Nie mogłam w to uwierzyć. Po prostu nie. Ktoś do niego strzelał? Z pistoletu? Dlaczego? Kto? Czy Rocky się w coś wpakował, tak samo jak Riker w tamtym roku? Nie wiem, co mam myśleć. Ja... Czułam się, jakby ktoś mnie dusił. Jakby niewidzialne ręce zaciskały się na mojej szyi, nie pozwalając mi złapać powietrza. Moje płuca płonęły, głośno wolały o powietrze, którego nie mogłam złapać. Nic nie słyszałam, wszystko miałam zamazane. Czułam się, jakbym miała zaraz zemdleć.
Ktoś pociągnął mnie za łokieć do tylu i po chwili siedziałam na krześle. Rozglądałam się zdezorientowana. W końcu zaczęło do mnie coś docierać.
- Nelly! Nic ci nie jest? Co się stało? Nel? - spanikowany głos chłopaka docierał do moich uszu i mimo że był przytłumiony, wszystko zrozumiałam. Próbowałam coś odpowiedzieć, ale słowa nie chciały ze mnie wyjść.
Odwróciłam powoli głowę, chcąc sprawdzić kto do mnie mówi. Jakby przez mgłę zobaczyłam Rossa. Przy nim pochylona była Stormie.
- Spokojnie, jestem tu. Nic się nie dzieje.
Pokręciłam powoli głową, jakbym chciała powiedzieć, że wszystko w porządku. Wstałam i chciałam ruszyć w kierunku wyjścia, lecz znowu wróciło to dziwne uczucie duszenia.
Złapałam ramię Rossa, który błyskawicznie znalazł się przy mnie. Chwycił mnie w pasie i wprowadził na zewnątrz.
Ktoś pociągnął mnie za łokieć do tylu i po chwili siedziałam na krześle. Rozglądałam się zdezorientowana. W końcu zaczęło do mnie coś docierać.
- Nelly! Nic ci nie jest? Co się stało? Nel? - spanikowany głos chłopaka docierał do moich uszu i mimo że był przytłumiony, wszystko zrozumiałam. Próbowałam coś odpowiedzieć, ale słowa nie chciały ze mnie wyjść.
Odwróciłam powoli głowę, chcąc sprawdzić kto do mnie mówi. Jakby przez mgłę zobaczyłam Rossa. Przy nim pochylona była Stormie.
- Spokojnie, jestem tu. Nic się nie dzieje.
Pokręciłam powoli głową, jakbym chciała powiedzieć, że wszystko w porządku. Wstałam i chciałam ruszyć w kierunku wyjścia, lecz znowu wróciło to dziwne uczucie duszenia.
Złapałam ramię Rossa, który błyskawicznie znalazł się przy mnie. Chwycił mnie w pasie i wprowadził na zewnątrz.
- On ma rany postrzałowe, Ross! - chodziłam w kółko jak nakręcona zabawka.
- Tak, wiem - odpowiedział spokojnie, jakby nic się nie działo. Zdenerwowało mnie to.
Mogło stać się naprawdę bardzo dużo, a on nie chce mi tego wyjawić. Dlaczego? Myśli kotłowały mi się w głowie, dodatkowo podsycane strachem i złością.
- Wiesz? Dlaczego mi nie powiedziałeś!?
- Wiedziałem, że zaczniesz panikować - blondyn wodził za mną wzrokiem nie ruszając się z kanapy w salonie. Nogi położył na ławie i skrzyżował je w kostkach. Na pierwszy rzut oka wydawał się być wręcz odprężony, jednak wiedziałam, że to tylko marna skorupa, pod którą kotłowały się myśli i emocja, tak samo jak we mnie.
- Wcale nie panikuję!
- Właśnie widzę - westchnął, jakby rozmawiał z dzieckiem, a w końcu byłam od niego o rok starsza. - Możesz usiąść?
Nie usiadłam. Dalej stałam, próbując się uspokoić. Bezczynność jednak mnie dobijała i po prostu musiałam coś robić. Już po chwili zaczęłam pukać stopą w podłogę.
- Wiadomo, co się stało? - spytałam, poważnie się bojąc odpowiedzi. Szczerze mówiąc nie chciałam wiedzieć, ale musiałam.
- To był zwyczajny wypadek.
- Wypadek? Wypadek?! Jaki wypadek?! - to, co powiedział chłopak kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi. - Ross, jaki wypadek?! To nie jest normalne!
- Była jakaś zamieszka na ulicy. Facet włamał się do jubilera, ale policja go namierzyła. Zaczął strzelać na oślep. Takie rzeczy się zdarzają - mówił to takim głosem jakby rzeczywiście takie sytuacje miały miejsce codziennie.
Mimo woli, prychnęłam pod nosem.
- Bo oczywiście ty zawsze jak wychodzisz na miasto wracasz przeszyty dwoma kulami! I to jest zupełnie normalne! Ross, on mógł zginąć! Nie dociera to do ciebie?
- Dociera, ale co ja mogę zrobić? Poza tym spójrz na to z innej strony - nie zginął! Żyje! Uspokój się trochę, bo naprawdę takie rzeczy mają czasem miejsce.
Miałam wrażenie, że kłamie. Ba, byłam nawet pewna, że kłamie! Gdyby coś takiego miało miejsce to już dawno mówili by o tym w telewizji.
- O czym gadacie? - Ell przeskoczył oparcie kanapy i wylądował obok Rossa. Patrzył raz na mnie, raz na blondyna. Nie odzywaliśmy się przez chwilę, aż w końcu zabrałam głos, zanim zdążył zrobić to Ross. Miałam wrażenie, że nie powiedziałby Ratliffowi prawdy, tak samo, jak mi.
- O ranach postrzałowych Rocky'ego - wyjaśniłam od razu, znów chodząc w kółko. To mnie trochę uspokajało.
Gdy tylko to powiedziałam, od razu pojawiła mi się w głowie myśl, czy brunet też wszystko wie.
- Dobra, ja wracam do szpitala. Jakby coś się jeszcze działo, to...
- Spokojnie, już w porządku - przerwała mu. Chłopak spojrzał na mnie z powatpieniem i pokiwał głową tak, jakbym myślał, że sama nie wiem co mówię. Ross wstał z kanapy i wyszedł po chwili.
- Nie mogę w to uwierzyć... - mruknął pod nosem Ell, co oczywiście usłyszałam. Nie wiem, czy to było do mnie, czy po prostu rzucił słowa w przestrzeń, ale odpowiedzialam:
- W tą zamieszkę i faceta? Ja też - opadłam na kanapę obok bruneta. - Coś tu mocno nie pasuje. Poza tym już by pisali w gazetach i mówili w telewizji...
- Pewnie to tylko taka historyjka wymyślona na poczekaniu... Ale dlaczego? - Ell również nie był wtajemniczony w tą sprawę, tak samo, jak ja. Nie wiem dlaczego, ale na chwilkę trochę mi ulżyło.
Oczywiście nie trwało do długo, bo już po sekundzie znów zaczęłam się bać. Oczywiście gdzieś w głębi mnie pojawiła się taka sama myśl, ale starałam się ją od siebie odsunąć jak najdalej. Teraz jednak, gdy Ratliff wypowiedział to głośno, docierało do mnie, że rzeczywiście może tak być.
- Myślisz, że może chodzić o coś poważniejszego? - słowa z trudem wyszły mi z gardła. Przełknęłam ślinę, bo w ustach zrobiło mi się nagle nienaturalnie sucho.
- Nie wiem... Mam nadzieję, że nie - Ell wzruszył ramionami.
Wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Ratliff dostał smsa którego natychmiast odczytał.
- Muszę uratować Rikera... - westchnął. Spojrzałam na niego pytająco. - Utknął w wannie.
Nie powstrzymałam się od śmiechu.
- Ale wiesz... Jak będziesz wchodził to uważaj. Jeśli w wannie, to może być... no wiesz... nagi - zauważyłam, robiąc poważną minę.
- Tak długo na to czekałem! - krzyknął Ell z udawanym zachwytem, robiąc maślane oczy, jak zakochana nastolatka. - Zobaczyć jego umięśnione ciało!
Wybuchnęliśmy śmiechem.
Przynajmniej chwila radości w smutnym życiu.
Chłopak znowu przeskoczył oparcie kanapy, lądując tuż za nią. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, wychyliłam się i złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale szybko to ukrył.
- Dziękuję... - szepnęłam. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, ale czułam, że jestem mu winna te podziękowania. Ell zawsze był ze mną, traktowałam go jak brata. - Za wszystko.
Brunet mocniej złapał moją rękę, po czym ruszył w stronę korytarza. Trwało to tylko kilka sekund, ale tak mały gest podniósł mnie na duchu i dał nadzieję, że będzie lepiej.
- Tak, wiem - odpowiedział spokojnie, jakby nic się nie działo. Zdenerwowało mnie to.
Mogło stać się naprawdę bardzo dużo, a on nie chce mi tego wyjawić. Dlaczego? Myśli kotłowały mi się w głowie, dodatkowo podsycane strachem i złością.
- Wiesz? Dlaczego mi nie powiedziałeś!?
- Wiedziałem, że zaczniesz panikować - blondyn wodził za mną wzrokiem nie ruszając się z kanapy w salonie. Nogi położył na ławie i skrzyżował je w kostkach. Na pierwszy rzut oka wydawał się być wręcz odprężony, jednak wiedziałam, że to tylko marna skorupa, pod którą kotłowały się myśli i emocja, tak samo jak we mnie.
- Wcale nie panikuję!
- Właśnie widzę - westchnął, jakby rozmawiał z dzieckiem, a w końcu byłam od niego o rok starsza. - Możesz usiąść?
Nie usiadłam. Dalej stałam, próbując się uspokoić. Bezczynność jednak mnie dobijała i po prostu musiałam coś robić. Już po chwili zaczęłam pukać stopą w podłogę.
- Wiadomo, co się stało? - spytałam, poważnie się bojąc odpowiedzi. Szczerze mówiąc nie chciałam wiedzieć, ale musiałam.
- To był zwyczajny wypadek.
- Wypadek? Wypadek?! Jaki wypadek?! - to, co powiedział chłopak kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi. - Ross, jaki wypadek?! To nie jest normalne!
- Była jakaś zamieszka na ulicy. Facet włamał się do jubilera, ale policja go namierzyła. Zaczął strzelać na oślep. Takie rzeczy się zdarzają - mówił to takim głosem jakby rzeczywiście takie sytuacje miały miejsce codziennie.
Mimo woli, prychnęłam pod nosem.
- Bo oczywiście ty zawsze jak wychodzisz na miasto wracasz przeszyty dwoma kulami! I to jest zupełnie normalne! Ross, on mógł zginąć! Nie dociera to do ciebie?
- Dociera, ale co ja mogę zrobić? Poza tym spójrz na to z innej strony - nie zginął! Żyje! Uspokój się trochę, bo naprawdę takie rzeczy mają czasem miejsce.
Miałam wrażenie, że kłamie. Ba, byłam nawet pewna, że kłamie! Gdyby coś takiego miało miejsce to już dawno mówili by o tym w telewizji.
- O czym gadacie? - Ell przeskoczył oparcie kanapy i wylądował obok Rossa. Patrzył raz na mnie, raz na blondyna. Nie odzywaliśmy się przez chwilę, aż w końcu zabrałam głos, zanim zdążył zrobić to Ross. Miałam wrażenie, że nie powiedziałby Ratliffowi prawdy, tak samo, jak mi.
- O ranach postrzałowych Rocky'ego - wyjaśniłam od razu, znów chodząc w kółko. To mnie trochę uspokajało.
Gdy tylko to powiedziałam, od razu pojawiła mi się w głowie myśl, czy brunet też wszystko wie.
- Dobra, ja wracam do szpitala. Jakby coś się jeszcze działo, to...
- Spokojnie, już w porządku - przerwała mu. Chłopak spojrzał na mnie z powatpieniem i pokiwał głową tak, jakbym myślał, że sama nie wiem co mówię. Ross wstał z kanapy i wyszedł po chwili.
- Nie mogę w to uwierzyć... - mruknął pod nosem Ell, co oczywiście usłyszałam. Nie wiem, czy to było do mnie, czy po prostu rzucił słowa w przestrzeń, ale odpowiedzialam:
- W tą zamieszkę i faceta? Ja też - opadłam na kanapę obok bruneta. - Coś tu mocno nie pasuje. Poza tym już by pisali w gazetach i mówili w telewizji...
- Pewnie to tylko taka historyjka wymyślona na poczekaniu... Ale dlaczego? - Ell również nie był wtajemniczony w tą sprawę, tak samo, jak ja. Nie wiem dlaczego, ale na chwilkę trochę mi ulżyło.
Oczywiście nie trwało do długo, bo już po sekundzie znów zaczęłam się bać. Oczywiście gdzieś w głębi mnie pojawiła się taka sama myśl, ale starałam się ją od siebie odsunąć jak najdalej. Teraz jednak, gdy Ratliff wypowiedział to głośno, docierało do mnie, że rzeczywiście może tak być.
- Myślisz, że może chodzić o coś poważniejszego? - słowa z trudem wyszły mi z gardła. Przełknęłam ślinę, bo w ustach zrobiło mi się nagle nienaturalnie sucho.
- Nie wiem... Mam nadzieję, że nie - Ell wzruszył ramionami.
Wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Ratliff dostał smsa którego natychmiast odczytał.
- Muszę uratować Rikera... - westchnął. Spojrzałam na niego pytająco. - Utknął w wannie.
Nie powstrzymałam się od śmiechu.
- Ale wiesz... Jak będziesz wchodził to uważaj. Jeśli w wannie, to może być... no wiesz... nagi - zauważyłam, robiąc poważną minę.
- Tak długo na to czekałem! - krzyknął Ell z udawanym zachwytem, robiąc maślane oczy, jak zakochana nastolatka. - Zobaczyć jego umięśnione ciało!
Wybuchnęliśmy śmiechem.
Przynajmniej chwila radości w smutnym życiu.
Chłopak znowu przeskoczył oparcie kanapy, lądując tuż za nią. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, wychyliłam się i złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale szybko to ukrył.
- Dziękuję... - szepnęłam. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, ale czułam, że jestem mu winna te podziękowania. Ell zawsze był ze mną, traktowałam go jak brata. - Za wszystko.
Brunet mocniej złapał moją rękę, po czym ruszył w stronę korytarza. Trwało to tylko kilka sekund, ale tak mały gest podniósł mnie na duchu i dał nadzieję, że będzie lepiej.
__________________________
Witam, koty!
Oczywiście już na wstępie chcę was przeprosić za tak długą nieobecność... Ostatnio trochę się pozmieniało w moim życiu i muszę wszystko sobie na nowo poukładać i przeanalizować... No nie ważne, to długa historia.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Wydaje mi się, że jest trochę bez ładu i składu, no ale... Do przyjęcia. Piszcie, co na jego temat myślicie ;) I do napisania ^^
PS Przyznawać się - kto ma ferie, tak jak ja?? :3
Witam, koty!
Oczywiście już na wstępie chcę was przeprosić za tak długą nieobecność... Ostatnio trochę się pozmieniało w moim życiu i muszę wszystko sobie na nowo poukładać i przeanalizować... No nie ważne, to długa historia.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Wydaje mi się, że jest trochę bez ładu i składu, no ale... Do przyjęcia. Piszcie, co na jego temat myślicie ;) I do napisania ^^
PS Przyznawać się - kto ma ferie, tak jak ja?? :3