- Twoi rodzice wiedzą?
- Nie - odpowiedziałam tępo.
- Jakaś... przyjaciółka?
- Nie.
- Ktokolwiek o tym wie?
- Nie - powtórzyłam po raz trzeci. - Tylko ty.
- Co teraz zrobisz?
- Nie wiem... Nie chciałam tego. Nie wiem, jak to się stało... To zrujnuje mi życie! Ja... naprawdę tego nie chciałam! - powiedziałam, a do oczu napłynęły mi łzy. - Myślałam, że po prostu się czymś zatrułam, a tutaj... Boję się powiedzieć o tym rodzicom. Nie chce wracać do domu. Nie chce, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. No i nie chce mieć tego dziecka - schowałam twarz w dłoniach, a nowa fala łez zaczęła płynąć mi po policzkach. - Pomożesz mi? - spytałam, podnosząc wzrok na chłopaka, który chodził w tą i z powrotem po pokoju.
- Jak?
- Po prostu bądź. Chociaż ty. Proszę.
- Postaram się - westchnął chłopak.
- Moje życie jest do dupy. Nie mam nikogo. Wszyscy zostali w LA.
- Słuchaj... Wszystkich życie jest do dupy, ale tylko ci najsilniejsi przetrwają. Musisz wierzyć, że będzie dobrze.
- Dzięki. To było pomocne - uśmiechnęłam się słabo. - Muszę wracać do domu - rzuciłam i wstałam z kanapy, na której spałam. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, a w telefonie miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń. Musiałam wrócić do domu.
- Podwiozę cię - zaproponował Nick, a ja bez sprzeciwu wsiadłam do samochodu i już po chwili byłam pod domem. Już miałam naciskać na klamkę, kiedy chłopak mnie zatrzymał. - Słuchaj... Jak chcesz, możesz zamieszkać u mnie. Jeśli twoi rodzice...
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Przemyślę i jak coś, to będę dzwonić. Za dużo dla mnie robisz.
- Po prostu jestem - przypomniał mi to, co niedawno powiedziałam. Wysiadłam z samochodu i nieśmiało weszłam do domu. Było pusto. No tak... Rodzice pewnie sobie gdzieś poszli. Tata w pracy, a mama...
Nick był dla mnie za dobry, ale pomysł z wyprowadzką od rodziców nie był taki głupi. Szczególnie, że nie chce, żeby fakt, że jestem w ciąży wyszedł na jaw. Musiałam się na razie ukrywać. Jeśli im powiem, na pewno byłyby pytania gdzie, z kim i dlaczego to zrobiłam. Chciałam tego uniknąć.
Nie czekając, aż rodzice wrócą, zaczęłam się pakować. Gdy pojawią się w domu powiem im, że chce się wyprowadzić i po sprawie. Nie powinni się tym przejąć, chociaż ojciec ostatnio zaczął zwracać na mnie uwagę.
Zaczęłam więc pakować wszystkie potrzebne rzeczy do walizki, zaczynając od ubrań i kończąc na pluszowym pingwinie, którego dostałam od Rocky'ego. Chciałam go schować w najgłębszy zakamarek szuflady, ale nie dałam rady. Byłam do niego zbyt przywiązana. Oczywiście chciałam pozbyć się bruneta z głowy, ale nie mogłam. Jeszcze ten miś... on mi o nim przypominał.
Akurat skończyłam pakować ostatnią rzecz do jednego z kartonów, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi i stukot obcasów matki na kafelkach. Wynurzyłam się z pokoju i zobaczyłam jak Jean i tata rozkładają zakupy na stole. Musiałam z nimi pogadać.
- Wyprowadzam się - rzuciłam od razu, gdy weszłam do kuchni. Jakbym nie powiedziała tego teraz, nie zebrałabym się pewnie na odwagę.
- Co? Jak to? - ojciec podniósł na mnie wzrok.
- Po prostu... Stwierdziłam, że mam wystarczającą ilość lat, żeby zacząć samodzielne życie - skłamałam. Musiałam coś powiedzieć.
- Ale kiedy? - wtrąciła się matka.
- Za jakiś... tydzień? - wzruszyłam ramionami. Rodzice wymienili ze sobą spojrzenia. Najwyraźniej nie spodziewali się takiej informacji, ale nie wyglądali na złych czy zasmuconych. Wręcz przeciwnie. Mogłabym przysiąc, że się cieszą.
- Jeśli tego chcesz, to zgoda - Jean wróciła do rozpakowywania zakupów.
- A jak u lekarza? - odezwał się ojciec, a ja aż zamarłam. Nie spodziewałam się, że o to zapytają.
- Dobrze. Powiedział, że to tylko zatrucie pokarmowe, ale nic poważnego - wzruszyłam ramionami. Znowu kłamałam...
Ojciec również wrócił do swoich obowiązków. Znowu poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła, lecz tym razem obyło się bez wymiotów, na co odetchnęłam z ulgą. Musiałam się jak najszybciej wynieść.
- Nie - odpowiedziałam tępo.
- Jakaś... przyjaciółka?
- Nie.
- Ktokolwiek o tym wie?
- Nie - powtórzyłam po raz trzeci. - Tylko ty.
- Co teraz zrobisz?
- Nie wiem... Nie chciałam tego. Nie wiem, jak to się stało... To zrujnuje mi życie! Ja... naprawdę tego nie chciałam! - powiedziałam, a do oczu napłynęły mi łzy. - Myślałam, że po prostu się czymś zatrułam, a tutaj... Boję się powiedzieć o tym rodzicom. Nie chce wracać do domu. Nie chce, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. No i nie chce mieć tego dziecka - schowałam twarz w dłoniach, a nowa fala łez zaczęła płynąć mi po policzkach. - Pomożesz mi? - spytałam, podnosząc wzrok na chłopaka, który chodził w tą i z powrotem po pokoju.
- Jak?
- Po prostu bądź. Chociaż ty. Proszę.
- Postaram się - westchnął chłopak.
- Moje życie jest do dupy. Nie mam nikogo. Wszyscy zostali w LA.
- Słuchaj... Wszystkich życie jest do dupy, ale tylko ci najsilniejsi przetrwają. Musisz wierzyć, że będzie dobrze.
- Dzięki. To było pomocne - uśmiechnęłam się słabo. - Muszę wracać do domu - rzuciłam i wstałam z kanapy, na której spałam. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, a w telefonie miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń. Musiałam wrócić do domu.
- Podwiozę cię - zaproponował Nick, a ja bez sprzeciwu wsiadłam do samochodu i już po chwili byłam pod domem. Już miałam naciskać na klamkę, kiedy chłopak mnie zatrzymał. - Słuchaj... Jak chcesz, możesz zamieszkać u mnie. Jeśli twoi rodzice...
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Przemyślę i jak coś, to będę dzwonić. Za dużo dla mnie robisz.
- Po prostu jestem - przypomniał mi to, co niedawno powiedziałam. Wysiadłam z samochodu i nieśmiało weszłam do domu. Było pusto. No tak... Rodzice pewnie sobie gdzieś poszli. Tata w pracy, a mama...
Nick był dla mnie za dobry, ale pomysł z wyprowadzką od rodziców nie był taki głupi. Szczególnie, że nie chce, żeby fakt, że jestem w ciąży wyszedł na jaw. Musiałam się na razie ukrywać. Jeśli im powiem, na pewno byłyby pytania gdzie, z kim i dlaczego to zrobiłam. Chciałam tego uniknąć.
Nie czekając, aż rodzice wrócą, zaczęłam się pakować. Gdy pojawią się w domu powiem im, że chce się wyprowadzić i po sprawie. Nie powinni się tym przejąć, chociaż ojciec ostatnio zaczął zwracać na mnie uwagę.
Zaczęłam więc pakować wszystkie potrzebne rzeczy do walizki, zaczynając od ubrań i kończąc na pluszowym pingwinie, którego dostałam od Rocky'ego. Chciałam go schować w najgłębszy zakamarek szuflady, ale nie dałam rady. Byłam do niego zbyt przywiązana. Oczywiście chciałam pozbyć się bruneta z głowy, ale nie mogłam. Jeszcze ten miś... on mi o nim przypominał.
Akurat skończyłam pakować ostatnią rzecz do jednego z kartonów, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi i stukot obcasów matki na kafelkach. Wynurzyłam się z pokoju i zobaczyłam jak Jean i tata rozkładają zakupy na stole. Musiałam z nimi pogadać.
- Wyprowadzam się - rzuciłam od razu, gdy weszłam do kuchni. Jakbym nie powiedziała tego teraz, nie zebrałabym się pewnie na odwagę.
- Co? Jak to? - ojciec podniósł na mnie wzrok.
- Po prostu... Stwierdziłam, że mam wystarczającą ilość lat, żeby zacząć samodzielne życie - skłamałam. Musiałam coś powiedzieć.
- Ale kiedy? - wtrąciła się matka.
- Za jakiś... tydzień? - wzruszyłam ramionami. Rodzice wymienili ze sobą spojrzenia. Najwyraźniej nie spodziewali się takiej informacji, ale nie wyglądali na złych czy zasmuconych. Wręcz przeciwnie. Mogłabym przysiąc, że się cieszą.
- Jeśli tego chcesz, to zgoda - Jean wróciła do rozpakowywania zakupów.
- A jak u lekarza? - odezwał się ojciec, a ja aż zamarłam. Nie spodziewałam się, że o to zapytają.
- Dobrze. Powiedział, że to tylko zatrucie pokarmowe, ale nic poważnego - wzruszyłam ramionami. Znowu kłamałam...
Ojciec również wrócił do swoich obowiązków. Znowu poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła, lecz tym razem obyło się bez wymiotów, na co odetchnęłam z ulgą. Musiałam się jak najszybciej wynieść.
To wszystko nie było łatwe. Miałam nadzieję, że w tamtym momencie to jedyna rzecz, która utrudni mi życie. Bardzo, ale to bardzo się myliłam. Wtedy jednak o tym nie wiedziałam. Obok czekała jeszcze jedna tajemnica, jeszcze jeden problem, z którym musiałam się zmierzyć.
Rozległ się dźwięk telefonu. To Rocky. Nie chciałam z nim gadać, ale nie mogłam tak uciekać całe życie. W końcu trzeba było odebrać tą cholerną komórkę i jak normalna, szczęśliwa dziewczyna pogadać ze swoim chłopakiem, za którego już go nie uważam. Mieszkamy od siebie za daleko. No i pewnie i tak teraz nie może odpędzić się od dziewczyn. W końcu jest sławny.
- Cześć - przywitałam się, gdy odebrałam telefon.
- Nel! Już myślałem, że nie odbierzesz! Jak tam?
- Jakoś leci - rzuciłam niby od niechcenia. Chłopak musiał wyczuć, że coś jest nie tak, bo zamilkł na kilka chwil. - A jak u ciebie?
- Ciągle próby... Fanki nie dają nam żyć. Czyli jak zawsze - Rocky lekko się roześmiał, żeby złagodzić atmosferę, ale nie udało mu się to za bardzo. - Jesteś w domu? Jak Miami?
- Cały czas siedzę w domu. No ostatnio zaczęłam pracę, ale to chyba był średni pomysł... - gdy tylko to powiedziałam, znowu poczułam, że chce mi się wymiotować. - Muszę kończyć, cześć! - rzuciłam szybko i pobiegłam do łazienki.
Jeden błąd, chęć zaszalenia. Zawsze byłam spokojna i gdy akurat raz chciałam zrobić coś innego, musiałam za to zapłacić. Raz poszłam z kimkolwiek do łóżka i musiało coś pójść nie tak. Musiałam zajść w ciąże. Takiego pecha mogłam mieć tylko ja.
Schowałam twarz w dłonie.
Miałam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. W szczególność Rocky i Peter.
Schowałam twarz w dłonie.
Miałam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. W szczególność Rocky i Peter.
_________________
Cześć koty <3 jak u was wakacje mijają? Ja mam strasznie zabiegane, ale może to i lepiej?? No cóż... Jak podobał wam się rozdział?? Zostawiajcie komentarze ^^
Super rozdział , oby wszystko się poukładało . A tak w ogóle z kim ma dziecko bo nie wiem xd . Chcę aby znów była z Rocky'm :)) Czekam na next'a : D
OdpowiedzUsuń