niedziela, 4 października 2015

ROZDZIAŁ 35 - ZNÓW POCZUŁAM SIĘ POTRZEBNA





   Moje życie było... pokręcone.
   To tylko takie delikatne określenie.
   Raz było głębokie, mające w sobie jakiś blask, innym razem bladnące, lub puste i bezdenne. Otaczało mnie z każdej strony, przygniatało, dusiło, a czasami delikatnie obejmowało swoimi ramionami. Trzymało mnie zbyt mocno, a ja byłam za słaba, żeby odgonić się od jej uścisku.
   A może po prostu się bałam.
   I gdy zdawało mi się, że już prawie jestem u celu, życie szczerzyło zęby i z okropnym uśmiechem mówiło: jeszcze nie.



   - Mam problem - Riker wypadł z kuchni, trzaskając drzwiami. Usiadł obok mnie na kanapie i schował twarz w dłonie. Był porządnie wyszykowany, tak samo jak ja. Niebieska dżinsowa koszula podkreślała jego ramiona, a czarne rurki ukazywały jego chude, lecz silne nogi. Biła od niego przyjemna woń słodkich perfum, od której aż zakręciło mi się w głowie
   - Co się stało? Czekaj! Ja zgadnę. Chodzi o dziewczynę. 
   To było proste. Znałam to zdenerwowanie, tę chęć spodobania się i wzrok. Przynajmniej czegoś się nauczyłam - mogłam robić teraz za wróżkę. 
   - Tak! Jest taka jedna... Wystawiła mnie, gdy tylko zaproponowałem, żebyśmy poszli na podwójną randkę. 
   Musiałam się roześmiać, bo Riker spojrzał na mnie z huraganem w oczach. Jego wzrok był w stanie zniszczyć wszystko. Szybko przestałam się śmiać, bo nie chciałam być ofiarą tej katastrofy. 
   - To chyba normalne. Chciała zostać z tobą sama. Rozumiem ją. Też wolałabym spędzić czas sama z chłopakiem, niż jeszcze z jego przyjacielem i jego dziewczyną - obserwowałam blondyna, gdy ten podnosił się z kanapy. Zaczął nerwowo chodzić w kółko, a ja cały czas podążałam za nim wzrokiem.
   - Ona... Nie rozumiem tego! 
   - Po prostu do niej zadzwoń i zaproś ją na randkę. Podkreśl tylko, że pójdziecie we dwójkę. I tyle. Masz szansę się trochę rozerwać. Kiedy ostatni raz byłeś na randce?
   Riker spojrzał na mnie już trochę łagodniej. 
   - To nie ma sensu...
   - Ma sens! - gdy tylko to powiedziałam, coś przyszło mi do głowy. - A może ty się boisz zostać z nią sam? Boisz się, że sobie nie poradzisz. Przyznaj się, kiedy ostatni raz byłeś na randce  s a m? 
   Trafiłam w czuły punkt. Doskonale o tym wiedziałam i Riker też. Posłał mi krótkie spojrzenie, odwrócił się i pognał do swojego pokoju. Chciałam iść za nim, jednak szybko odpuściłam. Wolałam nie pogarszać sprawy. 
   Nel, ale z ciebie idiotka! Mogłaś podejść do niego bardziej delikatnie, niż lecieć prosto z mostu! 
   Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja, wyrwana z zamyślenia, poszłam otworzyć. Moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Peter. Nie zdążyłam do niego zadzwonić. Ubrany był w szare spodnie, czarną koszulkę opinającą jego muskularne ciało i ciężką, skórzaną kurtkę. Na nogach miał tradycyjne czarne trampki. Zobaczyłam swoją bladą, zmęczoną twarz w odbiciu jego lustrzanek spoczywających mu na nosie. Musiałam przyznać, że wyglądał nieźle.
   Razem byliśmy jak piękna i bestia. A właściwie piękny, bo to ja byłam koszmarem. 
   - Gotowa?
   Szybko wertowałam strony własnego umysły, szukając jakiejś dobrej wymówki. 
   - Przepraszam, ale chyba nic z tego nie będzie. Riker jest trochę podłamany... Musimy to odwołać - powiedziałam, próbując dojrzeć jego oczy za szkłami.
    Na twarz wypłynął mu łobuzerski uśmiech, na który pewnie nie jedna dziewczyna dostałaby palpitacji serca. Ale nie ja. Wzniosłam wokół siebie wysoki mur i zostawiłam Petera na zewnątrz. Raz już mnie zawiódł, a ja nie miałam zamiaru użerać się z nim znowu. I tak wystarczająco komplikuje sobie życie. Może moje wewnętrzne ja uważa, że jest za proste i dlatego kusi mnie na rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła, ani nie powiedziała. No cóż, jedno było pewne - kompletnie się z nią nie zgadzałam. 
   - Weź przestań. Przecież nic takiego się nie stanie. 
   - Sama nie wiem. Chyba powinnam zostać i...
   - Riker da sobie radę sam. To duży chłopiec. Potrafi o siebie zadbać - jego słowa trochę mnie zabolały, ale w głębi duszy wiedziałam, że ma rację. - Będziemy mogli na spokojnie porozmawiać. To chyba nie jest nic złego.
   - Nie wiem, biorąc pod uwagę, że podrywałeś Rydel i udawałeś mojego przyjaciela, żeby... No właśnie. Właściwie po co to robiłeś? - znowu poczułam gniew, zarówno na Petera, że tak się zachowywał, jak i na siebie, że zgodziłam się na spotkanie.
   - Porozmawiamy, ale czy musimy tutaj? 
   - No dobra - westchnęłam, przyznając mu trochę racji, a jednocześnie znowu zaczęłam się zastanawiać, po co go zaprosiłam, ale było za późno żeby się z tego wycofać. 
    Wieczór był przyjemny - ciepły, ale nie suchy. Powietrze było wilgotne i ciężkie, charakterystyczne dla burzy. Szliśmy przez miasto w ciszy ale zupełnie mi ona nie przeszkadzała. Ostatnio ja i cisza byłyśmy dobrymi przyjaciółkami. Chowałam się w niej przed wszystkim i wszystkimi, a ona swoim milczeniem mnie pocieszała i brała w ramiona. Przypominała mi dawne życie, gdy siedziałam z nosem w książce, zawstydzona, nieśmiała, bez żadnych problemów i gdy ciągle bazgrałam coś w swoim notesie. Teraz nawet nie wiem, gdzie on jest. 
   W końcu weszliśmy do jednej z restauracji z dala od centrum miasta. O dziwo było w niej mnóstwo ludzi. Już zapomniałam, kiedy ostatni raz jadłam na mieście. 
   Zajęliśmy wolny stolik i zamówiliśmy jedzenie. 
   - Dlaczego tak bardzo chciałeś się ze mną spotkać? - odezwałam się w końcu. 
   - Żeby ci udowodnić, że się zmieniłem. Już mówiłem. 
   - I to jeden jedyny powód? A co z twoją grupą z dachu? Zostawili cię? - nie chciałam, żeby mój głos zabrzmiał aż tak chłodno. 
   - Jeśli mam być szczery to większość trafiła za kraty. I to ja ich zostawiłem - o dziwo Peter się uśmiechał. 
   - Ty też powinieneś tam trafić - przypomniałam sobie swoje poprzednie rozmyślania. 
   - Nie dajesz mi szansy. 
   - Może dlatego, że na nią nie zasługujesz, już mówiłam. Nawet nie wiem dlaczego zgodziłam się na spotkanie. 
   - Zadziałał mój urok osobisty, to normalne - Peter pochylił się do mnie i znalazł się bliżej, niż bym sobie tego życzyła. - Tak, jak wtedy. 
   Miałam ochotę mu przyłożyć.
   - Dajesz mi jeszcze więcej powodów, bym sobie stąd poszła.
   - Brakowało mi cię - Peter odsunął się z powrotem na miejsce. Zdziwiona uniosłam brwi. 
   - Ironia, bo ja nawet cieszyłam się z braku kolejnych problemów. 
   Halo, złości! Może już byś sobie poszła i powiedziała, że potrzebuję twojego kolegę. Jak on tam miał? Dystans? 
   - Zmieniłaś się - odezwał się Peter po chwili ciszy, podczas której mierzył mnie wzrokiem. - I nie mówię tu o wyglądzie, chociaż pod tym względem też się zmieniłaś. Twój charakter... Jesteś bardziej zadziorna, ale to dobrze. Nie daj sobie wejść na głowę. 
   - Dzięki za twoje życiowe rady, ale bez nich jakoś dawałam sobie radę, serio... 
   - Jesteś tego pewna?
   - Tak. 
   Nie. 



   - I? - spytał Ross, gdy tylko weszłam do domu. 
   - Co? - rzuciłam torebkę na ziemię i zajęłam się zdejmowaniem butów. 
   - Jak z Peterem? Czego chciał? - w głosie chłopaka wyczułam żal, ale jego oczy płonęły zazdrością. 
   - Niczego. Chciał żebym dała mu drugą szansę. Jest nienormalny. Po tym wszystkim, co się stało? 
   - Zostawił cię w tym najważniejszym momencie. 
   - Nawet nie oto chodzi. Zawsze był tylko kolegą, ale to zabolało, że nie potrafił zachować się jak facet - Nie tylko on - dodałam w myślach. - Oczywiście ja też nie jestem bez winy. Zachowałam się jak... 
   - Nie ważne. Nie pamiętałaś niczego. Nas. Jego. Miałaś...
   - Nie usprawiedliwiaj mnie - przerwałam mu. - Byłam głupia, nie słuchałam siebie tylko tego, co mówiła mi jakaś pusta laska...
   - On cię oszukał, odesłał do Miami - wiedziałam, że było to dawno, ale nawet po tak długim czasie na słowa Rossa łzy napłynęły mi do oczu. Chłopak na ten widok wziął mnie w ramiona. Zrobiło mi się ciepło na duszy, bo znów poczułam się potrzebna. 



   - Możemy pogadać? - ranek był dość chłodny, gdy wstałam, żeby pójść pobiegać. Zupełnie zaskoczył mnie głos chłopaka, bo zwykle wszyscy o tej porze śpią. 
   - Jasne - nie wahałam się. Potrzebowałam rozmowy.
   Ratliff ruszył na taras, a ja posłusznie poszłam za nim. Usiedliśmy na ławce bujanej i chwilę wsłuchiwaliśmy się w odgłosy poranka.
   - Co jest? - przerwałam ciszę, kątem oka patrząc na chłopaka. Był jakby trochę przybity, coś go martwiło. Zaczęłam się niepokoić, a w głowie już miałam milion czarnych scenariuszy, co mogło się mu stać.
   - Cokolwiek się wydarzy, cokolwiek postanowisz, to chcę żebyś wiedziała, że będziemy cię wspierać. Wszyscy chcieli, żebyś to usłyszała - Ell spojrzał na mnie i w tym momencie coś pękło w moim sercu, a w głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie chciałam nieuniknionych zmian, o których już myśleli Lynch'owie.


___________________________________

Witam, witam :)
Co to się stało, że wróciłam do żywych? Humorek mi się poprawił. Jakoś ostatnio ciągle coś się działo, a tu nagle cisza i spokój. Postanowiłam więc, że skończę pisać tych kilka rozdziałów dla was.
Oczywiście mogłabym was teraz przeprosić, obiecać poprawę, ale nie oszukując się - będzie jak będzie, może coś się wydarzy i znowu nie będę miała głowy do pisania? Proszę tylko o cierpliwość.

I mam nadzieję, że w ziejących na blogu pustkach po tej nieobecności, ktoś tę prośbę w końcu odnajdzie ;)


3 komentarze:

  1. JEJCIU, wreszcie *_* moje ulubione blogi ożywają <3 dlaczego kończysz w takim momencie? Tak nie może być! Domagam się nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się cieszę, że wróciłaś! O mój Boże <33
    Tęskniłam za Twoim opowiadaniem... Ostatnio tak przejrzałam listę blogów, które zaczęłam czytać prawie dwa lata temu i doszłam do wniosku, że wiele z nich jest usuniętych lub nie ma żadnego odzewu ze strony autorki od paru miesięcy... Jak przejrzałam to wszystko, zachciało mi się płakać. Właśnie dzięki tym blogom, sama zaczęłam pisać...
    Teraz weszłam na Twój blog i naprawdę poprawiło mi to humor. Twoje opowiadanie jest jednym z tych, które zaczęłam czytać dawno temu, ale ty dodałaś nowy post. :D Brakowało mi tego.
    Teraz praktycznie większość przerzuca się na Wattpada (co mi się nie podoba) i rezygnuje z blogspota. Niestety te nowe blogi jakoś mnie nie powalają. Tęsknię za starymi, które po prostu uwielbiałam.
    Wydaje mi się, że ten szał na tworzenie swoich ff na blogspocie (który jeszcze był pół roku temu) się zakończył. Poszukuję teraz czegoś "świeżego" i oryginalnego, ale póki co nic takiego nie znalazłam.
    W sumie nie mam co czytać. Stare blogi pousuwane, nowe niezbyt mi się podobają...
    Ale ty mnie uratowałaś!
    Może nawet zacznę czytać od nowa? Hmm... kuszący pomysł xD
    No nic, to tyle ode mnie.
    Rozdział boski (dobrze o tym wiesz)
    Buziaczki
    xoxoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, miło zrobiło mi się już na sam widok tak długaśnego komentarza!
      Korzystając z okazji, chciałabym odnieść się do tego, co tutaj napisałaś: szał na ff minął, ale może to i lepiej? Dużo rzeczy było ściągane od innych, bez żadnego sensu. Sama zastanawiałam się nad czymś nowym, ale nie wiem, czy będę mieć czas i wymyślę coś takiego, czego jeszcze nie ma, bo - szczerze mówiąc - chyba jest już wszystko (i dużo z tego jest byle jakie i nie chcę mówić, że sama piszę rewelacyjne, a moja historia nie ma czegoś, co już było).
      No i dziękuję za miłe słowa. Po tak długiej nieobecności były one potrzebne :)

      Usuń