niedziela, 19 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 31 - DALEJ JESTEM CZŁOWIEKIEM, MOŻE MOCNO USZKODZONYM, ALE W PEŁNI SPRAWNYM





   Nie wiem ile minęło dni. Nie liczyłam. Chyba czas stracił dla mnie na wartości. Raczej minął już prawie miesiąc, ale nie byłam pewna. Kilka tygodni na pewno, ale nie wiem, czy dwa, czy więcej...
   Zapukałam ostrożnie do drzwi. Nie przemyślałam tego, po prostu działałam instynktownie. Ostatnio dużo powierzałam instynktowi. Byłam zmęczona tym tłokiem myśli, pytań bez odpowiedzi w głowie, a umysł chciał wziąć trochę wolnego. Pozwoliłam mu zwolnić obroty.
   Nikt nie otwierał. Znowu.
   - Mag?! - zawołałam, jakby to miało pomóc. Byłam zdecydowana, żeby z nią porozmawiać.
   Wcześniej też tu byłam. Dwa dni temu, może trzy. Nie wiem, jak już mówiłam przestałam liczyć dni. Wydawało mi się to podejrzane, szczególnie że wiedziałam, że Mag powinna być. Znałam jej plan dnia, co lubiła robić i kiedy i wiedziałam, że teraz późnym wieczorem powinna być w domu.
   Nie powiem, ale zaczęłam się niepokoić. 
   Ponownie jej nie było, dom stał pusty. A może po prostu chciała, żebym myślała, że tak jest? Może najzwyczajniej nie chciała mnie widzieć?
    Po tym wszystkim, co się stało, po śmierci mojej siostry, gdy Sarah odeszła, ja również odeszłam z życia własnej matki.
    Ja odeszłam, ale Sarah nie. Ona po prostu zginęła, tak z dnia na dzień, niespodziewanie, boleśnie, nie żegnając się z nikim, po prostu  u m a r ł a. To jest różnica. 
   Pchnęłam gładkie, jasne drzwi wejściowe, które, o dziwo, były otwarte. Na początku tylko je uchyliłam, aż w końcu odważyłam się rozchylić je na oścież. Gdy tylko postawiłam nogę za progiem i zamknęłam za sobą drzwi, zalał mnie półmrok, a w nozdrza uderzyła ostra woń, więc machinalnie zatkałam nos. Nie byłam pewna, co to. Ruszyłam w stronę kuchni.
   Krocząc po domu czułam się jak intruz, włamywacz, na obcym terenie, ale starałam się zepchnąć tą myśl na dalszy plan. W końcu nie ona była najważniejsza. Miałam mnóstwo innych zmartwień oraz rzeczy na głowie.
   To, co zobaczyłam w kuchni wręcz zawaliło mnie z nóg.
   Blat przy kuchence pokryty był pieśnią, a z chlebaka to chleb już prawie sam wychodził. Pod oknem stało kilka porozwalanych butelek po wódce. Na podłodze rozbity był talerz, a wokół niego leżały resztki jedzenia. Na blacie również było szkło, a na ścianie nad nim była plama, więc podejrzewałam, że mama po prostu rzucała butelkami.
   Woń to był po prostu alkohol, pleśń, oraz nuta wanilii wydobywająca się z wetkniętego w ścianę odświeżacza powietrza, który w tym momencie nic nie dawał, wręcz przeciwnie - tylko pogarszał ten odór.
   Oparta głową o stół w kuchni spała Mag. Nie przypominała zupełnie siebie. Pod oczami miała sińce, włosy stały jej we wszystkie strony. To było wręcz straszne. Od razu w oczach stanęły mi łzy. Nie byłam pewna, dlaczego. To z powodu jej wyglądu? Tego wszystkiego, co się stało? Odoru w pomieszczeniu, palącego mnie w oczy?
   Nie. To z powodu widoku człowieka, który stoczył się tak nisko, niezdolny podnieść ciężaru swoich problemów bez niczyjej pomocy. Oczekiwała jej ode mnie, wręcz krzyczała w moją stronę z prośbą o pomoc, a ja byłam tak skoncentrowana na unoszeniu wydarzeń z mojego życia, że nie mogłam, a może nawet nie chciałam jej pomóc, bo sama nie dawałam rady. Widziałam Mag wcześniej uśmiechniętą, wesołą, widziałam człowieka, który nie bał się życia i śmiało przez nie szedł. Teraz pozostał już tylko wrak.
   Nie chcę zgrywać bohaterki. Nie chcę mówić, że byłam zdecydowana i pewna, że chcę ją "ocalić". Nie byłam. W tamtym momencie miałam ochotę uciec, wybiec z domu własnej matki, zaczerpnąć świeżego powietrza i nigdy nie wracać i nie patrzeć na ten tonący statek.
   I zrobiłam to.
   - Jedź - powiedziałam, opadając na siedzenie pasażera ze łzami w oczach zupełnie załamanym głosem.
   - Co jest? - brunet pochylił się nade mną.
   - Po prostu.... Jedź.
   Ruszył. Nie przejechaliśmy jednak dużo, gdy poprosiłam, żeby chłopak się zatrzymał. Wysiadłam, a Ratliff poszedł w moje ślady. Zrobiłam może z pięć kroków i zwymiotowałam na chodnik. Żółć paliła mnie w gardle, gdy skończyłam.
   Odeszliśmy kawałek i usiedliśmy na ławce, a dookoła oświetlały nas lampy uliczne.
   - To teraz gadaj - co jest?
   - Ona... Mag... - nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów. - To nie jest ta sama osoba. Jest... Wrakiem - użyłam tego samego określenia, jak wcześniej sobie o niej myślałam, bo nie przychodziło mi nic do głowy.
   - Wrakiem?
   - Nie wiem, jak to określić...
   - Powiedz, co ci mówiła.
   - Tyle że nie rozmawiałyśmy - zmarszczyłam brwi.
   - To dlaczego płakałaś?
   - Zobaczyłam coś - wbiłam wzrok w dłonie, nie gotowa, by o tym mówić, lecz Ell chciał wiedzieć.
   - Co? - wiedziałam, że nie odpuści. Zawahałam się przez chwilkę. Zamknęłam oczy, by lepiej sobie przypomnieć każdy szczegół.
   - Pleśń, butelki po alkoholu, szkło, plamy na ścianach...
   - I...?
   - Pijaną Mag - zmusiłam się do wypowiedzenia tych dwóch słów, chociaż przyszło mi to z największą trudnością.
   Między nami zapadła cisza, czułam jak Ratliff wstrzymuje oddech. Starałam się nie patrzeć mu w oczy, zaczęłam się rozglądać. Mój wzrok padł na kilkoro dzieci bawiących się razem, starszą panią i grupę młodych ludzi, częstujących się papierosami, na których widok się wzdrygnęłam. Od razu wróciły wspomnienia zeszłego roku. Jedna z dziewczyn podniosła na mnie wzrok i machnęła ręką, w której trzymała peta.
   - Wiele przeszła - zauważa Ell, wyrywając mnie z dziwnego zamyślenia.
   - Więcej niż ja? - w tamtym momencie, gdy wypowiedziałam te słowa, wydały mi się bardzo samolubne, ale z drugiej strony zrozumiałam też, jak bardzo pozory mogą mylić.
   Uważałam Mag za silną kobietę, pochodzącą z humorem do życia, wszystkiemu dzielnie stawiającą czoło, mimo że straciła męża. Lecz po jednej tragedii, gdy zginęła jej córka, kobieta załamała się, a ból doszczętnie ją spalił, zostawiając tylko kupkę popiołu.
   - Przeszłam o wiele więcej - dodałam, gdy Ell się nie odzywał.
   Zginęła Sarah, moja siostra i przyjaciółka, dowiedziałam się, że przez cały czas żyłam w kłamstwie, bo Jean nie jest moją matką tylko jest nią Mag, zaszłam w ciążę, miałam wypadek, straciłam dziecko, chłopaka, którego kocham nad życie i to kilkakrotnie... Jeszcze okazało się, że mężczyzna, którego uważałam za ojca - Sam - tak na prawdę nim nie jest, więc Mag mnie oklamywała. Można więc powiedzieć, że jak na razie nie mam ojca.
   Dalej jestem człowiekiem, może mocno uszkodzonym, ale w pełni sprawnym.
   - Tyle że ty miałaś ciągle kogoś bliskiego przy sobie, a Mag miała tylko ciebie po śmierci córki, ale ty się od niej odwróciłaś - odezwał się nagle Ell.
   Wiedziałam, że nie powiedział tego, żeby mnie zdenerwować. Wiedziałam też, że nie broni Mag. Stwierdzał widoczne fakty. Widoczne dla niego, ja nie zwróciłam na nie uwagi.
   Tym razem to ja milczałam.
   - Wracajmy - przerwał ciszę chłopak. - Lepiej się czujesz? Wolałbym, żebyś nie zwymiotowała w aucie...
   - Spoko, już dobrze - gdy to powiedziałam, od razu ruszyliśmy w stronę samochodu, a przez całą drogę do domu nie odezwaliśmy się już ani słowem.


___________________________

Cześć koty!
Hmmm no więc... Stęskniliście się? Za mną? Za Nel i R5? Za moją radosną twórczością własną? Nie wiem, od czego zacząć. Dłuuugo mnie tu nie było. Właściwie sama nie wiem, dlaczego. Pewnie jeszcze też bym nie wróciła, gdyby nie mały kopniak od mojej kochanej przyjaciółki, która była ze mną od początku tej historii. Naprawdę nie jest pewne, jak to teraz będzie i możliwe, że znów zniknę bez śladu, ale postaram się tutaj zaglądać. I mam nadzieję, że blog wróci do żywych!
Także ten... Muszę wrócić do formy i obyście mi w tym pomogli zostawiając po sobie jakieś komentarze jeśli rozdział wam się podobał i jeśli się nie podobał też ^^ Bo tak naprawdę krytyka czasami pomaga bardziej niż pochwała ;)
Do usłyszenia!

6 komentarzy:

  1. O mój Boże ♥ Nareszcie się doczekałam!
    Codziennie wchodziłam i sprawdzałam, czy aby na pewno czegoś nie dodałaś i codziennie byłam zawiedziona... Ale jesteś, wróciłaś! Tak bardzo się cieszę!
    Biedna Mag, szkoda mi jej... Nie obwiniam Nel, że jej nie pomogła, bo przecież sama miała wiele na głowie. Czekam, aż pogodzi się z Rockym i mam nadzieję, że jakoś fajnie to opiszesz, chociaż Ty wszystko opisujesz bardzo dojrzale, miło mi się czyta. Uwielbiam więź między Ellingtonem a Nel. Ratliff to idealny przyjaciel ♥
    Liczę, że Mag jakoś z tego wyjdzie. Nel musi jej pomóc!
    Uwielbiam Twój styl pisania, jest taki...inny. Wszystko tak świetnie opisujesz, masz mega talent, uwielbiam Cię!
    Jestem teraz bardzo szczęśliwa, że wróciłaś. Życzę weny:)
    ~Veronica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. O matko! Bardzo mi miło :) Mój umysł wziął sobie mega wakacje od pisania tego bloga, kiedyś trzeba było wrócić i dziś jest ten dzień! ^^

      Usuń
  2. NO I CODZIENNE NAMAWIANIE JAK BYLAM W POLSCE BYS DALEJ PISALA POSKUTKOWALO :3 *-* ❤❤❤ EMIS jestem taka z ciebie dumna ❤ no w koncu ❤ kuffa w koncu! ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się doczekałam 😘
    Czekam na nexta i życzę weny 😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle na to czekałam!
    Szczerze teraz jestem w takim szoku połączonym z zachwytem, że nie wiem co napisać.
    Mimo, że minęło tyle czasu z formy nie wyszłaś! Rozdział jest świetny!
    Mam nadzieję, że jakoś to będzie. Właściwie to nawet nie wiem z kim chcę żeby była Nel :p
    Życzę weny i czekam na kontynuacje wielkiego powrotu! :D

    OdpowiedzUsuń