- Mag wyjeżdża - odważyłam się w końcu powiedzieć po setnym pytaniu, czy wszystko w porządku i tysięcznym smutnym spojrzeniu, rzucanym w moją stronę przez Rydel. Odsunęłam się od dziewczyny właśnie z tego powodu - swoim współczuciem bardzo mnie przygnębiała, a ja potrzebowałam kogoś takiego jak Ell. Kogoś, kto potrafi mnie zrozumieć i postawić się w mojej sytuacji. Rozśmieszyć. Odwrócić uwagę od tego, co jest.
Ale nadal uwielbiałam Rydel i te nasze rozmowy. Była rozgadana i idealnie dobierała słowa. Nic nie zmieni naszej przyjaźni, żaden odstęp czasu, czy dłuższa chwila milczenia. Delly się nie zmieniała. Była bezpieczną przystanią, do której mogłam wrócić, gdy potrzebowałam rady.
- Ona chce, żebym pojechała z nią - postanowiłam pominąć na razie moje spotkanie z Peterem. Była to świeża rana, której wolałam nie rozdrapać. Od dłuższego czasu Rydel nic nie mówiła o Peterze. A może chciała, tylko ja byłam tak zajęta sobą, że nie słuchałam.
Samolub ze mnie.
- A co ty na to? - Rydel nie wydawała się zaskoczona. Zupełnie jakby się tego spodziewała.
- Odmówiłam. Przez to się pokłóciłyśmy. Nie chcę się z wami rozstawać. Z nią też nie, ale... Nie wiem, co mam myśleć, co robić. To skomplikowane. Przez całe życie mnie okłamywała, a teraz chce mnie rozdzielić z wami, czego z resztą też już wcześniej próbowała, żebym nie dowiedziała się niczego od Marka o ojcu. Czasem sobie myślę, że gdyby nie to, co zrobiła, moje życie byłoby o wiele bardziej spokojniejsze. Kocham ją, ale... jest niby moją mamą, a ja w ogóle tego nie czuję - słowa niekontrolowanie się ze mnie wylewały. - Zresztą ona i tak bardziej interesuje się moją siostrą, która już nie żyje. Może zabrzmię zazdrośnie, ale ciągle dla niej liczy się tylko Sarah.
- Nie potrafi zapomnieć - stwierdziła Rydel, wzruszając ramionami jakby było to coś zupełnie normalnego.
- Jak możesz podchodzić do tego tak... Lekko? - w moim głosie można było wyczuć irytację.
- Nie myśl sobie, że mnie to nie obchodzi, bo obchodzi. Po prostu... Czuję, że tak jest. Oddając ciebie musiała mieć powód. Sarah zajmowała u niej pierwsze miejsce, bo spędziła z nią większość czasu. Po za nią nie miała przy sobie nikogo. Nie może przyjąć do wiadomości, że jej nie ma.
- Nie rozumiem... Co chcesz przez to powiedzieć?
- Prześladują ją wspomnienia o ludziach, a to najgorsze dla psychiki. Gorsze niż duchy, czy jakiekolwiek koszmary. Chce wyjechać, żeby się obronić.
Przez chwilę stałyśmy w ciszy. Ja zastanawiałam się nad słowami Rydel, a ona składała i wkładała do szafy wyprane ciuchy, bardzo się na tym skupiając.
- Pewnie masz rację... - westchnęłam.
- Wiem, że ciężko ci się z tym pogodzić, ale im szybciej to zrobisz, tym mniej będziesz cierpiała - widziałam, że Rydel wyraźnie się waha, czy powiedzieć mi coś, czy nie. Na jej twarzy malowały się przeróżne emocje. - Mag ma dobry pomysł. Zmiana otoczenia może być bardzo korzystna. Myślę...
- Co?
- Tylko nie bądź na mnie zła, dobrze? - Rydel zamknęła oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrą decyzją jest powiedzenie mi tego, co chciała. - Pamiętaj, że się przyjaźnimy, a ja... Chcę dla ciebie dobrze, okey?
Skinęłam głową, czekając na dalsze słowa dziewczyny.
- Powinnaś się zastanowić, czy nie pojechać z Mag.
Już miałam zaprotestować, ale Rydel nie dała dojść mi do słowa.
- Wiem, że masz tu życie. Rocky'ego i Rossa, na których ci zależy, nawet gdy nie do końca chcesz się do tego przyznać, lub nic się z nimi nie układa, unikacie się, czy rzucacie do gardeł. Może z Rossem już nic was szczególnego nie łączy, ale za to Rocky... On dalej siedzi ci w głowie, a mi ciężko patrzeć, jak się wzajemnie ranicie i cierpicie ze swojego powodu. To zupełnie nie fair, że tak wam się nie układa. To, w jaki sposób na ciebie patrzy, jak się dzięki tobie zmienił... Wszystko widzę - Delly unikała patrzenia na mnie. - Masz tutaj Ratliffa, z którym się mocno przyjaźnisz, tak samo mnie i Rikera. Tu masz wspomnienia związane z Sarah. Z nami. Rozumiem.
Zobaczyłam, że w oczach Rydel pojawiają się łzy, tak samo, jak w moich. Słone krople popłynęły mi po policzkach. Mimo że wcześniej rosła we mnie złość na słowa Rydel, teraz momentalnie wyparowała. Może nie rozmawiałam często z Delly, ale ona miała mnie ciągle na oku, przejrzała mnie na wylot, wiedziała wszystko, co tak bardzo chciałam ukryć, zamaskować, do czego czasem nie chciałam się przyznać. Czasem jej unikałam, ale ona ciągle czekała, obserwowała i była w tym naprawdę dobra.
- Tylko... Nie zasługujesz na to, żeby tak cierpieć. Odkąd cię poznaliśmy wszystko się zmieniło i ty też. Ale to, co się stało, żebyś była taka, jaka jesteś teraz było okropne i czuję, że to nasza wina. Nie chcę żebyś dalej się tak męczyła. Żebyś dalej się cięła. Wiem o tym i wcale mi się to nie podoba, ale wolałam nic nie mówić, bo wiedziałam, że jesteś na tyle rozsądna, że nie zrobisz sobie nic. Jesteś moją przyjaciółką, kocham cię, jak siostrę, mimo że nigdy nie byłyśmy aż tak blisko siebie, jak teraz jesteś z Ellem... - głos przyjaciółki się załamał, a moje serce się ścisnęło. W gardle stanęła gula, której nic nie chciało przepchnąć dalej.
- Nie mów tak - odezwałam się, pociągając nosem. - Zawsze byłaś dla mnie jak siostra, a ja... Nie chcę was zostawiać. To nie wasza wina. To ja popełniam błędy, za które muszę płacić. Należy mi się - spojrzałam na przepełnione łzami oczy Rydel, a serce jeszcze mocniej mi się ścisnęło.
- To wszystko nie powinno się tak potoczyć... - Delly otarła mokrą twarz wierzchem dłoni. - Dalej w to nie wierzę.
- Ja też nie... Czasami mam wrażenie, że oglądam coś oczami kogoś innego, albo tylko słucham, jak ktoś opowiada mi o swoim życiu, a to wszystko ja... to wszystko jest moje...
- Zastanów się nad tym. Proszę.
Na samą myśli, że mogę nawet rozważać opuszczenie Lynch'ów robiło mi się słabo. Byli jedynymi bliskimi mi ludźmi, na których mimo wszystko mogłam polegać. Na których mi zależało. Którzy byli ze mną, nawet wtedy, gdy tego nie chciałam. Których pokochałam, dla których się otworzyłam.
I teraz przez swoje błędy miałam ich opuścić.
Nie. Nie mogę na to pozwolić.
Ale nadal uwielbiałam Rydel i te nasze rozmowy. Była rozgadana i idealnie dobierała słowa. Nic nie zmieni naszej przyjaźni, żaden odstęp czasu, czy dłuższa chwila milczenia. Delly się nie zmieniała. Była bezpieczną przystanią, do której mogłam wrócić, gdy potrzebowałam rady.
- Ona chce, żebym pojechała z nią - postanowiłam pominąć na razie moje spotkanie z Peterem. Była to świeża rana, której wolałam nie rozdrapać. Od dłuższego czasu Rydel nic nie mówiła o Peterze. A może chciała, tylko ja byłam tak zajęta sobą, że nie słuchałam.
Samolub ze mnie.
- A co ty na to? - Rydel nie wydawała się zaskoczona. Zupełnie jakby się tego spodziewała.
- Odmówiłam. Przez to się pokłóciłyśmy. Nie chcę się z wami rozstawać. Z nią też nie, ale... Nie wiem, co mam myśleć, co robić. To skomplikowane. Przez całe życie mnie okłamywała, a teraz chce mnie rozdzielić z wami, czego z resztą też już wcześniej próbowała, żebym nie dowiedziała się niczego od Marka o ojcu. Czasem sobie myślę, że gdyby nie to, co zrobiła, moje życie byłoby o wiele bardziej spokojniejsze. Kocham ją, ale... jest niby moją mamą, a ja w ogóle tego nie czuję - słowa niekontrolowanie się ze mnie wylewały. - Zresztą ona i tak bardziej interesuje się moją siostrą, która już nie żyje. Może zabrzmię zazdrośnie, ale ciągle dla niej liczy się tylko Sarah.
- Nie potrafi zapomnieć - stwierdziła Rydel, wzruszając ramionami jakby było to coś zupełnie normalnego.
- Jak możesz podchodzić do tego tak... Lekko? - w moim głosie można było wyczuć irytację.
- Nie myśl sobie, że mnie to nie obchodzi, bo obchodzi. Po prostu... Czuję, że tak jest. Oddając ciebie musiała mieć powód. Sarah zajmowała u niej pierwsze miejsce, bo spędziła z nią większość czasu. Po za nią nie miała przy sobie nikogo. Nie może przyjąć do wiadomości, że jej nie ma.
- Nie rozumiem... Co chcesz przez to powiedzieć?
- Prześladują ją wspomnienia o ludziach, a to najgorsze dla psychiki. Gorsze niż duchy, czy jakiekolwiek koszmary. Chce wyjechać, żeby się obronić.
Przez chwilę stałyśmy w ciszy. Ja zastanawiałam się nad słowami Rydel, a ona składała i wkładała do szafy wyprane ciuchy, bardzo się na tym skupiając.
- Pewnie masz rację... - westchnęłam.
- Wiem, że ciężko ci się z tym pogodzić, ale im szybciej to zrobisz, tym mniej będziesz cierpiała - widziałam, że Rydel wyraźnie się waha, czy powiedzieć mi coś, czy nie. Na jej twarzy malowały się przeróżne emocje. - Mag ma dobry pomysł. Zmiana otoczenia może być bardzo korzystna. Myślę...
- Co?
- Tylko nie bądź na mnie zła, dobrze? - Rydel zamknęła oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrą decyzją jest powiedzenie mi tego, co chciała. - Pamiętaj, że się przyjaźnimy, a ja... Chcę dla ciebie dobrze, okey?
Skinęłam głową, czekając na dalsze słowa dziewczyny.
- Powinnaś się zastanowić, czy nie pojechać z Mag.
Już miałam zaprotestować, ale Rydel nie dała dojść mi do słowa.
- Wiem, że masz tu życie. Rocky'ego i Rossa, na których ci zależy, nawet gdy nie do końca chcesz się do tego przyznać, lub nic się z nimi nie układa, unikacie się, czy rzucacie do gardeł. Może z Rossem już nic was szczególnego nie łączy, ale za to Rocky... On dalej siedzi ci w głowie, a mi ciężko patrzeć, jak się wzajemnie ranicie i cierpicie ze swojego powodu. To zupełnie nie fair, że tak wam się nie układa. To, w jaki sposób na ciebie patrzy, jak się dzięki tobie zmienił... Wszystko widzę - Delly unikała patrzenia na mnie. - Masz tutaj Ratliffa, z którym się mocno przyjaźnisz, tak samo mnie i Rikera. Tu masz wspomnienia związane z Sarah. Z nami. Rozumiem.
Zobaczyłam, że w oczach Rydel pojawiają się łzy, tak samo, jak w moich. Słone krople popłynęły mi po policzkach. Mimo że wcześniej rosła we mnie złość na słowa Rydel, teraz momentalnie wyparowała. Może nie rozmawiałam często z Delly, ale ona miała mnie ciągle na oku, przejrzała mnie na wylot, wiedziała wszystko, co tak bardzo chciałam ukryć, zamaskować, do czego czasem nie chciałam się przyznać. Czasem jej unikałam, ale ona ciągle czekała, obserwowała i była w tym naprawdę dobra.
- Tylko... Nie zasługujesz na to, żeby tak cierpieć. Odkąd cię poznaliśmy wszystko się zmieniło i ty też. Ale to, co się stało, żebyś była taka, jaka jesteś teraz było okropne i czuję, że to nasza wina. Nie chcę żebyś dalej się tak męczyła. Żebyś dalej się cięła. Wiem o tym i wcale mi się to nie podoba, ale wolałam nic nie mówić, bo wiedziałam, że jesteś na tyle rozsądna, że nie zrobisz sobie nic. Jesteś moją przyjaciółką, kocham cię, jak siostrę, mimo że nigdy nie byłyśmy aż tak blisko siebie, jak teraz jesteś z Ellem... - głos przyjaciółki się załamał, a moje serce się ścisnęło. W gardle stanęła gula, której nic nie chciało przepchnąć dalej.
- Nie mów tak - odezwałam się, pociągając nosem. - Zawsze byłaś dla mnie jak siostra, a ja... Nie chcę was zostawiać. To nie wasza wina. To ja popełniam błędy, za które muszę płacić. Należy mi się - spojrzałam na przepełnione łzami oczy Rydel, a serce jeszcze mocniej mi się ścisnęło.
- To wszystko nie powinno się tak potoczyć... - Delly otarła mokrą twarz wierzchem dłoni. - Dalej w to nie wierzę.
- Ja też nie... Czasami mam wrażenie, że oglądam coś oczami kogoś innego, albo tylko słucham, jak ktoś opowiada mi o swoim życiu, a to wszystko ja... to wszystko jest moje...
- Zastanów się nad tym. Proszę.
Na samą myśli, że mogę nawet rozważać opuszczenie Lynch'ów robiło mi się słabo. Byli jedynymi bliskimi mi ludźmi, na których mimo wszystko mogłam polegać. Na których mi zależało. Którzy byli ze mną, nawet wtedy, gdy tego nie chciałam. Których pokochałam, dla których się otworzyłam.
I teraz przez swoje błędy miałam ich opuścić.
Nie. Nie mogę na to pozwolić.
- Jesteś wyjątkowa. Nie zmarnuj swojego życia.
Chłodny wiatr orzeźwiał mnie, gdy poszłam wieczorem na przebieżkę. Wybrałam nietypową drogę - przez środek miasta. Zrobiłam to zupełnie przypadkowo, ale po minięciu kilku sklepów zaczęłam podejrzewać, że to moja podświadomość mnie do tego namówiła. Minęłam miejsca, które odwiedziłam ze swoją siostrą, zaraz po tym, jak przyjechałam do LA. Nie wiedziałam jeszcze, że Sarah to moja siostra. Brałam ją za kuzynkę, a Mag za ciocię. Przebiegłam również obok zaułka, w którym Riker przypadkowo uderzył mnie drzwiami w głowę. Tak naprawdę tak się poznaliśmy. Przypadkiem przez wypadek. Ale to było dobre. Zbieg okoliczności, spełnienie marzeń. Minęłam sklep z przeróżnymi rzeczami, w którym kupił mi Rocky pluszowego pingwina i zatrzymała się nawet na chwilę w kawiarni, przed którą natrafiłam na Petera i kilku jego znajomych, którzy jakiś czas później trafili do więzienia. Obok niej była uliczka z wejściem na dach jednego z budynków, na którym odbywały się ich pijackie spotkania.
O dziwo wspominanie nie bolało. Chyba nawet tego mi brakowało - przypomnienia sobie początku mojej "historii", paru lepszych i gorszych chwil, tego wszystkiego, co doprowadziło mnie do kolejnych problemów, co doprowadziło mnie tutaj.
I - chociaż nie chciałam tego przyznać - Rydel mogła mieć rację. Może mój pobyt tutaj trwał za długo? Może czas coś zmienić? Odciąć się. Odważyć się zamknąć rozdział, o czym tak bardzo marzyłam, lecz czego się tak mocno bałam i rozpocząć nowy? Na początku będzie ciężko, będę tęskniła, pamiętała, wspominała, ale czy z czasem nie będzie lepiej? Teraz mam szansę. I wykorzystam ją.
_______________________________________________
No witam, witam :)
O dziwo wspominanie nie bolało. Chyba nawet tego mi brakowało - przypomnienia sobie początku mojej "historii", paru lepszych i gorszych chwil, tego wszystkiego, co doprowadziło mnie do kolejnych problemów, co doprowadziło mnie tutaj.
I - chociaż nie chciałam tego przyznać - Rydel mogła mieć rację. Może mój pobyt tutaj trwał za długo? Może czas coś zmienić? Odciąć się. Odważyć się zamknąć rozdział, o czym tak bardzo marzyłam, lecz czego się tak mocno bałam i rozpocząć nowy? Na początku będzie ciężko, będę tęskniła, pamiętała, wspominała, ale czy z czasem nie będzie lepiej? Teraz mam szansę. I wykorzystam ją.
_______________________________________________
No witam, witam :)
Tydzień siedziałam i myślałam, aż w końcu mnie natchnęło - i oto macie! Może jest trochę zagmatwany, ale myślę, że zrozumiecie.
Powoooooli zmierzamy ku końcowi, ale na szczęście (albo niestety, jak kto woli) jeszcze kilka rozdziałów czeka. Mam nadzieję, że nie straciłam formy po tej przerwie... Ale to już wam oceniać, nie mi. Także zostawiajcie po sobie jakieś ślady. I do usłyszenia niebawem ^^
Powoooooli zmierzamy ku końcowi, ale na szczęście (albo niestety, jak kto woli) jeszcze kilka rozdziałów czeka. Mam nadzieję, że nie straciłam formy po tej przerwie... Ale to już wam oceniać, nie mi. Także zostawiajcie po sobie jakieś ślady. I do usłyszenia niebawem ^^
Czytając ten rozdział się normalnie popłakałam... Cudo! Chcę next!! *-*
OdpowiedzUsuń