Peter. Mag. Stormie. Ratliff. Rocky. Reszta Lynch'ów. Sarah. Oni wszyscy na przemian wrzeszczeli, płakali lub rzucali szkłem, którego odłamki wbijały mi się w skórę, tak samo jak ich słowa czy łzy. Zwinęłam się w kulkę na środku jakiegoś pokoju i starałam się tego nie słuchać, wyłączyć, lecz każde wypowiedziane zdanie przenikało do mojej świadomości, każda słona kropla obmywała krew od ran szkła.
Gdy obudziłam się z wrzaskiem w swoim łóżku, w pokoju u Lynch'ów zupełnie sama wcale nie poczułam się lepiej, chociaż ulżyło mi, że już nie słyszę tych przeraźliwych krzyków. Mimo to bolała mnie głowa i mogłam już tylko pomarzyć choćby o godzince snu. Była trzecia w nocy.
Przywracałam się z boku na bok, czasami specjalnie, a czasami przypadkiem, uderzając łokciem w ścianę. Wiedziałam, że za nią jest Riker z Rossem i miałam nadzieję, że któryś z nich się zjawi, bo nie chciałam być sama.
Tyle że ty ciągle miałaś kogoś bliskiego przy sobie.
Poczułam się źle i miałam ochotę zerwać się z łóżka i pojechać do Mag, by ją przeprosić, ale przecież był środek nocy, Mag pewnie spała, no i za pewne nie była trzeźwa, więc wątpię, żeby zapamiętała moje przeprosiny. Pewnie uznałaby to za skutek upicia lub sen.
Podciągnam kolana do brody i zwinięta w kłębek staram się rozgrzać nagle zmarznięte dłonie. Miałam wrażenie, że zmieniły się w dwa sople.
Błagam! Nie chcę być sama!
Przewróciłam się na drugi bok i patrzyłam w ciemność.
Proszę...
Jakby na moje wołania, drzwi się delikatnie otworzyły a przez centymetrową szpare widziałam zarys człowieka. Doskonale wiedziałam, kto przyszedł. Nie raz uważnie studiowałam rysy tego ciała.
Wahałam się czy podnieść się lekko na łokciach, i tym samym dać znać, że nie śpię, czy dalej leżeć nieruchomo. W końcu zdecydowałam, że nie zrobię nic.
Słyszałam, jak chłopak przemieszcza się przez pokój, starając się chodzić jak najciszej, aż wreszcie zatrzymał się przy moim łóżku. Chwilę się zastanawiałam, lecz podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. On też patrzył w moje.
Chłopak chciał się wycofać, lecz błyskawicznie złapałam go za rękę, zupełnie nie panując nad tym gwałtownym uczuciem, którego nie potrafiłam rozpoznać. Ciekawe, czy to samo uczucie pchało go tutaj do mnie...
- Nel... - usłyszałam w ciemności swoje imię. W jego ustach zabrzmiało to niemal jak pieszczota.
- Nie idź. Proszę - wiem, że tego nie widział, ale moje oczy zaszły łzami i nawet ja nie znałam ich przyczyny.
Rocky stał w bezruchu i wyraźnie się wahał, a emocje i myśli wewnętrznie ze sobą walczyły. Chciałam go jakoś przekonać, ale nie wiedziałam co mogę powiedzieć.
Czasami patrząc na niego żałowałam wszystkiego, co zrobiłam i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek mi wybaczy choć części tego, co zrobiłam. Nawet to nie wydawało mi się możliwe. Krzywdziłam wszystkich dookoła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie mogłam przestać. Nie potrafiłam. Każdy wybór okazywał się błędny, a ja cicho liczyłam na to, że w końcu to wszystko się skończy i będę mogła żyć normalnie. To, co robią dla mnie Lynch'owie to o wiele za dużo w porównaniu z tym, jak im się odpłacam. Oni obdarzają mnie miłością i ciepłem, ja - kłamstwem i bólem.
Szczerze mówiąc, ulżyło mi, gdy Rocky cicho wślizgnął się pod kołdrę obok mnie i choć starał się mnie nie dotykać to i tak było to nieuniknione. Dziwnie się czułam znowu z Rocky'm w jednym łóżku, ale to uczucie usuwało się w kąt i zostało zastąpione innym.
Mimo wszystkiego, co się między nami wydarzyło, ciągle moje serce było we władaniu leżącego obok bruneta. To on musiał być przy mnie żebym mogła normalnie funkcjonować, myśleć, żyć. To nie ogniste uczucie Rossa jest mi potrzebne, by walczyć, lecz jakiś promień bijący od Rocky'ego.
- Wiedziałem, że nie śpisz - odzywa się nagle, a ja nie do końca potrafię rozszyfrować, co dokładnie ma na myśli. - Ja też nie spałem.
Dalej milczałam, czekając, aż wyjaśni.
- Wiem - powiedział krótko, a ja byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.
- Co wiesz?
- Wiem, że mnie kochasz.
Serce zabiło mi mocniej na wspomnienie szpitalu.
Podeszłam do łóżka i uklęknęłam. Po chwili zawahania złożyłam na ustach chłopaka delikatny pocałunek, tak krótki, jak mrugnięcie.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęłam w ciszy. Wydało mi się to żałosne, ale nie mogłam się powstrzymać.
W tamtym momencie nie mogłam nam sobą zapanować i szybko złączyłam nasze usta w pocałunku. Był taki łagodny, jakbym pytała o coś, o co nie mogłam zapytać słowami. Rocky się wahał. Znowu. Przypomniało mi to trochę czasu, gdy jeszcze do końca się nie znaliśmy. Był wtedy tak samo ostrożny, jakbym była z porcelany.
Brunet odwzajemnił pocałunek mocniej, namiętniej a ja zatraciłam się w nim bez reszty. Przylgnęłam do niego całym ciałem, nie zostawiając nawet centymetra odstępu między nami. Potrzebowałam jego bliskości. Dokładnie zaczęłam studiować wszystkie rysy jego klatki piersiowej, brzucha, ramion, wędrując rękoma w górę i w dół.
- Dawno tego nie czułam - szepnęłam, patrząc w ciemności w oczy chłopaka. Ten objął mnie w pasie i starał się przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie, co nie było możliwe.
- Czego?
- Nie wiem... Nie potrafię tego określić. Brakowało mi cię.
- Bardziej niż Rossa? - wyczułam nutkę zazdrości.
- Nie mogę tego nawet porównywać... Ross... Nie jest mi obojętny, ale zawsze będziesz dla mnie ważniejszy i nie wyobrażam sobie, jakby bez ciebie było i co bym zrobiła... Potrzebuje cię - powiedziałam to, co chciałam mu powiedzieć już od początku, na co nigdy nie miałam odwagi.
- Ja ciebie też - pocałował mnie w czubek głowy. - Wtedy... Gdy dowiedziałem się, że jesteś w ciąży... Na początku myślałem, że to Rossa dziecko - zaśmiał się sztucznie, co od razu usłyszałam. - W pierwszej chwili chciałem go znaleźć i sam nie wiem, co mu zrobić... - w ciemności zobaczyłam, jak brunet marszczy brwi. - Ale w końcu doszedłem do wniosku, że ty mnie nie pamiętałaś.
- Nigdy tego nie chciałam - w moich oczach znowu pojawiły się łzy. Chyba powoli wpadałam w depresję. Zdecydowanie za często płakałam, nawet wtedy, gdy to kompletnie nie było na miejscu, i gdy tego nie chciałam.
- Wiem.
- Rocky... - wypowiedziałam jego imię, chociaż nie wiedziałam, co chcę powiedzieć.
- Tak?
- Chciałabym, żeby wszystko było jak dawniej...
- Ja też. Ale teraz też jest dobrze.
- Tak... Jest dobrze - przesunęłam dłoń z brzucha chłopaka w górę, zatrzymując się na sercu. Czułam jego mocne, szybkie bicie. - Oby tak zostało - westchnęłam, zamykając oczy. Pod powiekami czułam mrowienie, jakby dostał się pod nie piasek.
- Zostanie. Obiecuję - chłopak głaskał mnie delikatnie po plecach, co bardzo mnie uspokajało.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić. Nie dawaj mi nadziei, którą sama mogę sobie odebrać.
_________________________________________
No witam, witam!
Jak mija wam weekend?? Odpoczywacie troszkę??
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Muszę wam powiedzieć, że już niedługo kończę tą drugą serię i nie wiem, co dalej. Ale jeszcze kilka rozdziałów zostało, a ja mam czas do namysłu. A wy jak myślicie - co powinnam zrobić? Boję się, że gdy zacznę pisać dalej, brnąć w trzecią część nie będę miała czasu i pomysłów by ją ciągnąć. Sama nie wiem... No cóż zostawiajcie komentarze na temat rozdziału i w sumie na temat czy pisać 3 serię, czy nie i czy będziecie wtedy wyrozumiali, bo w sumie mam kilka pomysłów, ale nie wiem, jak na nie zareagujecie. Ale dobrze - bez zbędnego zatrzymywania was - do następnego rozdziału ^^
Gdy obudziłam się z wrzaskiem w swoim łóżku, w pokoju u Lynch'ów zupełnie sama wcale nie poczułam się lepiej, chociaż ulżyło mi, że już nie słyszę tych przeraźliwych krzyków. Mimo to bolała mnie głowa i mogłam już tylko pomarzyć choćby o godzince snu. Była trzecia w nocy.
Przywracałam się z boku na bok, czasami specjalnie, a czasami przypadkiem, uderzając łokciem w ścianę. Wiedziałam, że za nią jest Riker z Rossem i miałam nadzieję, że któryś z nich się zjawi, bo nie chciałam być sama.
Tyle że ty ciągle miałaś kogoś bliskiego przy sobie.
Poczułam się źle i miałam ochotę zerwać się z łóżka i pojechać do Mag, by ją przeprosić, ale przecież był środek nocy, Mag pewnie spała, no i za pewne nie była trzeźwa, więc wątpię, żeby zapamiętała moje przeprosiny. Pewnie uznałaby to za skutek upicia lub sen.
Podciągnam kolana do brody i zwinięta w kłębek staram się rozgrzać nagle zmarznięte dłonie. Miałam wrażenie, że zmieniły się w dwa sople.
Błagam! Nie chcę być sama!
Przewróciłam się na drugi bok i patrzyłam w ciemność.
Proszę...
Jakby na moje wołania, drzwi się delikatnie otworzyły a przez centymetrową szpare widziałam zarys człowieka. Doskonale wiedziałam, kto przyszedł. Nie raz uważnie studiowałam rysy tego ciała.
Wahałam się czy podnieść się lekko na łokciach, i tym samym dać znać, że nie śpię, czy dalej leżeć nieruchomo. W końcu zdecydowałam, że nie zrobię nic.
Słyszałam, jak chłopak przemieszcza się przez pokój, starając się chodzić jak najciszej, aż wreszcie zatrzymał się przy moim łóżku. Chwilę się zastanawiałam, lecz podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. On też patrzył w moje.
Chłopak chciał się wycofać, lecz błyskawicznie złapałam go za rękę, zupełnie nie panując nad tym gwałtownym uczuciem, którego nie potrafiłam rozpoznać. Ciekawe, czy to samo uczucie pchało go tutaj do mnie...
- Nel... - usłyszałam w ciemności swoje imię. W jego ustach zabrzmiało to niemal jak pieszczota.
- Nie idź. Proszę - wiem, że tego nie widział, ale moje oczy zaszły łzami i nawet ja nie znałam ich przyczyny.
Rocky stał w bezruchu i wyraźnie się wahał, a emocje i myśli wewnętrznie ze sobą walczyły. Chciałam go jakoś przekonać, ale nie wiedziałam co mogę powiedzieć.
Czasami patrząc na niego żałowałam wszystkiego, co zrobiłam i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek mi wybaczy choć części tego, co zrobiłam. Nawet to nie wydawało mi się możliwe. Krzywdziłam wszystkich dookoła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie mogłam przestać. Nie potrafiłam. Każdy wybór okazywał się błędny, a ja cicho liczyłam na to, że w końcu to wszystko się skończy i będę mogła żyć normalnie. To, co robią dla mnie Lynch'owie to o wiele za dużo w porównaniu z tym, jak im się odpłacam. Oni obdarzają mnie miłością i ciepłem, ja - kłamstwem i bólem.
Szczerze mówiąc, ulżyło mi, gdy Rocky cicho wślizgnął się pod kołdrę obok mnie i choć starał się mnie nie dotykać to i tak było to nieuniknione. Dziwnie się czułam znowu z Rocky'm w jednym łóżku, ale to uczucie usuwało się w kąt i zostało zastąpione innym.
Mimo wszystkiego, co się między nami wydarzyło, ciągle moje serce było we władaniu leżącego obok bruneta. To on musiał być przy mnie żebym mogła normalnie funkcjonować, myśleć, żyć. To nie ogniste uczucie Rossa jest mi potrzebne, by walczyć, lecz jakiś promień bijący od Rocky'ego.
- Wiedziałem, że nie śpisz - odzywa się nagle, a ja nie do końca potrafię rozszyfrować, co dokładnie ma na myśli. - Ja też nie spałem.
Dalej milczałam, czekając, aż wyjaśni.
- Wiem - powiedział krótko, a ja byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.
- Co wiesz?
- Wiem, że mnie kochasz.
Serce zabiło mi mocniej na wspomnienie szpitalu.
Podeszłam do łóżka i uklęknęłam. Po chwili zawahania złożyłam na ustach chłopaka delikatny pocałunek, tak krótki, jak mrugnięcie.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęłam w ciszy. Wydało mi się to żałosne, ale nie mogłam się powstrzymać.
W tamtym momencie nie mogłam nam sobą zapanować i szybko złączyłam nasze usta w pocałunku. Był taki łagodny, jakbym pytała o coś, o co nie mogłam zapytać słowami. Rocky się wahał. Znowu. Przypomniało mi to trochę czasu, gdy jeszcze do końca się nie znaliśmy. Był wtedy tak samo ostrożny, jakbym była z porcelany.
Brunet odwzajemnił pocałunek mocniej, namiętniej a ja zatraciłam się w nim bez reszty. Przylgnęłam do niego całym ciałem, nie zostawiając nawet centymetra odstępu między nami. Potrzebowałam jego bliskości. Dokładnie zaczęłam studiować wszystkie rysy jego klatki piersiowej, brzucha, ramion, wędrując rękoma w górę i w dół.
- Dawno tego nie czułam - szepnęłam, patrząc w ciemności w oczy chłopaka. Ten objął mnie w pasie i starał się przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie, co nie było możliwe.
- Czego?
- Nie wiem... Nie potrafię tego określić. Brakowało mi cię.
- Bardziej niż Rossa? - wyczułam nutkę zazdrości.
- Nie mogę tego nawet porównywać... Ross... Nie jest mi obojętny, ale zawsze będziesz dla mnie ważniejszy i nie wyobrażam sobie, jakby bez ciebie było i co bym zrobiła... Potrzebuje cię - powiedziałam to, co chciałam mu powiedzieć już od początku, na co nigdy nie miałam odwagi.
- Ja ciebie też - pocałował mnie w czubek głowy. - Wtedy... Gdy dowiedziałem się, że jesteś w ciąży... Na początku myślałem, że to Rossa dziecko - zaśmiał się sztucznie, co od razu usłyszałam. - W pierwszej chwili chciałem go znaleźć i sam nie wiem, co mu zrobić... - w ciemności zobaczyłam, jak brunet marszczy brwi. - Ale w końcu doszedłem do wniosku, że ty mnie nie pamiętałaś.
- Nigdy tego nie chciałam - w moich oczach znowu pojawiły się łzy. Chyba powoli wpadałam w depresję. Zdecydowanie za często płakałam, nawet wtedy, gdy to kompletnie nie było na miejscu, i gdy tego nie chciałam.
- Wiem.
- Rocky... - wypowiedziałam jego imię, chociaż nie wiedziałam, co chcę powiedzieć.
- Tak?
- Chciałabym, żeby wszystko było jak dawniej...
- Ja też. Ale teraz też jest dobrze.
- Tak... Jest dobrze - przesunęłam dłoń z brzucha chłopaka w górę, zatrzymując się na sercu. Czułam jego mocne, szybkie bicie. - Oby tak zostało - westchnęłam, zamykając oczy. Pod powiekami czułam mrowienie, jakby dostał się pod nie piasek.
- Zostanie. Obiecuję - chłopak głaskał mnie delikatnie po plecach, co bardzo mnie uspokajało.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić. Nie dawaj mi nadziei, którą sama mogę sobie odebrać.
_________________________________________
No witam, witam!
Jak mija wam weekend?? Odpoczywacie troszkę??
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Muszę wam powiedzieć, że już niedługo kończę tą drugą serię i nie wiem, co dalej. Ale jeszcze kilka rozdziałów zostało, a ja mam czas do namysłu. A wy jak myślicie - co powinnam zrobić? Boję się, że gdy zacznę pisać dalej, brnąć w trzecią część nie będę miała czasu i pomysłów by ją ciągnąć. Sama nie wiem... No cóż zostawiajcie komentarze na temat rozdziału i w sumie na temat czy pisać 3 serię, czy nie i czy będziecie wtedy wyrozumiali, bo w sumie mam kilka pomysłów, ale nie wiem, jak na nie zareagujecie. Ale dobrze - bez zbędnego zatrzymywania was - do następnego rozdziału ^^