale błagam ... zrób tak, żeby Nelly przejrzała na oczy i dała szansę Rossowi ^^. Według mnie oni byliby idealną parą. Ross tak bardzo się stara, jest taki zakochany i uroczy <33. Błagam nie rań go, pozwól mu być szczęśliwym z Nelly. Myślę że ona też coś do niego czuje tylko się przed tym wzbrania-niepotrzebnie. Według mnie to Ross, a nie Rocky jest miłością jej życia. Chciałabym, żeby byli razem :3. Oczywiście nie chcę wpływać/zmieniać twoich planów co do akcji, ale bbłagam przemyśl to. Czekam na Rossly :33. Szczere mówiąc Rocky strasznie mnie wkurza -,- Życzę weny i czekam na next'a :D ~~Lau
OdpowiedzUsuń